kemir kemir
1648
BLOG

Czy fotografia jest sztuką?

kemir kemir Fotografia Obserwuj temat Obserwuj notkę 105

"Fotografia jest główną siłą wyjaśniającą człowieka człowiekowi". /Edward Steichen/


Cóż za piękne dla fotografii czasy nastały! Codziennie powstają miliardy zdjęć. W mgnieniu oka możemy dzielić się nimi z bliskimi i z resztą świata. Idąc tropem Annie Leibovitz, wszyscy mamy " najlepsze” aparaty. Dlaczego najlepsze? Bo zawsze mamy je przy sobie. Przecież każdy ma smartfona lub telefon z aparatem. Co nam po wspaniałym Nikonie czy obrzydliwie drogiej Leice, kiedy przy sobie mamy relatywnie tanie maleństwo mieszczące się w kieszeni? Czy namawiam zatem do fotografowania telefonem? Nie. A przynajmniej nie na skalę taką, z jaką mamy do czynienia. Po pierwsze telefon na pewno nigdy nie zastąpi lustrzanki lub bezlusterkowca. Mimo, że rozdzielczości matryc w smartfonie sięga już 16, a nawet 48 milionów pikseli. To tak, jak czytniki e-booków nie zastąpiły tradycyjnych książek papierowych. Do technikaliów jeszcze wrócę, ale jest i drugi powód. Ważniejszy.


Te miliardy zdjęć publikowanych w mediach społecznościowych w 95 procentach nie mają żadnej wartości, nazwijmy to twórczej. Ot, fotki z gatunku "u cioci na imieninach": fatalnie skadrowane, bez prawideł kompozycji, reguł perspektywy, gry świateł i cieni. Kicz. Amatorszczyzna. Chociaż - na pozór - perfekcyjne technicznie. Na kilka tysięcy takich zdjęć zdarza się jedno wyjątkowe, które zapamiętamy, lub przynajmniej powiemy - "fajna fota". Bo nie jest wcale tak, że nie można smartfonem zrobić dobrego zdjęcia - jak najbardziej można. Do tego potrzebny jest jednak pewien poziom wiedzy fotograficznej, umiejętność patrzenia obiektywem i sporo umiejętności wynikających z doświadczenia. Algorytmy współczesnego smartfona zwalniają z tych obowiązków. Dlatego te 95 procent w jakiś sposób zabija sztukę fotografii. Ale... czy fotografia w ogóle jest sztuką?


Kiedy podczas posiedzenia Akademii Paryskiej w 1839 roku Francois Arago ogłosił światu, że można uchwycić obraz widziany w camera obscura,  francuski malarz Paul Delaroche wykrzyknął - "Dziś umarło malarstwo!". Dagerotypia, wynaleziona przez Louisa Jacquesa Mande Daguerre, dała możliwość zarejestrowania bardzo szczegółowego widoku na małej posrebrzanej miedzianej płytce, tak jakby w małym lustrze "zatrzymano czas”. W tym samym roku w Anglii, Henry Fox Talbot ogłosił swój proces kalotypii. Proces Talbota, oparty był na technologii negatywowo-pozytywowej na papierze. Dzięki czemu zarejestrowany obraz można było powielać wielokrotnie, niczym grafiki. Natomiast dagerotyp był unikalnym jedynym obrazem, a zarazem obiektem. Od tego czasu fotografia oscylowała pomiędzy wyjątkowością, a wielością. Współcześnie, unikalny lub limitowany obraz fotograficzny znanego artysty może stać się dziełem sztuki, ale jednocześnie łatwość posługiwania się fotografią cyfrową i możliwość nieskończonej replikacji, ponownie stawia pytanie: czy fotografia jest sztuką?  


Niektórzy krytycy i historycy sztuki uważają, że sztuka jako pojęcie nie jest możliwe do zdefiniowania, ponieważ granice sztuki w sposób ciągły są redefiniowane. W każdym też momencie jest możliwe, że pojawi się dzieło, które w przyjętej i zamkniętej definicji sztuki nie będzie możliwe do umieszczenia w odpowiednich "ramach”. Sztuka sama spełnia również rozmaite funkcje. Zaczynając od estetycznych, poprzez: społeczne, dydaktyczne, terapeutyczne… Natomiast funkcje sztuki nie stanowią o istocie samej sztuki. Władysław Tatarkiewicz - wielki polski filozof,  historyk filozofii, estetyk,  etyk oraz historyk sztuki  - sformułował inną definicję słowa "sztuka”, pisał: "sztuka jest odtwarzaniem rzeczy, bądź konstruowaniem form, bądź wyrażaniem przeżyć – jeśli wytwór tego odtwarzania, konstruowania, wyrażania jest zdolny zachwycać bądź wzruszać, bądź wstrząsać”. Istotą definicji w przypadku Tatarkiewicza jest jej uniwersalizm, który jest aktualny zarówno w odniesieniu do minionych epok, jak i do sztuki współczesnej. W tej definicji mieści się również fotografia, która ma zaledwie 180 lat.


Malarz i fotograf Zdzisław Beksiński, w liście do krytyka fotografii i fotografa, Jerzego Lewczyńskiego napisał: "fotografia jako taka nie może być sztuką i to leży w samej jej istocie. W ogóle zamiar wykonania artystycznego zdjęcia kryje sprzeczność i jest największą bzdurą jaką można sobie wyobrazić. Zapamiętaj Jurek co Ci powiem, bo jestem dziś pod wpływem alkoholu w nastroju wieszczym. Fotografia nie jest sztuką! Pic! Gówno! Lipa! Cześć!”. Beksiński odwołał się (chyba) do początków fotografii, kiedy ówcześni krytycy uważali, że fotografia powstająca dzięki zastosowaniu technologii i techniki, a nie dzięki pracy twórczej człowieka nie może być uznawane za dzieło sztuki. Jako dowód podawano twierdzenie, że nawet amator fotografii, jest w stanie wykonać poprawne obrazy. Natomiast amator malarstwa, który nie ma pojęcia jak malować, nie byłby w stanie wytworzyć akceptowalnego obrazu. Z tego też powodu fotografia rzekomo nie może się równać z kreatywnością malarstwa.


Współcześnie szermuje się argumentem, że jedyną pracą wykonaną podczas fotografowania jest naciśnięcie spustu migawki. Wystarczy być i pstryknąć – każdy to potrafi. Natomiast obraz, który pierwotnie był pustym płótnem, nosi ślady każdego kolejnego ruchu pędzlem. Książka, nawet taka z dużymi marginesami, jest zawsze wyzwaniem. Fotografia w swojej ograniczonej formie ma bardzo mało atrybutów pokazujących faktyczną pracę autora. Pozornie stanowi tylko reprodukcję tego, co już istniało. 


Paradoksalnie - właśnie dlatego, że fotografia różni się tak bardzo od sztuk plastycznych, mogła pretendować do rangi sztuki. Uznana a priori, że sztuką nie jest,  fotografia przez dziesiątki lat musiała udowadniać, że nie tylko nią jest, ale jest również dziedziną twórczą. W efekcie, fotografia, sama w sobie, jest nie tylko jednym z rodzajów sztuki, ale może nawet być narzędziem w rękach artysty. Założenie, że jedyną pracą wykonaną podczas fotografowania jest naciśnięcie spustu migawki, jest naiwne. Każdą jedną tysięczną sekundy potrzebną do uzyskania odpowiedniej ekspozycji poprzedza masa przygotowań. Od samej nauki obsługi aparatu na początku, przez ustawianie świateł i rekwizytów podczas sesji, dobór obiektywu,  po organizowanie lunchu dla zatrudnionych modelek/modeli. W fotografii pejzażu to godziny poszukiwania "miejscówki" i oczekiwania na odpowiednie światło. Podobnie jest z fotografią architektury,  w foto street to szukanie "strzału". A potem następuje jeszcze cała wieczność postprodukcji. Wybór najlepszych fotografii, obróbka komputerowa, decyzje dotyczące docelowego nośnika. Podstawą wszystkiego jest koncepcja. Bez pomysłu wyznaczającego kierunek pracy niemożliwe jest osiągnięcie spektakularnych efektów. Zatem sztuka fotograficzna bardzo rzadko rodzi się z przypadku i jest taką samą pracą koncepcyjną i twórczą jak praca malarza. 


Ale... malarstwo czy rzeźba bronią się elitaryzmem. Po ulicach nie chodzą miliony ludzi ze szkicownikami, płótnem i farbami - chodzą miliony z aparatami fotograficznymi w smartfonach. Gdyby te miliony zaczęły malować na płótnach - kaleczyliby malarstwo. Fotografując smartfonami - kaleczą fotografię. Z drugiej strony tradycyjne przeciwstawianie zaangażowanej sztuki fotograficznej i pstrykania rekreacyjnego jest błędem. Utożsamianie tych dwóch aktywności z odpowiednio dobrą i słabą fotografią powoduje jedynie frustracje i konflikty. Nic nie stoi przecież na przeszkodzie, żeby domorosły smartfonowy pstrykacz przepoczwarzył się w artystę. Ale trzeba mieć świadomość, czym jest aparat w smartfonie i jaką ilość obliczeń wykonują jego procesory,  żeby tylko zidentyfikować twarz, obliczyć co ma być ostre, a co nie.


A w tradycyjnym aparacie? Pomijając już, że oprócz trybów "Auto" posiada on także tryb "Manual", który wprost wymusza na fotografującym myślenie, to samo powstawanie zdjęcia różni się w istotnych niuansach. Otóż obraz padający na matrycę najpierw przechodzi przez obiektyw, który sam w sobie jest zaawansowanym technologicznie produktem i którego właściwości fizyczne (ogniskowa i jasność) wpływają na plastykę zdjęcia. Inna jest też wielkość przetwornika, a co za tym idzie, optyka użyta do obrazowania. Na przykład iPhone 8  ma realną ogniskową 3,99 mm, co w połączeniu z rozmiarem matrycy (6×4,80 mm) daje kąt widzenia taki, jak obiektyw 28 mm w pełnej klatce. Jak zapewne doskonale wiecie, ogniskowa to jeden z trzech parametrów wpływających na głębię ostrości. Kolejny argument za robieniem zdjęć "prawdziwym" aparatem, to jakość obrazu, która wynika z bardzo wielu rzeczy, m.in. z wielkości punktów światłoczułych matrycy. We wspomnianym wcześniej iPhonie 8 punkt światłoczuły ma wielkość 1,22 μm, w Nikonie Z7 – 4,34 μm, a w modelu Z6 5,92 μm. Im większą powierzchnię ma "piksel” matrycy, tym więcej fotonów (przechodzących przez obiektyw) na niego pada, a wewnętrzny komputer aparatu może dokonać precyzyjniejszych obliczeń poziomów jasności i co za tym idzie, wygenerować obraz lepszej jakości. Do tego dochodzą wewnętrzne komponenty przetwarzające obraz. Licytować się można długo i zaciekle, ale jest oczywiste, że dzisiejsze telefony nie zastąpią aparatu. Tak jak algorytmy AI rozmywające tło w smartfonowych trybach portretowych, które wyostrzają obszar wokół głowy, imitując małą głębię ostrości, nie zastąpią fizyki i optycznych właściwości obiektywów, które niekiedy kosztują tyle, co samochód dobrej klasy.


Wspomniałem o trybie "Manual", dostępnym w aparatach adresowanych do ambitniejszej grupy fotografów i pospolitych pstrykaczy. Kiedy zaczynałem swoją przygodę z fotografią bardziej serio, niż pstrykanie "Smieną", istniał tylko tryb "M" -  trzeba było poznać możliwości"Zenita", później dedeerowskiej "Practiki", żeby "dorobić się" w końcu japońskiej "Yashiki FX2". Wszystkie te lustrzanki jednoobiektywowe, które wymagały wiedzy i kreatywnego myślenia, ukształtowały w jakimś sensie także mnie jako człowieka. Nauczyły patrzeć i... nie marnować cennych klatek filmu, który tani nie był. Każda naświetlona klatka była konkretną kwotą pieniędzy wydanych i na film i na odbitki, które z tego filmu powstawały. Pstrykanie byle czego i byle jak, było marnotrawieniem i wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Fotografia cyfrowa praktycznie zlikwidowała problem kosztów eksploatacji - dziś "za darmo" można robić setki zdjęć, nie zastanawiając się nad tym , co i jak fotografujemy. Z tych setek, "dwanaście świetnych fotografii każdego roku to wspaniały plon"  - jak powiedział Ansel Adams, słynny amerykański fotograf pejzaży parków narodowych. Tego się trzymam, większość moich zdjęć trafia od kosza, cześć kataloguję jako pamiątkowe, kilkanaście uważam za "wspaniały plon", który czasem daję do dużego wydruku i oprawy, przekształcając je w znakomity prezent dla bliskich i przyjaciół. W tym miejscu warto postawić pytanie,  czy potrafimy swoje zdjęcia dobrze skatalogować i zachować? Czy powracamy do swoich wspomnień oglądając zdjęcia w zaciszu domowego ogniska? Systematyczne wywoływanie zdjęć, czy tworzenie spersonalizowanych foto-książek jest gwarantem tego, że chętniej będziemy je oglądać, gromadzić się i wspominać spędzone z rodziną czy przyjaciółmi chwile. Warto zwolnić na chwilę i powspominać. Warto zanurzyć się czasem w historii własnej i powszechnej, by odkryć coś, co czasami nie jest takie, jak się wydaje.


Dlatego przeciętnego pstrykacza smartfonem powinna obowiązywać większa "skromność" w dzieleniu się na forach swoimi "dziełami". No właśnie - swoimi? Przecież to dzieła algorytmów stworzonych przez inżynierów iPhona, Samsunga czy Huawei'a. I  - paradoksalnie - może właśnie "dzięki" temu, prawdziwa fotografia jest wciąż tak elitarnym zajęciem, jak malowanie obrazów pędzlem? Tak sądzę...






kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura