Poniższy komentarz jest moim subiektywnym opisem tła konfliktu japońsko-chińskiego wokół wysp Senkaku i jego celem nie jest polemika z wcześniej zamieszczonymi materiałami. Niemniej uważam, że dla lepszego zrozumienia sytuacji zawsze warto poznać punkt widzenia obu stron.
Spory dotyczące WyspSenkaku
We wrześniu ubiegłego roku, japoński rząd znacjonalizował wyspy Senkaku. Decyzja ta stała się to dla Chin, które od pewnego czasu zgłaszały swoje roszczenia wobec tych wysp, pretekstem do zorganizowania protestów przeciw Japonii. Dobrze zorganizowane demonstracje odbyły się w ponad 100 chińskich miastach.
Jednak „przegrzanie” emocji wśród Chińczyków spowodowało wyrwanie się ich spod kontroli, w wyniku czego doszło do zamieszek.
Firmy japońskie, japońskie samochody, japońskie restauracje, wszystko, co kojarzy się z Japonią było niszczone. I dla tłumu nie miało absolutnie żadnego znaczenia, kto jest właścicielem samochodów, kto posiada restaurację, kto pracuje w tej firmie.
W rzeczywistości, to zwykli ludzie ponieśli szkodę. Znacznie zmalała liczba turystów japońskich w Chinach i odwrotnie, odwołano liczne imprezy (kulturalne i ekonomiczne) w Chinach. Poważne skutki również zaczęły być odczuwalne w aktywności gospodarczej obu krajów.
Suwerenność wysp Senkaku
Z historycznego punktu widzenia, a także w myśl zasad prawa międzynarodowego, Senkaku jest naszym, czyli japońskim terytorium.
Przedstawiając to w skrócie: po wojnie Japonia była okupowana przez USA. Podpisując w San Francisco traktat pokojowy w 1952 r. Japonia wreszcie odzyskała niepodległość i uzyskała swój obecny kształt terytorialny. Wtedy to wyspy Senkaku zostały formalnie zaliczone do terytorium Japonii, co jest w tym traktacie opisane.
Wcześniejsze dokumenty potwierdzające japońską przynależność tych wysp pochodzą m. in. z 1920 r.: gdy japońscy mieszkańcy okolic Senkaku uratowali chińskich rybaków z rozbitej łodzi. Po tym zdarzeniu konsul Republiki Chin wysłał do zarządu Okinawy formalny list z podziękowaniami. A również więc wtedy Chiny uznawały, że Senkaku jest terytorium japońskim. Ten list z nadal istnieje w zbiorach muzealnych.
I także tuż po II wojnie światowej nie było żadnych skarg ze strony Chin, kiedy na wyspach zbudowano japońską fabrykę przetwórstwa ryb, bądź kiedy zorganizowano tam manewry wojsk amerykańskich. Nikt wtedy nie interesował się wyspami Senkaku, nikt nie podważał ich przynależności do terytorium Japonii, zupełnie nikt, ani Chiny, ani Tajwan, ani żadne inne państwo.
Wobec tego, zastanawiające jest od kiedy Chiny zaczęły twierdzić, że wyspy Senkaku to ich terytorium?
Chińska wersja historii
Od kiedy Chiny zaczęły twierdzić, że wyspy Senkaku to ich terytorium?
…wszystko zaczyna się w 1969 roku. Wtedy to Organizacja Narodów Zjednoczonych zleciła badanie zasobów morskich na Dalekim Wschodzie. W jego efekcie światło dzienne ujrzał raport, w którym stwierdzono występowanie podmorskich zasobów ropy naftowej w bezpośrednim sąsiedztwie Senkaku. Oszacowano wówczas, że wielkość tych zasobów jest porównywalna nawet do bogactwa Iraku.
I właśnie w tym momencie Chiny przypomniały sobie, że wyspy Senkaku to ich terytorium! Na poparcie przedstawiając teorię, jakoby w czasach starożytnych były one zamieszkiwane przez Chińczyków.
Po II Wojnie Światowej formalne stosunki dyplomatyczne pomiędzy Japonią i Chinami zostały znormalizowane dopiero w 1972 roku, kiedy podpisano tak zwany traktat pokojowy. Ówcześni liderzy umyli ręce od sporu wokół wysp Senkaku, zapisując: "Zamiast rozwiądzać teraz ten problem, pozostawiamy go następnym pokoleniom, naszym potomkom, którzy mogą rozwiądzać lepiej”. W ten sposób odłożono go na półkę.
Japonia w tym czasie, na arenie międzynarodowej nie walczyła o uznanie tych wysp częścią swojego kraju. Jednak z drugiej strony po prostu prowadziła skuteczną kontrolę tego terytorium, co trwa po dzień dzisiejszy.
Podejście rządu chińskiego
Chiny podpisywały pakt pokojowy z Japonią będąc znacznie słabszym i biedniejszym krajem. Z jednej strony rząd chiński chciał pogrozić stronie japońskiej, że istnieje problem. Z drugiej jednak strony mając rozeznanie, co do własnej siły militarnej i finansowej, nie eskalował konfliktu, aby nie dopuścić do bezpośredniego starcia.
Teraz sytuacja Chin wygląda inaczej: państwo to stało się drugą co do wielkości PKB gospodarką na świecie i nieprzerwanie powiększa swoje siły zbrojne. Które zresztą ciągle wykorzystuje w lokalnych, wewnętrznych konfliktach.
Natomiast siły militarne Japonii po prostu nie istnieją.
Jest to efekt paktu z USA, na podstawie którego kwestie bezpieczeństwa kraju zostały w całości przeniesione na jednostki amerykańskie stacjonujące na Okinawie.
Kto wie, może chiński rząd właśnie doszedł do wniosku, że teraz może już przestać liczyć się z Japonią (jak wcześniej m. in. z Tybetem) i po prostu zaanektuje sobie wyspy Senkaku. Zresztą już od paru lat Chiny „testują” system obronny Japonii – wysyłając na nasze wody terytorialne swoje statki, z roku na rok coraz liczniejsze. W to, że są to tylko zagubieni rybacy (jak przekonuje chińska propaganda) już chyba nikt nie wierzy.
Chiński rząd doskonale wie, że Japonia ma związane ręce, ponieważ zgodnie ze swoją konstytucją nie może zaatakować obcych statków, nawet jeżeli te znajdują się na jej wodach terytorialnych. Po prostu prowokują na potęgę. Ocenę takiej strategii chińskiej pozostawiam bez komentarza.
Reakcja Chińczyków
Istotny jest też moment, w którym to Japonia stała się dla państwa chińskiego wrogiem numer 1. Bo nie zawsze tak było… Otóż w zastanawiający sposób zbiegło się to z pacyfikacją ruchów demokratycznych w Chinach w 1989 roku. Masakra na placu Tiananmen, bardzo bolesna dla normalnych Chińczyków, dla chińskiego establishmentu stała się lekcją wręcz bezcenną. Nauczyła, że zwykłym ludziom trzeba dać wroga, aby w trudnych czasach nie szukali winnych w swoim rządzie. Komunistyczna Partia Chińska ukazała tu bardzo pragmatyczne podejście i… wdrożyła natężoną indoktrynację anty-japońską. Już od najmłodszych lat dzieci chińskie są straszone okrutnymi Japończykami. Chińskie media wręcz pławią się opisując okrucieństwa, jakich podczas wojny dopuszczali się japońscy żołnierze. Liczba ofiar masakry ludności chińskiej, w mieście Nankin, z roku na rok jest coraz wyższa. A wyspy Senkaku są odwiecznym chińskim terytorium, podstępnie zagarniętym przez wroga, który tylko czeka, aby wygnać ze swoich domów wszystkich Chińczyków. Można by długo opisywać jak sprawny jest propagandowy aparat Chin. I cel został osiągnięty! Wrogiem Chińczyków teraz jest Japonia! Nikomu nawet przez myśl nie przemknie, żeby narzekać na rząd chiński. Zresztą urzędnicy doskonale orientują się w nastrojach ulicznych i kiedy frustracja ludzi wzrasta, to zręcznie sterują nią we właściwym kierunku.
Podejście rządu Japonii
Po formalnej normalizacji stosunków dyplomatycznych między Japonią a Chinami, Japonia wprowadziła przyjacielską politykę i życzliwe podejście do chińskiej racji stanu, wierząc, że w ten sposób stworzy w przyszłości prawdziwie partnerskie relacje. Dlatego nie naciskała na rozwiązanie zatargu w sprawie wysp Senkaku i w efekcie problem pozostał do dzisiaj. Do tej pory sporne wyspy traktowane były jako teren prywatny, pozostający w rękach Japończyków. Rząd japoński, konsekwentnie, nigdy nie ogłosił planu znacjonalizowania Senkaku.
Wobec prawdopodobnego zagrożenia atakiem Chin, prefektura Tokio ogłosiła, że planuje wykupić wyspy od prywatnych właścicieli. Gdyby doszło do zrealizowania tej transakcji gubernator prefektury zapowiedział, że stworzy w wyspie przekaźnik radiowy, latarnię morską, port i schronisko dla rybaków.
Wobec realnej możliwości wykupu wysp przez Tokio, rząd japoński przeraził się możliwości pogorszenia stosunków z Chinami. Dlatego ostatecznie, to rząd Japonii wykupił wyspy, proponując wyższą kwotę niż Metropolia Tokio. Polityka naszego rządu wobec wysp jest wręcz śmieszna, bo z jednej strony chce je nacjonalizować ale nic nie buduje, wykupił wyspy ale nikomu nie pozwala na nich lądować. Dokąd prowadzi taka schizofrenia?
Jestem także rozczarowany brakiem poczucia patriotyzmu poprzedniego właściciela, który za pieniądze zmienił nabywców z Tokio na rząd japoński. Przede wszystkim jestem jednak zdumiony postawą naszego rządu, który nie ma najmniejszego zamiaru zagospodarowania nowych ziem. A w takim razie po co je kupił? I to kupił za czyje pieniądze? Za pieniądze Japończyków, za nasze podatki!!! Rząd wykupił wyspy, aby „uspokoić” Chińczyków. Mam wobec tego pytanie, dla kogo pracuje rząd japoński? A czyj rząd myśli o Japonii?
Reakcja firm japońskich i samych Japończyków
Nie byłoby przesadą stwierdzenie, że Chiny i Japonia są od siebie zależne gospodarczo. Innymi słowy, jeśli stosunki polityczne między tymi dwoma krajami układają się źle, to na pewno negatywnie odbije się to na ich sytuacji ekonomicznej. W szczególności, japońskim firmom działającym w Chinach jest teraz bardzo trudno produkować i sprzedawać. Obecnie ponoszą znaczne straty.
Z punktu widzenia kondycji tych firm, część biznesmenów potępia nacjonalizację wysp Senkaku przez japoński rząd. Ale czy interes prywatnej firmy powinien stać ponad interesem państwowym? Czy argument, że „zyski mojej firmy spadają” jest rozsądnym powodem zaprzestania sporów z Chinami? Innymi słowy, czy obrona terytorium, granic własnego kraju jest mniej istotna niż interes prywatnej firmy???
Chiny są krajem autokratycznym, rządzonym tylko przez partię komunistyczną. To jest fakt powszechnie znany. A więc wszyscy, którzy decydują się na współpracę z Chinami są świadomi „ryzyka krajowego”. Większa możliwość zysku, to zawsze większe ryzyko.
Czyli przedsiębiorcy mając tego pełną świadomość zdecydowali się na utworzenie spółki czy otwarcie fabryki w Chinach. A teraz co? Lepiej poświęcić swój kraj, swoje terytorium w imię lepszej wydajności firmy, która rozwinęła się w Chinach? Po prostu nie ma porównania! Co jest ważniejsze: interes jednostki – czy interes narodowy. A jednak to nie dla wszystkich takie oczywiste… Media cały czas straszą kłopotami, jakie mają japońskie firmy. To jest priorytetem dla opinii publicznej. Jeśli naprawdę jest tak wiele problemów, proponuję im wycofać się z Chin. Chcę powiedzieć: inwestujcie w innych krajach, zapraszam do Polski!
Co to oznacza ochrony obywatela i kraju
Ostatecznie dochodzę do wniosku, że naród japoński utracił świadomość potrzeby obrony granic własnego kraju. Po wojnie, Japonia stała się krajem, który nie może posiadać wojska i prowadzić operacji wojennych. A to za sprawą konstytucji, którą dostaliśmy od Stanów Zjednoczonych, w czasie amerykańskiej okupacji.
Znam wielu ludzi, którzy są dumni z tej konstytucji, z jej unikalności i nazywają ją "konstytucją pokojową". Japończykom obecnie nawet do głowy nie przyjdzie, że czasami potrzebne jest posiadanie sił przymusu, aby utrzymać pokój, aby uniknąć wielkiej wojny... Społeczeństwo japońskie jest przekonane, że jeżeli ogłasza iż nie posiada armii i nie uczestniczy w żadnej wojnie, to automatycznie może żyć w pokoju. W rzeczywistości nie ma takiego dziwnego kraju na całym świecie!
Japończycy powinni piętnować przedsiębiorców, dla których zarabianie pieniędzy dla własnej firmy jest ważniejsze niż obrona własnego terytorium. Bo czy Państwo, które nie broni swojego terytorium, jest w stanie skutecznie obronić własnych obywateli? Państwo, które nie dąży do osiągnięcia bezpieczeństwa i szczęścia przez swoich obywateli już nie jest Państwem!
Kto stworzył takie państwo? Moi rodacy! Japonia jest krajem demokratycznym, które funkcjonuje tak, jak chcą tego jego obywatele. Takie beznadziejne państwo jest efektem braku poczucia państwowości Japończyków. Źródło tego jest w Konstytucji. Osoby zainteresowane pogłębieniem tematu zapraszam na bloga: http://samuraj7.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?1386512
Epilog.
A może jest jeszcze inny podtekst konfliktu o wyspy Senkaku? A może jest jeszcze trzecia siła, której zależy na podsycaniu animozji i wzbudzeniu konfliktu pomiędzy Japonią a Chinami? Bo gdzie „dwóch się bije, tam trzeci korzysta”…
Inne tematy w dziale Kultura