Marcin Tomala Marcin Tomala
1108
BLOG

Igrzyska chamstwa i złodziejstwa?

Marcin Tomala Marcin Tomala Społeczeństwo Obserwuj notkę 25

Całkiem popularna firma sprzedająca koszulki (głównie, także maskotki, kubki, gadżety) z naprawdę fajnymi nadrukami postanowiła wziąć przykład z najlepszych zwyczajów zachodnich koncernów (Amazon) i wdrożyła nową politykę zwrotów, reklamacji. Taką "mega pro-konsumencką", jak to określił na swym społecznościowym profilu przedstawiciel firmy. Koszulka, którą zamówiłeś się nie do końca podoba? Jakość nadruku nie w pełni cię satysfakcjonuje? Rozmiar jednak nie ten? Nie ma sprawy, daj znać - przyślemy kolejną gratis, tej pierwszej nawet nie musisz odsyłać.

Polski klient uczy. O ile wykorzystywanie podobnych "promocji" i postaw zdarza się na świecie wszędzie, nie wpływa to znacząco na rozrachunek korzyści (także wizerunkowych) i strat. W tym przypadku wieść wśród konsumentów oczywiście rozniosła się jak zaraza, szybciej niż posłowie przegłosowujący budżet przed świętami czy Palikot zmieniający światopogląd. "Kupcie byle jaką koszulkę, napiszcie do tych debili, przyślą następną, proces powtórz z innego maila..., ja już tak cztery sobie załatwiłem!". Firma rzecz jasna nową politykę zwrotów zawiesiła, za debili sam bym się obraził, więc niezależnie od powodów finansowych w pełni decyzję rozumiem.

Wyjątkowo starej daty farmer w Kencie (piękne hrabstwo w UK, nazywane "ogrodem Anglii") zwyczajowo w sezonie, oprócz regularnych zamówień sprzedawał nadmiar truskawek, czereśni przy drodze, która biegła niedaleko jego gospodarstwa. W specyficzny sposób - wystawiał owoce, wagę i pudełko na pieniążki (cena na tablicy), klient z założenia miał podjechać, zważyć, zapłacić. Wychowany w polskiej rzeczywistości myślałem początkowo, że to bardziej anegdota, klasyczny przykład miejskiej legendy (urban legend, choć w tym przypadku bardziej country), ale ludzie potwierdzają - tak było. Do czasu napływu pracowników z pewnych europejskich regionów - już nawet nie o to chodzi, że znikały truskawki. Razem z nimi wyparowały pudełko i waga, więc nie ma w sumie już czego wystawiać.

Firma produkująca ciasta na skalę masową miała miłą politykę, że wszelkie niedoróbki (polewa poza wzorcem, kawałek sernika odpadł itp.) szły do wspólnej, wielkiej lodówki, skąd mogli z nich w ramach pracowniczych przywilejów korzystać zatrudnieni. Skończyło się zakazem i przegięciem w drugą stronę, wyrzucaniem ciast. Dlaczego? Cóż, co cwańsi brali ile mogli i... sprzedawali te pyszności na własną rękę. Luka w systemie, prawda?

Przykłady można wymieniać bez końca. Tu, gdzie teraz mieszkam, oprócz pozytywnych opinii o Polakach (ciężko, wydajnie pracujących) równocześnie pojawiają się stereotypy o naszym narodowym cwaniactwie, wykorzystywaniu każdej możliwej luki w systemie, żerowanie na innych, zawiść. Nawet teoretycznie pomocny rodak, przyjedź, założymy razem konto w banku (darmowe), zarejestrujemy w agencji (darmowe) pobiera na koniec za tą pomoc taką opłatę, że aż się przykro robi na sercu i uwierzyć nie chcę, jak słucham opowieści wybranych naiwniaków. A sam często niestety radzę - chcesz tu przyjechać, omijaj pomocnych Polaków szerokim łukiemszkól język i staraj się załatwiać sprawy samodzielnie. 

To często krzywdzące stereotypy, generalizowanie nigdy nie jest sprawiedliwe. Ale chciałem Was wszystkich zapytać, jakie są Wasze doświadczenia, przemyślenia? Jak to naprawdę jest w kraju, który wręcz nauczono, zmuszono do działania na krawędzi uczciwości, moralności, etyki (lata komunizmu). Gdzie czas zwycięstwa wolności, solidarności, przekształceń dla wielu okazał się niestety tylko balem przebierańców, maskaradą. Kraj, gdzie wykiwanie państwa jest chwalone, ściąganie w szkole podziwiane, a chamstwo i zwykłe złodziejstwo promowane i propagowane (koszulkę darmową wydębiłem, ale jestem ziomal, joł).

Gdzie jest granica? 10 lat w Unii Europejskiej, gościnność, pracowitość, inteligencja. Czy może zwykłe cwaniactwo, wykorzystywanie chwili, bez jakiegokolwiek planowania, perspektyw, szerszego spojrzenia? Jak jest naprawdę?

Pytanie to budzi się we mnie systematycznie i często, dziś wzmocnione próbą organizacji zimowej olimpiady w Krakowie w 2022 roku. Abstrahując nawet od oczywistych rzeczy typu, może najpierw chleb, a potem igrzyska; infrastruktura, pomoc społeczna, gospodarka, demografia itd. - to przecież nikt o zdrowych zmysłach i minimalnym rozsądku nie pomyśli przecież, że ktoś nam może dać samodzielne, zimowe igrzyska do organizacji. Zwłaszcza przy tak silnej konkurencji (mimo, że wycofują się bogatsi i lepsi).

Więc o co chodzi? Nie o organizację, lecz proces organizacji, prawda? Gdzież lepsza okazja dla całej rzeszy cwaniaków, kuzynów, krewnych, znajomych. Komitet, logo, podróże, promocje, tłumaczenia, kserówki, bramy, projekty, urzędnicze premie.

Więc konkludując smutno - dlaczego ja się dziwię małolatowi, który koszulkę za 50 zł wysępił i jest z tego dumny, jak na naszych oczach i z przyzwoleniem odstawiane są numery na nieporównywalnie większą skalę? Olimpijską, można rzec. To są dopiero igrzyska!

 

 

 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo