Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus
369
BLOG

Quo vadis, ecclesia Polonica?

Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus Społeczeństwo Obserwuj notkę 7
Niniejszy artykuł napisałem prawie w całości w pierwszych dniach kwietnia bieżącego roku - bezpośrednio po rocznicy śmierci św. Jana Pawła II w trakcie której doszło do aktów dewastacji pomników polskiego, wielkiego Ojca Świętego. Doszło do nich dlatego, bo bezpośrednio przed tą rocznicą stacja TVN wyemitowała paszkwil oskarżający wielkiego papieża o to, że w czasach gdy był biskupem rzekomo brał udział w tuszowaniu przypadków pedofilii wśród księży. Film został wyemitowany z wyjątkowo niskich pobudek - po wizycie Prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena notowania PiS szybko rosły, zaś notowania PO gwałtownie spadały na pysk, więc trzeba było znaleźć coś, co skumulowanym ładunkiem emocji odwróci uwagę od tej wizyty. Jak widać po wykresie średniej sondaży różnych pracowni jak i po wyniku wyborów ten numer się udał. A episkopat milczał - ta banda tchórzliwych hipokrytów ograniczyła się tylko do niejednoznacznych "apeli" o "nieupolitycznianie Jana Pawła II". W dniu dzisiejszym dopisałem tylko zakończenie oraz dwa fragmenty, których nie zdążyłem napisać wówczas: o bezczelnym szantażu ze strony księży, gdy PiS się wrąbał w rozgrzebanie "kompromisu aborcyjnego" oraz o jeszcze bardziej bezczelnym liście "arcybiskupa" Gądeckiego z sierpnia 2021. Wprawdzie już za kilka dni likwiduję konto, ale po żałosnym kwiku, jaki wydał z siebie Gądecki, gdy nowa władza skierowała do podpisu Prezydenta ustawę wprowadzającą finansowanie zapłodnienia in vitro nie mogłem się powstrzymać, aby ten artykuł dokończyć i opublikować. ------ "Zwracam się z uprzejmą prośbą o odmowę podpisania ustawy z dnia 29 listopada 2023 r. o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych i przekazanie jej do ponownego rozpoznania przez Sejm lub skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego" HA, HA, HA, HA, HA!!! Kto to napisał? Arcybiskup Gądecki. Jak grzecznie! Ten sam hipokryta który dwa i pół roku temu w swoim liście o sytuacji duszpasterskiej po pandemii COViD-19 oskarżał rząd PiS o to, że wprowadził wobec kościoła "restrykcje" jakich nie było w czasach komunizmu, okupacji niemieckiej ani zaborów! I oczywiście data napisania tego listu "przypadkiem" zbiegła się z momentem, gdy Urząd Państwowej Komisji ds. Pedofilii i jej przewodniczący prof. Błażej Kmieciak po raz kolejny zgłosił uwagi o braku współpracy i nieprzekazywaniu koniecznych dokumentów przez stronę kościelną. Ten sam przeklęty pseudo-duszpasterz, którego podwładni jesienią 2020 roku po tym, gdy PiS zrobił katastrofalny błąd rozgrzebując kompromis aborcyjny, nie pozwolili ani temu ugrupowaniu ani Prezydentowi zrobić kroku wstecz! --- DOKĄD IDZIESZ POLSKI KOŚCIELE? Gdyby obecna sytuacja miała miejsce w latach 90-tych, to po tym co przez ostatnie dwa lata wyprawiał Donald Tusk (pomijając oczywisty fakt, że żaden polityk w tamtych czasach nie był takim samobójcą, aby wygadywać takie rzeczy) proboszczowie "starej daty", którzy jeszcze pamiętali czasy walki z komuną publicznie przegoniliby podniesionym głosem z ambony wszystkich wyborców PO ogłaszając, że nie ma dla nich miejsca w Kościele. Tamte czasy wtrącania się kościoła do polityki i wchodzenia polityki do kościołów zdecydowanie nie były dobre - od roku 2019 (publikacja filmu Sekielskiego) zbieramy gorzkie owoce rozpasania seksualnego i finansowego niektórych księży, którzy w latach 90-tych poczuli się bezkarnie. Sojusz tronu i ołtarza, który dziś jest w rzeczywistości tylko modnym hasłem-pałką do okładania PiSu wtedy był realnym faktem. Wtedy rodziły się demony antyklerykalizmu, które dziś odżywają - oblewane farbą pomniki Jana Pawła II przypominają mi połamany wówczas zabytkowy krzyż z stojący przy skrzyżowaniu ulic św. Antoniego i Granicznej w Tomaszowie Maz. Ale wtedy kościoły były jeszcze PELNE. W dodatku pełne MŁODYCH LUDZI. Dziś obecny polski "kościół" który nie potrafi nazwać DOBRA dobrem i ZŁA złem już NIE POCIĄGA NIKOGO. Młodzież - nawet nie tę hedonistyczną z nosami w smartfonach, ale tę najlepszą, która w każdych czasach nosi w sobie jakieś pragnienie idealizmu, nawet tę poszukującą i wierzącą taki "letni kościół" zdecydowanie odpycha. Dokąd idziesz, polski Kościele?

Młody człowiek nie potrzebuje w ojcu lub nauczycielu ani TYRANA który będzie go siłą zmuszał do posłuszeństwa, przestrzegania nakazów i zakazów oraz przestrzegania poleceń ani KUMPLA który w czasie gdy młody człowiek błądzi i czyni źle udaje, że nic się nie stało i wszystko jest OK, aby być "fajnym" lub za takiego uchodzić. Nie potrzebuje też HIPOKRYTY który co innego nakazuje, a inaczej sam żyje. Młody człowiek potrzebuje AUTORYTETU, którego będzie słuchał bez przymusu, PRZYJACIELA który w momencie gdy on pobłądzi powie mu "nie idź tą drogą, źle postępujesz, wpakujesz się w kłopoty" oraz ŚWIADKA który własnym życiem będzie pokazywał mu jak żyć. Czyż powyższe zasady nie powinny dotyczyć także Kościoła - wspólnoty i kościoła - instytucji.

Ci, którzy pamiętają Jana Pawła II wiedzą, że taki właśnie był. Nigdy nie mówił "macie tak robić, bo jak nie, to traficie do piekła" (osobom niezorientowanym wyjaśniam, że to są słowa Tuska). Ale też nigdy nie próbował być "fajny" mówiąc "róbta co chceta" (wiadomo o kogo chodzi). Nie mówił też "nie macie robić tak, jak ja robię, tylko macie robić tak, jak ja mówię" (gdyby ktoś nie zauważył - to przytyk do homo-księży). Wzywając do modlitwy - sam spędzał godziny na modlitwie. Wzywając do miłości i przebaczenia - sam przebaczał swojemu niedoszłemu zabójcy. Wzywając "musicie od siebie wymagać nawet gdyby inni od was nie wymagali" sam sobie stawiał tak wysokie wymagania, że trudno było wyobrazić sobie jak Papież - Pielgrzym znajduje na te wszystkie działania siły. Dlatego pociągał za sobą TŁUMY, a najbardziej pociągał MŁODYCH.

Ci, którzy pamiętają lata 90-te wiedzą, że w tamtych latach oprócz ogromnej patologii w strukturach kościoła (walka o bogactwa i wpływy polityczne, poczucie bezkarności i wynikające z niego rozpasanie seksualne - przypadki pedofilii, homoseksualizmu i konkubinatu) było też ogromne zaangażowanie. Przykładowo w mojej rodzinnej parafii każdy młody człowiek, który czegoś szukał, mógł znaleźć coś dla siebie. Ci, którzy szukali radykalizmu i formacji kierowali się do ks. Andrzeja i jego form "oazowych" (głównie ruchu "Światło - Życie"), a ci co woleli luz, przyjacielskie relacje rówieśnicze i działania artystyczne wybierali "Teatr Eden" i scholę młodzieżową ks. Jarka. Sprawa się komplikowała, kiedy młodzi ludzie mieli nieszczęście mieszkać w parafii z homo-proboszczem, ale takie grupy młodzieży przyjmowały sąsiednie parafie (w tym nasza) z nieszczerym wyjaśnieniem dla "miejscowych", że "przechodzą do nas, bo proboszcz S. zraził ich swoim trudnym charakterem" (co paradoksalnie miało w sobie jedno ziarno prawdy - zakłamani homo-księża jak Ryszard S. i inni odszczepieńcy z reguły byli osobami fałszywymi, wrednymi i trudnymi w relacjach... ale nie tu leżało sedno problemu). Atmosfera dookoła robiła się nieprzyjemna, bo antyklerykalne media na siłę chciały dokopać Kościołowi mnożąc "wyczyny" homo-księży przez 10 albo nawet przez 100 (np.: jak ministrant zorientował się, że S. zachowuje się jakoś dziwnie i zaczyna go molestować, więc uciekł przez okno i zawiadomił rodziców to pisano o tym, że niby został zgwałcony i leży w szpitalu z rozerwanym odbytem - przepraszam za drastyczne szczegóły, ale autentycznie do tego się posuwano), a kler widząc takie zachowanie mediów szedł w zaparte i nie przyznawał się do tego, co było prawdą, aby ludzie nie uwierzyli jednocześnie w to, co było kłamstwem. Dlatego także na murach porządnych parafii co jakiś czas pojawiały się anonimy, napisy typu "do kościoła pedał woła" a nawet fekalia. Dlatego kiedy udawaliśmy się z księżmi gdzieś prywatnie (a często wyskakiwaliśmy w góry lub na plażę) mówiliśmy do nich "wujku", "tato", "szefie" aby ksiądz z grupą nastolatek i nastolatków (a między sobą zachowywaliśmy się w sposób TYPOWY dla nastolatków: dziewczyny starały się wyglądać bardzo atrakcyjnie, chłopaki próbowali im zaimponować, robiliśmy sobie nawzajem dowcipy) nie stał się pretekstem do kolejnych plotek, anonimów i fekaliów na murach. Zderzenie bogactwa niektórych księży z powszechnym zubożeniem społeczeństwa (lata 90-ten to był czas upadku dużych zakładów i szalejącego bezrobocia) nakręcało nastroje antyklerykalne, które dodatkowo podkręcali tacy ludzie jak Jurek Owsiak (któremu niektóre gazety i niektórzy księża też odpłacali w sposób niegodny katolików) - dlatego zwariowani idealiści tacy jak ja (grałem jednocześnie w teatrze "Eden" i amatorskiej grupie rockowej) czuli się trochę między młotem a kowadłem - dla nas było to niepojęte dlaczego te dwa środowiska deklarujące czynienie dobra tak bardzo się nie lubią. Właśnie efektem tego antyklerykalizmu był połamany zabytkowy Krzyż stojący przy zbiegu ulic św. Antoniego i Granicznej (obecnie "Rondo Tomaszowskich Olimpijczyków"). Ale mimo tego, że były to czasy tak bardzo zwariowane, pełne kontrastów, mieszającego się dobra i zła, to w tych czasach przy parafiach (tych, które nie uległy złu) naprawdę toczyło się ŻYCIE. Ci księża, których znaliśmy osobiście byli dla nas młodych żywymi drogowskazami pokazującymi JAK MOŻNA LEPIEJ, PIĘKNIEJ, RADOŚNIEJ ŻYĆ.

A dziś? Kościoła grzechy cudze.

Kościół, opierając się na nauce Biblii, wymienia 9 grzechów cudzych: 

  1. Namawiać do grzechu
  2. Nakazywać grzech
  3. Zezwalać na grzech
  4. Pobudzać do grzechu
  5. Pochwalać grzech drugiego
  6. Milczeć, gdy ktoś grzeszy
  7. Nie karać za grzech
  8. Pomagać w popełnieniu grzechu
  9. Usprawiedliwiać czyjś grzech

I doprawdy trudno by było znaleźć jeden grzech z tej listy, którego w naszych czasach co niektórzy biskupi i księża nie popełniliby PUBLICZNIE, niekiedy nawet TRĄBIĄC O TYM W MEDIACH. Subiektywnie wybrałem pięć zagadnień, które moim zdaniem są ucieleśnieniem niektórych grzechów z tej listy - niekiedy po kilku grzechów jednocześnie.

Pochwalić samobójstwo - żaden problem

"2280 Każdy jest odpowiedzialny przed Bogiem za swoje życie, które od Niego otrzymał. Bóg pozostaje najwyższym Panem życia. Jesteśmy obowiązani przyjąć je z wdzięcznością i chronić je ze względu na Jego cześć i dla zbawienia naszych dusz. Jesteśmy zarządcami, a nie właścicielami życia, które Bóg nam powierzył. Nie rozporządzamy nim."

"2281 Samobójstwo zaprzecza naturalnemu dążeniu istoty ludzkiej do zachowania i przedłużenia swojego życia. Pozostaje ono w głębokiej sprzeczności z należytą miłością siebie. Jest także zniewagą miłości bliźniego, ponieważ w sposób nieuzasadniony zrywa więzy solidarności ze społecznością rodzinną, narodową i ludzką, wobec których mamy zobowiązania. Samobójstwo sprzeciwia się miłości Boga żywego."

"2282 Samobójstwo popełnione z zamiarem dania "przykładu", zwłaszcza ludziom młodym, nabiera dodatkowo ciężaru zgorszenia. Dobrowolne współdziałanie w samobójstwie jest sprzeczne z prawem moralnym. Ciężkie zaburzenia psychiczne, strach lub poważna obawa przed próbą, cierpieniem lub torturami mogą zmniejszyć odpowiedzialność samobójcy."

"2283 Nie powinno się tracić nadziei dotyczącej wiecznego zbawienia osób, które odebrały sobie życie. Bóg, w sobie wiadomy sposób, może dać im możliwość zbawiennego żalu. Kościół modli się za ludzi, którzy odebrali sobie życie."

Powyżej zacytowałem WSZYSTKIE cztery punkty Katechizmu Kościoła Katolickiego dotyczące samobójstwa. Czy jest dla kogokolwiek niespodzianką, że ks. Adam Boniecki w swoim artykule na temat samopodpalenia Piotra Szczęsnego na łamach "Tygodnika Powszechnego" WYBIÓRCZO zacytował tylko ostatni z nich? Nie powinno to nikogo dziwić, biorąc pod uwagę jak ów "ksiądz" w tym artykule ZACHWALA SAMOBÓJSTWO (podkreślę: nie osobę ale czyn, więc nie na zasadzie "Bóg i Kościół nienawidzi grzechu, ale kocha grzesznika" - u Bonieckiego jest uwielbienie dla grzechu śmiertelnego). Pozostałe punkty KKK po prostu nie pasowały do tezy. Dwa cytaty: 

„Jedni w trudnych chwilach zaszywają się w mysią dziurę, by przeczekać, drudzy protestują na ulicach, inni po prostu uciekają z kraju (mówią: „póki można”). Są wreszcie i tacy, którzy twierdzą, że aby coś zmienić, trzeba być blisko rządzących. Ale wciąż są jeszcze tacy Polacy, jak Piotr Sz. Tacy, co lepiej niż inni widzą zagrożenia i zniszczenia, które opisał i piętnastokroć w swym liście oprotestował. Był przekonany, że u nas nikt i nic procesu destrukcji nie powstrzyma, jeżeli coś nie „wstrząśnie sumieniami wielu osób””
Chcę dodać, że formę pańskiego sprzeciwu uważam za najbardziej ze wszystkich szlachetną…”

Nie on jeden wpadł w taki zachwyt. "Biskup" Tadeusz Pieronek w programie „Kropka nad i” w TVN24 o tym samobójstwie powiedział m.in.:

Z tego tekstu wynika, że jego umysł był świeży i pełen mądrości. Trudno podważyć jakiekolwiek słowo. To jest desperacki akt odwagi. Nie można się przyczepić do żadnego stwierdzenia, które zostało tam napisane

Tą samą ścieżką poszedł skandalizujący "jezuita" Grzegorz Kramer.

„Panie Piotrze S. mam nadzieję, że w Nim znalazłeś to, o co tak walczyłeś. Dziękuję za odwagę. R. i P.”

Nawet po kliku latach nie przyszło opamiętanie. "Ksiądz" Lemański w trzecią rocznicę samobójstwa Piotra Szczęsnego tak zachwalał jego czyn:   

"Piotr stanął na tym miejscu, bo stracił nadzieję na cokolwiek innego. Chciał krzyczeć tak głośno, żeby go wszyscy usłyszeli. Trzy lata temu wyglądało, że wszyscy go usłyszeli. Ale widocznie nie jesteśmy jeszcze gotowi, żeby poza empatią i poruszeniem wewnętrznym wzbudzić w sobie odpowiedzialność za ojczyznę. Taką odpowiedzialność, która przepełniała Piotra Szczęsnego."

Proszę porównać te słowa z tym, co mówi KKK w punkcie 2282: "Samobójstwo popełnione z zamiarem dania "przykładu", zwłaszcza ludziom młodym, nabiera dodatkowo ciężaru zgorszenia."

Nie wiem gdzie powyżsi studiowali teologię, ale my na studiach w UKSW na wykładzie z teologii moralnej dokładnie omawialiśmy temat SAMOBÓJSTWA ze szczególnym zwróceniem uwagi na pytanie: DLACZEGO KILKADZIESIĄT LAT TEMU SAMOBÓJCOM ODMAWIAŁO SIĘ KATOLICKIEGO POGRZEBU I MIEJSCA NA CMENTARZU, A TERAZ SIĘ TAK NIE POSTĘPUJE. Dlaczego kiedyś się odmawiało? Bo samobójstwo jest jednocześnie grzechem przeciw życiu i przeciw naturze. Jest jednoczesnym odrzuceniem dwóch najcenniejszych darów, jakie człowiek otrzymał od Boga: daru ŻYCIA i daru ZBAWIENIA. Dodatkowo jest to ostatni czyn w życiu, więc samobójca nie pozostawia sobie szansy na nawrócenie i choćby żal za grzechy. Dlaczego dziś się nie odmawia? Bo nauki psychologiczne wykazują, że człowiek zdrowy psychicznie nie jest w stanie targnąć się na swoje życie świadomie i z własnej woli. Samobójstwa wynikają albo (najczęściej) z depresji lub panicznego lęku które odbierają człowiekowi część świadomości albo (sporadycznie) z zewnętrznego przymusu (np. osoba szantażowana odbiera sobie życie aby przestępcy nie skrzywdzili kogoś z najbliższych jej osób). Warunkami zaistnienia grzechu ciężkiego (śmiertelnego) są: poważne naruszenie jednego z dziesięciu przykazań Bożych, całkowita zgoda na popełnienie zła oraz świadomość człowieka, iż czyni on poważne zło (KKK 1857-1859). Więc zgodnie z badaniami psychologicznymi w większości przypadków samobójstw drugi lub trzeci warunek nie może być spełniony. Dlatego biskup Pieronek swoimi herezjami wywraca do góry nogami nie tylko teologię moralną zachwalając samobójstwo, ale także osiągnięcia nauk psychologicznych, twierdząc, że umysł samobójcy, który w przeszłości leczył się na depresję, w momencie czynu i w trakcie przygotowania do niego "był świeży i pełen mądrości"

NIKOGO NIE MOŻE DZIWIĆ TEN SKŁAD CZTERECH HERETYKÓW POCHWALAJĄCYCH GRZECH CIĘŻKI: Pieronek, Boniecki, Kramer i Lemański. CI CZTEREJ PRZECIEŻ NAWET NIE PRÓBUJĄ UDAWAĆ POLITYCZNEJ NEUTRALNOŚCI I NIEZALEŻNOŚCI. Wszyscy czterej próbują przemianować samobójstwo na "oddanie życia w słusznej sprawie". Abstrahując od tego czy dla katolika "słuszną sprawą" może być próba obalenia rządu w sytuacji, gdy kandydat do objęcia teki premiera po tymże obaleniu ostatnio posuwa się nie tylko do bluźnierstw, ataków na Kościół i Ojca Świętego, a nawet do cytowania Heinricha Himmlera (to będzie tematem następnego punktu moich rozważań) zupełnie pominęli oni NIEADEKWATNOŚĆ CZYNU DO PRZYCZYNY - W USTROJU DEMOKRATYCZNYM WŁADZĘ ZMIENIA SIĘ ZA POMOCĄ KARTKI WYBORCZEJ i tylko w ten sposób - żaden inny nie jest nie jest demokratycznym sposobem zmiany demokratycznie wybranej władzy.

Szczęśliwie wśród księży sprzyjających obozowi władzy takich przypadków fanatyzmu i herezji jak u powyższych czterech nie odnotowano - w sytuacji, gdy emerytowany żołnierz popełnił samobójstwo (przez wysadzenie twarzoczaszki petardą, stojąc wśród widowni w "białym miasteczku", w trakcie jednego z przemówień) i pozostawił bardzo krótki list:

"Oddałem życie jako protest przeciwko strajkowi służby zdrowia (bo jest polityczny przeciw Polsce PiS)!" 

wówczas media nie odnotowały żadnego przypadku księdza, który by ten czyn pochwalił. Inna kwestia, że (w przeciwieństwie do opozycji maksymalnie eksploatującej czyn Piotra Szczęsnego i pozostawiony przez niego manifest) władza nie wykorzystywała tego zdarzenia i nikt nawet nie zna imienia ani nazwiska człowieka, który oddał życie w obronie rządu PiS, a o Szczęsnym trąbiono nawet w Brukseli. Ta różnica poziomów powinna wszystkim dać do myślenia. Czy daje? Nie sądzę! Bo gdy rozum śpi, wtedy budzą się upiory. 

Milczeć wobec zła i herezji - jeszcze mniejszy problem

"Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: "Bezbożniku", podlega karze piekła ognistego." Mt 5. 21-22

Co oznacza słowo "Raka"? Jego znaczenie to "pusta głowo" lub "człowieku godny pogardy". Jezus przedstawia wyrażanie pogardy wobec drugiego człowieka jako złamanie przykazanie "Nie zabijaj!". Jeszcze surowiej zakazuje krytykowania wiary i religijności innych. 

"Kiedy Arka Pańska przybyła do Miasta Dawidowego, Mikal, córka Saula, wyglądała przez okno i ujrzała króla Dawida, jak podskakiwał i tańczył przed Panem: wtedy wzgardziła nim w sercu." (...) "Mikal, córka Saula, była bezdzietna aż do czasu swej śmierci." 2Sm 6 16,23

W powyższych fragmentach 2 Księgi Samuela widać, jak Bóg ukarał Mikal bezpłodnością za to, że wzgardziła religijnością Dawida - jego spontanicznym tańcem przed Arką Przymierza. Jak na tym tle wyglądają słowa Donalda Tuska: 

"Jeśli macie tak jak ja córkę, wnuczkę, to nie możecie na miłość Boga głosować na PiS! Oni naprawdę zgotowali piekło kobietom i oni zgotują piekło waszym córkom i wnuczkom! Co panowie Kaczyński, Rydzyk, Jędraszewski wiedzą - na miłość Boga - o macierzyństwie, ojcostwie, rodzinie, seksie, łóżku?

Mówię też o tym z pełnym przekonaniem jako chrześcijanin. Ludzie, jeśli ktoś wierzy w Boga i czuje się chrześcijaninem, to może głosować na partię, która ma Mejzę, Kurskiego, w ogóle o czym my rozmawiamy? Czy można głosować na kłamstwo, złodziejstwo, pogardę, nienawiść? Wierzysz w Boga, nie głosujesz na PiS! To jest proste jak drut!"

Tusk nie tylko uzurpuje sobie prawo do tego, aby samowolnie "ekskomunikować" wszystkich polityków, a nawet wyborców PiS i przedstawiać ich jako "bezbożników" i ludzi godnych pogardy. Nie tylko przedstawia ojca Rydzyka i biskupa Jędraszewskiego jako jakieś ucieleśnienia zła, demoniczne symbole ciemnoty nieznającej się na niczym, a chcącej narzucać swoją wolę wszystkim, jako "chodzące zagrożenie" które nie marzy o niczym innym niż "zgotowanie piekła kobietom, córkom, wnuczkom"... DLACZEGO tak ich przedstawia? Bo ten facet, który wziął po całych dekadach ślub kościelny na potrzeby kampanii wyborczej przedstawia aborcję jako "wartość chrześcijańską". Bo przecież na czym ma polegać owo "zgotowanie piekła"? Na zaostrzeniu przepisów antyaborcyjnych! 

Nigdy nie byłem zwolennikiem "dogmatu", że katolik musi głosować na partię prawicową i konserwatywną. Podobnie z kwestiami mocno uwarunkowanymi światopoglądowo - jestem przeciwnikiem aborcji, ale uważam, że tak jak poczęte dzieci, tak też osoby niewierzące mają swoje prawa i legislacją nie należy takich osób zmuszać do rodzenia dzieci chorych (zabijanie tych dzieci uważam za barbarzyństwo, ale to jest mój osąd - nie ich), dlatego "kompromis antyaborcyjny" przed jego zmianą w 2020 roku uważałem i uważam za dobre rozwiązanie. Uważam też, że sprawy światopoglądowe powinny mieć wpływ na nasze decyzje wyborcze i na decyzje polityków, ale nie powinien to być czynnik najistotniejszy, a tym bardziej jedyny, przy podejmowaniu decyzji. Może nie jestem dobrym katolikiem? Może nie dość dokładnie wsłuchuję się w nauczanie Jana Pawła II, który wielokrotnie bezkompromisowo stawał w obronie życia Dzieci Nienarodzonych. Ale nawet moja niedoskonała, bardzo kompromisowa postawa jest szczytem ortodoksyjności w porównaniu z tym co wygaduje Tusk! I na domiar złego w swoje herezje co chwila łączy z wzywaniem: "na miłość Boga!" 

"Jesteś katolikiem, chcesz przestrzegać dekalogu, wierzysz w fundamentalne zasady chrześcijaństwa, rozumiesz Jezusa Chrystusa? To nie możesz głosować na PiS czy Konfederację. Na miłość Boga, to nie ma kompletnie nic wspólnego z chrześcijaństwem, to nie ma nic wspólnego z dekalogiem!"

Czy piąte przykazanie nakazuje dopuszczenie aborcji na życzenie do 12 tygodnia ciąży? Tego nie znajdzie się ani w Dekalogu, ani nigdzie w Biblii, ani w religii katolickiej, ani nawet w żadnym z innych dużych wyznań chrześcijańskich. Przykładowo Kościół Ewangelicko - Augsburski w Polsce już w roku 1991 wydał "Oświadczenie ... w sprawie ochrony życia" w którym padają między innymi te oto słowa: 

"Wypowiadając się za ochroną życia poczętego Kościół Ewangelicko-Augsburski w RP zajmuje zdecydowane stanowisko przeciw "aborcji na życzenie". Kościół nie jest upoważniony do sporządzania katalogu występujących zagrożeń życia w przypadkach patologii ciąży, pozostawia jednak prawo decyzji rodzicom i konsylium lekarskiemu w wypadku zagrożenia życia matki."

"Bardzo delikatną kwestią jest aborcja płodu zdegenerowanego na skutek kataklizmu ekologicznego, np. awarii urządzeń jądrowych lub chemicznych. Ten temat wymaga szerokiej analizy przez kompetentnych specjalistów z zakresu genetyki, medycyny, etyki i teologii."

Więc jak widać na powyższym przykładzie, Donald Tusk wzywając imienia Boga i Jego Miłości w rzeczywistości głosi coś co nie tylko jest HEREZJĄ zarówno z punktu widzenia Kościoła Katolickiego, a nawet wszystkich wyznań chrześcijańskich, ale jest EMANACJĄ NIENAWIŚCI, POGARDY, PRZEDSTAWIANIA DRUGIEGO CZŁOWIEKA JAKO WCIELENIE ZŁA.

A kler wobec tak zuchwałych, powtarzanych konsekwentnie bluźnierstw i herezji cały czas milczy! Czy boi się, aby mu jak w maju 2019 roku na polecenie Tuska znowu nie wyciągnięto afer pedofilskich i ich ukrywania? Czy może boi się "opiłowywania z przywilejów"? A może boi się utraty "wiernych" którzy są tak bardzo "wierzący", że po pierwszej krytyce Tuska odwróciliby się na pięcie i opuścili mury świątyń, aby do nich nigdy nie wrócić (chyba że kiedyś w przyszłości wiara w Jezusa zwycięży w nich wiarę w Donalda). TYLKO ILE JEST WART TAKI "KOŚCIÓŁ" CO NIE POTRAFI, A RACZEJ BOI SIĘ WSKAZAĆ DROGĘ I TACY "WIERZĄCY" CO BY ODESZLI ZA WSKAZANIE JEDNEGO GRZECHU, KTÓRY NAJBARDZIEJ KRYTYKOWAŁ JEZUS: GRZECHU POGARDY I NINAWIŚCI? 

To, co napisałem na wstępie o "przegonieniu podniesionym głosem" to nie jest abstrakcyjna figura retoryczna. Sam na własne uszy słyszałem, jak ś.p. ks. dr kan. etc, etc... (a prywatnie proboszcz parafii do której od dziecka należałem) Stanisław Grad w trakcie homilii streścił (na szczęście bez danych osobowych) rozmowę z pewną kobietą, która najpierw pytała, czy można przystępować dwa razy do Komunii Świętej jednego dnia, a później przyznała się, że "głosuje na komunistów". Konkluzja była jednoznaczna: "w takim razie nie wolno pani wcale przystępować do Komunii, bo trwasz kobieto w grzechu ciężkim popierając decyzje, które są wbrew przykazaniom i nauce Kościoła, oraz ludzi, których hasłem jest walka z Kościołem". A przecież to były czasy, w których komuniści byli w defensywie - nikt nawet nie próbował przyklejać Janowi Pawłowi II etykietki "obrońcy pedofili", a gdyby jakieś ugrupowanie pozwoliło sobie na taką antyklerykalną szarżę jak Koalicja Europejska (czyli koalicja PO, PSL i SLD) w roku 2019, to mogłoby po tym już niczym PZPR 29 stycznia 1990 tylko zaśpiewać "bój to jest nasz ostatni" i sztandar wyprowadzić. Bo wtedy Kościół jako wspólnota miał autorytet, a kościół jako organizacja miał potężny wpływ na władzę polityczną. Jak wspomniałem na wstępie: sojusz tronu i ołtarza, który dziś jest w rzeczywistości tylko modnym hasłem-pałką do okładania PiSu wtedy był realnym faktem. Czy to było dobre? Nie! Nie było dobre ani wskazywanie przez księży na kogo głosować, ani gardłowanie na kogo nie głosować, ani łamanie (tak zupełnie "przy okazji" dwóch poprzednich procederów) ciszy wyborczej, ani przywileje i zaszczyty, ani poczucie bezkarności księży. Wtedy mieliśmy do czynienia z przegięciem w jedną stronę - WTRĄCANIEM SIĘ KOŚCIOŁA DO POLITYKI, a dziś mamy przegięcie w drugą stronę - MILCZENIE KOŚCIOŁA WOBEC ZŁA W POLITYCE WTRĄCAJĄCEJ SIĘ BRUTALNIE DO KOŚCIOŁA - przy jednoczesnym wciskaniu przez Tuska ludziom kłamstwa, że kierunek i zwrot przegięcia jest taki sam jak w latach 90-tych, a jego siła jeszcze większa. Acha, akurat! Takie bajeczki to on może sobie opowiadać tym, których wtedy na świecie nie było, bo nawet staruszek z zaawansowaną sklerozą w nie nie uwierzy. 

To skomlenie biskupów, aby przy okazji politycznych zadym nie zakłócano nabożeństw, nie niszczono fasad świątyń i pomników Jana Pawła II jest ŻAŁOSNE. Dobry chrześcijanin, to prześladowany chrześcijanin! Niech niszczą! Przynajmniej będzie wiadomo kto jest gotów dla wiary ponieść ryzyko albo stratę, a kto tylko udawał wierzącego, aby mieć z tego jakiś zysk. POMNIKI SIĘ ODBUDUJE - NATOMIAST ODBUDOWAĆ AUTORYTET BĘDZIE NIEPORÓWNYWALNIE TRUDNIEJ. 

Aborcyjne tam i z powrotem - droga donikąd, ku zatraceniu

Czy rozgrzebanie kompromisu aborcyjnego przez uznanie za niekonstytucyjną przesłanki do aborcji wynikającej z ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu uratowało choćby jedno życie ludzkie? Prawdopodobnie tak. Bo choć jestem zdecydowanym przeciwnikiem tego posunięcia, to z blogerskiej uczciwości nie mogę nie napisać o procederze, który zainspirował jej twórców. Chodziło o problem naginania prawa - zabijania dzieci, które mogły żyć z zespołem Downa lub Turnera oraz problem łamania prawa - zabijania zdrowych dzieci pod pretekstem rzekomego nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Więc problem był. Ale absolutnie nie należało do jego rozwiązania ani likwidować jednej z trzech przesłanek, ani tym bardziej angażować Trybunału Konstytucyjnego. Wystarczyłaby nawet nie ustawa, nawet nie nowelizacja ustawy, a dwa porządne rozporządzenia wykonawcze do ustawy: jedno o tym, że przypadki zespołów Downa i Turnera nie mogą być kwalifikowane do tej przesłanki, gdyż uszkodzenie płodu w ich wyniku nie powoduje pewności śmierci dziecka w okresie płodowym lub zaraz po narodzeniu i drugie o tym jakie badania należy na trwałe umieścić w dokumentacji zanim konsylium lekarskie podejmie decyzję o dopuszczeniu aborcji. Więc posłowie PiS chcieli dobrze, ale dali się złapać Konfederacji i PSL-owi w pułapkę. 

Niestety, ale to, co wyprawiali w trakcie zawieruchy z rozgrzebaniem "kompromisu aborcyjnego" niektórzy księża i zakonnicy, cała ta ich hipokryzja z jaką w czasie jednego "Apelu Jasnogórskiego" odczytywali "modlitwę o pokój w narodzie" by w kolejnym akapicie rzucić od siebie zdania szantażu który ten pokój uniemożliwiał bardzo pomogła Tuskowi w dojściu do władzy. Afekt jest taki, że w ten sposób otworzyli drogę nie tylko do finansowania in vitro z budżetu (o którym wspomniałem na wstępie artykułu) ale także do wprowadzenia aborcji na życzenie. Dziś jeszcze ten temat jest polem do przekomarzań między "Trzecią Drogą" a "Lewicą", ale przecież jak psychopata Tusk krzyknie, że aborcja ma być dopuszczalna do 12 tygodnia lub nawet 9 miesiąca ciąży, to przestraszona banda eunuchów spełni wolę führera. 

Zgorszenie zgorszeń: pedofilia, homoseksualizm i ich ukrywanie

"Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje. Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie. Otóż jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny. I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła ognistego." Mt 18, 3-9 
"Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie!" Łk 17, 1-2

Reszta jest milczeniem. 

Czyny pedofilskie i homoseksualne popełnione przez księży na dzieciach i podwładnych - wszystkie czyny od gwałtów przez molestowania po przypadki występków niemoralnych nienaruszających prawa państwowego wołają o pomstę do nieba. Kościół nie poradził sobie z ciężarem tych grzechów - zarówno Kościół jako wspólnota, a tym bardziej kościół jako instytucja. O ile jedni księża czas "odzyskania wolności po latach komunizmu" i zachwytu Janem Pawłem II potraktowali jako okazję do głoszenia Ewangelii młodzieży, o tyle czarne owce potraktowały ten sam moment jako okazję do skorzystania z bezkarności. Dwustronnie nakręcała się SPIRALA HIPOKRYZJI o której wielokrotnie pisałem na blogu. Gdzieś ksiądz popełniał jakieś zło np.: molestowanie seksualne osoby nieletniej. Nastawione antykościelnie lokalne media wyczuły okazję aby "dowalić kościołowi" i świadomie całkowicie zmieniały kwalifikację czynu np.: z molestowania robiąc gwałt ze szczególnym okrucieństwem. Wówczas władze kościelne postanawiały iść w zaparte i zaprzeczały nie tylko temu, co zmyślone, ale także temu, co prawdziwe. Aby nie potwierdzić zarzutów (tych prawdziwych i tych zmyślonych) nie podejmowano żadnych kroków prawnych ani prewencyjnych - nawet nie przenoszono delikwenta w miejsce w którym nie będzie miał kontaktu z dziećmi. Delikwent przed przełożonymi udawał nawróconego i skruszonego, a w rzeczywistości stawał się jeszcze bardziej podstępny i zakłamany. Dalej molestował, tylko robił to bardziej dyskretnie - z ministrantów "przesiadł się" na podwładnych - molestował i próbował wciągać w grzeszne relacje homoseksualne katechetów. Tak pojawiali się niewygodni świadkowie, których "trzeba było zniszczyć". Więc ich niszczono. To nie jest abstrakcyjny przykład. To autentyczna sytuacja z Tomaszowa Mazowieckiego. W roli "delikwenta" ks. Ryszard S. a w roli "mediów" Tomaszowski Informator Tygodniowy i o ile dobrze pamiętam red. Agnieszka Ł. W roli jednego z niewygodnych świadków - ja. 

W ten sposób nie tylko rozstrojono psychikę i sferę seksualną niewinnych dzieci. W ten sposób przewrócono do góry nogami całe życie wszystkich ofiar i niewygodnych świadków, a także ich rodzin. Bo przecież tak molestowane dzieci jak i molestowani klerycy i katecheci byli osobami głęboko wierzącymi, pochodzącymi z rodzin głęboko wierzących i cały czas żyjącymi w takich rodzinach. Wiara od zawsze była w centrum ich życia. A co teraz pozostało? PUSTKA? ZAWÓD? POCZUCIE KRZYWDY, ZDRADZENIA I OSAMOTNIENIA? Zanim zostałem katechetą, a także w trakcie pracy katechetycznej prywatnie byłem jednym z najbardziej zaangażowanych ewangelizatorów działających nie tylko w swojej parafii, nie tylko w całym mieście, ale nawet jeżdżącym na imprezy ewangelizacyjne takie jak "Przystanek Jezus". Po tym wszystkim mam problem z przekazaniem wiary nawet własnym dzieciom. Z jednej strony boję się, czy swoim zaniedbaniem nie narażę ich życia wiecznego, a z drugiej strony boję się czy angażując je za bardzo nie narażę ich po tysiąckroć bardziej niż gdyby byli ateistami. Tak stracono całe pokolenie. Tak stracono następne pokolenia, bo nikt tak dobrze nie dociera do młodych ludzi niż młodzi ludzie. Dziś już nie ma śladu po "Pokoleniu JP2" - na "Marsze papieskie" chodzą głównie emeryci, a tacy pięćdziesięciolatkowie jak ja są na nich rzadkością (widziałem na własne oczy - dwa tygodnie temu byłem na takim marszu 2.04.2023 w Łodzi). 

Tak to wyglądało do maja roku 2019. Wtedy okazało się, że kościół w Polsce nie tylko zranił wiele osób, roztrwonił depozyt pozostawiony przez Jana Pawła II w sercach ówczesnej młodzieży. Okazało się, że wystarczy odpowiednio dużo złej woli pewnych środowisk politycznych, aby przestępstwa i grzechy zaniechania hierarchii kościelnej w Polsce zostały użyte przeciw Polsce - aby uderzyć w chrześcijańskie podstawy naszego społeczeństwa, skłócić je wewnętrznie i POTĘŻNĄ DAWKĄ NEGATYWNYCH EMOCJI zmienić mu władzę. Wprawdzie ten numer nie do końca się udał - Koalicja Europejska (czyli wspólna lista PO, PSL i SLD) poniosła wyborczą porażkę, ale TABU ZOSTAŁO PRZEŁAMANE a wywołane tymi zdarzeniami rany i podziały pozostały. Wydawało się, że nie można już upaść niżej, ale właśnie niedawno przekonaliśmy się, że można. Bo skoro można było w walce wyborczej wykorzystać przestępstwa pedofilskie z lat 90-tych uderzając w Kościół, aby PiS "oberwał rykoszetem" to czemu nie wykorzystać przestępstw z lat 50-tych, 60-tych i 70-tych do oraz niejasnych materiałów "bezpieki" z tamtych czasów, aby uderzyć bezpośrednio w Jana Pawła II (który stanowił jedyne ogniwo spalające większość Polaków) gdy tylko słupki sondażowe spadają i pilnie trzeba użyć potężnej dawki negatywnych emocji, aby zatrzeć w pamięci wizytę Joe Bidena w której świetle obóz rządzący wypadł bardzo korzystnie, a obóz antyrządowy wypadł tak jak wypadł. Uderzono więc w Jana Pawła II. A episkopat milczy. Żadnych jednoznacznych słów potępienia dla tego aktu agresji, tylko same niejednoznaczne bredzenia o "wykorzystywaniu wiary do walki politycznej" które z łatwością można przekręcić na lewą stroną obracając przeciw broniącym dobrego imienia Jana Pawła II. Quo vadis, ecclesia Polonica? Dokąd idziesz polski Kościele? Co robisz polski episkopacie? Mamy my jeszcze jakiś episkopat? Jest tam kto? Czy oprócz biskupa Jędraszewskiego pozostało tam samo grono przestraszonych intelektualnych i moralnych kastratów? Tak jak kastrat nie przekaże swych genów, tak intelektualni i moralni kastraci nie przekażą depozytu wiary i wartości. Pokolenie emerytów pożyje jeszcze kilkanaście lat, ostatnie niedobitki 50-latków z Pokolenia JP2 wytrzymają może dekadę lub dwie dłużej a później co? Spoczywaj w pokoju polski Kościele! 

Koronawirusowy zamęt

Chciałbym, aby to był już koniec grzechów cudzych episkopatu Polski. Niestety nie jest. Jest jeszcze jedna, równie paskudna, a może nawet najpaskudniejsza karta. Koronawirusowy zamęt. Trudno doszukać się jakiejkolwiek logiki i konsekwencji w działaniu biskupów w czasie pandemii i bezpośrednio po niej. Na początku episkopat zalecił podporządkowanie się zaleceniom władzy świeckiej, gorliwe modlitwy w domach i uczestniczenie w Mszach Świętych za pośrednictwem mediów. I słusznie - nawet Jezus nie wystawiał Pana Boga na próbę, więc popisywanie się wiarą i rzekomą odwagą (która w rzeczywistości byłaby brawurą i egoizmem) w takim momencie oznaczało narażanie siebie i przede wszystkim innych na śmierć. Później pewne moje zdziwienie budził fakt, że episkopat wcale nie próbował negocjować przesadnie ostrych ograniczeń nałożonych w szczytowym momencie pierwszej fali. No przepraszam, ale trudno uznać ograniczenie liczby wiernych w świątyni do pięciu osób (bez względu na jej gabaryty) jako coś, co nie jest propozycją nastawioną na to, że druga strona będzie się mocno targowała. Ale druga strona wcale się nie targowała. Prawdopodonie nikt nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za to, że jakiś fanatyk przylezie w świątynne mury zarażony, nie będzie chciał przyjąć Komunii Świętej "na rękę" (jakby jakimś "bluźnierstwem" było dla niego polecenie Jezusa: "bierzcie i jedzcie"), ochucha lub oślini palce celebransa i w ten sposób zarazi kilkadziesiąt osób, a klika lub kilkanaście z nich zabije (nie bądźmy hipokrytami - wśród wiernych regularnie praktykujących coniedzielne lub codzienne uczestnictwo w Mszy Świętej największy odsetek stanowią osoby starsze, najbardziej narażone na ciężki przebieg i śmierć). Ja osobiście wolałbym, aby kler zamiast godzić się na nakładanie radykalnych ograniczeń na wszystkich raczej "wziął za pysk" tych nieposłusznych fanatyków. Niestety fanatycy mnożyli się w tym czasie jak grzyby po deszczu. Już w połowie marca moja fanatyczna siostrzenica podesłała mi artykuł jakiegoś "księdza" który wciskał swoim wiernym, że należy wbrew zakazom jak najliczniej uczestniczyć w Mszach Świętych w świątyniach i namawiać do tego nawet osoby starsze i chore, bo przecież nawet jeśli przez wizytę w kościele umrą, to "stracą tylko życie doczesne, którego i tak niewiele już im pozostało, a uczestnicząc w Eucharystii za pośrednictwem mediów narażają swe życie wieczne". Ciekawe czy ktoś przekazał tę "argumentację" swojej mamie lub babci? Pełno było takich "księży" co rozpowiadali, że nie jest możliwe aby zarazić się w trakcie Mszy Świętej, a tym bardziej podczas przyjmowania Komunii Świętej, bo "Jezus na to nie pozwoli", a przyjmowane Ciało Chrystusa nie podlega już prawom fizyki i biologii. Ciekawe, bo jako magister teologii rozumiem słowo "PRZEISTOCZENIE" w ten sposób, że zmienia się ISTOTA - byt nieożywiony jakim jest chleb zmienia się w mistyczne Żywe Ciało Chrystusa, ale nie zmieniają się jego PRZYPADŁOŚCI - w dalszym ciągu jest zbudowany z tych samych cząsteczek i atomów, co chleb, wygląda i smakuje jak chleb i na kontakt z wirusami reaguje tak samo jak chleb - co więcej, w naszym przewodzie pokarmowym podlega trawieniu jak chleb i bierze udział w wydaleniu resztek pokarmowych na równi ze zwykłym chlebem, ale to, co jest jego ISTOTĄ - BOŻE ŻYCIE, ŁASKA UŚWIĘCAJĄCA pozostaje w nas i nie ulega żadnemu skażeniu przez procesy biologiczne zachodzące w naszym organizmie - możemy ją skazić lub zniszczyć wyłącznie własnymi grzechami. Czy się mylę? Episkopat na kolejne "ogniska" tej choroby fanatyzmu reagował niemrawo lub nie reagował wcale. Co niektórzy "księża" opowiadali bajeczki o tym, że woda święcona lepiej chroni przed zarażeniem niż najlepszy żel dezynfekujący. Szczęśliwie nie wpuszczona do Polski (dzięki radykalnym środkom) pierwsza fala nie pozwoliła zweryfikować tych teorii. Ale przyszła druga fala i trafiła nie tylko na innego ministra zdrowia, ale także na fatalnie przemienione społeczeństwo, które nie było już skore do współpracy i wszędzie tam, gdzie koronawirus został zawleczony do Domów Pomocy Społecznej, hospicjów lub na oddziały szpitalne z osobami obciążonymi ciężkimi chorobami, miejsca na nekrologi (których w czasach "przedcovidowych' było od czterech do ośmiu) wyglądały tak: 

image

To zdjęcie z pobliskiego Piotrkowa Trybunalskiego. 

image

To zdjęcie z  mojego rodzinnego Tomaszowa Mazowieckiego - parafia św. Jadwigi Królowej w której niegdyś pracowałem jako katecheta i dorabiałem jako organista (stąd wiem ile tam było "klepsydr" w czasach "przedcovidowych"). Takie były owoce pobłażliwości dla buntowników w sutannach i głoszonych przez nich herezji. Nie, to nie księża tych parafii których zdjęcia umieściłem byli winni - oni zachowali posłuszeństwo i Bojaźń Bożą. Ale ich parafianie padli ofiarą pandemii, która rozszalała się przez nieposłuszeństwo innych i pobłażliwość wobec tego nieposłuszeństwa. 

Czy po takiej rzezi staruszków episkopat uderzył się w pierś, potępił nadmierną pobłażliwość dla buntowników wzywających do nieposłuszeństwa decyzjom władz próbujących chronić najstarszych, najsłabszych i najbardziej narażonych na śmierć? Nie! Postąpił dokładnie odwrotnie. Uczynił to w momencie kiedy przedstawiciele władz poskarżyli się, że władze kościelne nie chcą udostępniać koniecznych dokumentów 

https://www.wprost.pl/kraj/10476906/kosciol-nie-chce-udostepnic-dokumentow-komisji-ds-pedofilii-dobrej-woli-nie-widac.html 

https://www.ekai.pl/abp-stanislaw-gadecki-duszpasterstwo-po-pandemii/ 

Próbując opisać duszpasterstwo Kościoła katolickiego w czasie i po pandemii, najpierw trzeba zwrócić uwagę na bezprecedensowe potraktowanie Kościoła przez państwo. Otóż państwo jednostronnie zawiesiło wszelkiego rodzaju zgromadzenia, na skutek czego Msze święte i nabożeństwa stały się po większej części niedostępne dla wiernych. Nic podobnego nie wydarzyło się w dwutysiącletniej historii Kościoła. Nie wydarzyło się też podczas wojen, bombardowań czy w czasach zarazy, często dotykającej ludność naszego kraju. Dokonano w ten sposób aktów, które do tej pory przysługiwały na mocy prawa kanonicznego tylko władzy kościelnej, i tylko z najpoważniejszych przyczyn.

Podczas epidemii koronawirusa państwo podjęło działania w pewnym sensie przypominające kościelny interdykt obejmujący teren całego kraju. Kościołowi został narzucony sposób postępowania w materii religijnej. Uprawnione jest pytanie: czy takie działanie nie pozostaje w sprzeczności z Konstytucją RP oraz Konkordatem?

Tymczasem radykalne ograniczenia swobód obywatelskich – w świetle Konstytucji – mogą być zastosowane jedynie po wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego. Jej art. 228 głosi, że „W sytuacjach szczególnych zagrożeń, jeżeli zwykłe środki konstytucyjne są niewystarczające, może zostać wprowadzony odpowiedni stan nadzwyczajny: stan wojenny, stan wyjątkowy lub stan klęski żywiołowej”. A stan taki może być wprowadzony „tylko na podstawie ustawy, w drodze rozporządzenia, które podlega dodatkowemu podaniu do publicznej wiadomości”.

Dokąd idziesz polski kościele? Na zatracenie! 

Igrali, igrali, aż się doigrali. Atakowany zewsząd (także przez klechów) PiS przegrał wybory. I PRZYSZŁA KOZA DO WOZA 

"Zwracam się z uprzejmą prośbą o odmowę podpisania ustawy z dnia 29 listopada 2023 r. o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych i przekazanie jej do ponownego rozpoznania przez Sejm lub skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego"

"Zwracam się z uprzejmą prośbą o odmowę podpisania ustawy z dnia 29 listopada 2023 r. o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych i przekazanie jej do ponownego rozpoznania przez Sejm lub skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego"

HA, HA, HA, HA, HA!!! Kto to napisał? Arcybiskup Gądecki. Jak grzecznie! Ten sam hipokryta który dwa i pół roku temu w swoim liście o sytuacji duszpasterskiej po pandemii COViD-19 oskarżał rząd PiS o to, że wprowadził wobec kościoła "restrykcje" jakich nie było w czasach komunizmu, okupacji niemieckiej ani zaborów! I oczywiście data napisania tego listu "przypadkiem" zbiegła się z momentem, gdy Urząd Państwowej Komisji ds. Pedofilii i jej przewodniczący prof. Błażej Kmieciak po raz kolejny zgłosił uwagi o braku współpracy i nieprzekazywaniu koniecznych dokumentów przez stronę kościelną. Ten sam przeklęty pseudo-duszpasterz, którego podwładni jesienią 2020 roku po tym, gdy PiS zrobił katastrofalny błąd rozgrzebując kompromis aborcyjny, nie pozwolili ani temu ugrupowaniu ani Prezydentowi zrobić kroku wstecz!

DOKĄD IDZIESZ POLSKI KOŚCIELE? Gdyby obecna sytuacja miała miejsce w latach 90-tych, to po tym co przez ostatnie dwa lata wyprawiał Donald Tusk (pomijając oczywisty fakt, że żaden polityk w tamtych czasach nie był takim samobójcą, aby wygadywać takie rzeczy) proboszczowie "starej daty", którzy jeszcze pamiętali czasy walki z komuną publicznie przegoniliby podniesionym głosem z ambony wszystkich wyborców PO ogłaszając, że nie ma dla nich miejsca w Kościele. Tamte czasy wtrącania się kościoła do polityki i wchodzenia polityki do kościołów zdecydowanie nie były dobre - od roku 2019 (publikacja filmu Sekielskiego) zbieramy gorzkie owoce rozpasania seksualnego i finansowego niektórych księży, którzy w latach 90-tych poczuli się bezkarnie. Sojusz tronu i ołtarza, który dziś jest w rzeczywistości tylko modnym hasłem-pałką do okładania PiSu wtedy był realnym faktem. Wtedy rodziły się demony antyklerykalizmu, które dziś odżywają - oblewane farbą pomniki Jana Pawła II przypominają mi połamany wówczas zabytkowy krzyż z stojący przy skrzyżowaniu ulic św. Antoniego i Granicznej w Tomaszowie Maz. Ale wtedy kościoły były jeszcze PELNE. W dodatku pełne MŁODYCH LUDZI. Dziś obecny polski "kościół" który nie potrafi nazwać DOBRA dobrem i ZŁA złem już NIE POCIĄGA NIKOGO. Młodzież - nawet nie tę hedonistyczną z nosami w smartfonach, ale tę najlepszą, która w każdych czasach nosi w sobie jakieś pragnienie idealizmu, nawet tę poszukującą i wierzącą taki "letni kościół" zdecydowanie odpycha.

Dokąd idziesz, polski kościele? Parafrazując klasyka można powiedzieć, że "odpowiedź jest arcyboleśnie prosta: NA ZATRACENIE!. 

-------------------------------

Na koniec małe wyjaśnienie. Słowa "Kościół" pisanego wielką literą używam w odniesieniu do wspólnoty ludzi wierzących. Słowa "kościół" pisanego małą literą używam do instytucji kościelnej lub budynków świątyń. Słowa "kościół" pisanego z małej litery i dodatkowo ujętego w cudzysłów używam w odniesieniu do HERETYCKICH LUB CECHUJĄCYCH SIĘ KIPOKRYZJĄ POSTAW KSIĘŻY I BISKUPÓW, które są zaprzeczeniem wartości ewangelicznych, których uosobieniem powinien być Kościół. 

Niniejszy artykuł napisałem prawie w całości w pierwszych dniach kwietnia bieżącego roku - bezpośrednio po rocznicy śmierci św. Jana Pawła II w trakcie której doszło do aktów dewastacji pomników polskiego, wielkiego Ojca Świętego. Doszło do nich dlatego, bo bezpośrednio przed tą rocznicą stacja TVN wyemitowała paszkwil oskarżający wielkiego papieża o to, że w czasach gdy był biskupem rzekomo brał udział w tuszowaniu przypadków pedofilii wśród księży. Film został wyemitowany z wyjątkowo niskich pobudek - po wizycie Prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena notowania PiS szybko rosły, zaś notowania PO gwałtownie spadały na pysk, więc trzeba było znaleźć coś, co skumulowanym ładunkiem emocji odwróci uwagę od tej wizyty. Jak widać po wykresie średniej sondaży różnych pracowni jak i po wyniku wyborów ten numer się udał. A episkopat milczał - ta banda tchórzliwych hipokrytów ograniczyła się tylko do niejednoznacznych "apeli" o "nieupolitycznianie Jana Pawła II". W dniu dzisiejszym dopisałem tylko zakończenie oraz dwa fragmenty, których nie zdążyłem napisać wówczas: o bezczelnym szantażu ze strony księży, gdy PiS się wrąbał w rozgrzebanie "kompromisu aborcyjnego" oraz o jeszcze bardziej bezczelnym liście "arcybiskupa" Gądeckiego z sierpnia 2021. Wprawdzie już za kilka dni likwiduję konto, ale po żałosnym kwiku, jaki wydał z siebie Gądecki, gdy nowa władza skierowała do podpisu Prezydenta ustawę wprowadzającą finansowanie zapłodnienia in vitro nie mogłem się powstrzymać, aby ten artykuł dokończyć i opublikować. 

-----

LICZNIK 

Do zlikwidowania mojego konta wraz z całą jego zawartością pozostały 4 dni. 

Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię". Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych. Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo