Andrzej Owsiński
W wieku 110 lat zmarła Irena Siła-Nowicka
Nie tak dawno – 30 stycznia – obchodziliśmy Jej 110 urodziny i stan zdrowia wskazywał na możliwość jeszcze znacznie dłuższego życia. Wybrała się w podróż do Szczecina, gdzie nagle zachorowała, śmierć nastąpiła tak szybko, że była dla wszystkich zaskoczeniem.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że wokół ludzie znacznie młodsi umierają, tylko nie Ona.
Poznałem Renię jako uczennicę gimnazjum w czasie srogiej i śnieżnej zimy 1928/29 roku kiedy przybyliśmy do Beresteczka na Wołyniu, wybierając się na sanną przejażdżkę. Na peryferiach miasta podjechaliśmy pod typowy polski dworek, z którego wyszły dwie urocze panienki o parę lat starsze od nas, Jedna blondynka z warkoczem, wesoła i rozmowna, a druga, wyjątkowej urody, z przyciętymi ciemniejszymi włosami, bardzo poważna.
Kiedy podczas jednego z ostatnich naszych spotkań przypomniałem o tym, stanowczo zaprotestowała twierdząc, że też miała warkocz, nie oponowałem, chociaż ten obrazek zachowałem w pamięci, a działo się to, drobiazg, tylko 95 lat temu.
W nieco późniejszym okresie kojarzyłem Je z bohaterkami Trylogii: nieco starszą Marysię z Basią Jeziorkowską-Wołodyjowską i Renię z Oleńką Billewiczówną.
Ich rodzice – Państwo Joszkowie – pochodzący z głębszych Kresów, musieli uciekać przed bolszewikami i dzierżawili folwark Liceum Krzemienieckiego w Beresteczku. Panienki uczyły się w gimnazjum w Dubnie, w związku z czym rzadko przebywały w Beresteczku, mimo tego i mimo różnicy wieku utrzymywaliśmy kontakty nie tylko towarzyskie między rodzinami, ale też uczestnicząc w różnych imprezach, głównie typu sportowego. Wykazywały się przy tym dużą sprawnością fizyczną, co wówczas, ale i obecnie też, nie jest zbyt częstym zjawiskiem wśród polskiej młodzieży żeńskiej, a i męskiej też.
Po zdaniu matury powróciły do Beresteczka, przygotowując się do dalszych studiów, Renia podjęła je na wydziale prawnym Uniwersytetu Warszawskiego.
W połowie lat trzydziestych przybył do Beresteczka nowy notariusz, sędzia Aleksander Siła-Nowicki wraz z rodziną. Jego syn Władysław, student, a wkrótce absolwent prawa odbywał służbę wojskową na kursie podchorążych rezerwy kawalerii w grudziądzkim CWK (Centrum Wyszkolenia Kawalerii). Imponował nam tym ogromnie, i nie wiem czy Reni Joszkównie też, lecz wkrótce zostali narzeczonymi.
Polskie, inteligenckie towarzystwo w Beresteczku i okolicy było bardzo zżyte i organizowało częste spotkania, na których obok normalnych, towarzyskich zajęć poświęcano sporo czasu na rozmowy o szerszych aspektach ówczesnego życia. Nie miało to wyłącznie na celu wymianę poglądów, ale też ustosunkowanie się do realiów naszego położenia na Kresach. Uważało się powszechnie, że zagrożenie bolszewickie jest znacznie większe niż niemieckie, pocieszając się przekonaniem o naszej możliwości obrony, mimo informacji na temat sowieckich zbrojeń. Doświadczenia niedawnej wojny w 1920 roku napawały optymizmem.
Rzeczywistość okazała się znacznie gorsza od najbardziej pesymistycznych przewidywań, Władysław, narzeczony Reni, podporucznik kawalerii, powołany do służby latem 1939 roku odbył kampanię wrześniową i został poważnie ranny, co umożliwiło mu uniknięcie niewoli. Korzystając z pierwszych możliwości poruszania się, zjawił się w Beresteczku, gdzie młodzi postanowili pobrać się, mimo wybitnie niesprzyjających warunków.
Nawet nie mieli z czego zrobić obrączek, wobec tego pan Obarewicz, miejscowy znakomity stelmach, zrobił im stalowe opatrując komentarzem: “ależ moc w nich będzie wielka”. I rzeczywiście, małżeństwo pokonało najcięższe próby.
W listopadzie 1939 roku pojawili się u mojej ciotki Stanisławy Przewóskiej w Białymstoku, skąd, dzięki pomocy polskich kolejarzy, udało się zorganizować podróż do Wilna w celu dotarcia przez Litwę do polskiego wojska we Francji.
Mimo “podarowania” przez Sowiety Wilna Litwie, na granicy między Wileńszczyzną a Litwą kowieńską była utrzymywana straż. Przebycie tej granicy w blisko 40 stopniowym mrozie i w nieznanym terenie było wielkim ryzykiem, jednak jakimś cudem udało się, natomiast wyjazd z Litwy na zachód okazał się już niemożliwy
Dopiero w 1941 roku, po wejściu Niemców, można było zorganizować powrót do Warszawy, chociaż też nielegalnie. Zatrzymali się ponownie w Białymstoku i Jurowcach, zwróconej właśnie, ale też nie na długo, resztówce Przewóskich,
Dzięki niezawodnym polskim kolejarzom udało się nam zorganizować im powrót do domu.
Zamieszkali w Warszawie, często odwiedzając rodzinne Wylągi pod Kazimierzem Dolnym.
Ze względu na szeroko zakrojoną aktywność Władysława, zarówno w ZWZ, jak później w AK, gdzie między innymi pełnił funkcję, zamiennie z przyjacielem Leopoldem Kummantem, zastępcy, lub dowódcy oddziału Kedywu Okręgu Warszawskiego AK, oraz działalność polityczną w “Unii”, ich mieszkanie było szczególnie narażone.
Jakby tego było mało, przyjęli na przechowanie dziecko żydowskie, wystawiając się w ten sposób całą rodziną na ryzyko śmierci. Główny ciężar pomnożonego ryzyka ponosiła Irena, gdyż Władysława często nie było w domu, a także z racji Jej osobistego zaangażowania w walkę podziemną.
W czasie wybuchu Powstania Warszawskiego przebywała z dziećmi w Wylągach i przez to uniknęła losu mieszkańców Stolicy, ale została rozdzielona od męża, biorącego udział w Postaniu i dwukrotnie ciężko rannego.
Spotkali się dopiero w styczniu 1945 roku i pamiętam, że odwiedzili mnie w Piastowie pod Warszawą, gdzie po ucieczce z obozu kurowałem odnowioną ranę. Nawet nie wiem jakim cudem uzyskali mój adres. Udawali się właśnie do Wyląg w celu dokończenia rekonwalescencji po ciężkich ranach Władka.
Wkrótce znaleźli się w Lublinie, gdzie dla utrzymania rodziny Władek podjął się pracy jako kierownik olejarni, kontynuując działalność niepodległościową w WiNie, gdzie pełnił funkcję inspektora obwodów.
Równolegle z tym, ze względu na przewidywanie ewentualnego zakończenia oporu zbrojnego w stosunku do sowieckiej okupacji, wykonywanej przy pomocy komunistycznego reżymu wyznaczonego przez Moskwę, podjął się otwartej działalności politycznej w Stronnictwie Pracy, jedynym jawnie działającym ugrupowaniem opozycyjnym, w którym został wiceprezesem Okręgu Lubelskiego.
Wciągnął też do tej działalności Renię, a także i kilka innych osób związanych z WiN.
Tak się złożyło, że z powodu urlopowania mnie w służbie OAK okręgu białostockiego dla zakończenia rozpoczętych w czasie wojny studiów, znalazłem się w Lublinie i zamieszkałem u Władków na ulicy ciągle jeszcze noszącej przedwojenną nazwę “Peowiaków”.
Mogłem wówczas zaobserwować, a nawet w miarę możliwości uczestniczyć w obu działalnościach, a przede wszystkim odnotować wielki ruch, jaki panował w ich mieszkaniu w związku z licznymi kontaktami. Wszystko to było “na głowie” Reni i groziło w każdej chwili dekonspiracją.
Tak też niestety się stało, i na początku 1947 roku został na Peowiaków założony ubecki kocioł. Na szczęście nie było w domu Władka, ani mnie, i obydwaj zostaliśmy uprzedzeni o pułapce.
Niestety, to czego udało się uniknąć – aresztowanie, nastąpiło jeszcze w tym samym roku, już po “amnestii”, w podstępny sposób.
Dla Reni, która szczęśliwym zdarzeniem losu uniknęła aresztowania, rozpoczął się kolejny etap walki o uratowanie życia skazanego na czterokrotną karę śmierci męża i o przetrwanie całej rodziny. Trwało to niemal dziesięć lat i dopiero amnestia z 1956 roku pozwoliła na powrót Władka do domu, który trzeba było odtworzyć na nowo. Udało się dostać mieszkanie w Warszawie i dokończyć aplikację adwokacką.
Po tylu ciężkich przeżyciach wydawało się, że należy się Im trochę spokojniejszego życia, unikając sytuacji konfliktowych.
Poczucie obowiązku wobec Polski Niepodległej nakazało stawanie w obronie oskarżanych politycznie, ale też szeroko pojęte poczucie sprawiedliwości w sprawach wolności sumień i prześladowanych z przyczyn społecznych, jak choćby strajkujących robotników,
Mecenas Władysław Siła-Nowicki za swoje poświęcenie i odwagę został uznany za “Pierwszą szablę polskiej palestry”. W związku z tym odpowiednio szykanowany przez reżym ze stałymi zawieszeniami, chwilowymi aresztowaniami, karami finansowymi itp. Wszystko to wpływało na udręczenia w życiu, a także stałe, dokuczliwe trudności finansowe.
Renia dzielnie znosiła ten tryb życia, podtrzymując męża w nowej roli, tak trudnej do zniesienia dla całej rodziny.
Reżym, zaniepokojony działalnością Mecenasa, wydał zarządzenie zwane potocznie “Lex Siła-Nowicki”, ograniczające wiek aktywności adwokackiej.
Okres wybuchu “Solidarności” zmobilizował całą rodzinę do szczególnej aktywności, widząc w niej szansę nie tylko “nadania ludzkiego oblicza” socjalizmowi, o którym mówił Herbert, że “potwór nie może mieć ludzkiego oblicza”, ale przede wszystkim przynieść Polsce niepodległość.
Niestety, rzeczywistość, a w tym pozycja Wałęsy ograniczyła się do pierwszego etapu, powodując zasadniczy rozdźwięk stanowisk i odejście od idei Polski Niezawisłej w ramach państwa tworzonego pod fałszywą nazwą “III Rzeczpospolitej”. W tym państwie nie było miejsca dla nieugiętych bojowników o niepodległość jak Siła-Nowiccy. Najlepszym, bezprecedensowym, tego dowodem są szykany jakim podlega obecny rząd mimo deklarowanej chęci ugodowości.
Irena Siła-Nowicka całym swoim 110 letnim życiem zasłużyła na miano Strażniczki Sumienia Narodowego i jeżeli chcemy przetrwać jako Naród, to Jej przesłanie weźmy sobie .do serca.
Inne tematy w dziale Kultura