Robert Szmarowski Robert Szmarowski
1505
BLOG

Niech nam żyje Defilada!

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Gospodarka Obserwuj notkę 17

Pojawiają się głosy kwestionujące sens kosztownych, corocznych defilad z okazji 15 sierpnia. Czy warto w każdą rocznicę Cudu nad Wisłą przeznaczać pieniądze na paliwo, którego potężne ilości spłoną w silnikach czołgów i samolotów? Czy nie szkoda cennych motogodzin na bezproduktywne przemarsze? Problem wykorzystania środków budżetowych, przyznawanych służbom mundurowym nie dotyczy jedynie Wojska.

Święto

Obchody święta zawsze są kosztowne. Nie tylko w Wojsku, czy Policji, ale w każdej formacji mundurowej. Stosowna oprawa, zaproszeni goście. Ale także funkcjonariusze i żołnierze, których oddelegowano specjalnie w tym celu, aby uczestniczyli w uroczystościach. Orkiestry, pododdziały reprezentacyjne, „wysocy przedstawiciele”...

Na szczeblu lokalnym, czyli wojewódzkim, są to z pewnością koszty zauważalne. A co dopiero na szczeblu centralnym. I tu pojawia się pierwsze trudne pytanie: czy faktycznie potrzebna nam taka wypasiona celebra co rok? W każdą „okrągłą” czternastą, szesnastą, dwudziestą pierwszą rocznicę? Generał, czy pułkownik, dowolnej formacji, który na miejsce centralnych obchodów przybył spoza garnizonu, nie będzie przecież nocował w schronisku młodzieżowym. I słonymi paluszkami też się nie zadowoli. A z gołymi rękami w gości nie przyjedzie i bez darów go nie wypuszczą, bo to byłby niehonor dla gospodarza.

I tak co roku. Policja, Straż Graniczna, Służba Więzienna, Państwowa Straż Pożarna, Służba Celna, Wojsko Polskie, Wojska Lądowe, Wojska Takie, Wojska Siakie. Wożą się mundurowi sułtani w te płonące punkty na mapie Polski, nie szczędząc mechanicznych koni w specjalnie do tego celu zakupionych limuzynach. Korowód orkiestr i paradnych kolumn mknie z imprezki na imprezkę. Proporczyki, patery, foldery i kubki – kalejdoskop gadżetów krąży między bratnimi dłońmi. A wszystko to z funduszu reprezentacyjnego.

Potrzebujemy tego co roku? My, funkcjonariusze? My, żołnierze? My, PODATNICY?

Turniej

Sport, ważna sprawa. Szczególnie w służbach mundurowych. Nie bez kozery organizowany w czasach PRL turniej dla młodzieży nosił nazwę „Sprawni jak żołnierze”. Żołnierz musi być sprawny. Policjant, strażak. Każdy mundurowy. Aby w porę ukryć się przed ostrzałem, lub wytrzymać wiele godzin bezwzględnego boju. Aby dogonić złodzieja, przemytnika, zbiegłego więźnia. Aby nie spóźnić się z podaniem płynu gaśniczego lub udźwignąć ciężar ekwipunku. Dbałość o kondycję fizyczną jest trwale wpisana w naszą profesję.

Ale nie zawsze i nie każdy mundurowy potrafi ten standard wypełnić odpowiednią jakościowo treścią. Dzieje się tak z różnych przyczyn. Czasami najszczersze chęci nie wystarczą. Przeszkodą może być duża odległość, którą codziennie funkcjonariusz pokonuje, aby z miejsca zamieszkania dotrzeć do miejsca pełnienia służby. Po powrocie do domu czasu wystarcza ledwie na to, aby zakrzątnąć się przy dzieciach. A potem najwyższa pora iść spać, bo następny dzień już za pasem. Czasami barierą są pieniądze. Najwięcej mundurowych pobiera uposażenia z najniższych grup zaszeregowania. Wbrew temu, co społeczeństwu wmawiają niektórzy cyniczni politycy, przy udziale „użytecznych idiotów” z posłusznych mediów, pobory przeciętnego mundurowego nie powalają na kolana. Jeśli do tego taka skromna pensja ma pokryć utrzymanie rodziny, w której bezrobotna żona opiekuje się gromadką pociech, trudno wyasygnować pieniądze na opłacenie treningów w komercyjnej siłowni czy klubie sportowym. A na miejscu, czyli w jednostce, z treningami bywa krucho. Na ogół jest tak, że im dalej od komendy jednostki organizacyjnej, tym gorzej.

