Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
4392
BLOG

Myśli Nowoczesnego Polactwa

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 152

 

Nie wiem czy wielu się ze mną zgodzi, ale postawię odważną tezę, że Rafał Ziemkiewicz ukształtował, pośrednio lub bezpośrednio, większość prawicowej opinii politycznej jaka dziś pulsuje w internecie. Można to łatwo stwierdzić, czytając komentatorów którzy często, niemal wprost, mówią „Ziemkiewiczem”. Używają jego sformułowań, argumentacji oraz posługują się stworzonym przez niego uniwersum. Rafał Ziemkiewicz swoim „Polactwem” pobudził ogromną ilość ludzi do politycznego życia, zapalił latarnię wedle której wreszcie mogli oni zorientować swoje poglądy pośród czarnej nocy jaką spowita była przestrzeń publiczna III Rp. Niewiele ryzykując, można dziś swobodnie stwierdzić, że Rafał Ziemkiewicz stanowi dziś jednoosobową publicystyczną instytucję. Pytanie tylko czy na pewno jest to instytucja czysto publicystyczna.

Stare porzekadło mówi: „Mierz popularność ilością swoich oponentów”. W tym wymiarze Ziemkiewicz tylko potwierdza swoją wysoką pozycję. Oprócz dużej armii fascynatów, twórczość RAZ-a oblegana jest przez potężne grono krytyków atakujących go z rozmaitych pozycji i z przeróżnych politycznych rejonów. Liberalno-różowe media nie mają z krytyką Ziemkiewicza żadnych kłopotów, bo i wszystko wydaje się według nich oczywiste. Ziemkiewicz to po prostu faszysta, sprytnie zamaskowany na prawicowca. Do tego – to też jest dla „salonu”(jedno z bogatego arsenału pojęć ziemkiewiczowszczyzny) jasne – jest on publicystyczną konkwistą Kaczyńskiego, jego retorycznym huzarem mającym mu forsować drogę poprzez medialną dżunglę. Dodając do tego to, że Ziemkiewicz jest wygadany, bystry i ironiczny, mamy wtedy już wyliczone wszystkie powody, aby ci którzy w mediach rozdają karty mogli go szczerze nienawidzić.

Anatema jaką RAZ został obłożony przez ów „salon” wcale nie daje jednoczesnego glejtu chroniącego przed „naszymi”. Podstawowym zarzutem z jakim autor „Polactwa” musi się użerać wśród prawicy, jest jego domniemane tkwienie jedną z nóg w mainstreamie, w tym samym mainstreamie który przecież Ziemkiewicz tak żywo maltretuje w swoich felietonach i książkach. Zarzut ten wydaje mi się nieco dęty. Gdyby Ziemkiewicz w mainstreamie się nie pojawiał, to nikt by o nim nie usłyszał czyli podstawowy atrybut – czytalność i popularność – zostałby w jego przypadku bardzo mocno ukruszony. Sądzę, że przebywanie RAZ-a w mainstreamie ma swoją wymierną korzyść. Szansa, że ludzie trawiący codziennie medialną papkę zetkną się z Ziemkiewiczem jest wysoka, a więc i rośnie nadzieja na to, że ci ludzie spojrzą być może na sprawy nieco inaczej.

Inny problem polega na tym, że – jak sugerują krytycy – Ziemkiewicz „robi karierę”. Mówiąc wprost, nie w smak wielu ludziom, że Ziemkiewicz zarabia na tym co robi. No cóż, fakt utrzymywania się na dobrym poziomie, wciąż w naszym kraju może stanowić pretekst do poważnego podważenia kompetencji. Zostawmy to.

Ja swoje zastrzeżenia do Ziemkiewicza też mam. Wyjątkowo przejrzyście wyświetliły mi się one po obejrzeniu w internecie jednego z jego wykładów związanych z wydaniem nowej książki pt.: „Myśli nowoczesnego endeka”. Otóż nie mogłem się po tym seansie oprzeć konstatacji, że w przypadku RAZ-a mamy do czynienia już nie z publicystą a po prostu z politykiem. Zresztą przecież w swoim czasie Ziemkiewicz w życiu politycznym już brał udział, jako rzecznik Unii Polityki Realnej. Potem przeszedł on na pozycję dziennikarską, ale śmiem twierdzić że polityczny nerw wciąż Ziemkiewiczowi pulsował pod skronią i zaczyna on coraz mocniej się ujawniać.

Pozwolę sobie stwierdzić, że Ziemkiewicz ma ambicję stać się jednoosobowym (póki co) think-thankiem neo-endecji. Wyraźnie formułuje swoje polityczne credo, umiejętnie upychając je w sprężyste postulaty i podpiera publicystyczną swadą – czyli ma wszystko to, co może go odróżniać od skostniałych intelektualnie polskich polityków, którzy w większości nie potrafią obyć się bez szemranych spin-doktorów spisujących im na kartkach to co trzeba narodowi sprzedać.

Moją tezę, o dyskretnym przechyle RAZ-a na pozycję polityka, mogę podeprzeć tym, że nie waha się on przed rozdawaniem ciosów skierowanych w niemal wszystkie polityczne opcje. Gdybym ja np. pisał o PiS to co opowiada na swoich wykładach Ziemkiewicz, to szybko by mnie z Salonu 24 wywieziono na furmance gnoju i przybito by mi wilczy bilet do czoła. No właśnie – tu pojawia się moje pierwsze zastrzeżenie. Koniunkturalność. Ziemkiewicz, nie mogę jakoś tego ukrywać, ma skłonności do prezentowania różnych twarzy dla różnych środowisk, co łatwo może go narazić na zarzut niespójności. RAZ na spotkaniach GP prezentuje się jako wilkołaczy anty-platformers, na neutralnych wykładach jawi się jako zrównoważony krytyk całości systemu, a w mediach mainstreamowych widzimy go jeszcze w innych wcieleniach. Oczywiście mój zarzut jest pewnie nieco niesprawiedliwy, bo RAZ wszędzie mówi mniej więcej o tym samym, ale widać że sprawnie rozkłada akcenty w zależności od aktualnych potrzeb.

No dobrze, skoro Ziemkiewicz chce być politykiem, to zapytajmy go o poglądy. Tu też mam problem. Bo znów widzę sporo rozedrgania. Nie do końca umiem jednoznacznie zdiagnozować stosunek RAZ-a do Polaków. Z jednej strony zapewnia nas o tym, że pisząc „Polactwo” nie chciał uderzać w nasze społeczeństwo, a z drugiej co chwila używa sformułowań „pańsczyźniany”, „kolonialny” czy „folwarczny”. Chyba się w tym wszystkim sam już nieco zaplątał i widać w całej tej koncepcji ogólną niezborność. Zresztą na koniec tekstu jeszcze do tego aspektu nawiążę.

Nie bardzo rozumiem też tej mięty jaką odczuwa RAZ do tradycji endeckich. Nie wiem po co reanimować polityczne doktryny, które były związane z daleką przeszłością i odwoływały się do kompletnie nieaktualnych już realiów i zależności. Zgadzam się z Ziemkiewiczem, że dzisiejsza polska polityka mija się z potrzebami społecznymi, nie odnosi się do pragmatyzmu, ale nie sądzę żeby lekarstwem na to było wracanie do politycznej historii. Bo widać gołym okiem, że odnoszenie się do polityki II Rp owocuje powrotem do tych wszystkich spraw, które nie mają już styku z dniem dzisiejszym. Np. antysemityzm. Ileż czasu musi RAZ poświęcać na odwracanie mitów związanych z antysemityzmem endeckich środowisk. Strata czasu – z punktu widzenia realpolitik, antysemityzm to problem sztuczny, nie warty poważnych rozpraw ani poświęcania mu aż tyle czasu. Bolesna historia już za nami, a przywoływanie ducha czasów kiedy w Polsce była wielka społeczność żydowska to już tylko wycieczki po muzeum. Niektórym to w smak, bo chętnie by się powozili na antysemickich strachach lub, to już inni, z chęcią by z owym rzekomym antysemityzmem polskim walczyli aż do ostatniej kropli krwi. Pytanie więc, czy tak wyraźne odnoszenie się do przedwojnia nie wiąże nas ostatecznie w gabinecie przebrzmiałych problemów społecznych.

Kiedy Ziemkiewicz porzuca tą retro-polityczną poetykę zaczyna się robić interesująco. Słyszymy od RAZ-a wiele celnych diagnoz. Brak wspólnotowych odruchów, nieumiejętność dbania o dobro wspólne, brak masowych zdrowych patriotycznych odruchów. Przerost administracji, spętanie złym i źle egzekwowanym prawem. Demontaż przemysłu, oświaty, obronności i społecznej inicjatywy. Wszystko to Ziemkiewicz celnie piętnuje i mógłbym się podpisać pod tym wszystkimi kończynami, mimo że RAZ zawsze kojarzył mi się jako ultra-liberał gospodarczy. Nieważna doktryna, ważne żeby odwoływała się do wspólnotowych potrzeb.

Nie wiem, czy tu nie natykamy się na największy problem z Ziemkiewiczem. Otóż wątpię szczerze, czy zdecyduje się on kiedykolwiek na odważny krok czyli na ostateczne wejście w politykę. Pewnie wygodniej mu pełnić rolę autorytetu i zawodowego opiniotwórcy. Jest to pozycja bezpieczniejsza ze wszech miar. Tyle czy to przypadkiem nie jest trochę auto-potwierdzenie zarzutów jakie RAZ formułuje wobec klasy inteligenckiej? Bo chyba zgodzimy się, że potrzeba nam w polityce ludzi z tego pokolenia co RAZ, ludzi bystrych, oczytanych i nie zaskorupiałych w politycznej rutynie. Co najważniejsze – ludzi, którzy posiadają niezbędną charyzmę, nie bojący się publicznych wystąpień i dobrze się w nich czujących.

Gdyby Ziemkiewicz zdecydował się na takie polityczne otwarcie, nie wiem czy nie zaryzykowałbym dania mu swojego poparcia. Nawet jeśli bym nie dał go wprost, w postaci wyborczego głosu, to z pewnością popierałbym go w tym wymiarze, iż zawsze lepiej wyborcy wybierać między RAZ-em, a Kaczyńskim, niż – w ekstremalnym ujęciu – Kaczyńskim a Palikotem.

Wtedy można by mówić o zdrowej dla kraju politycznej konkurencji. Dziś nie ma o niej mowy.

Ziemkiewicz boi się wprost określić nas jako „Polactwo”. Nie wiem do końca czemu. Przecież my tym „Polactwem” jesteśmy. Biorąc pod uwagę to, jak dbamy jako wspólnota o ten nasz kraj, to mimo szczerych chęci, na żadne inne określenie nie zasługujemy. Nie ma się co bać. Potrzeba nam jednak kogoś kto nam pomoże się tego „Polactwa” pozbyć. Czy Ziemkiewicz takim kimś może być? Może, ale pewnie nie zechce. Szkoda.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (152)

Inne tematy w dziale Polityka