Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
568
BLOG

Test na tolerancję w SKM-ce.

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Rozmaitości Obserwuj notkę 29

 

W czasie moich SKM-kowych podróży po Warszawie, zdarzyło mi się zetknąć kilkukrotnie z pewnym ciekawym zjawiskiem. Zjawisko to polega na testowaniu ludzkiej tolerancji, czy tez może raczej na testowaniu wysokości progu ludzkich tendencji do wk...ienia. W roli laboratoryjnych myszek – pasażerowie. W roli laborantów – nastoletnia młodzież o, nazwijmy to łagodnie, dość luźnym podejściu do kwestii płciowych.

Nie wiem, czy można to zjawisko nazwać modą, chyba raczej nie, bo nie występuje na tyle często aby tak je określać, ale występuje też na tyle często, aby o nim w końcu opowiedzieć. Otóż testowanie tolerancji, o którym już wspominałem, polega na ostentacyjnym obściskiwaniu się dwóch chłopców, lub dwu dziewczynek, na oczach zażenowanych „statystów”. Najczęściej ustalenie płci obściskującej się młodzieży bywa niemożliwe, ponieważ wszystkie osobniki jak jeden mąż(?) są pokolorowane kosmetykami, mają podobne emo ubrania i wyglądają jak chodzące reklamy Mangi. Wchodzisz sobie bracie do SKM-ki i chcesz zjeść kanapkę z salcesonem, albo poczytać w spokoju Gogola, a tu dwie panienki oddają sobie namiętne pocałunki. Do tego dochodzi bardzo głośne mlaskanie gumą i równie głośne wymiany zdań, gęsto poprzetykane egzaltowanymi przekleństwami. Albo kiedyś też, jadę i patrzę w okno, a tu dwa siedzenia dalej stacjonuje jakiś ufarbowany na blond młodzieniec, którego wyróżnia kilkanaście kolczyków wbitych w rozmaitych miejscach twarzy. Na takie rzeczy już się zdołałem uodpornić, ale kiedy młodzieniec wyjął z, damskiej na moje oko, torebki kosmetyki i metodycznie jął nakładać na swoją cherubinkową buziuchnę pełnoprawny makijaż, wzbudziło to mój delikatny niepokój.

Całość tych wszystkich zachowań można zamknąć jednym w zasadzie zdaniem: "Widzicie jak się niegrzecznie zabawiamy? Co na to powiecie?"

Koniecznie należy wspomnieć, że wszystko to wzmocnione jest zawsze takim samym efektem wtórnym, polegającym na, groteskowym w swym wymiarze, udawaniu przez większość pasażerów, że to co widzą to przecież zwykła normalka. Widać że w środku wszystko się gotuje i płonie żywym ogniem, ale na twarzach pełen relaks i rozmowy w stylu: "no i wiesz, szef mi powiedział, że to na jutro musi być..". Obok dwóch chłopców żywcem wyrwanych z 'Sali samobójców", którzy smyrają się po uszkach.

Zawsze gdy jestem świadkiem tych występów, doznaję całej szerokiej palety odczuć. Oczywiście nie ma mowy o tym, by dało się w prosty sposób stłumić pierwotną falę zwykłego, przywoływanego już, wk..ienia. Najchętniej człowiek by wstał, złapał jednego z drugą za kołnierze z H&M-u i wyrzucił ich na Olszynce Grochowskiej, wprost na pastwę praskich kibiców Legii. Ale jeśli się w miarę nad sobą panuje, to wie się, że przecież taka nasza ewentualna reakcja, byłaby przez ową dzieciarnie niezwykle mile widziana. Nie trudno sobie wyobrazić następstwo, w postaci zostania "gwiazdą internetu", nagraną na komórkę i opatrzoną podpisem: "Śmieszne!!! Wieśniacki i agresywny moher w skm-ce!!!". Nie ze mną te numery Brunner. Na satysfakcję bycia emo-męczennikami ciemnogrodu trzeba sobie mocniej zapracować.

Kiedy mija mi pierwsza i gwałtowna złość na ten upadek obyczajów, zaczynam myśleć o tym wszystkim spokojniej. Najpierw zaczynam się nieco w duchu śmiać z ich naiwności i z tego ich infantylnego przekonania, jakoby byli forpocztą ultraliberalnego armageddonu, i że te ich śmieszne iwenty mogą sprawić, że „normalny” człowiek nie może potem zasnąć. Przypomina mi to trochę nasze młodzieńcze czasy, kiedy wydawało nam się, że wzbudzamy paniczny strach starszych tym, że nosimy glany i że nie kłaniamy się każdemu na dzień dobry. Zaraz po tej refleksji nasi Mangowi bohaterowie stają się w moich oczach jeszcze bardziej godni współczucia, bo my, mimo wszystko, nie byliśmy poddawani tak ogromnej presji popkultury. Owszem, nasz non-konformizm, był często tak samo płytki jak ten współczesny, i równie szybko wyparowywał, zamieniając się w tzw. „prozę życia”. Mam jednak poczucie, że przynajmniej przez chwilę urywaliśmy się ze społecznej sieci. A dziś? Buntownicy w ciuchach z chińskich koncernów? Z telefonami i laptopami rodziców? Bunt w okamerowanej i pełnej japiszonów SKM-ce? Opener zamiast Jarocina? Śmiechu to wszystko warte.

Najciekawsze w tym wszystkim jest, że paradoksalnym i pewnei niezamierzonym efektem końcowym SKM-kowych młodzieżowych poczynań jest to, że tylko mnie one uspokajają. Bo przecież oczywistym jest, że skoro te pogubione dzieciaki w tak parateatralny sposób próbują obalać ten straszny, konserwatywny obyczajowo świat, to ten świat musi być nadal bardzo, bardzo mocny. Przetrwał on i bikiniarzy, przetrwał nas w glanach i z przetłuszczonymi włosami, przetrwa i Mangowe komanda. Całe szczęście.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (29)

Inne tematy w dziale Rozmaitości