Newsweek Polska Newsweek Polska
246
BLOG

Kościół dał nadzieję zapaterystom

Newsweek Polska Newsweek Polska Polityka Obserwuj notkę 33

Tylko Opatrzność zapewniła polskiemu Kościołowi 20 lat spokoju.

 

Odkąd pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie rozkwitło zadziwiające widowisko, wszyscy, którzy w Polsce interesują się jakoś Kościołem i jego obecnością na scenie publicznej, zachodzą w głowę, czy czekają nas teraz czasy zapateryzmu. Atak władzy i wszelkiej innej maści laickiej reprezentacji obywatelskiej na to, co wydawało się odwieczną tradycją, regularne wycinanie wszelkich przejawów obecności wymiaru religijnego we wspólnym życiu połączone z uchwalaniem praw sprzecznych z tym, czego naucza Kościół w sprawach etyki seksualnej, praw człowieka etc.

Wydawałoby się, że sprawa jest prosta. Skoro tak zwani obrońcy krzyża pokazali, że mają w nosie zasady, w myśl których działa państwo, i że są gotowi tymże krzyżem lać inaczej myślących po głowie, wiarę zdradzając na rzecz chorej ideologii, druga strona – nie bojąc się już oskarżeń o niszczenie wiary (walczy przecież z chorą ideologią), może spróbować im ten krzyż wyrwać i spuścić im podobne manto. Od dawna już nie było w naszej debacie publicznej takiego entuzjazmu, takiego „uff”, tak otwartej satysfakcji z możliwości bezkarnego coming outu, jakie teraz prezentują środowiska domagające się niemal codziennie a to prawnego rozliczenia duchownych z angażowania się w politykę po smoleńskiej katastrofie, a to zniesienia ocen z religii, a to ustawowego sprzeciwienia się wszelkim katolickim pomysłom w sprawie in vitro czy związków partnerskich. Pojawiają się społeczne patrole sprawdzające, czy uroczystości szkolnych nie łączy się z mszami, są i tacy, którzy wzywają do pełnej lustracji majątkowej Kościoła.

Nie żebym myślał o tym z jakąś szczególną nostalgią. To zimna obserwacja: taka dyskusja, o takiej temperaturze, rozmachu, w tym tonie dziesięć lat temu byłaby kompletnie nie do pomyślenia.

Społeczeństwo wreszcie dojrzało – powiedzą zwolennicy opcji, którą określa się dziś zbiorczo „lewicową” (to zabawne, że w sytuacji, gdy wszystkie partie mają podobne pomysły na gospodarkę i politykę międzynarodową, głównym wyznacznikiem konserwatyzmu, liberalizmu czy lewicowości stał się stosunek do katolickich księży). Mnie zajmuje jednak bardziej to, co stało się z Kościołem. A właściwie – co się nie stało. Bo on jest przecież taki sam, jaki był wspomniane lat temu dziesięć, mówi to samo i prawie tak samo, czemu więc nagle zaczął zbierać takie baty?

Z wieloma kolegami wieszczyliśmy zgodnym chórem, że tak będzie. Opatrzność dała polskiemu Kościołowi w prezencie 20 lat spokoju, czas na przemyślenia, adaptację do nowej rzeczywistości. Ominęły nas wielkie skandale. Mimo ustrojowych i ekonomicznych wstrząsów mamy wciąż relatywnie dużo ludzi w kościołach, masę księży, Kościół jako jedną z najbardziej wpływowych instytucji w państwie. Po śmierci Jana Pawła IIłudziliśmy się przez chwilę opowieściami o kraju zbudowanym na pokoleniu JP2 (które, owszem, zaznaczyło się i zaznacza dobrze i wyraźnie, ale w znacznie mniejszej skali, niż postulowano). Od tej pory należało w zasadzie jednak tylko czekać, aż coś „strzeli” i Kościół straci immunitet, dla jednych stanie się przedmiotem czasem uzasadnionej krytyki, dla innych chłopcem do bicia.

Ostatnie 20 lat zmarnowaliśmy w Kościele na sprawy nieistotne (np. walka o religię w szkole, jakby to był fundament chrześcijaństwa). Miarą naszej porażki jest to, że po tych 20 latach wciąż dla większej liczby Polaków pierwszym skojarzeniem z Kościołem katolickim jest ojciec Tadeusz Rydzyk, a nie siostra Małgorzata Chmielewska►.

Nie wykształciliśmy (może na to trzeba jeszcze zmiany pokoleń, Kościół jest trochę jak Brazylia – za dużo spraw, ludzi i problemów, by efekty reform były odczuwalne natychmiast) wyraźnego grona świeckich (ale i niepolitycznych) kościelnych, duchowych i społecznych liderów. Kościół nie jest dla współczesnych głównym punktem odniesienia, pierwszym skojarzeniem, gdy pojawia się kwestia troski o człowieka w szalejącym świecie.

Naprawdę sporo przez te ostatnie lata schrzaniliśmy, lecz są mocne podstawy do nadziei. Są – nieliczne, ale coraz gęściej rozsiane – grupy ludzi, którzy widzą, że obecność Kościoła w życiu publicznym, rozumiana jako zabezpieczanie liturgiczne kolejnych państwowych uroczystości i wydawanie listów komentujących kierunki legislacji, to pomyłka. Że nie chodzi też o to, by przygotować zestaw błyskotliwych argumentów, które pozwolą upokorzyć w telewizji Magdalenę Środę. Że Kościół z nikim nie chce o nic walczyć, ma jednak do zaproponowania rzeczy, których nigdy nie znajdzie się na pochodach, debatach oraz transparentach.

Czy zdążymy o tym powiedzieć, póki jeszcze ktoś nas słucha?

Szymon Hołownia

>>>Przeczytaj inne komentarze publicystów Newsweeka

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Polityka