Gdy po serii napiętnowanych publicznie wpadek, policjanci upomnieli się o szkolenia z zakresu technik interwencji, usłyszeli dobrą wiadomość. Chcecie szkoleń, to macie. A wasi koledzy nie chcą, więc zamiast tego dostaną premie. No tak, wszak budżet Policji nie jest z gumy, jak słusznie zauważył przedstawiciel KGP. Dla sprawnych będą premie, a dla niesprawnych będą szkolenia. Każdemu wedle potrzeb.

I tu miejsce na kolejne trudne pytanie. Czy w sytuacji niedoboru środków na doskonalenie zawodowe, trzeba wydawać pieniądze na organizację ogólnokrajowych turniejów i fundowanie pucharów za osiągnięcia? Co jest ważniejsze? Wystawienie drużyny halowej piłki nożnej, reprezentującej komendę wojewódzką Policji, oddział Straży Granicznej i tak dalej, czy właściwe przygotowanie funkcjonariusza do wykonywania zadań w terenie? Zauważmy, że takie turnieje, to nie tylko koszt nagród. To przewóz ludzi, ich zakwaterowanie i wyżywienie.

Nawet jeśli niektóre z takich przedsięwzięć finansują związki zawodowe, czy nie byłoby lepiej, aby wspólne pieniądze przeznaczyć na zajęcia doskonalące, zamiast na igrzyska? Z jednej strony zwykłe draństwo, polegające na ukaraniu tych, którzy domagają się szkoleń („budżet nie jest z gumy”), a z drugiej – bardzo lekka ręka do pucharów i innych kosztownych bzdetów. Słuszną linię ma nasza władza, jak mówił klasyk.

Promocja

Każda formacja mundurowa potrzebuje oficerów. Gdy jedni odchodzą, wykształcić trzeba następnych. Promocja oficerska to zawsze wydarzenie o szczególnej wadze. Wieńczy ona trudny proces, który w zależności od profilu kursu i rodzaju służby trwa kilka lat, albo kilka miesięcy, albo kilka dni. Oficer, to nie byle kto. Mianowanie na pierwszy stopień oficerski odbywa się w niezwykle uroczystej oprawie, musi być generał, musi być szabla. I musi być przyklęk, aby generał mógł szablą pasować nowo wyprodukowanego oficera. Wszystko to jest oczywiste. A wydawanie środków na celebrę w tym wypadku ani nie wymaga dyskusji, ani nie zasługuje na uzasadnienie.

Czy rzeczywiście? A któż to dzisiaj jest, ten „oficer”? Niestety, etos oficerski, czyli zbiór wartości, które wyznaczają standard postaw i zachowań oficera, jest w polskich służbach mundurowych rzewnym wspomnieniem. Rzecz jasna, wciąż mamy sporo oficerów z prawdziwego zdarzenia. Ale coraz częściej ich szeregi przeplata materiał miałki, przypadkowy, lub wręcz nieodpowiedni.

W różnych formacjach różnie wygląda procedura wyłaniania kandydatów na oficerów. Ale łączy je jedno, „oficer” przestał już być symbolem najwyższych standardów postępowania, a zaczął być wyznacznikiem statusu majątkowego. Oficerem zostaje się nie po to, aby świecić przykładem, ale po to, aby więcej zarabiać. I przełożeni służb doskonale o tym wiedzą. Dochodzą do tego nawracające patologiczne mody, aby korpus osobowy oficerów „europeizować”, albo „uświatawiać”. Co i rusz wyskakuje kolejny geniusz reformator i z podziwu godnym zapałem wdraża nowe koncepcje. Oficer dowódcą? Wolne żarty! To nie człowiek ma dowodzić. Dowodzić ma drzewko decyzyjne. Oficer ma zarządzać! Oficer, to menedżer w mundurze.

A potem trafia taki menedżer na stanowisko dowódcze i zaczyna zarządzać. Odwagi cywilnej nie ma za grosz, za to ambicji całe pokłady. Szacunek do podwładnych? A co to takiego? Powiadają, że lizusostwo wobec przełożonych i zamordyzm wobec podwładnych, są skuteczniejsze, niż samo lizusostwo. I to się chyba sprawdza.

Czy w tej sytuacji rzeczywiście stać nas, podatników, na urządzanie pełnych przepychu promocji? Może należałoby to robić ciszej i skromniej? I to przez dobrych kilka lat, potrzebnych na refleksję nad marniejącą kondycją moralną kadry dowódczej i na wypracowanie nowych metod jej kształcenia.

Trzy pozycje na liście wydatków. Tylko trzy, aby temat się nie rozmył. Ile środków można by zaoszczędzić? Ile pilnych potrzeb sfinansować? I czy mentalność tych, którzy władają służbami mundurowymi, czyni ich zdolnymi do wdrożenia zmian?


 

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka