Pora na poważniejszy w sensie blogowania mój niedzielny felieton...
Zarządzanie "pandemią" Covid-19 było majstersztykiem myśli totalitarnej! Żeby wprowadzić społeczną presję, wręcz szantaż do szczepienia się preparatem, który nie został jeszcze przebadany przez laboratoria, żeby zakazać alternatywnych badań, żeby zamknąć ludzi w domach, rząd użył tylko dwóch argumentów: "Jeśli nie posłuchacie, jesteście aspołeczni, stawiacie się poza społeczeństwem i przyjmujecie postawę antypaństwową". Drugim argumentem była konstatacja znana jako "zwolennicy teorii spiskowych”, czyli - w poprawnej kolejności - etykietowanie, nazewnictwo i nagonka na "szurów", "płaskoziemców", "foliarzy", "agentów ruskiej propagandy", czego konsekwencją była blokada informacyjna, cenzura i publiczne lincze ( zwykle jako ośmieszenie) na co bardziej znanych przedstawicielach tak zaetykietowanej grupy. Całe zarządzanie covidowym kryzysem przestało nagle istnieć w atmosferze zagrożenia, czyli wojny na Ukrainie: de facto na rzeczywistości nie mającej nic wspólnego z podejściem naukowym. Przy okazji na jaw wyszła prawda, że lekarze i tzw. naukowcy, nie dzielili się na fachowych i niefachowych, nie dzielili się na "dobrych" i "złych", ale na tych, którzy byli lojalni wobec przemysłu farmaceutycznego i na tych co byli nielojalni. Ale kto się tym przejmował lub przejmuje? Nikt.
Bo rzecz jest w czym innym. W strachu. Prosty, prymitywny strach związany z COVID-19 był wszechobecny w Polsce w 2020 i 2021, uwzględniając wszystkie aspekty życia Polaków. Zarządzanie tym strachem musiało mieć - i ma - ogromny wpływ na polityczne "zdrowie" populacji. Doszło mianowicie do apogeum nowej "choroby”, która rozwija się z niespotykaną wcześniej skalą. To "choroba nieszczęścia”. Polega ona na trwaniu w mroku, rozumianym jako termin pesymistyczny, który ma kształtować określony pogląd społeczeństwa na sprawy bieżące i świat w ogóle. Może również determinować poparcie dla działań rządu w każdej sferze jego działalności: gospodarczej, społecznej i politycznej. Przede wszystkim politycznej. Polityka, polityka i jeszcze raz polityka. Mrok i "choroba nieszczęścia" nie dotyczy oczywiście spraw polityki wewnętrznej. Wręcz przeciwnie: "mimo trudności i sytuacji na świecie Polska ma się dobrze, jest zasobnym, rozwijający się krajem, który kładzie nacisk na swoje bezpieczeństwo i współpracę z sojusznikami w NATO". Mrok dotyczy rzekomego zagrożenie ze strony Rosji, a sama strategia mroku przyczynia się do powstania niepokoju i poczucia zbliżającego się nieuchronnego nieszczęścia. W jednym celu: narzucenia swoich projektów. Metoda nie zachęca (a wręcz zabrania), do rozpoczęcia innych inicjatyw, a zamiast tego wywołać ma uczucie niepokoju, cynizmu, a nawet skrajnej nienawiści wśród najbardziej podatnych na "chorobę nieszczęścia". Te metody - w różnej oczywiście formie - przyniosły zwycięstwo partii Jarosława Kaczyńskiego. Innymi słowy sukcesy wyborcze PiS zostały zbudowane na niezdrowym dyktacie: " my albo mrok".
W 2022 roku PiS miał sporo problemów, ponieważ sytuacja wewnętrzna i zewnętrzna stawała się się trudna. To powoduje brnięcie w tępą propagandę. Kłamstwa mnożą się i rosną coraz bardziej. Ale dochodzi do wkroczenia wojsk rosyjskich na Ukrainę! Nie będę przywoływał "smaczków" narodowej debaty i rozstrzygał, kto ma rację w narodowym sporze między anty a proukraińcami. Od początku "dobra strona” przeciwstawiała się "złej stronie”. Historia oceni która jest która. Istotne jest natomiast, że nie było żadnej realnej woli szukania pokoju - "pacyfiści to zdrajcy i ruskie onuce". Natomiast niejako z urzędu wyznaczono wroga, nasi Umiłowani Przywódcy zajęli jednoznaczne stanowisko wobec tej wojny i każdy z nich złożył swoje wojenne świadectwo: z Ukrainą, dla Ukrainy, wobec Ukrainy... - i tak w kółko Ukraina jest odmieniana we wszystkich przypadkach. W tym słowotoku rzadko pada słowo "Polska". Jeśli już, to raczej jako pretekst do innego słowotoku, w którym jesteśmy zalewani apokaliptycznymi wizjami ruskich bomb lub przekazu, że pomagamy najmilszym nam i najbardziej pokojowym ludziom na planecie, czyli Ukraińcom. Po drugiej stronie , czyli po stronie wrogów jest Rosja: lud krwiożerczy, który zjada niemowlęta na śniadanie, Według tej samej mowy, prezydenta Władimira Putina, należy całkowicie odizolować, a właściwie powinien on już zostać zamordowany lub wygnany przez kogoś z jego opozycyjnego otoczenia. A my, Polacy, nie mamy wyboru: albo będziemy cierpieć i znosić ból niedogodności ( chociaż oczywiście rząd do tego nie dopuści), albo za kilka miesięcy zostaniemy zatomizowani i wpadniemy pod rosyjską dyktaturę.
Po raz kolejny rządzi nami dyktat "chodź za mną albo zapanuje mrok". Tym razem nie udało się znaleźć równoważnego słowa do np. "płaskoziemcy", czyli określenia dla tych, co mają inne zdanie, więc użyli prymitywu z grubej rury: "ruska onuca", "agent z Olgino", "kremlowski propagandzista", czy nawet "antypolski zdrajca", bo określenie "prorosyjski" jest zbyt eleganckie. Nie można zatem pisnąć słowa o pokoju na świecie, sprawdzić prawdziwość sytuacji, historii i podpisanych traktatów, ponieważ z punktu stajemy się tymi, którzy popierają Putina i domagają się "ruskiego mira". Zamiast - zresztą - "świetlanej" przyszłości zachodnich "wartości": odwróconego rasizmu, wielopłciowości, aborcji, eutanazji, zielonego ładu bez samochodów, bez zwierząt hodowlanych, za to z fikcją wiatraków i wizją wirtualnego pieniądza z terminem ważności. A przecież rzeczywistość jest bardziej złożona. Kiedy dokładnie się przypatrzyć, to łatwo dojść do wniosku, że każde działania narzucone przez naszych Umiłowanych Przywódców ma skutki przeciwne do tego, co było zamierzone. Ale PiS po mistrzowsku każdą swoją klęskę "sprzedaje" jako sukces, jakby nic niekorzystnego się nie wydarzyło. A jeśli ktoś próbuje rozwikłać meandry "sukcesów" Umiłowanych Przywódców, to zamyka mu się usta, lub informacyjny portal, kanał czy konto. Dokładnie tak samo, jak podczas totalitaryzmu covidowego. I dokładnie tak jak wtedy, dziennikarze pełnią rolę urzędników służby bezpieczeństwa, recytując lekcje wyciągnięte z Ministerstwa Prawdy.
A Ministerstwo Prawdy nie próżnuje. Przy czynnym wsparciu Ministerstw Obfitości, Miłości i Pokoju widać skalę zakłamania, w jakim żyjemy. Wyroki skazujące, akty oskarżenia i toczące się postępowania w sprawach dotyczących polityków w praktyce nie istnieją. A są powody: Afera podkarpacka/ Orlen i Obajtek "Don Orleone"/ zniszczenie systemu opieki zdrowotnej / Elektrownia Ostrołęka / student Jakob / Pfizer / nepotyzm plus / sprzedawanie naszej suwerenności / uległość wobec UE / KPO / wykluczenie niepokornych dziennikarzy i lekarzy/ zadłużanie kraju / utajniona umowa z Ukrainą / rozbrajanie armii / zniszczenia naszej energetyki i kopalni węgla / niszczenie naszego rolnictwa / miliardy na propagandę TVP/... łatwo znaleźć inne tego przykłady wątpliwych okoliczności, które wymagałyby wyjaśnienia.
Komunikacja polityczna to subtelna sztuka, która wymaga umiejętności debaty bez kłamania i manipulowania. Niestety, wygląda na to, że nasi Umiłowani Przywódcy opanowali sztukę manipulacji do perfekcji, polegając aż nazbyt na strachu i mroku. Obywatele są zniechęcani do angażowania się w zdrową i efektywną debatę polityczną, ponieważ uwarunkowanie strachem przed odmiennymi opiniami działa jak straszak. Strach i mrok uniemożliwia selekcję naturalnych opinii i powoduje kompletny zanik pragmatycznego, racjonalnego myślenia. Doprowadza to do ogromnej polaryzacji społeczeństwa. Nie ma żadnej współpracy dla nadrzędnego celu, jakim byłaby wspólnota jedności. W czymkolwiek. Skutki takiej polityki będą fatalne, ponieważ ludzie w końcu zrozumieją, że są bezsilni w wywieraniu wpływu na decyzje polityczne i że demokracja w Polsce to fikcja. Cóż z tego, że taka sytuacja jest idealna dla Umiłowanych Przywódców, którzy nigdy nie martwią się tym, że, głosuje na nich mniej, niż 1/3 Polaków? Byle tylko utrzymać się przy "korycie" i wciskać gawiedzi opowieści z mroku...
Inne tematy w dziale Polityka