ŻYCIE W NIEBYCIE ŻYCIE W NIEBYCIE
188
BLOG

Pochwała nierozgarniętych

ŻYCIE W NIEBYCIE ŻYCIE W NIEBYCIE Kultura Obserwuj notkę 0

Ekonomiczne rozumienie kultury zaczęło nam od pewnego czasu wychodzić bokiem, a przekonanie o sobkowskich potrzebach ducha stało się merytorycznym probierzem jej oceny; o udziale i poziomie twórczości w życiu statystycznego człowieka decyduje owczy ranking, masowy plebiscyt samozwańczych znawców sztuki, ludzi o nieszczególnym guście i stadnym zapotrzebowaniu na tandetę i łatwiznę niemającą nic wspólnego z profesjonalizmem. Dominuje zgrzebna fachowość publiki zgromadzonej na widowni, kinowej, teatralnej, telewizyjnej, a na twórców wywierana jest silna presja niewyrobionej publiki, publiczności rządzącej się grupowymi odczuciami, głosującej (np. na FB) za nazywaniem kogoś artystą, geniuszem, lub grafomanem. Niestety, do grona arbitrów obecnej elegancji dołączają ongisiejsi recenzenci ulegający większościowym dyktatorom masowego smaku.

*

Przyznaję ze skruchą: tekst wpisu na blogu­­­ Pana Leszka Żulińskiego (http://www.zulinski.pl/?p=1928)  rozsierdził mnie nad wyraz. Do tego stopnia, że musiałem wyspowiadać się przed sobą z przekleństw i co prędzej udzielić sobie rozgrzeszenia. 

Tekst ów został zjechany przez Andrzeja Waltera, a dotyczył malkontentów, histeryków i innych nudziarzy od kultury, nie byłoby więc potrzeby dalszego znęcania ­­­się nad nim, gdyby nie jego końcowe zdania: „I powtarzam po raz kolejny: ci, którzy do kultury się nie garną, nie są gorsi. Żyją i interesują się czym innym. Może wkurzeni są na nas, że zajmujemy się sztuką? Spróbujmy ich zrozumieć: oni też mają swoje racje. Nie stawiajmy naszych w pępku świata!”.

Co do pępka, to zgoda; kultura nie jest nim i nigdy nie była. Raczej micha aktywizowała ludzi, niźli duchowość. Lecz jeśli nie pępkiem, to z pewnością PĘPOWINĄ jest. Czymś na kształt  powroza, spoiwa utrzymującego ludzi na smyczy społecznych wartości. A jedna z nich nosi wdzięczną nazwę: ETYKA. Rzetelne postępowanie towarzyszy nam na co dzień. Co prawda w coraz mniejszym zakresie, ale czasami zdarzają się wyjątki: osoby stosujące się do reguł wyznaczonych przez GODNOŚĆ.

Przykłady? Facet czy facetka wyrastają ni stąd, ni zowąd na bohaterów, bo oddały portfel z nietkniętą  gotówką, przyniosły spragnionemu szklankę wody bez cyjanku i nie kopnęły staruszka z noclegowni. A mogły, bo przecież mamy demokrację i każdy robi, co chce.

Osoby te pokazywane są w telewizji, stawiane na piedestały, chodzą w glorii, są wzorami szlachetności, bezinteresowności i wszystkiego mega oraz naj; trąbi się o nich w radiu, a w gazetach plenią się artykuły zaprzeczające znieczulicy, z czego bierze się nauka, że i na bezinteresowności też można zarobić. Nie tylko na patologiach, tragediach i podpatrywaniu, jak kto przejmująco płacze.

Uczciwy, to ewenement, psychologiczna ciekawostka. Tylko patrzeć, jak będzie się takiego obwozić po cyrkach i jarmarkach niczym kobietę ze szpicbródką. A za jakiś czas jak trafi do zoo…

Trzeba zauważyć, że przyczyną traktowania normalnych zachowań niczym fenomeny i drastyczne odstępstwa od społecznych norm, jest… brak kultury. Brak nawyku do bycia bliźnim, bycia empatyczną istotą, która, jak pisze Pan Żuliński, wkurzona jest na nas, że zajmujemy się sztuką.

Tu, dla lepszego zilustrowania tego zjawiska, ośmielę się zacytować słowa, które napisałem w jednym, z felietonów: „To, jak postępujemy i kim jesteśmy, zależy od środowiska, w którym przebywamy. Jeżeli od urodzenia byliśmy uczeni nie poznawania innego świata, prócz świata pozorów, prócz złudzeń powstających z lęku, jeśli wegetowaliśmy pośród otaczających nas, z grubsza ciosanych przedmiotów i żyliśmy nie mając dostępu do prawdziwego piękna, to skąd mieliśmy dowiedzieć się, że obok intryg i egoizmu, istnieje subtelność i wrażliwość? Jak mamy być delikatni i kulturalni, jeśli nie wiemy, że pomiędzy tak uświęconymi  wartościami jak fura, piwko i laski, istnieje Mozart i bywają niezrozumiałe tęsknoty? Ale wystarczy urodzić się nie w otoczeniu awantur o pietruszkę, wystarczy móc chodzić do muzeum, widzieć na jego ścianach nie ramy i gwoździe, a obrazy i rozmawiać z ludźmi mającymi coś istotnego do przekazania, by dostrzec, jak wiele jest do nauki.”

WEDLE MNIE godzić się na obecność wkurzonego (zgodnie z tym, że nie należy denerwować fiksata), to znaczy – akceptować jego ignorancję i nieoczytanie, to znaczy zejść do jego poziomu, czyli - skwapliwie przyznawać mu rację, a zamiast strzelić go w pysk, zatańczyć z nim polubowne tango; WEDLE MNIE jakie bądź ustępstwo w dyskutowaniu z prymitywami chwalącymi się własnym brakiem rozumu, odznaczającymi się niewiedzą i czyniącymi cnotę z półanalfabetyzmu jest złem niekoniecznym; nie dla wszystkich kultura jest błazenadą i asekuranckim balansowaniem nad Niagarą.

Jakoś niewiele przejmuję się wkurzeniem ludzi niekulturalnych i nie mam wrażenia, iżbym chciał ich rozumieć; książki znają tylko dlatego, że w drodze do przedszkola zawadzili wzrokiem o wystawę jakiejś księgarni. Lepiej już się orientują w komiksach z dymkami, w czymś, co nie wymaga od nich długotrwałego wysiłku umysłowego. Preferują bowiem krótkie, niemęczliwe teksty o niczym. Tekst długi, a na dodatek zmuszający do myślenia, budzi w nich wstręt, lekceważenie i pogardę. Podobnie przedstawia się rzecz z odbiorem malarstwa, muzyki, czegokolwiek zbliżonego do sztuki.   

Identycznie z wynaturzonymi obyczajami.  W zasadzie wiadomo, co należałoby w nich zmienić, aby się to nasze państwo kulało we właściwą stronę i w zasadzie nie ma sensu tłumaczyć, co to znaczy właściwa strona, ponieważ kto tego nie wie, ten nie wie, co to człowieczeństwo.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura