Ostatnio się zaczyna festiwal pdt. "Zagłosuj na mniejsze zło, bo będzie gorzej" albo "Wybory to obowiązek. W skrócie dosadnie przekażę co o tym myślę.
Już głosowałem na kandydata który mi w pełni nie odpowiadał. Szczerze mówiąc tuż przed wyborami poważnie się zastanawiałem czy nie poprzeć jednak Stanisława Żółtka. Zadecydowało głównie to, iż Bosak był kandydatem ugrupowania które popieram. O ile gospodarczo jeszcze uszedł, to światopoglądem nieraz przekraczał skraj mej tolerancji, zwłaszcza w aspektach religijnych. Ale ok, nigdy nie jest idealnie, zagłosowałem. Wycie lewicy że faszysta zdobył 7% było jednak tego warte. Już pomijając te absurdalne zarzuty, których żaden rozsądny lewicowiec nie powinien wypowiadać (Sam Krzysztof Śmiszek w Rozmowie z Robertem Mazurkiem zapytany czy Bosak jest faszystą, zakomunikował że jest nacjonalistą i jego poglądy grożą polityką wykluczenia mniejszości oraz kobiet), to satysfakcja tym większa. PiS i KO zaczęły w końcu mówić ludzkim głosem i nagle wszyscy stali się wolnorynkowymi patriotami... "Efekt Bosaka" pozostanie już na zawsze w formie memów i śmieszków z obecnego układu. Układu którego nigdy nie poprę. Nasze piękne społeczeństwo zapewniło nam sytuację, w której mamy już w pierwszej turze poparcie rzędu prawie 3/4 dla POPiSu, a licząc Lewicę i PSL prawie 80%. Jedynie 20% które zebrali Hołownia i Bosak, oraz niewielkie promile mniejszych kandydatów to jakaś kropla w morzu.
I teraz po tym co mi wyborcy zgotowali mam wybierać? Mimo że już w pierwszej turze, może nie żałowałem, ale jakoś szczególnie się nie cieszyłem? No nie ma opcji
