Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
241
BLOG

Jak wyzwolić się z niemiecko-rosyjskiej hegemonii

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Niemcy Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

Andrzej Owsiński

Jak wyzwolić się z niemiecko-rosyjskiej hegemonii

Wojna na Ukrainie toczy się z rosyjską agresją, która grozi rozszerzeniem na inne kraje europejskie z Polską na czele. Tak powszechnie widzi się ten konflikt, a właściwie okrutną napaść. Jest to typowa próba oceny różnych skomplikowanych zjawisk przez nadawanie im zawężonego znaczenia. Dla niektórych jest to tylko ułatwienie w warstwie poznawczej, dla innych ma kapitalne znaczenie w ukryciu ich własnego zaangażowania.

W odniesieniu do tej sprawy mamy do czynienia z oczywistym ukrywaniem za parawanem putinowskiego bandytyzmu prawdziwego oblicza siły sprawczej zaistniałej sytuacji. Uczciwszy wszelkie różnice, przypomina to sytuację z 1939 roku a rebours.

Wtedy w pierwszych dniach września Niemcy uchodziły za jedynego agresora, a Sowiety, mimo podpisanego w Moskwie 23 sierpnia paktu z Niemcami, traktowane były jako kraj neutralny, a nawet 17 września kiedy wykonując zobowiązania zawarte w tajnym załączniku do traktatu, zadały cios w plecy walczącej Polsce, tłumaczyły kłamliwie, że wobec upadku państwa polskiego, występują w ochronie ludności zachodniej Ukrainy i Białorusi. Pod tym względem Putin naśladuje Stalina twierdząc, że nie prowadzi wojny na Ukrainie, a jedynie akcję ochronną.

Rola Niemiec w tej sprawie jest znacznie bardziej skomplikowana aniżeli Sowietów w 1939 roku. Skrępowane własnymi interesami w utrzymaniu UE nie mogą pozwolić sobie na otwarte wsparcie Rosji, czynią jednak stałe wysiłki w kierunku podtrzymania rosyjskiej zdolności do agresji. Dotyczy to szczególnie czynienie utrudnień w zaopatrzeniu Ukrainy w broń. Bez zewnętrznej pomocy nie ma ona szans na obronę, a przecież jej przegrana oznacza otwarcie dla agresora drogi do Europy

Znacznie taniej pod każdym względem jest obecnie zmusić Rosję do wycofania się z Ukrainy niż później przyjmować jej ataki na własnym terytorium.

Niemcy, a ślad za nimi ich kraje satelickie, zachowują się tak jakby nie dostrzegały tego niebezpieczeństwa, licząc ciągle na korzyści płynące z handlu z Rosją. Małe i niebogate kraje, takie jak Słowacja czy Węgry, mogą traktować ten stan jako możliwość dostępu do tanich surowców, a szczególnie węglowodorów. Natomiast potentaci, tacy jak Francja i Holandia, muszą się liczyć z ryzykiem utraty swoich zasobów w przypadku spotęgowania pozycji Rosji w Europie w wyniku zwycięstwa na Ukrainie. Tego rodzaju ostrzeżenie nie działa jednak w sytuacji zaślepienia chciwością na bieżące zyski.

To jakby powtórka z postawy przedwojennej – zadowolenia z faktu podrzucenia Hitlerowi kolejnej ofiary: Austrii, Czechosłowacji, Kłajpedy – licząc na uchronienie w ten sposób siebie z powodu nasycenia bestii.

Podobnie jak wtedy należy liczyć się z większym prawdopodobieństwem wzrastania apetytu napastnika w miarę pożerania kolejnych ofiar.

Najbardziej zdumiewające jest zachowanie Niemiec, które z własnej historii powinny czerpać dostateczną wiedzę na temat zachowań grabieżcy. Czynione przez nie zabiegi o uzyskanie niezależności od Rosji i wzmocnienie swojej pozycji obronnej, są nie tylko o wiele spóźnione, ale nawet czynią wrażenie udawania.

Zachowanie Niemiec może wskazywać na sprawcze uczestnictwo w przedsięwzięciu, którego agresja na Ukrainie jest jedynie fragmentem. Stąd ten brak obawy o ewentualność zagrożenia dla Niemiec, stanowiących najbardziej łakomy kąsek Europy. W przypadku rosyjskiego zwycięstwa nikt nie może czuć się bezpieczny, choćby był jej najbardziej lojalnym sojusznikiem. Chyba, że ma się gwarancję własnego wpływu na postępowanie Rosji.

Taka sytuacja może mieć miejsce jako rezultat wieloletnich działań. W moim przekonaniu z takim przypadkiem mamy do czynienia.

Przypomina to słowa ostrzeżenia jakie otrzymał Beck w Berlinie: „Jeżeli odrzucicie nasze propozycje wspólnego działania antykominternowskiego, to my zawsze możemy dojść do porozumienia z bolszewikami”. Beck, wzorem całego ówczesnego świata, nie wyobrażał sobie możliwości sojuszu niemiecko-sowieckiego i nawet zadrwił z tego pomysłu twierdząc: „W takim razie spodziewajcie się sowieckich czołgów w Berlinie”.

Jednakże chciwość grabieży u Niemców okazała się znacznie silniejsza niż zdrowy rozsądek.

Otóż obecnie mamy do czynienia z czymś podobnym, niemiecka chciwość tworzenia trwałego układu od „Lizbony po Władywostok” najwyraźniej jest ciągle silna.

Wprawdzie przed kopą lat z okładem Adenauer wykazał odporność na podobne pokusy sowieckie, ale po nim już nikt w Niemczech nie zdobył się na odmowę ciągle aktualnych, choć utajnionych sowieckich koncepcji wspólnego działania. Źródła tych koncepcji sięgają daleko w głąb przeszłości i zawsze były związane ze szkodą dla Polski.

Po odejściu Bismarcka sytuacja się zmieniła i Rosja związała się z aliansem francusko brytyjskim, ale nawet wtedy istniały w Rosji silne proniemieckie środowiska. Bolszewicka partia Lenina nie należała wprawdzie do liczących się ugrupowań, ale miała proniemieckie nastawienie, co okazało się w efekcie decydujące o losach Rosji.

Lenin, traktowany jako agent niemiecki, wywiązał się z tej roli znakomicie obalając rząd tymczasowy powstały po lutowej rewolucji w 1917 roku i kapitulując przed Niemcami w Brześciu w 1918 roku. Po klęsce Niemiec, niemal natychmiast, bo w 1922 roku zawarł z nimi umowę w Rapallo, dążąc do stworzenia wspólnej siły rewanżowej za traktat wersalski. Mimo głoszonej hałaśliwie wzajemnej wrogości obu stron po dojściu Hitlera do władzy, wywołano wspólnymi siłami grabieżczą wojnę w 1939 roku, przekształconą wkrótce w II wojnę światową. Powstanie niemiecko-sowieckiej granicy po wspólnym pokonaniu Polski doprowadziło nieuchronnie do wojny, przy czym niemiecka inicjatywa napaści jedynie wyprzedziła zamiary bolszewickie.

Po klęsce Niemiec w 1945 roku stały się one przedmiotem gry o wpływy z obu stron „żelaznej kurtyny”. Przekształcenie „trizonii” w 1949 roku w RFN (Republika Federalna Niemcy) napotkało na natychmiastowy odzew sowiecki w postaci powołania na obszarze swojej okupacji NRD (Niemiecka Republika Demokratyczna). Te fakty spowodowały obustronny wyścig w promowaniu tych państw. Sukces RFN okazał się bezprecedensowy, ale też w sowieckim obozie NRD była traktowana priorytetowo.

Sowiety, zrezygnowawszy z podboju zachodnich Niemiec po niepowodzeniu berlińskiej blokady, rozpoczęły grę o przeciągnięcie RFN na swoją stronę, oferując jej NRD nawet z dodatkiem Szczecina. W tę ostatnią sprawę zostałem nawet przypadkowo włączony, przynajmniej na tyle, że pozwoliło mi to osądzić jej wagę. Mimo negatywnej reakcji Adenauera na propozycje Chruszczowa, sprawa miała dla Niemiec zbyt duże znaczenie żeby całkowicie z niej rezygnować.

W interesie obu stron, podobnie jak przed wojną, nadano jej charakter ściśle tajny, ujawniał się jednak niekiedy rąbek tajemnicy przy różnych okazjach stosunków bilateralnych, ale też i międzynarodowych z „normalizacyjną” umową berlińską z 1972 roku na czele.

W trakcie tych kontaktów powstał program nowego układu europejskiego, który w miarę rozwoju wypadków ulegał odpowiednim zmianom. Ostateczny kształt został mu nadany po moskiewskiej konferencji 2 + 4 i rozpadzie Sowietów.

Wtedy, korzystając z powstania nowych państw, Ukrainy i Białorusi, można było stworzyć strefę „buforową” gwarantującą hegemonię Niemiec i Rosji w Europie. Koszty jej tworzenia i nadania odpowiedniego charakteru zależności wzięły na siebie Niemcy, posiadające w odróżnieniu od pogrążonej w kłopotach Rosji, odpowiednie środki. Przewaga Niemiec w tym układzie była bezsporna, udzielając odpowiedniego wsparcia uratowały Rosję od dalszego rozkładu, grożącego jej w czasie rządów Jelcyna.

Ważnym elementem współdziałania stało się powierzenie władzy w obu krajach ludziom związanym z procesem opracowania i przygotowania nowego układu. Wprawdzie i Putin i Merkelowa uczestniczyli na bardzo niskim szczeblu, ale właśnie dlatego dawali gwarancje posłusznego wykonawstwa tego dzieła, które od strony koncepcyjnej było dokładnie przygotowane.

Sądząc z przebiegu wydarzeń od przełomu tysiącleci ich ster znajdował się w rękach niemieckich, które potrafiły zrealizować zamiar przekształcenia EWG we własny folwark zwany UE i zrobić z Rosji nadwornego dostawcę surowców oraz zdyscyplinować strefę „buforową”. Wykorzystały przy tym znakomicie okazję wynikającą z kolejnych słabych rządów w Stanach Zjednoczonych.

Sprawy zaczęły się psuć na skutek niedopatrzenia i pozwolenia na powstanie w Polsce rządu, a szczególnie obsady urzędu prezydenta dążących do uwolnienia się spod niemieckiego dyktatu. W ślad za tym podobny ruch w stosunku do Rosji podjęła Ukraina i w rezultacie „buforowa” strefa zaczęła się sypać. Można bagatelizować znaczenie obu krajów w ogólnym układzie europejskim, ale organizatorzy tej strefy wiedzą, że stanowią one klucz do całego przedsięwzięcia.

Dodatkowo zbiegło się to z wyczerpaniem możliwości dalszego sprawowania nadzoru przez Angelę Merkel i braku odpowiedniego następstwa. Pozwoliło to na przejęcie inicjatywy przez Putina, który zbytnio uwierzył w swoją gwiazdę, stosując zgubne dla Rosji metody agresji. Naraził przy tym na szwank cały program układu z Niemcami i jeżeli w wyniku klęski na Ukrainie trzeba będzie pożegnać się z tym układem, to Rosji niezdolnej do samoistnego funkcjonowania jako równorzędny partner w stosunki do USA i Chin, nie pozostanie nic innego jak tylko przyłączenie się do którejś ze stron. Jak na razie są bliżej Chin, ale warunki dyktowane przez Pekin mogą się okazać zabójcze.

Z kolei żądania amerykańskie kładą z miejsca kres całemu dotychczasowemu dorobkowi współpracy z Niemcami. Nie wiemy na ile w tym przedmiocie Rosja może sobie pozwolić, ale ewentualne wybranie tego kierunku związane jest z kolosalną stratą poniesioną natychmiast.

Wszystkie rozważania na temat istniejącej sytuacji mają charakter teoretyczny dopóki toczy się wojna, której rezultatem w każdym przypadku będzie upadek Putina i dopiero skala tego upadku zadecyduje o dalszych losach Rosji.

Będzie to jednak tylko fragment całości skutków, nie tylko wojny, ale też i sytuacji w Europie, a szczególnie losów niemieckiego imperium jakim jest UE z całym otoczeniem.

Rząd polski głosi nieodzowność posiadania odpowiedniej siły militarnej jako remedium na obecny stan, wydaje się jednak, że to nie wyczerpuje potrzeb przygotowania politycznego i gospodarczego na ewentualność, chyba nieuchronnych, zmian w układzie europejskim.

W pierwszej kolejności potrzebne jest rozpowszechnienie wiedzy o ujemnych skutkach obecnej organizacji europejskiej współpracy, powodujących coraz większe odstawanie od światowego rozwoju, a specjalnie pozycji amerykańskiej. Niezbędne jest przyciąganie, wzorem Włoch, coraz większej liczby krajów do grona walczących o „wyzwolenie”.

Potrzebna jest też potężna agitacja za wspólnym, wolnym rynkiem europejskim z równoczesnym uszanowaniem suwerenności państw członkowskich i zachowaniem tożsamości narodowej. Jest w tym przedmiocie duża przeszkoda w postaci uzależnienia polskiej gospodarki od Niemiec.

Drogą do jej usunięcia jest nie tylko rozwój własnej autonomicznej produkcji i rozszerzenia wachlarza usług, ale też wykazania, że obecna sytuacja gospodarcza Europy wpływa ujemnie na rezultaty gospodarki Niemiec, coraz bardziej ustępującej wobec ekspansji Chin, ale też i szybciej rozwijających się Stanów Zjednoczonych. Niemcy zatem powinny przyłączyć się do tych którzy dążą do przyśpieszenia tempa wzrostu europejskiego udziału w światowym dorobku ekonomicznym i cywilizacyjnym.

Od wielu lat mamy, wprawdzie na skutek dość bolesnej lekcji, pierwszą okazję do przełamania biernej postawy europejskich narodów wobec oczywistego oszustwa jakim jest „integracja” czyli zapędzanie ich do powszechnego kołchozu, redukując przy tym wielkie osiągnięcia wspólnej kultury.

To wszystko należy traktować jako pierwsze kroki Europy w kierunku odzyskania wolności.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka