kemir kemir
686
BLOG

Tramwaj Polską zwany...

kemir kemir Polityka Obserwuj notkę 47

Chciałem napisać notkę zatytułowaną "czy leci z nami pilot", ale przyrównywanie Polski do samolotu wydało mi się zbyt daleko idącą aberracją. Jaki samolot, skoro nawet relatywnie prostego technologicznie samochodu elektrycznego nie potrafimy skonstruować sami? Na marginesie nasuwa się pytanie, czy my w ogóle produkujemy coś od początku do końca polskiego, coś co byłoby w miarę zaawansowane technologicznie i stanowiło choćby śladową konkurencję dla zachodnich produktów wytworzonych zresztą w Azji? Słusznie minione czasy socjalizmu wydają się przy obecnej mizerii czymś nieosiągalnym - polski przemysł maszynowy, w tym np. produkcja generatorów i turbin, to była ścisła światowa czołówka. Że o sprzęcie do odtwarzania muzyki nie wspomnę - globalny top. Na dziś natomiast polski rząd przymierza się do produkcji pocisków ze zubożonym uranem. Pewnie też będzie to globalny top, pytanie tylko, czy produkowanie pocisków to Polska naszych marzeń? I znów kłaniają się stare czasy w których kabaret "Tey" stworzył kultową "panią" Pelagię pracującą w fabryce bombek. Nie tylko choinkowych ;-)


Jeżeliby upierać się do porównania Polski do jakiegoś pojazdu, to tylko jeden wydaje się sensowny. Tramwaj. Jeżdżący sobie od pętli do pętli, w kółko po tej samej trasie, pod górę i z góry, w lewo i prawo, kierowany wytyczonym przez kogoś z zewnątrz torowiskiem, z ograniczoną rolą motorniczego i obsługi technicznej. Tramwaj, w przeciwieństwie do innych pojazdów nie ma wytyczonego dalekosiężnego celu - jego celem jest przejazd do pętli, nawrót i dotarcie do przeciwległej pętli. Po drodze zatrzymuje się na przystankach, zabierając pasażerów, którym trasa tramwaju pasuje, żeby dotrzeć do swoich prywatnych celów. Ale nie za darmo. Trzeba czasem słono zapłacić za bilet, motorniczy potrafi wymyślić różne dopłaty i haracze, miejsc siedzących jest mało i są one dostępne tylko na nielicznej elity. Reszta tłoczy się niemiłosiernie i z nutą nienawistnej zazdrości spogląda na uprzywilejowanych. Na jednym z przystanków wsiedli obcy. Zza wschodniej granicy. Podobno uciekający przed bombami. Dostali darmowe przejazdy, a motorniczy nie chce słyszeć, że ich przeszłość jest splamiona krwią pomordowanych Polaków, a teraźniejszość jawi się zakazanymi w cywilizowanym świecie nazistowskimi symbolami.


Taki to tramwaj. Pojazd jeżdżący od lewa do prawa - zawsze po torach, które ułożył ktoś inny. Tu i tak macie jeździć. Koniec i kropka. Motorniczowie nie protestują, a wręcz przeciwnie -  w tej kołomyi wykazują spory entuzjazm i zaangażowanie. Pasażerowie nie są ważni, ich zdanie się nie liczy - poza wyjątkiem, kiedy od czasu do czasu podobno demokratycznie wybierają motorniczych. Wtedy bilety tanieją, są miejsca siedzące i motorniczy pasażerom i nieba przychyli. Tu i tam tory nowe ułożą, wymienią, żeby mniej trzęsło, przystanek wybudują, nawet skład wagonów podstawią nowszy. Jest ładnie i miło, ale rola i znaczenie tramwaju się nie zmienia - w istocie to wciąż pojazd szynowy, skazany na wożenie pasażerów w kółko po tej samej trasie, przejechanej już tysiące razy.


Ostatnio motorniczowie, ustami motorniczego od spraw zewnętrznych, w dorocznym exposé przedstawili cele tramwaju. Stawiają na maksymalizację jazdy po wcześniej wytyczonej trasie. Motorniczy uznał, że dopóki Krym będzie w rosyjskich rękach, Rosja  - jak się wyraził -"pozostanie poza wspólnotą cywilizowanych narodów”. Polska będzie w tym czasie starała się maksymalnie izolować Moskwę, podobnie jak Mińsk. Nasz tramwaj będzie też dążył do jak najszybszego włączenia Ukrainy do NATO i Unii.  Na pół roku przed wyborami tak mocne deklaracje brzmią z pewnością dobrze - przynajmniej dla sporej rzeszy rusofobów dotkniętych wirusem ukrainozy. Ale pytanie brzmi: na ile te deklaracje są realne?


Test pojawi się już w lipcu, na szczycie NATO w Wilnie, gdzie, jak dziś wszystko na to wskazuje, polski postulat podjęcia już teraz decyzji o wprowadzeniu Ukrainy do Sojuszu Atlantyckiego nie znajdzie poparcia żadnego z głównych aliantów. Na dodatek te urojeniowe deklaracje nie uwzględniają pewnych oczywistości, których polscy motorniczowie nie widzą, bo widzieć albo nie mogą, albo nie chcą. Po pierwsze Rosja nie specjalnie przejmuje się bytem "poza wspólnotą cywilizowanych narodów”, ponieważ robi świetne interesy w ramach i w okolicach BRICS, budując alternatywny świat wielobiegunowy, w który to projekt zaangażowało się wiele państw.... khm... "niecywilizowanych". Tych państw wydaje się być zresztą więcej i wszystkie one mają po dziurki w nosie amerykańskiej "demokracji" i zachodnich "wartości". Po drugie nawet jastrzębie w USA zdają już sobie sprawę  z tego, że  jest dokładnie tak, jak mówi płk Douglas MacGregor dla Tuckera Carlsona: "Ukraińcy są miażdżeni. Nawet Washington Times i New York Times zaczynają wreszcie pisać prawdę. Mają straszne straty; w zasadzie widzieliśmy, jak Rosjanie zmietli trzy oddzielne armie zebrane przez Ukraińców. I teraz wielu ludzi zastanawia się, co tam się naprawdę dzieje. Prawda jest taka, że tej wojny nie rozpoczęła Rosja, że Rosja błagała nas, byśmy nie wciągali Ukrainy do NATO. My zignorowaliśmy Rosję, a Rosja dała jasno do zrozumienia, że będzie bronić swoich interesów narodowych. (...) Równoczesna wojna z Rosją i Chinami? Nie ma takiej możliwości. Nie stać nas nawet na wojnę z Rosją, jesteśmy na drodze do bankructwa. Ostatnią rzeczą, której Amerykanie potrzebują jest wojna. Kogo my oszukujemy? Wyczerpaliśmy nasze zapasy amunicji, zanim jeszcze zaczęliśmy porządnie walczyć." / https://t.me/war_24022022/11769/



Po trzecie wreszcie trzeba mieć kompletnie chorą głowę, żeby postulować wciągnięcie Ukrainy do NATO I UE. Ukraina finansowo i gospodarczo nie istnieje. Miała gwałtowny spadek wyników ekonomicznych, co jest oczywiście zrozumiałe z powodu wojny. Ale dalsze angażowanie się w wojnę sprawiło dotarcie do ściany  - na dziś nie jest w stanie sama się sfinansować. Na dodatek nawet amerykańskie źródła podają, że Zelenski i jego świta zdefraudowali około 400 mln dolarów. To nie dziwi, ponieważ Ukraina jeszcze przed wojną była w ścisłej czołówce państw o najwyższej korupcji w świecie. I takie państwo miałoby się znaleźć w UE?


Jak widać, skuteczność polityki zagranicznej nie jest dziś priorytetem dla motorniczych z PiS. O wiele ważniejsze jest zachowanie władzy. A do tego skuteczność dyplomacji jest niepotrzebna.  Ławy poselskie partii rządzącej były w czasie exposé puste, co doskonale świadczy o pustosłowiu, którymi postanowiono nakarmić pasażerów. W swoim exposé Rau się tym nie przejął i dennie zapewniał, że sojusz polsko-amerykański jest oparty "przede wszystkim na umiłowaniu wolności” zapominając, że gdyby nie wojna w Ukrainie, administracja Bidena najpewniej nadal bojkotowałaby Warszawę. Perspektyw zakończenia sporu o praworządność przecież nie ma. Gdy zaś idzie o Niemcy, minister wrócił do nierozliczonej historii sprzed 80 lat i podkreślił, że "nie ma powszechnego zainteresowania powierzeniu Berlinowi przywództwa kontynentu”. Może i nie ma, ale Polska nie jest mocarstwem, ani nawet regionalnym liderem. Ludzie rozumni powinni wiedzieć, że nie można udawać kogoś, kim nie są i że nie powinno się wkładać palców między czyjeś drzwi. Polska powinna zachować najdalej idącą neutralność wobec tego co się dzieje na świecie - także w kwestii Tajwanu.



Nie dziwi, że ambasador Chin nazwał Morawieckiego "pewnym polskim urzędnikiem” za to, że zabiera głos w sprawie relacji Chiny - Tajwan,  na co obruszył się propagandzista Żaryn i staje w obronie premiera, próbując nas jeszcze bardziej skłócić z Chinami. Pisowscy motorniczowie warczą już zatem na wszystkie względnie przyjazne lub neutralne dla nas państwa, wykazując jednocześnie niebywałą uległość wobec banderowskiej Ukrainy i upadającej Ameryki. Dla Europy, a nawet dla świata stajemy się podżegaczami wojennymi, awanturnikami i pariasami, od których trzeba się trzymać z daleka. Nie przypadkiem Patrick Henningsen, amerykański analityk mówi, że "polskie społeczeństwo potrzebuje pomocy psychiatry, bo pragnie wojny,co normalne nie jest ", a w swoim czasie trafnie prognozował, że sankcje na Rosję nie zadziałają. Ale polski tramwaj jest głuchy na takie głosy i jedzie sobie po torach niczym pojazd "wesołych Romków" i beztroskich smarkaczy.


Pora wysiąść z tego tramwaju, tylko gdzie i jak? A może zmienić motorniczych? Albo w ogóle z tego pieprzonego tramwaju przesiąść się na pojazd, którym da się normalnie kierować?







kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka