Nie mogę komentować na blogu rzeczonego blogera zatem zmuszony jestem napisać stosowną notkę. Echo 24 kilka chwil temu opublikował notkę pt. " Patogennie surrealne fantasmagorie ministra Patryka" TUTAJ
Notka jest prawie niezmienioną kopią notki opublikowanej przez Echo24 w dniu 15 marca 2019o godz 20:23 pod tytułem "Bonus dla wiernych, ale miernych", a link jest TUTAJ
Kopia kopią, nikt nie broni publikowania swoich notek 10 razy, ale zawartość merytoryczną tejże notki fachowo skomentowała jedna z blogerek - @Beret w Akcji. Warto zatem przeczytać ów komentarz, który cytuję:
" Gratuluję kompetencji! Wnioski, jakie Pan wyciagnął z tego doświadczenia odnośnie kompetencji językowych posłów PE, są doprawdy czarujące w swej prostocie.
Pracowałam jako tłumacz symultaniczny w Parlamencie Europejskim.
A więc racjonalnie - zgodnie z Pana życzeniem:
1. W PE na równych prawach traktowane są wszystkie języki krajów członkowskich. Skąd więc pomysł, że kandydaci na posłów mają przechodzić jakieś specjalistyczne kursy akurat z angielskiego?
Pisze Pan: "specjalistyczny angielski branżowy, jedyną w swoim rodzaju i de facto poza-podręcznikową unijną nowomowę angielską oraz business English."
?????
a) A czemuż to wyróżnia Pan język angielski? Obrady i dyskusje toczą się we wszystkich językach (każdy z posłów mówi w języku ojczystym lub dowolnie przez siebie wybranym) i są tłumaczone symultanicznie na wszystkie języki.
b) Co wg Pana oznacza "specjalistyczny język branżowy?"
Są tysiące branż. Obrady w Komisjach raz dotyczą np.pogłębiania pól międzyostrogowych w korycie rzeki, innym razem zarządzania logistycznego Europejskim Samolotem Myśliwskim, a jeszcze innym szybów mrożeniowych w górnictwie węglowym.
Któregoż to języka branżowego wg Pana powinny uczyć się kandydatki?
2. Od tłumaczenia obrad, a zwłaszcza tematyki specjalistycznej, nie są posłowie, lecz armia tłumaczy konferencyjnych (symultaniczno-konsekutywnych), zatrudnionych na etatach w PE lub pracujących jako freelancerzy.
3. W gestii tłumaczy wszystkich języków UE (nie posłów) pozostaje tłumaczenie języków branżowych - wyobrażenie, że wystarcza business English, jest dziecięco naiwne.
W PE znajduje się ogromna biblioteka. Są też zatrudnieni specjalni pracownicy techniczny, pomagający tłumaczom w wyszukiwaniu odpowiednich materiałów na konkretne posiedzenie konkretnej komisji. Tematów są przecież tysiące i tłumacze każdorazowo przygotowują się do nowego wyzwania. Sam słownik skrótów zawiera setki tysięcy haseł - są zresztą różne słowniki skrótów, właśnie branżowych.
3. Nie istnieje kurs "języka angielskiego kolokwialnego". Istnieją kursy na różnych poziomach znajomości języka.
4. Posłowie powinni znać angielski (a najlepiej kilka podstawowych języków) w zakresie podstawowym, komunikatywnym - do rozmów kuluarowych i swobodnego poruszania się w PE. Ktoś, kto nie potrafi sam bez tłumacza zapytać o drogę, poprosić o sól przy stole czy nawiązać podstawowych relacji międzyludzkich, istotnie nie powinien jechać do PE.
5. Natomiast w gestii tłumaczy - nie posłów - leży tłumaczenie słowa żywego i tekstów specjalistycznych we WSZYSTKICH językach. Istnieje oczywiście hierarchia i określone zasady - niektóre dokumenty tłumaczone są tylko na angielski i francuski, inne na wiele języków, jeszcze inne na wszystkie.
Reasumując - bardzo dobrze, że przyszłe posłanki uczą się angielskiego. Z pewnością im się przyda w kontaktach międzyludzkich i rozmowach kuluarowych, które często są ważniejsze od obrad na sali plenarnej i w których terminologia specjalistyczna raczej się nie pojawia. Byłoby dobrze, gdyby poduczyły sie jeszcze ze dwóch języków. Pracownicy PE, od portierów począwszy, mówią na ogół w kilku językach - na bardzo różnym poziomie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Echo24: "nasze nowe euro-posłanki miast efektywnie pracować, w obawie przed spotkaniem face to face
z anglojęzycznymi fachowcami będą się płochliwie przemykać korytarzami
rzeczonego Parlamentu, - jak wystraszone dzieci dzieci we mgle."
To są wyobrażenia pięciolatka:))))
Zapewniam Pana, że anglojęzyczni (oraz innojęzyczni) fachowcy nie czyhają na korytarzach rzeczonego Parlamentu, by dorwać nieszczęsne nowe europosłanki i przepytać je z fachowych terminów:)
I co Pan tam z tym angielskim? Złośliwcy mogliby je przecież dorwać i przepytać z terminów greckich, niderlandzkich czy portugalskich.
Ale pocieszę Pana - polski traktowany jest w PE na równi z innymi językami - nasze europosłanki też mogą dorwać kogo tam zechcą i przepytać z branżowych terminologii polskich - i dopiero będzie wstyd!
"
Koniec cytatu.
Jest jeszcze jeden, późniejszy komentarz Pani @Beret w Akcji, ale z litości do blogera Echo24 oszczędzę sobie cytowania. Zresztą kto zechce to przeczyta w oryginalnym tekście
Nie umiem nazwać tego co robi Echo24, bo raczej nie ma w moim słowniku odpowiednich słów, które dałoby się napisać publicznie. Pisząc łagodnie, jest to robienie z Czytelników durni. Oczywiście bloger Echo24 powinien niezwłocznie za to przeprosić, ale wątpię czy go na to stać.