NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja
173
BLOG

Za parawanem normalności

NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja Polityka Obserwuj notkę 0

 Parę dni temu trzech publicystów Nowych Peryferii opublikowało tekst nt. katastrofy smoleńskiej. Artykuł zaczyna się od zdania: „Hipoteza zamachu urasta dziś do rangi najbardziej prawdopodobnego wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej.” Autorzy przechodzą następnie do omówienia szeregu problemów związanych z przebiegiem śledztwa, budują analogie z patologiami Polskiego wymiaru sprawiedliwości znanymi z postępowań w sprawach afery FOZZ czy śmierci Jolanty Brzeskiej.

Z przyjętym przez moich redakcyjnych kolegów podejściem jest problem. Jeśli, AD 2012, zaczniemy narrację smoleńską od założenia, że „najpewniej był to zamach”, zaczynamy od środka. Emocje, ból i wkurw na polską (oraz europejską) rzeczywistość polityczną każą zarówno obywatelom jak i komentatorom poszukiwać prostej odpowiedzi: tak-albo-nie. Był zamach albo go nie było; potem będziemy rozmawiać dalej. Ta linia dzieli nas coraz silniej na dwa obozy, niekoniecznie skorelowane z opcją polityczną, poziomem wykształcenia etc. Od ‘smoleńskiej odpowiedzi’ uzależniamy w coraz większym stopniu zapatrywania polityczne jako takie.

Tymczasem patrząc na Smoleńsk ponad dwa lata po zdarzeniu możemy z pewnością powiedzieć kilka rzeczy, bez względu na smoleńską odpowiedź. Zanim przeprowadzę pogłębioną analizę bobaska w moim sercu, którą zaleca Cezary Michalski, spiszę w spiesznych punktach co, wydaje się, wiemy.

Kwestia pierwsza. Katastrofa i przebieg śledztwa powiedziały nam dużo rzeczy jednoznacznie złych o obozie rządzącym. Wiemy już, że wielokrotnie okłamano polską opinię publiczną. Wiemy, że ciała nie były zidentyfikowane. Wiemy, że konieczna była zamiana ciał w grobach. Wieje Sofoklesem.

Kwestia druga. TVN podało, że 36% respondentów wierzy w zamach. Sama magia liczb powinna w tym wypadku odpowiedzieć na pytanie, czy lewica polska powinna zajmować się tym problemem. Znów: bez względu na smoleńską odpowiedź, jeżeli taki odsetek obywateli wierzy, że państwo polskie zostało zaatakowane, to to jest problem zarówno na planie społecznym jak i politycznym. Osobom, które uważają, że jest to problem zastępczy, mam do powiedzenia tyle: czy jesteście ‘arystokratami ducha’ z lewej czy z prawej, demokracja ma tę przykrą cechę, że rola opinii publicznej jest ogromna. To czy jest ona ‘chora’ czy nie, to osobny problem. Wydaje się zresztą oczywiste, że punkty zapalne, katastrofy, zacięcia systemu, zamachy są soczewkami, a nie zasłonami dymnymi. Chciałabym usłyszeć jak ci sami, którzy mówią dziś o Smoleńsku jako problemie zastępczym w 2001 roku mówiliby to samo Amerykanom po 11 września.

Wszystko jedno, czy „lud smoleński” wierzy w zamach, bo głupi, czy wierzy bo mądry: jeżeli przyznamy, że na razie nie znamy przyczyn katastrofy, będziemy musieli różne hipotezy traktować jako potencjalnie prawdziwe, a grupy wyznające poszczególne narracje – z instytucjonalno-medialną uwagą.

Kwestia trzecia. Seria zabójstw/samobójstw politycznych jest w kręgach lewicowych i centrowych ignorowana na jakimś osobistym, intymnym poziomie. Osoby, które w latach dwutysięcznych czytały ze zrozumieniem Politkowską, chodziły na Planetdoca o Tybecie i zaczynały uzmysławiać sobie, że w Polskiej demokracji też nie wszystko jest w porządku dziś na pytanie, czy wiedzą coś o śmierci generała Petelickiego mówią: „Nie moja sprawa”, „a kto to?” Oczywiście mniej więcej wiemy, dlaczego nie mamy dziś w Polsce w miarę powszechnie poważanych głosów dysydenckich; brakuje ich jednak jak powietrza. Są ludzie prześladowani, ale ich głosy są niesłyszalne w sferze publicznej (ilu Polaków wie o Jolancie Brzeskiej?). Ale szum informacyjny nie powinien był nigdy przyzwyczaić nas do akceptacji rzeczy absurdalnych. A do nich należą urągające rozumowi oświadczenia ‘biegłych’ w trzy godziny po czyjejś śmierci, w których wyklucza się „udział osób trzecich”. Ludzie spadający w Tatrach, samo-postrzeleni w jedynym niekamerowanym punkcie własnego parkingu, etc.

Rozmawiałam ostatnio z początkującym patologiem. Zapytałam, ile czasu potrzeba żeby stwierdzić ‘brak udziału osób trzecich’ przy śmierci odpostrzałowej. Odpowiedział ze śmiechem ‘A co, coś planujesz? No, najpierw oględziny, zbadać całą powierzchnię ciała. Potem trzeba skórę ściągnąć, obejrzeć czy są obrażenia podskórne… To trwa do kilku dni’ Wydarzenia szczególne, katastrofy, kryzysy, to naturalna sytuacja sprawdzianu dla wszystkich, których dotyczą: być może największe wyzwanie stoi właśnie przed opnią publiczną. Ale jedyne, co nas może ratować przy stanie polskich mediów to właśnie sceptycyzm i uwaga dla tych nielicznych zjawisk, które możemy uznać za fakty i napiętnowanie oczywistych bzdur. Generał Petelicki nie żyje – przeczytajmy zatem wywiady, jakie po nim zostały, żądajmy dziennikarskich śledztw w tej sprawie, żądajmy informacji w mediach o dalszym postępowaniu w sprawie. I tak dalej.

Kwestia ostatnia. Myśląca polska lewica analizuje suwerena, przetrawia na nowo Schmitta, Mouffe. Tymczasem w prywatnych rozmowach okazuje się że lewicowy Zeitgeist uwierzył Fukuyamie. Na poziomie teorii fruwamy, na poziomie praktyki – fukuyamy. Historia się skończyła. ‘Takie rzeczy’ jak potencjalny zamach ‘po prostu’ się nie dzieją. Nie teraz, nie w Europie. A w kraju – nie ma co kombinować z polskim parlamentarnym piekiełkiem, z polskim szaleństwem. Baby od krzyża to tanatyczne kręgi krucjat różańcowych. Obrzydzenie estetyczne wobec rozpłakanej, rozwrzeszczanej, wkurwionej masy ludzi, którzy w Smoleńsku widzą całe zło wystarcza, żeby się zablokować na informacje, żeby odgrodzić się parawanem normalności, żeby powiedzieć ‘nie moja sprawa’ i, dla ułatwienia sobie sprawy ‘ta horda nie może mieć racji’. A różnie bywało to z tymi hordami i odgrodzeniami od ‘brzydkich rzeczy’.

Odpowiedź na takie zagadnienia jak Smoleńsk trwa czasami wiele dekad; tymczasem każda strona dezinformuje celowo. Rację może mieć Sikorski twierdzący za Brzezińskim, że Rosja lubi pogmerać w naszych duszyczkach – nie pierwszy i nie ostatni raz. Ale na dzień dzisiejszy wystarczająco dużo można zdziałać, teoretycznie i praktycznie, przyznając, ze jeszcze nie znamy jeszcze odpowiedzi smoleńskiej. Budując rozumowanie – i emocje – na zamachu możemy bardzo dużo przegrać.

Kinga Stańczuk

 

Tekst pierwotnie opublikowany na portalu Nowe Peryferie

http://lubczasopismo.salon24.pl/noweperyferie; mail: nowe.peryferie(at)gmail.com Skład: acmd; andaluzyjka; geissler; kazimierz.marchlewski; michalina przybyszewska; binkovsky

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka