nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna
450
BLOG

"Kościół: uciekać czy zostać?"

nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna Polityka Obserwuj notkę 37

Gdy tysiąc lat temu katolicki Kościół ogniem i mieczem importowano do Polski, dylemat był dokładnie taki sam. Tylko uciec było trudniej. Sama tylko obywatelska ucieczka była mocno ograniczona. Obywatelskie nieposłuszeństwo karane było wyrwaniem jąder, wyłupieniem oczu, czy tylko pozbawieniem dowolnej ilości kończyn. Takie to były początki państwowości i zarazem początki chrześcijaństwa na Tej Ziemi. Historia hasłowo definiuje je jako tzw. Chrzest Polski. Dzięki czemu dzisiejsze widzenie historii przez niektórych, początki te pozwala postrzegać jako już tylko piękną tradycję. Wystarczy tylko nie drążyć.

Uciec przed katolickim chrztem można było w zasadzie tylko w jeden sposób - na tamten świat. Jakiekolwiek wolnomyślicielstwo wymagało zarówno odwagi, jak i swoistej emigracji wewnętrznej. Wymagało zarazem gorliwego klękania, by móc być w ogóle żywym krytykiem klękania. Krytykiem niestety niejawnym. Jakakolwiek opozycyjność była więc nadzwyczaj niełatwa. Jakakolwiek otwartość umysłu niemile była widziana. Bezpieczniej na pewno było w Kościele "zostać"

Makrosocjologia, jak i sama psychologia społeczna miałyby niezłe używanie, gdyby je w tę piękną tradycję wpuścić. Naród polski, mający w CV jako doświadczenie formujące wyrywanie jąder, mógłby się takim dociekliwym badaczom jawić jako naród zniewolony. Społeczeństwo wyrosłe z takich tradycji mogłoby się znienacka objawić jako trwale okaleczone. Niewątpliwie czekałaby nas jakaś grubsza rewizja. Demitologizacja, a i w efekcie zmiana paradygmatu. Kulturowe trzęsienie Tej Ziemi. Ale, jak to mówi Poeta: Świat pójdzie swoją drogą...

Swoje małe kulturowe trzęsienie przeżywa właśnie red. Terlikowski. Dotąd przykładny katolik, od niedawna kościelny reformator, a więc postać światopoglądowo co najmniej podejrzana. Demitologizuje swój Kościół na razie na własną mikroskalę. Wie co prawda, że dawniej niekatolikom wyrywano jądra, ale wie również, że to niekatolicy archetypicznie ukrzyżowali Jezusa. Czyli odrzucili Boga. Słuszna kara za odrzucenie Boga to jedno. Natomiast to, że słuszność kary zależy również i od czasów, to to samo drugie. Przykładnemu katolikowi wystarcza więc tylko, że dzisiaj w warunkach pokoju nie wyrywają. Niektórym reformatorom też zresztą wystarcza. 

Zbliżający się do Abrahama red. Terlikowski, który wewnętrznie przeżywa coś na kształt klasycznej nerwicy eklezjogennej, doświadcza również czegoś na modłę chrztu bojowego. Pierwsze przeżywanie dzieje się w nim, drugie funduje mu jego wspólnota. Czyli Kościół powszechny, w którego skład wchodzi zarówno instytucjonalna hierarchia, jak i sami wierni. Aczkolwiek fundują w związku z tym, co redaktor przeżywa wewnątrz siebie.

I właśnie na kanwie tego przymusowego chrztu, który funduje mu jego wspólnota, red. Terlikowski teologicznie - czyli retorycznie - zapytuje nas, czy pozostać w Kościele katolickim, czy z niego uciekać. Wspólnota próbuje złapać gościa za jaja, ale ten jaja ma jak byk katolickie... Jak żyć panie premierze? Jak je teraz złapać?

I tu chyba dotykamy całej tej tajemnicy wiary. Jeśli katolikiem nie jesteś, to ci to co trzeba wyrwiemy żebyś był... A jeśli przypadkowo jesteś, to ci wyrwiemy żebyś nie był...    

Piękna tradycja. Choć będą i tacy, którzy zapragną od niej jednak "uciekać"...



Bóg to za mało

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka