Nie pamiętam, kiedy na ekranach w wagonach metra pojawiły się informacje o kursach walut obcych. Halo, przepraszam, czy pasażerowie rozumieją te informacje? O tak, na pewno. Przynajmniej ci zadłużeni w walutach obcych. Wiedzą, że boli. Tylko, dlaczego boli? Czy rozumieją przyczyny tego stanu? Czy rozumieją naturę pieniądza?
Pytań można stawiać wiele. Niniejszym felietonem ma zamiar otworzyć cykl dotyczący pieniądza i zagadnień powiązanych. Temat zdecydowanie wymaga dogłębnego, ale zarazem jasnego wytłumaczenia. Tak, aby oczekiwania, co do kursów walut nie opierały się ani na mądrości ludowej, ani na prawach fizyki. Jakkolwiek w przypadku wielu kredytobiorców doszło już do rozlania się przysłowiowego mleka, na naukę nigdy nie jest za późno.
Wydarzeniem ostatnich godzin na rynkach finansowych jest decyzja FED dotycząca utrzymania oprocentowania dolara na obecnym poziomie przez najbliższe dwa lata. Dobrze to czy źle? Odpowiedź mogłaby paść – zależy, dla kogo. Tylko, że taka odpowiedź jest błędna. Od dekad nie ma na rynkach pieniądza czegoś takiego jak wolny rynek, a manipulacja ze strony banków centralnych kończy się zawsze źle. Dzisiejsze działania przypominają gaszenie pożaru benzyną. W świecie papierowego pieniądza czynnikiem najwyższego ryzyka pozostaje możliwość jego łatwej kreacji. Ot tak, jakby można było stworzyć dobrobyt z niczego. Tani pieniądz w USA pozwala reanimować wzrost na giełdzie, ale jak się przekonaliśmy już po dwóch rundach drukowania tanich pieniędzy, nie przekłada się na realną gospodarkę. To, czego Stany potrzebują to odchorowanie swoich błędów. To musi kosztować czas i wyrzeczenia. Innej rady nie ma. To co widzimy dzisiaj – świeżo drukowane pieniądze płyną szerokim strumieniem do „inwestorów”, których powtórnie stać na spekulacje. Tani pieniądz przeszkadza restrukturyzacji, która w normalnej sytuacji obnaża nierentowne przedsięwzięcia i kieruje strumień pieniądza do sektorów zdrowych. Inflacyjne środowisko wywołało kryzys i inflacyjne środowisko ma jemu zapobiec? Niemożliwość. Pisze się w prasie, że inflację (ogólnego poziomu cen; różne definiowanie inflacji wytłumaczę w kolejnym felietonie) wywołują wzrosty cen surowców, czy też żywności. Jeszcze zbyt wielu komentatorów nie dostrzega tego, że wzrosty te są właśnie efektem wzrostu podaży pieniądza.
Tym, czego Stanom brak nie jest jednak papierowy pieniądz a prawdziwy kapitał stworzony z rzeczywistej pracy. Stany swoimi decyzjami uderzają oczywiście w swoich wierzycieli, bo jak może być inaczej. Koszt pieniądza jest już niższy niż inflacja. Sytuacją nienormalną jest pozostawanie kosztu pieniądza na niskim poziomie i zapowiedź kontynuacji tego procederu przez kolejne dwa lata. Jest to niezgodne z intuicją. Jakim prawem dłużnik może się cieszyć coraz niższym kosztem swego długu, który w międzyczasie jeszcze rośnie a nie maleje?
Zbyt wielu kredytobiorców wierzy we wspomniane na początku prawa fizyki działające na rynku walutowym. Ja nazywam tym wiarę w to, że skoro frank szwajcarski jest tak drogi to niechybnie musi spaść, pod własnym ciężarem. Niestety waluty mają więcej wspólnego z prostą matematyką niż zaawansowaną fizyką. Chociaż przez ostatnie dekady fizycy byli bardziej cenieni w finansach. Zmiana relacji podaży walut względem siebie ma istotny wpływ na kształtowanie się kursów wymiany w długim terminie. W krótkim terminie wystarczy, że uczestnicy rynku walutowego zdadzą sobie sprawę z tego, co się stanie w przyszłości, aby już dzisiaj waluta poddana groźbie inflacji zaczęła się osłabiać. Tak jest właśnie z dolarem.
To, że najlepiej pamiętamy zdarzenia nam bliskie i na ich podstawie jesteśmy skłonni kształtować swoje oczekiwania nie dziwi. Kredytobiorcy zadłużający się na 30 lat we franku szwajcarskim przy kursie 2 złotych raczej nie wyobrażali sobie dzisiejszego scenariusza. Tak samo nie wyobrażali sobie dzisiejszych kursów franka Amerykanie. Pozwoliłem sobie niedawno na test wyobraźni walutowej przeprowadzony na niehomogenicznej grupie 20- i 30-latków. Polegał on na odgadnięciu, jaka waluta, pokazana na wycinku wykresu, osłabiała się do franka szwajcarskiego w latach 70-tych i jakie oczekiwania mogli formułować ówcześni uczestnicy rynku, co do kursu w przyszłości. Chodziło oczywiście o kurs dolara do franka, ale nikt nie zgadł. Co prawda lata 70-te to dość odległa perspektywa, ale już wówczas, od 1971 roku, mieliśmy płynne kursy walut po upadku reżimu kursowego ustalonego na konferencji w Breton Woods (a o tym w kolejnym felietonie). Proszę o spojrzenie na cały wykres kursu dolara do franka, obejmujący ostatnie 40 lat, i odpowiedzenie sobie na pytanie postawione w teście wyobraźni.
Damian Kot
"Najważniejszym imperatywem ekonomicznym jest przykazanie Nie kradnij!. Stosowanie się do niego przez władze, jak i przez obywateli, jest podstawowym warunkiem optymalnego rozwoju gospodarczego i dobrobytu" - Jan M. Małek, założyciel i Prezes Fundacji PAFERE. Wesprzyj nas: Volkswagen Bank Direct PL 3321 3000 0420 0104 0942 1500 01 Przelewy spoza Polski: SWIFT: ING BP LPW PL 33 2130 0004 2001 0409 4215 0001
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka