Aleksandra Aleksandra
1274
BLOG

Brygada Świętokrzyska, faszyzm, komunizm czyli moja polemika z Dawidem Warszawskim

Aleksandra Aleksandra Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 88

W Gazecie Wyborczej z dnia 15. 02. 2019 r. (http://wyborcza.pl/7,75968,24460317,czy-mozna-bronic-demokracji-razem-z-faszystami.html) w dziale „Opinie” pojawił się tekst Dawida Warszawskiego pod znamiennym tytułem: „Czy można bronić demokracji razem z faszystami?” Autor odnosi się do sytuacji w Serbii, gdzie odbywają się demonstracje przeciw władzy, którą sprawuje prezydent Aleksandar Vučić. Nieformalny przywódca opozycji aktor Sergej Trifunović wezwał do tego, by wszyscy, którym autorytarna władza Vučicia nie odpowiada z tych czy innych względów zjednoczyli się mimo różnic poglądów politycznych. Wyraził się następująco: „Jest całkowicie nieważne czy ma ktoś w domu portret Dmitrije [Dimitrije] Ljoticia czy Josipa Broza-Tity”.  Gwoli wyjaśnienia Dimitrije Ljotić w czasach okupacji niemieckiej brał udział w formowaniu kolaboracyjnego rządu, choć sam do niego nie wszedł. Przed wojną był przywódcą nacjonalistycznej organizacji o nazwie ZBOR. Miał poglądy silnie antysemickie, choć w czasie wojny przeciwstawiał się mordowaniu Żydów (te informacje zaczerpnęłam z obszernego artykułu w anglojęzycznej Wikipedii, bo Dawid Warszawski o tym nie pisze. Josip Broz Tito to bardziej znana postać – przywódca komunistycznej partyzantki, a następnie długoletni prezydent Jugosławii (zmarł w 1980 r.)
Zaproszenie Trifunovicia skierowane do posiadaczy portretów Ljoticia oburzyło przedstawicieli Gminy Żydowskiej, którzy zadali mu pytanie retoryczne: „Czy uważa pan, że byłoby „nieważne”  czy w niemieckim domu jest zdjęcie Willy’ego Brandta czy Adolfa Hitlera?”
Dalej Dawid Warszawski krótko nakreśla sylwetkę Tity, wyjaśnia kim byli dowodzeni przez niego partyzanci, kim byli ustasze (chorwaccy nacjonaliści współpracujący z Hitlerem), czetnicy (walczący zarówno z komunistycznymi partyzantami, jak i ustaszami), oraz przedstawia postać Ljoticia. O partii ZBOR pisze: „jej bojówki mordowały politycznych przeciwników i przeznaczonych na zagładę Romów. I partyzanci i czetnicy wydali na Ljoticia wyrok śmierci za zdradę – choć pod koniec wojny czetnicy sprzymierzyli się z nim w rozpaczliwej próbie powstrzymania partyzantów, i wyrżnięcia ustaszy. Taka mutatis mutandis, serbska Brygada Świętokrzyska”.


Wymienił nazwę Brygady Świętokrzyskiej. Porównał ją z jednostkami regularnie współpracującymi z hitlerowcami. Dodał wprawdzie słowa mutatis mutandis (łac. zmieniając to, co trzeba zmienić). Czyżby chciał w ten sposób uchronić się przed zarzutami o zniesławienie? Nie zmienia to jednak faktu, że zestawienie fragmentu o mordowaniu Romów z nazwą Brygady Świętokrzyskiej jest wysoce krzywdzące i niedopuszczalne. Brygada Świętokrzyska nie brała udziału z mordowaniu osób z powodu ich narodowości. Nie brała też udziału w formowaniu jakichkolwiek struktur kolaboracyjnego rządu (takowego w Polsce nie było). Prawdą jest jedynie, że jej dowódcy, podobnie jak NSZ, w których skład Brygada wchodziła, uważali, że Polska ma dwóch wrogów: nazistowskie Niemcy i komunistyczny Związek Sowiecki. Z tego to powodu NSZ przeciwne było wspólnym z Sowietami i akcjom, takim jak np. „Burza”. Pod tym względem NSZ różniły się od podlegającej Polskiemu Rządowi na Uchodźstwie Armii Krajowej, lojalnej wobec aliantów, a więc z konieczności pozostającej w sojuszu z ZSRR. Widząc zbliżanie się Sowietów i nieuchronność zastąpienia jednej okupacji przez drugą, a także skutki akcji „Burza” (np. w Wilnie), dowództwo Brygady podjęło całkiem logiczną decyzję wycofania się na tereny zajmowane przez Amerykanów. Można było tego dokonać jedynie przedzierając się przez linie niemieckie. Ani niezauważone przemknięcie się, ani walka z Niemcami nie wchodziły w grę. Jedyne co można było zrobić to dogadać się z Niemcami. Niemcy wojnę już przegrywali, więc dogadanie się z nimi nie zmieniało sytuacji militarnej. Tam, gdzie miało to sens, Brygada Świętokrzyska walczyła z Niemcami. Wyzwoliła obóz kobiecy w Holiszowie (Holýšow, obecnie Republika Czeska), ratując życie uwięzionym tam kobietom (było tam dużo kobiet z Francji, co później okazało się istotne). Jako podsumowanie tej z konieczności krótkiej charakterystyki Brygady Świętokrzyskiej zacytuję informację dostępną na stronie IPN : „Amerykanie dokonali sprawdzenia polskiej jednostki pod względem kontrwywiadowczym, uznając ją za jednostkę niekolaborującą z Niemcami, uznali ją jako jednostkę aliancką.”.


Wracając do Trifunowicia to przyznał on, że posunął się za daleko przywołując postać kolaboranta, ale nie o usprawiedliwianie kolaboracji mu chodziło. Wyjaśnił: „Moje intencje są dla was jasne, jesteście niewątpliwie mądrymi ludźmi.”.
Dawid Warszawski sugeruje (w tym przypadku słusznie), że w Polsce reakcją na stwierdzenie, że z faszystami współpracować w żadnej kwestii nie można, byłaby odpowiedź: „A z komunistami można?”. Stwierdza (i tu też chyba ma rację), że w Serbii nikt takiego pytania by nie zadał. Obiektywnie pisze na temat Tity. Uznaje jego zasługi (walkę z hitlerowcami, zerwanie z Moskwą), jednocześnie opisuje jego rządy, jako dyktaturę, przy której „rządy Vučicia jednak bledną”, jednocześnie przyznając, iż była ona „nieporównywanie lepsza od krwawych wojen, które nastąpiły po jego śmierci.”
Dalej jednak wraca do swojego porównywania z Brygadą Świętokrzyską. Pisze:
„Gdyby ktoś zaprosił na demonstrację antypisowską tych, którzy trzymają w domu portret Nowotki i tych, którzy mają portret płk. Bohuna, dostałoby mu się równo za obu, ale tylko za Nowotkę musiałby przepraszać.”


Dla niezorientowanych: „Bohun” to jeden z pseudonimów Antoniego Szackiego https://pl.wikipedia.org/wiki/Antoni_Szacki (inny pseudonim to Dąbrowski). Był on dowódcą Brygady Świętokrzyskiej. Po jej rozwiązaniu przez jakiś czas przebywał w Niemczech, po czym osiadł we Francji. W 1950 r. rząd PRL domagał się od Francji ekstradycji Szackiego. Francja rozpoczęła postępowanie ekstradycyjne, gdyż kwestia dotyczyła kolaboracji. Szackiego uratowały zeznania byłych więźniarek nazistowskiego obozu w Holiszowie.


Dawid Warszawski o tych faktach nie wspomina. Zepsułoby to zapewne jego pełną oburzenia narrację w kontekście przypomnienia o tym, że premier Morawiecki, podczas wizyty w Monachium złożył wieniec na grobie żołnierzy tej Brygady.
Dawid Warszawski pisze, że w przeciwieństwie do licznych jego zdaniem ugrupowań faszystowskich (z kontekstu wynika, że chyba za takowe uznaje wszelkie ugrupowania pozytywnie oceniające walkę z komunistami w czasie II wojny światowej i w pierwszych latach po jej zakończeniu, ale to moje przypuszczenie), zwolenników czerwonych sztandarów jest zaledwie garstka. Jeśli jakaś tego typu grupka się pojawi wywoła jedynie „niechętne uznanie - za odwagę”. Zdaniem autora to drugi powód, dla którego nie można zapraszać faszystów (konsekwentnie używa tej nazwy) do wspólnych przedsięwzięć.
Dalej Dawid Warszawski uderza już w bardzo poważny ton „Pierwszy zaś powód, banalnie prosty, jest taki, że tylko Ljotić czy „Bohun” byli sojusznikami Zagłady”. Zostawię to bez komentarza, bo sprawę „kolaboracji” wyjaśniłam wcześniej.


Dalej robi się coraz „ciekawiej”. Czytamy: „O to, które mordy milionów pod czerwonym sztandarem stanowiły ludobójstwo, spierać się można bez końca; ich ofiarom było zapewne wszystko jedno, jak się te zbrodnie nazwie. Co do czynów niemieckich faszystów i ich sojuszników sporu takiego jednak nie ma – i odwoływanie się do ich spuścizny oznacza odwoływanie się do Zagłady właśnie.”. I nad tym fragmentem chciałabym się zatrzymać dłużej. O ile zgadzam się z tym, że nie ma sporu co do tego, że zagłada Żydów była ludobójstwem, a przynajmniej takiego sporu być nie powinno, to nie uważam, że  „spierać się można bez końca” czy jakiekolwiek morderstwa milionów,  pod dowolnym sztandarem stanowiły ludobójstwo. Zbrodnia jest zbrodnią, ludobójstwo jest ludobójstwem, kolor sztandaru, pochodzenie etniczne czy religia ofiar nie powinny mieć znaczenia. Natomiast prawdą jest, że zbrodnie komunistów i czy faszystów traktowanie są odmiennie. Zbrodnie komunistyczne dotyczyły większej liczby osób, ale mimo to często traktowane są jedynie, jako wypaczenia być może słusznej skądinąd (zdaniem obrońców braku symetrii, nie moim zdaniem) idei komunizmu. Dlaczego tak się dzieje? By to wyjaśnić puśćmy wodze fantazji i zabawmy się w historię alternatywną. Wiem, historycy na ogół nie lubią odpowiadać na pytanie, „co by było gdyby?”, ale ja historykiem nie jestem, a Dawid Warszawski też nie.


Wyobraźmy sobie, że Hitlerowi udaje się zawrzeć pokój z aliantami zachodnimi i (z ich pomocą) udaje mu się pokonać ZSRR. Dla naszych rozważań nie jest istotne, kto wygrywa wojnę na Dalekim Wschodzie, ale w Chinach komunistom również nie udaje się przejąć władzy. Jedynym krajem komunistycznym pozostaje Mongolia, w której komunizm zaprowadzono w 1921 roku, a która w czasie II wojny światowej była neutralna, ale jest to kraj mało ludny, więc nie miałby specjalnego znaczenia.
 Jak w takiej sytuacji postrzegany byłby komunizm, a jak faszyzm? Komunizm byłby uznany za jednoznaczne zło, godzące w samą istotę człowieczeństwa, podczas gdy stosunek do faszyzmu byłby zapewne ambiwalentny. Hitler czy Himmler nie żyliby wiecznie i ideologia nazistowska traciłaby na ostrości. Być może pojawiłby się jakiś nazistowski odpowiednik Chruszczowa, który wygłosiłby referat na temat „błędów i wypaczeń” Hitlera czy, co może bardziej prawdopodobne, byłby to odpowiednik Deng Xiaopinga, który by stwierdził, że Hitler miał rację w 70%, a w 30% się mylił. Oczywiście różnice pomiędzy demokratycznym Zachodem a autorytarnymi państwami faszystowskimi istniałyby dalej (może doszłoby nawet do odpowiednika Zimnej Wojny), ale współpraca w końcu byłaby możliwa. Z czasem doszłoby do konsensusu, że projekt zagłady Żydów stanowił błąd, a nawet zbrodnię, ale historycy (zarówno w państwach demokratycznych, jak i faszystowskich) wiedliby spory w kwestii czy Zagłada była z góry planowana, a tym bardziej czy wiedział o niej Hitler. Natomiast oficjalnie nikt nie podnosiłby wątpliwości, co do tego, że zbrodnią ludobójstwa była przymusowa kolektywizacja prowadząca do wielkiego głodu na Ukrainie i Powołżu (w latach trzydziestych XX wieku). Pewnie pojawialiby się jacyś rewizjoniści sugerujący, że komunizm nie był wcale gorszy od faszyzmu. Jedne kraje karałyby negację zbrodni komunistycznych, inne, w imię wolności słowa – nie. Zapewne też mianem komunistów określano by przeciwników politycznych nie dbając o to czy faktycznie mają cokolwiek wspólnego z komunizmem.


Czyli byłoby tak jak jest teraz, tylko odwrotnie. Jaka jest więc różnica między faszyzmem (trzymajmy się terminu użytego przez Warszawskiego) a komunizmem?  Najważniejsza jest jedna: dyktatury faszystowskie w drugiej wojnie światowej zostały pokonane. Wyjątek stanowiła jedynie Hiszpania, gdzie jeszcze w 1939 roku faszyści „przeszli” („Han Pasado”, że nawiążę do hasła „¡No Pasarán!), ale czy faktycznie byli to faszyści? Nawet jeśli tak, to nie uznawali teorii „czystości rasowej” i nie brali udziału w Zagładzie. W przeciwieństwie do nazizmu komunizm pokonany nie został. Po drugiej wojnie światowej zaczął się gwałtownie rozprzestrzeniać i w pewnym momencie stało się regułą, że jeśli w jakimś kraju komunizm ustanowiono, proces ten był nieodwracalny. Później komunizm w większości krajów upadł, ale nie stało się to na drodze militarnej. Często doszło do tego w wyniku dogadania się z opozycją. Wszystkie te czynniki zadecydowały o tym, że zbrodnie komunistyczne są relatywizowane, a zbrodnie faszystowskie nie. Nie ma to jednak nic wspólnego z naturą samych zbrodni, które powinny być potępiane w sposób jednakowy, a ich relatywizacja zwalczana, jednakże przy pomocy edukacji, a nie metod administracyjnych.


Aleksandra
O mnie Aleksandra

Swoją "działalność polityczną" rozpoczęłam w roku 1968 w wieku lat... sześciu ;). Postanowiłam wtedy wyrzucić przez okno kilkanaście napisanych własnoręcznie "ulotek" o treści "W POLSCE JEST RZĄD GŁUPI". Zamiar nie udał się, bo gdy wyjawiłam go Tacie, ten przestraszył się nie na żarty (pracował na uczelni) i rzecz jasna zniszczył kartki. Motywacja mojej "działalności" była jednak specyficzna: chodziło o to, ze milicja przez parę dni obstawiała Rynek, a je lubiłam chodzić karmić gołębie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (88)

Inne tematy w dziale Polityka