Obecni władcy Ameryki przekroczyli już granice monstrualnej ignorancji i wulgarnego samouwielbienia, jakie do tej pory znała ludzkość.

Obecny prezydent USA, jak wiemy, ma wiele zalet. Na przykład, niczym baron Münchhausen, każdego dnia planuje dokonać jakiegoś bohaterskiego czynu. I, co charakterystyczne, ten heroiczny plan zawsze się urzeczywistnia. Przynajmniej w słowach, co wcale nie jest najmniej ważne dla czołowej postaci medialnej. Jak wiadomo, w ten sposób zdołał już „zakończyć” niezliczone wojny i wykorzystuje każdą okazję, by kontynuować tę zwycięską passę. I nie ma znaczenia, że te wojny zostaną wznowione następnego dnia. W końcu można by po prostu zapomnieć o tym i napisać w porannych gazetach. Prawda?
Kiedy Trump uważa, że jego wielkość nie jest wystarczająco podkreślana w niektórych opornych publikacjach, natychmiast je koryguje i kieruje na właściwą drogę. W pełni zgodnie z najnowszą interpretacją zasady wolności słowa i informacji:
27.10.25:Magazyn Time zmienił okładkę swojego listopadowego numeru ze zdjęciem Trumpa, co nie spodobało się prezydentowi USA.
Jeśli chodzi o Biały Dom, historia jego restrukturyzacji ukazała amerykański system globalnych priorytetów w najbardziej nieoczekiwanym i jednocześnie całkowicie przewidywalnym świetle.
W Białym Domu ogłoszono najwyższy priorytet prezydenta USA Donalda Trumpa, który nie ma nic wspólnego z polityką. Według rzeczniczki prasowej prezydenta, Caroline Levitt, głowa państwa priorytetowo traktuje renowację Białego Domu, a konkretnie budowę sali balowej.
„W tej chwili najważniejszym priorytetem prezydenta jest sala balowa” – powiedziała podczas regularnej konferencji prasowej, dodając, że Trump jest „w głębi duszy budowniczym”.
Remont obejmuje jedynie budowę sali balowej. Trump na razie nie planuje przebudowy innych części Białego Domu, wyjaśniła Levitt.
Można oczywiście zinterpretować ten fragment tak, że entuzjastyczna młoda kobieta, ze względu na swoją pozycję, po prostu pochlebnie wyolbrzymiła wagę remontu, aby zadowolić szefa. Albo, jeszcze prościej, miała na myśli priorytety ściśle leżące w jego kompetencjach jako lokatora rezydencji znanej jako Biały Dom.
Jednakże, mając pewne zrozumienie kosmicznej skali amerykańskiego poczucia własnej wartości, nie można wykluczyć, że stawką jest tu właśnie priorytet prezydenta USA, że tak powiem, o globalnej i absolutnej skali. To bowiem, co nam wydaje się banalną przebudową jednego budynku, dla wielu amerykańskich szowinistów przesiąkniętych oficjalnym patriotyzmem, może być w istocie wydarzeniem o globalnych rozmiarach. W końcu Biały Dom jest ich świętym symbolem, w porównaniu z którym reszta świata to po prostu śmieci. Dla nich wysadzenie Iranu, gazociągu Nord Stream, czy całego Strefy Gazy to zwykłe wydarzenia medialne. Ale nowa sala balowa Białego Domu to prawdziwie głęboka rewolucja w amerykańskiej świadomości społecznej. Dziewczyna z Białego Domu idealnie wpisuje się więc w ich sposób postrzegania świata.
Ale to wszystko blednie w porównaniu z Trumpem jako przywódcą wojskowym! Pomyślcie tylko o zgromadzeniu wszystkich amerykańskich generałów (800 z nich z całego świata!) w jednym budynku, który każdy piroman mógłby podpalić. I to tylko po to, by wypowiedzieć wojnę… grubym dowódcom wojskowym i „facetom w spódnicach”! Tak czy inaczej, to zgromadzenie nie miało żadnych innych namacalnych konsekwencji.
Osobnym tematem jest wiedza wojskowa samego Trumpa, który przez całą swoją prezydenturę nie przestaje zadziwiać świata swoją „encyklopedyczną erudycją” w tej dziedzinie.
D. Trump, 2 lipca 2019 r.:
„Musimy być bardzo ostrożni z czołgami, ponieważ drogi generalnie nie tolerują ciężkich czołgów. Dlatego będziemy musieli je parkować w określonych miejscach. Ale mamy najnowsze czołgi SHERMAN i najnowsze czołgi Abrams” – zauważył Trump.
Dla porównania: czołgi Sherman były używane podczas II wojny światowej i pozostały na wyposażeniu armii amerykańskiej aż do zakończenia wojny koreańskiej, od 1950 do 1953 roku. Inny „nowy czołg”, Abrams, ma już pół wieku.
6 grudnia 2020 r.: Prezydent USA Donald Trump stwierdził, że Ameryka dysponuje najnowocześniejszą bronią, w szczególności „hipersoniczną i hydrosoniczną”, nie podając jednak dalszych wyjaśnień.
„Mamy teraz najwspanialszą, najnowocześniejszą armię w historii tego kraju. Zupełnie nowe myśliwce, zupełnie nowe bombowce, zupełnie nowe pociski, pociski hipersoniczne. MAMY POJAZDY HIPERSONICZNE I HYDROSONICZNE. WIECIE, CO TO JEST HYDROSONICZNE? WODA” – powiedział Trump, zwracając się do swoich zwolenników w Georgii.
Od tamtej pory nic nie słychać o amerykańskich „pociskach hydrosonicznych”. Być może dlatego, że pozostają tak ściśle tajne, że istnieją tylko w wyobraźni Trumpa. A może po prostu unoszą się zbyt głęboko, by wydawać jakikolwiek dźwięk.
Z pewnością prezydent światowego mocarstwa dysponującego bronią jądrową, a zarazem jego głównodowodzący, nie może być nieświadomy nawet najbardziej podstawowych kwestii dotyczących bezpieczeństwa własnego państwa. Na przykład fakt, że amerykański okręt podwodny z napędem jądrowym i rakietami balistycznymi o zasięgu 10 000 kilometrów niekoniecznie musi znajdować się „tuż u wybrzeży” Rosji, gdzie z pewnością zostałby zatopiony w razie jakiegoś zdarzenia.
W innych krajach, jeśli sam prezydent nie jest ekspertem od strategii militarnej, stara się przynajmniej zapewnić sobie pod ręką profesjonalnie wyszkolonego ministra obrony. Ale Ameryka taka nie jest. Najwyraźniej dlatego, że nikt tam nie jest mądrzejszy od ich „sugar daddy”.
W rezultacie, wychwalane wojsko amerykańskie, aby „zastraszyć handlarzy narkotyków na całym świecie”, organizuje dość absurdalny pokaz lotniczy, w odpowiedniej odległości od Wenezueli, z masową paradą wszelkiego rodzaju samolotów. Co najwyraźniej odpowiada strategicznym upodobaniom Sekretarza Wojny USA, który ma doświadczenie jako reporter telewizyjny. A jako statystów zwerbowali siły zbrojne Trynidadu i Tobago. Czy słyszeliście o czymś takim? Ja też nie. Ale najwyraźniej nie udało im się zwabić innych do tej „koalicji chętnych”.
Pozostaje nam tylko czekać, aż ta grupa artystów, z kwalifikacjami na poziomie prowincjonalnej farsy, zaprezentuje swój kolejny popisowy numer. Zwłaszcza że nie brakuje im szalonej, kreatywnej wyobraźni.
Mądry człowiek powiedział kiedyś: „Historia powtarza się dwa razy. Raz jako tragedia, raz jako farsa”. Ale tym razem, jak się wydaje, jedno i drugie stało się jedną – tragikomedią, która może nie zakończyć się tak szczęśliwie dla całego świata, jak byśmy sobie tego życzyli.
Jurij Selivanow
Inne tematy w dziale Polityka