kemir kemir
1674
BLOG

Jak nie kijem go, to pałką. Albo kamieniem.

kemir kemir PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 49

Otrzymał ( wraz bratem - bliźniakiem) staranne wychowanie w dobrym, ciepłym domu. Dziś - po latach bezprecedensowej nagonki w mediach - jest nie tylko odbierany jako osoba pełna uprzedzeń i wręcz chorobliwej podejrzliwości, ale jako dyktator przewodzący partii, której rzekomym celem jest zamach stanu, dyktatura, a później to, co robią niemal wszystkie dyktatury świata: rabunek i zawłaszczenie państwa razem ze  społeczeństwem. Szlifem w tym fałszywym, cynicznie skrzywionym wizerunku Jarosława Kaczyńskiego - bo o nim mowa -  miała być  "bomba" towarzyszy z Czerskiej, odsłaniająca eksplozją,  że "gnom z Żoliborza", nie posiadający konta w banku, to cwany bogacz żyjący na koszt partii i podatnika. Niektórzy nie oszczędzili nawet sznurówek "bogacza".


"Niewypał, niewybuch, kapiszon, góra, która urodziła mysz" – tak została nazwana "bomba" Wyborczej, która opublikowała fragmenty taśm z nagraniem rozmowy prezesa PiS z trzema innymi osobami." Prawda jest taka, że Jarosław Kaczyński jest gwarantem uczciwości dla całej Polski, wiarygodności, rzetelności. To bardzo wyraźnie widać w tej rozmowie również  "– ocenił premier Mateusz Morawiecki, nazywając artykuł „GW”"jednym z największych niewypałów odkrytych od czasu II wojny światowej”. Nic dodać do tej wypowiedzi, może poza komentarzem, który zawiera się w zdaniu "ja cię nie mogę..."


Dlaczego nie ma w Polsce drugiego tak opluwanego polityka jak Jarosław Kaczyński? Nawet Jaruzelski czy Kiszczak - ostatnie ikony komunistycznego zniewolenia Polski - nie doznali tylu wulgarnych, chamskich epitetów -  z życzeniami śmierci w mękach włącznie. Nie ma i nie było drugiego szefa znaczącej partii, któremu (i partii, której szefuje), robiono by tak strasznie "pod górkę", stosując najbardziej zaawansowane metody psychologicznej manipulacji. 99,9 procent ludzi, obrzucających Kaczyńskiego najróżniejszymi epitetami i przypadłościami, całą swoją wiedzę o prezesie PiS czerpie z ... mediów. A media już dawno przestały informować o wydarzeniach, ludziach i problemach. Zamiast tego kreują fikcyjną rzeczywistość na potrzeby przyjętej linii światopoglądowej. Odbiorcy mediów posiedli zdolność rozumienia nieskomplikowanych komunikatów i w ten sposób zaspokajają swoje podstawowe potrzeby poznawcze. Zatem nietrudno jest wykreować taki sposób przekazu, w którym odbiorca ten przekaz rozumie (w mniemaniu odbiorcy), ale niekoniecznie ma ochotę ( i zdolności) temat drążyć i zadawać pytania. Nagonka na Jarosława Kaczyńskiego, która i tak do momentu katastrofy smoleńskiej wykraczała poza normalne standardy traktowania opozycji, po 10 kwietnia 2010 zamieniła się w polowanie na czarownicę, przygotowując społeczny grunt pod anihilację ówczesnego lidera opozycji. Przeprowadzona na łamach gadzinówki Jerzego Urbana ankieta, w której poważni politycy i publicyści wróżyli prezesowi PiS śmierć i uznali to za świetną zabawę, jest wymownym symbolem przekroczenia -  wtedy - kolejnej granicy w debacie publicznej.


W ogromnym uproszczeniu tak właśnie stworzono wizerunek Jarosława Kaczyńskiego - wcześniej braci Kaczyńskich. Żeby zrozumieć dlaczego z taką zaciekłością uruchomiono ową specyficzną machinę nienawiści wobec Jarosława, trzeba cofnąć się do czasów "okrągłego stołu", a nawet wcześniej. Nieżyjący już Wojciech Giełżyński, znany reporter, redaktor w "Tygodniku Solidarność ”, zapamiętał Jarosława – charyzmatycznego już przywódcę - z wianuszkiem słuchaczy dokoła. Jarosław mówił o potrzebie całkowitej niepodległości, o nadziei na zwycięstwo nad komuną. Młodzi z NZS,  gniewne wilki, zarażeni opozycją studenci Lecha Kaczyńskiego, zakochują się wtedy w Jarosławie. Ci, którzy kręcili do tej pory korbą powielacza, spotykają człowieka z Warszawy, który tłumaczy im zależności polityczne, strategie wygranych wojen i potrzebę okrągłostołowego układu, który miał być posunięciem manewrowym i etapem w grze o wolną, suwerenną Polskę. Obaj bracia uczestniczą w okrągłostołowych obradach. Pięć lat później Jarosław mówi dziennikarce Teresie Torańskiej, że już w 1980 r. wiedział, iż w istocie Solidarność jest sztucznym, nieprzystającym do demokracji tworem. Żartuje:"Gdybym nawet nie był namiestnikiem Moskwy, a musiałbym rządzić w Polsce, to bym się z Solidarnością rozprawił. I z Lechem Wałęsą też ".


Problem w tym, że magdalenkowe ustalenia okazały się zbyt mocne. Korzystny dla solidarnościowych postkomuchów i styropianowych "bohaterów" układ, stworzył betonowe struktury III RP, które - ubrane w liberalne szaty unijnej Europy -  okazały się nie do ruszenia. Jarosław przekonał się o tym w 2007 roku, podając swój rząd do dymisji, a Lech... za  swoje ideały zapłacił życiem. Dziś - trzydzieści lat po okrągłym stole - Jarosław Kaczyński konsekwentnie realizuje strategię wymanewrowania tego niechlubnego wydarzenia z historii Polski. Z tego powodu był i jest wrogiem numer jeden dla układu - tym bardziej, że PiS uzyskał pełnię władzy w 2015 r. I nie dość, że władzę posiadło, to jeszcze w  miarę skutecznie odsyła układ w niebyt. Dla układu to zbyt wiele. Zabić Kaczyńskiego ot tak - po prostu, z wielu względów się nie dało i nie da, seryjny samobójca prawdopodobnie nie wziął zlecenia - pozostaje uśmiercenie polityczne i społeczne na skalę, przy której polityczne akty zgonu "parszywej" jedenastki prezydentów miast to pikuś. Mały pikuś.


Wrzutka GW jest z pozoru idiotyczna. W jakimś sensie jest laurką Kaczyńskiego - przedstawionego jako uczciwego, zorientowanego w biznesie inteligentnego rozmówcy, któremu nic - ani moralnie, ani tym bardziej prawnie - nie można zarzucić. Ale to dla autorów wrzutki - i dla ich odbiorców -  jest  bez znaczenia: liczy to ton narracji, w której Jarosław to "cwany bogacz żyjący na koszt partii i podatnika". W technice manipulacji społecznej taki przekaz to jeden z ostatnich etapów. To, że właśnie na tym etapie jesteśmy, świadczy też cała pośmiertna otoczka wokół Pawła Adamowicza, z której układ wysmażył majstersztyk w postaci "mowy nienawiści" - rzekomo wynalezionej przez PiS. Dziś widać, że skądinąd godne potępienia zjawisko, odpowiednio podane, w swojej istocie jest cenzurą, która ma działać jednostronnie - czyli antypis jest nietykalny. Przyznam szczerze, ze sam dałem się nabrać na ten numer, wykazując za dużo empatii wobec zamordowanego prezydenta Gdańska, jak i jego rodziny, a zwłaszcza małżonki - pani Magdaleny Adamowicz. A pani Magda - niczym wesoła wdówka - śmierć męża wykorzystuje bezwzględnie politycznie, przedkładając polityczne poglądy ponad ogólnie przyjęte zasady żałoby, ramy moralne i słowa, które ładnie brzmiały w Bazylice Mariackiej. Puste, fałszywe słowa, na które nie ja jeden dałem się nabrać. A wystarczyło pomyśleć, że w gruncie rzeczy puste i fałszywe życie (publiczne, bo nic mi do prywatnego) Pawła Adamowicza, nie mogło w cudowny sposób stworzyć czegoś prawdziwego po jego śmierci. Jakie życie takie... słowa po śmierci.


W Polsce z całą mocą panuje realpolitik - nadeszła faza, w której nikt nie bierze jeńców i głowy będą wtykane na kopie. Wesołe przerywniki - jak o dinozaurach w opowieści Ewy Kopacz - właściwie tylko taką diagnozę potwierdzają. Liczy się kontekst - Kopacz chce w PiS rzucać kamieniami, chociaż ma problem z kopaniem ziemi na metr i nawigacją na czerwonym dywanie kanclerz Merkel, Schetyna widzi "pisowską" szarańczę, chociaż jak tuwimowski Grześ worek piasku niesie, Jurny Stefan, który w przerwach między wydalaniem jadu na Kaczyńskiego,  bzykał panienki opłacone z korupcyjnej puli i na koniec -  postkomunistyczny 'geriavit", który chce się - na antypisowskiej fali - przytulić do europejskiego lewactwa. Szkoda tylko że "kwacha" nie ma - Juncker miałby kompana... A  Monty Python scenariusze na lata...


Rozpocząłem od Jarosława Kaczyńskiego i na jego osobie wypada zakończyć. Ponieważ sam jestem idealistą - w jakimś sensie prezesa PiS rozumiem. Tyle, że ja - jako bloger - ze swoim idealizmem nie muszę specjalnie się liczyć. Natomiast od szefa rządzącej partii oczekiwałbym większego realizmu politycznego i bardziej starannego unikania błędów i "wielbłądów". Nie czas i miejsce na pisanie o tym, ale o jednym trzeba wspomnieć na pewno. Mam na myśli wciąż fatalną politykę pijarową prezesa, która swoje źródła ma "od zawsze" w beznadziejnym doborze ludzi za pijar odpowiedzialnych. Beata Mazurek w towarzystwie Ryszarda Terleckiego raczej odstrasza "widownię", niż przyciąga i śmiem twierdzić, że więcej dobrego w kwestii wizerunku prezesa robią prawicowi dziennikarze i blogerzy, niż ta para... dinozaurów? Taka nieporadność/bezczynność dziwi tym bardziej wobec chamskiej i  agresywnej ofensywy antypisowskiej opozycji i sprzyjających im mediów - vide "GW". Całe szczęście, że najlepszym swoim rzecznikiem i fachowcem od pijaru, jest sam Jarosław Kaczyński. Fraza "ja cię nie mogę " uczyniła więcej dobrego, niż nawet doba bajdurzenia Beaty Mazurek i należy mieć pewność, że człowiek, którego " jak nie kijem to pałką" nie położyło na łopatki, oprze się kamieniom rzucanym przez Ewę Kopacz. I policzy się z rzucającą/ym. Jaba daba duuuuu !!!

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka