kemir kemir
2791
BLOG

Quo vadis opozycjo?

kemir kemir Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 111

Nie jestem ostatnio jakimś szczególnie oddanym zwolennikiem PiS. Z kilku powodów, o których zresztą pisałem, dlatego nie ma żadnego sensu, żebym ponownie się powtarzał. PiS to jedna strona polskiego medalu, drugą stronę tego medalu szpeci opozycja, która - w mojej ocenie - zbliża się do jakiegoś nieokreślonego punktu krytycznego, za którym niechlubny przykład Targowicy sprzeniewierzającej się polskiej państwowości, jest szczeniackim wybrykiem, nie wartym wspominania. Chciałoby się w ten deszczowy i chłodny dzień wyjść na jakiś duży plac i krzyczeć: ludzie, opamiętajcie się!


Wszystko - dosłownie - jest  dla opozycji dobre, żeby uderzyć w polski rząd. Polski, podkreślam, nie "pisowski", bo ten rząd nie powstał w wyniku jakiejś zmowy, układów, czy zamachu stanu - powstał w efekcie przeprowadzonych zgodnie z prawem wyborów. Znów podkreślę - polskiego, nie "pisowskiego" prawa. Pisowskiego rządu można oczywiście nie szanować, bo to wilcze prawo opozycji, ale gdzieś w tym brzmiącym eufemistycznie "braku szacunku", zupełnie zaginęła elementarna przyzwoitość wynikająca z tego, że to wciąż i jednak polski rząd. Ta przyzwoitość nakazywałaby przynajmniej umiar w wyrażaniu poglądów, kiedy w grze są podstawowe elementy składające się na byt państwa: suwerenność, narodowa jedność i ochrona granic. Żaden z tych czynników nie jest świętością dla polskiej opozycji. Opozycyjni posłowie i europosłowie pierwsi wyrywają się do chwalenia wątpliwych prawnie (wbrew traktatom) regulacji unijnych ingerujących jawnie w system wewnętrzny stanowienia prawa w Polsce, są prymusami w kwestiach ewentualnego stosowania sankcji i kar dla Polski, gorliwie wspierają obce kulturowo dla kraju nad Wisłą dziwne, zupełnie mniejszościowe środowiska typu LGBTQ, są fundamentalnymi proaborcjonistami, walczą z Kościołem wszystkimi dostępnymi środkami propagandowymi, nieustanie tworzą mit "państwa reżimowego", czynnie uczestniczą w zakłamywaniu tragicznej historii państwa polskiego, obojętnie, czy to przez wrogie Polsce grupy żydowskie, niemieckie czy jakiekolwiek inne. Każdy pretekst jest dobry, nieważne, czy faktycznie stworzony przez nie do końca przemyślaną sekwencję zdarzeń wywołanych przez rząd, czy czynniki zewnętrzne. Aktualny "kryzys" wywołany przez garstkę "uchodźców" w pobliżu polskiej granicy z Białorusią to kwintesencja zachowań opozycji.


Hulaj duszo, piekła nie ma - to standard przyjęty przez polska opozycję. Można oficjalnie i za przyzwoleniem stosować wobec rządzącej partii zamaskowane gwiazdkami wulgarności, można wycierać sobie opozycyjne gęby drutem kolczastym i szukać analogii do Auschwitz ( co samo w sobie jest czymś zupełnie nieprawdopodobnym), można pisać, że "Polacy tak samo pomagają uchodźcom, jak kiedyś Żydom w czasie wojny” – jak napisała na Twitterze, zapewne upojona własną "błyskotliwością” Klaudia Jachira, można lżyć, przy aprobacie "dziennikarza" wrogiej, acz polskojęzycznej stacji TV,  polskich - Bogu ducha winnych - pograniczników, pomijając już takie "szczegóły" jak wprowadzanie opinii publicznej w błędy definicyjne i prawne. Zastosowany terror moralny, hipokryzja i skala porównań, to przykłady, które trudno sobie było nawet wyobrazić.  A jednak to wszystko się dzieje.


Polityczna zgoda w sprawach fundamentalnych, jest narzędziem państwotwórczym, a wypieranie jej przez polityczny konflikt niesie groźbę destrukcji państwa, czyli cofnięcia się do pierwotnego barbarzyństwa. Taki punkt widzenia utrwaliła zwłaszcza rzymska tradycja republikańska i jest to do dziś obowiązujący dogmat. Tymczasem opozycja w Polsce, permanentnie dążąca do konfrontacji, z tym dogmatem się nie liczy - co więcej:  stała się zbiorem wyjątkowo cynicznych polityków, którzy nie mają żadnego innego programu, poza dorwaniem się za wszelką cenę do władzy. Ich mottem mógłby być słynny kuplet ze "Słówek” Boya, o pewnym galicyjskim polityku: "Żadnych politycznych nie ma on przesądów, każda partia dobra, byle dojść do rządów!”. Cynizmowi tych politycznych kameleonów czy to z PO, czy to z postkomuchów Czarzastego, towarzyszyły przez minione lata skrajnie destrukcyjne działania w opozycji, niechęć do popierania postulatów najbardziej nawet niezbędnych dla kraju, jeśli tylko wychodziły one ze strony członków rządu. Tę destrukcyjną opozycyjność posunęli ci politycy do niepojętych wręcz rozmiarów, co widać bardzo wyraźnie teraz. To już nie są ugrupowania polityczne - to syndykat antynarodowego lobby, dążącego dosłownie po trupach do władzy. Ich wygrana oznaczałaby rzeczywiście triumf polityki restytucji przegniłego status quo III Rzeczypospolitej. Oznaczałby całkowite przekreślenie szans na gruntowną lustrację, deubekizację, dekomunizację i lustrację majątkową. Oznaczałby również ostateczne przekreślenie szans na zmniejszanie dysproporcji między warstwami ludzi bogatych i biednych w Polsce. Oznaczałaby koniec polskiej państwowości. To antypolskie lobby polityczne, tak naprawdę reprezentujące wciąż oligarchów "okrągłostołowych", jest zainteresowane dalszym powiększaniem różnic i antypolskiej nagonki - zamiast ich pomniejszaniem. I nie pomogą w zatarciu tego faktu krokodyle łzy wylewane przez liderów tych partii w ostatnim okresie, w ramach żalów hipokrytów nad losem najbiedniejszych ludzi, borykających się domniemaną drożyzną – czyli losem tych, którzy najsilniej ucierpieli od polityki aferałów, począwszy od 1989 roku.
 
 
 Polska stanowi dla nich nic, zero, null. Jest zbędnym podmiotem, który przeszkadza w realizacji ich interesów. Niestety, jest tak, jak już dwa stulecia temu mówił książę Adam Jerzy Czartoryski: "są w Polsce tylko dwie partie: polska i antypolska". Dopowiedzieć tylko należy,  że ta antypolska jest partią jurgieltników i działa w złej wierze, uczestnicząc w międzynarodowej wojnie aksjologicznej, czy też hybrydowej, po antypolskiej stronie. Maski ostatecznie opadły.

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka