No cóż? – Życie różne wieńce plecie.
Barw i doznań wiele dostarcza nam.
Nie licząc się z naszymi potrzebami
Ani zważając na to, jak się mamy.
– Chciałoby się wiecznie żyć!
Lecz cieniutka jest życia nić.
Do tego – psotnik – czas ….?
Ten – raz rany leczy
Innym razem rozdrapuje
– Najczęściej nas zaskakuje.
Toteż nie wiadomo, moi mili
Czy kolejna chwila nam życie umili?
Czy nić życia ciągłość zachowa
Czy bliskich grono nas pochowa?
– Pewnie z powodu tylu niepewności
Nie leczymy swoich przypadłości?
– Te w głowie mącą
Za gardło ściskają
Ale i przyjemności dostarczają.
Nie żyłoby się, z nimi tak źle
Ale każda z nich, co innego chce.
Gdybyśmy mogli ich zachciewajki pogodzić
Nie musielibyśmy, wcale życia słodzić.
Każda z nich, jednak swoim życiem żyje
Nie martwiąc się, co je czyje.
A do tego codzienna egzystencja, szara
O zaspokojenie swych potrzeb się stara.
Wiatr czasem zimny w oczy wieje
Złośliwiec, znowu ci, w nos się zaśmieje.
Żywe kamienie wyrosną na drodze
Albo zapadnie się klepka w podłodze.
Los niejeden figiel spłata
– Na czas nie wpłynie wypłata.
Obojętnie, w dzień, czy o zmroku
Stąpniesz w gówno – dając kroku.
Jak widać, nie tylko z naszych przypadłości
Wypływają – życia – przeciwności.
Zatem, co by zrobić wypadało
By nam się, w życiu lepiej układało?
Niestety! Nie ma na to odpowiedzi.
Bo każdy, z życiem się biedzi.
Tak już jest w doczesności
Że nie samo dobro u nas gości.
Zło, choć nieproszone, do stołu siada
I smakowitości podjada.
A Kisz! A Kisz!
Widzicie!?. Lata wokół mnie
A nawet przytula się.
Zło to, wyjątkowo namolna sztuka.
Ono i dziurę w całym wyszuka.
Jakbyśmy je przegnać zdołali
To będzie nam szkodzić z oddali.
– A może, jak machniemy ręką na nie
To dobro chętniej z nami pozostanie?
No i…. – jego strzały z daleka
Nie będą tak bolesne dla człowieka.