kemir kemir
548
BLOG

Apendyks do "złotych bram Kijowa" autorstwa @Kelkeszosa

kemir kemir Polityka Obserwuj notkę 50

Życie bez Salonu 24 istnieje i jest znacznie ciekawsze niż mogłoby się wydawać, dlatego niniejsza notka jest "bez żadnego trybu" - napisana tylko dla uzupełnienie tekstu @Kelkeszosa o "złotych bramach Kijowa". Wpadam na chwilę, przerywając wojaże po Polsce ciesząc się jednocześnie, że tylko ci z "Konfy" do mnie nie strzelają - ludzkie paniska. Zatem w kontekście zbliżających się wyborów  tylko z Braunem mi po drodze - utrzymując proporcje też go niszczą jako polityka, tak jak mnie jako blogera. Jak zacznę wspierać Brauna, nic się dla mnie nie zmieni - strzelać będzie dokładnie ta sama zbieranina. Łatwa do identyfikacji. Z Konfederacją nie było mi po drodze, ale przy tak zabetonowanej scenie innego wyjścia raczej nie ma. Kaczyńskiemu zamiast głosu w wyborach chętnie oddam mój poranny "wysiłek" z toalety, o reszcie politycznego psychiatryka nawet nie ma co pisać. Ale to tak na marginesie - o wyborach jeszcze będzie kiedy indziej.


W temacie, rzeczony tekst @Kelkeszosa jest jedną z nielicznych perełek tak bardzo potrzebnych i poszukiwanych w polskiej przestrzeni publicznej, wyjałowionej z merytorycznej debaty na tematy związane z Ukrainą. Jest w tym jakiś ponury paradoks. Z jednej strony panuje słuszne oburzenie na Rosję i Rosjan za prowadzenie barbarzyńskich w swojej naturze działań, z drugiej ci, którzy najgłośniej się tym oburzają, zarazem najbardziej – przynajmniej na poziomie deklaracji – zbliżają się do tego samego schematu, tyle że z odwrotnym znakiem. Domagają się stosowania zbiorowej odpowiedzialności wobec Rosjan, nazywają ich zwierzętami, odmawiają ludzkich praw. To nie jest tylko anonimowy ściek w Internecie, ale opinie często podpisane imieniem i nazwiskiem. Niebezpiecznie do tego samego schematu zbliża się wielu komentatorów o znanych nazwiskach. Patrząc na to, co dzieje się z ludzkimi emocjami i umysłami wobec wojny na Ukrainie, mam wrażenie, że wielu poddało się już władzy pierścienia ( który, nomen omen, pochodził przecież ze wschodu i tam też właśnie, w centrum Mordoru, należało go unicestwić) i zapłaciło za to szaleństwem. Stali się lustrzanym odbiciem tych, których znienawidzili. Miał rację Roman Dmowski mówiąc, że Polacy bardziej nienawidzą Rosji niż kochają Polskę. Publikacje Dmowskiego na temat Ukrainy powinny zresztą być lekturą obowiązkową dla wszystkich ukrofili, ponieważ mimo upływu stu lat z haczykiem, nic na swojej aktualności nie straciły, a nawet wręcz przeciwnie.


Fenomenem politycznym Polski jest zachwyt nad "wyjątkową jednomyślnością polskiej klasy politycznej” wobec wojny na Ukrainie. Licytowanie się polskich polityków, kto jest bardziej proukraiński, a kto bardziej antyrosyjski ma charakter tragicznej groteski. Pokazuje ono, jak niewiele znaczy obecnie faktyczna obrona tego, co składa się na polski interes narodowy. Nikt nie pyta o zdanie rodaków, jak zapatrują się na radykalną dekompozycję narodowościową, tworzenie państwa dwunarodowego. Decydenci podejmują decyzje, których skutki będą miały charakter dalekosiężny i nieodwracalny. Do faktów dokonanych, będących konsekwencją wojny na Ukrainie, należy więc stałe lekceważenie społeczeństwa w rozstrzyganiu żywotnych spraw o znaczeniu ustrojowym. Jest w tym zapewne dużo moralnego konformizmu. To częste i znane zjawisko: ludzie bardzo chętnie korzystają z możliwości, aby móc małym kosztem podkreślić swoją moralną wyższość nad innymi, szczególnie jeśli dodatkowo znajdują się wtedy w dużej, dającej poczucie komfortu grupie. To elementarz psychologii społecznej.


Nie zmienia to faktu, że jeśli staniemy się orkami à rebours, nie będzie już dla nas ratunku. To będzie koniec Zachodu jako wspólnoty wartości, która odróżnia nas od wschodniej barbarii. Niestety, bardzo wielu wydaje się tego zagrożenia nie dostrzegać. Bo jakim to w ogóle państwem jest państwo ukraińskie? Wróć - to źle postawione pytanie, bo należy się poważnie zastanowić, czy uprawnione jest mówienie o państwie w sensie definicyjnym? Prezydent Ukrainy sprawuje bowiem władzę niczym Kim Dzong Un - po brutalnym i bezwzględnym pozbyciu się opozycji, likwidacji wszelkich instytucji, które choćby od biedy można by nazwać "demokratycznymi", po wyprzedaży tych terytoriów, które nie wpadły w rosyjskie łapy funduszom typu BlackRock, czy po doprowadzaniu Ukrainy do gospodarczej i demograficznej ( Ukraina jest dosłownie wykastrowana) katastrofy. Zatem o jakim  "państwie" my w ogóle mówimy? Z czym wiążemy jakieś nadzieje na sojusze/ współpracę gospodarczą/ porozumienia polityczne? Amerykanie odbudują? Pewnie tak samo, jak "odbudowali" republiki bananowe w Ameryce Środkowej ( i nie tylko tam). jak "odbudowali" Bliski Wschód po "arabskiej wiośnie", jak "odbudowali"Afganistan i jak po zakończeniu II WŚ, próbowali obalić ponad 50 rządów, brutalnie ingerując w wybory w co najmniej 30 krajach. Nie licząc, że zbudowali Al-Kaidę  i próbowali zabić ponad 50 przywódców ( z których większość gryzie już ziemię)  - wcześniej często wspieranych militarnie. Los  Żelenskiego jest też przesądzony...



Prosta prawda jest taka, że za wschodnią granicą Polski toczy się dziwna - chociaż coraz bardziej niebezpieczna dla świata - wojna, w której jedne kacapy, zabijają innych kacapów. I odwrotnie. Jedni utrzymują, że bronią swoich rodaków, będących prześladowaną mniejszością u drugich kacapów, ci drudzy twierdzą, że zostali brutalnie zaatakowani i się bronią. Nie chcę w tej notce rozstrzygać kto ma rację i dlaczego. Nie interesuje mnie, kto tej racji nie ma. Interesuje mnie to, że jedni i drudzy przez całe długie dziesięciolecia stanowili jeden naród. Naród sowiecki. Naród zbrodniczy, imperialny, bez skrupułów eksterminujący resztki polskiej elity międzywojennej, która cudem przetrwała niemieckie piekło okupacji. Naród, który niewiele mnie obchodzi jako Polaka. Naród, który splugawił dziedzictwo Rosji carów, stworzył komunistyczne państwo - potwora, w wyniku rozpadu którego powstała putinowska Rosja i sztuczne, postsowieckie państwo - Ukraina. Państwo bez tradycji, bez historii i bez... przyszłości. Skazane na duszenie się w pajęczynie obrzydliwie bogatych oligarchów, z historycznymi "bohaterami", przy których oprawcy z ekipy Hitlera jawią się niczym anioly dobroci. Z zachowanymi i pieczołowicie pielęgnowanymi tradycjami nazistowskich Niemiec.


Trzeba być ślepym, żeby tego nie widzieć. Bądź być "zatrutym" fałszem propagandy, która jak na ironię -  przez te same hieny które wspierały urojoną pandemię – dziś wspierają swoimi kłamstwami Ukrainę. Te same media, te same hieny, te same środowiska, te same osoby. Dla dobrych ludzi, którzy zachowali zdolność do samodzielnego myślenia i nie wyręcza ich w tym telewizor – jest ten sam schemat zachowań który obowiązywał podczas "pandemii". Tymczasem ani „szczepionki” ani wojna nie jest obowiązkowa, to wynalazki tylko dla naiwnych lub lubiących eksperymenty ochotników. Bo fakty są takie, że Polska nie ma żadnej wojny z Rosją, bo Rosja nie napadła Polski. Może Polskę napaść – ale tak mówią tylko ci, którzy mówili niedawno że napadł nas koronawirus – więc tyle samo są te słowa w świetle faktów warte. Polska nie ma wojny – to niezbity fakt. A ponadto żaden Polak nie musi brać udziału w innej wojnie niż obronnej. Obrona Ojczyzny jest obowiązkiem Polaków,  ale jakiś napad na inne kraje, nawet kiedy miałaby być to Rosja, już absolutnie nie.


Kiedy, polski (?) wynalazco "Chanatu Moskiewskiego" zrozumiesz, że gdy ktoś do znudzenia torturuje cię obrazkami JEDNYCH zabitych czy pokaleczonych dzieci, po tym, jak LATAMI pieczołowicie ukrywał przed tobą takie same obrazki o wiele większej liczby DRUGICH dzieci, to znaczy po prostu że nie chce mu się ciebie informować, a jedynie – manipulować tobą za pomocą emocji? W 2011 roku NATO przeprowadziło ponad 10 000 nalotów na Libię, w których zginęło ponad 500 000 cywilów. Kiedy pytano ich o ofiary cywilne, uparcie twierdzili, że to straty uboczne i że tak się dzieje na wojnach. Gdzie było wtedy Twoje oburzenie i dlaczego wtedy nie nazywałeś rzeczy po imieniu? Gdzie byli ci wszyscy bredzący o polskiej racji stanu, która rzekomo polega na wspieraniu Ukrainy, bo ta bije ruskich? Gdzie bije, jak bije i co wynika z tego, że to sama dostaje baty i ponosi ogromne straty, to już takie oczywiste nie jest. Bo zapominamy, że  polski rząd nie ma prawa pomagać nikomu poza Polakami, bo rząd został wynajęty przez Polaków i ma płacone w podatkach za to, żeby polski interes był pilnowany, a nie ukraiński! Koniec. Kropka. Amen.


Cała nasza paranoja opiera się na doktrynie Jerzego Giedroycia. Człowieka, który pomimo niewątpliwej inteligencji miał trzy ciężkie fazy – nienawiści do Kościoła, narodowców i miłości do każdej antypolskiej siły w obszarze dawnej Rzeczypospolitej. Nienawidził polskich narodowców i katolików, za to kochał nawet największą swołocz z obszaru post-jagiellońskiego. Symbolem tego szaleństwa było nadanie Virtuti Militari dla SS-mana z dywizji SS Hałyczyna (SS Galizien) Pawlo Szandruka. I to nie szeregowego SS-mana tylko generała Waffen SS. I w którymś momencie dowódcy tej zbrodniczej organizacji. Giedroyciowi bliżej było do Szandruka, a nawet komunistów, niż do Romana Dmowskiego, czy kardynała Stefana Wyszyńskiego, którego nie znosił. A my powtarzamy wciąż te same błędy, jakby historia absolutnie niczego nas nie nauczyła i nadstawianie tyłka stało się naszą cechą narodową. Z wypiętym tyłkiem dla USA, obrywamy "z liścia" od Brukseli i natychmiast nadstawiamy drugi policzek - i tak w kółko. Niestety - prędzej czy później  nastąpi upadek/zmęczenie materiału, być może już tej zimy. Będzie to wspaniały moment Schadenfreude. I nie mówmy wtedy, że jesteśmy ofiarami spisku. Jesteśmy/ będziemy ofiarami naszej ludzkiej i zbiorowej głupoty. W wielu bowiem katastrofach prawdziwymi winowajcami są ofiary - niestety.


I to byłoby na tyle....





kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (50)

Inne tematy w dziale Polityka