Z wyborów na wybory radnych i prezydentów miast wyłaniamy coraz później. Jak tak dalej pójdzie, do komisji wyborczych będziemy przedzierać się przez zaspy śnieżne.
Premier Donald Tusk ogłosił, że pierwsza tura wyborów samorządowych odbędzie się 21 listopada, a druga 5 grudnia. Oznacza to, że będą to najpóźniejsze wybory samorządowe z wszystkich dotychczasowych.
W 1998 roku, gdy po raz pierwszy wybieraliśmy samorząd jesienią, wybory były 11 października. W 2002 roku, czyli podczas pierwszych bezpośrednich wyborów prezydentów, wójtów i burmistrzów, głosowaliśmy 27 października i 10 listopada. W 2006 roku – 12 i 26 listopada.
Nie bardzo rozumiem, skąd te regularne opóźnienia. A ma to znaczenie, bo późniejsze wybory oznaczają późniejszy termin, od którego będzie liczyć się kadencja samorządów. Siłą rzeczy kolejne wybory odbywać się więc będą coraz później. Skończy się na terminach pokrywających się z Bożym Narodzeniem albo z Sylwestrem.
Premier mógł wyznaczyć przecież wybory na 14 i 28 listopada. Byłby to termin całkowicie zgodny z ordynacją wyborczą. A co ważniejsze nie stwarzający ryzyka, że do komisji wyborczych będziemy przedzierać się przez śnieżne zaspy.
Chyba że właśnie o to chodzi, by niektórzy do tych komisji nie dotarli.
Piotr Śmiłowicz
»Przeczytaj inne komentarze publicystów Newsweeka
Inne tematy w dziale Polityka