oranje oranje
50
BLOG

Tu nie ma Ojca Zaczumionych

oranje oranje Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 19

Nie kupuję tezy, że na katarynę ruszyły siły aparatu. Że skrzyknęły się jakieś mózgi i postawiły sobie cel: „zdławić niewygodną blogerkę”. Do tego trzeba byłoby jakiejś finezji, planu, wyprzedzenia ruchu przeciwnika. Tu nie ma żadnego porządku. Tu nie ma planu. Jest za to atrofia i jej atrybuty: rzeczywistość gnije na wszystkich poziomach. Co zdrowe, butwieje, co butwiejące – gnić zaczyna.

Fajna dziewczyna była: publikowała pod pseudonimem, opisywała przekręty polityków, indolencję dziennikarzy, nie wkraczała w obyczajówkę, trzymała się konkretów. Wypełniała ramy, które sobie wyznaczyła, wierzyła w swoje racje; we własny ogląd świata, dzieliła się nimi w tej dobrej wierze, że są ludzie, którzy wyznają te same poglądy na „obywatelską troskę o losy kraju”, wolność wypowiedzi i upodobania.

Napisałem „fajna dziewczyna była”?! Źle. Fajny nick był.

Nie znam oczywiście pełnej historii okoliczności jej publikacji – zna je tylko ona. Nie wiadomo, jak dotychczas wpływano na nią obietnicami, benefitami czy dojściami: grunt, że pilnowała swojej anonimowości mocno i nie łaszczyła się. Na tyle też skutecznie się pilnowała, że dotychczas byle łachudra nie tytułował swoich wpisów jej nazwiskiem, jak widzimy to teraz.

Z czasem każdy przytomny dziennikarz w Polsce nie mógł już nie wiedzieć o jej publikacjach. Pół biedy plankton przenoszący się z redakcji do redakcji, nie o tym mowa. Ale nie mogła nie mieć „zadry kataryny” ta cała pierwsza setka. Będą się zapierać, że w sumie zwisała im, albo, że szanowali i zapraszali, albo, że czytali…

Ale każdy miał świadomość, że w opinii wielu czytelników (blogosfery) ona ich – co do jednego – przebiła. Na luzie, z wdziękiem i bez strojenia się w nieswoje łachy. Wypracowała od zera swoją markę.   

Normalni z tej setki przyjęli to z uśmiechem i zapewne docenili. Fenomen. Jeden z miliona blogerów okazał się niewystępującym przecież w polskim dziennikarstwie brylantem-samorodkiem. Choć niby takie rzeczy się nie zdarzają! To jest nie-moż-li-we! Przyjęli. Ale zwichniętym z tej setki…, po prostu rzecz cała nie zezwalała na bezkrytyczny samozachwyt.

I nie jest tak, że sami świadomie wymyślili sobie ujawnienie jej danych. Nic podobnego. Złożyło się na to kilka czynników.

Że się może jakoś przetnie mit kataryny – to po pierwsze. Myślenie być może podświadome - ale jakże satysfakcjonujące.

Z drugiej strony łachmyciarstwo z pierwszej setki wdrukowane miało w matrix  „standardy współczesnego dziennikarstwa”. Kulawa, bo kulawa, ale noga. Że w sumie wolno wszystko: tamci dali cycki Body, a tamci puszczanie bąków przez aktora, więc niech „nas” potem najwyżej ciągają po sądach. Jakaś tam blogerka… „Nas” nie „mnie” – takie to pewnie było myślenie. Wyparcie własnej podmiotowości i mimowolna akceptacja – pogardzanych zapewne przy rodzinnym stole – reguł dziennikarskiej gry.  

Trzecią nogą był mglisty fantazmat życzeniowy: „mamy poparcie, spokojnie”.

Akcja z Zaczumionymi skatalizowała ten atak, ale go nie wszczęła. Atrofia posunęła się tak daleko, że dziś w Polsce nawet pierwsza setka miota się i podejmuje działania w ciemności. Ojciec Zaczumionych i Syn Zaczumionych znaczą w tej grze mniej, niż sama kataryna. Mam zresztą podejrzenie, że we dwójkę dysponują niższym IQ niż jej lewa półkula. Wątpię, czy doszli już do tego, na czym polega segregacja śmieci w kubłach różnych kolorów. Ale nie o nich.

Tu nie ma akcji. Padło na nią. Złożyły się na to osobościowe deformacje ludzi i ich działania „aby do jutra”. Nie wierzę dalekowzroczny plan „udupienie kataryny celem wlania niepewności w postawy blogerów, powstrzymanie ich ekspansji, postawienie szaraków na swoim miejscu”.

Mamy impas, podczas którego gnicie przebiega najszybciej. Ludzie nie wiedzą w Polsce gdzie się podziać i co robić. Są codziennie przybijani milionem gwoździ w formę „jest jak jest, nic nie poradzisz”. Akcja z kataryną jest jednym z tych gwoździ. Na tym poziomie – owszem – plan funkcjonuje. Chaos. Ruchy Browna. Może to immanentna cecha współczesnego świata?

 

 

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Technologie