Soren Sulfur Soren Sulfur
3600
BLOG

(Mitteleuropa + Intermarium) czyli Niemcy + Polska = dominacja

Soren Sulfur Soren Sulfur UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Wyrwijmy się z paradygmatu poprzez negocjacje z pozycji siły. Zaoferujmy Niemcom nowy sojusz, pokazując im, że czekają ich ciężkie czasy i tylko z nami je przetrwają-więc niech przestaną się wygłupiać.

Po Brexicie popełniłem trzy teksty o reformie UE na Salonie24. Można je przeczytać tutaj, tutaj i tutaj. Pokazywały one na niemożność utrzymania przez „jądro” UE dominacji nad peryferiami, to nie te czasy, a peryferia mogą się zbuntować i zadusić jądro-i nikt na tym nie zyska. Więc niech jądro przestanie być niepoważne i zacznie negocjacje. Zyska więcej, a straci mniej.

Jednak Polska w tym układzie ma swoją grę do ugrania i warto Niemcom ja uświadomić, bo wcale nie jest powiedziane że wynik naszej gry musi być dla nich negatywny. Cele Niemiec są znane - to utrzymanie dominującej pozycji, narzucającej pozycji wewnątrz UE, gdzie to Berlin ustala reguły gry, a reszta się słucha. Może zgłosić poprawki, ale nie ma prawa zaburzać status quo.

Polsce zależy na zbudowaniu Intermarium, Międzymorza, jako jedynej opcji pozwalającej na zwiększenie niezależności. Projekt to trudny, bo nasze zasoby - po 28 latach błędnej polityki rozwojowej i międzynarodowej  - są zbyt ograniczone jak na to, co powinny sobą reprezentować. I raczej się to nie zmieni, bo roztrwoniliśmy nasz kapitał, w związku z czym już zasadniczo z własnej pracy nie urośniemy, co najwyżej możemy liczyć na to,  że innym powiedzie się gorzej. Pisałem o tym tutaj, tutaj i tutaj.

Ale i Niemcy nie mają dobrej sytuacji. W istocie są schodzącym państwem i sypiącym się narodem. Zdają sobie z tego sprawę, dlatego właśnie zachowują się tak agresywnie - by zbudować bufory z których będą mogli schodzić w przyszłości, gdy gospodarka zacznie się wywalać, infrastruktura sypać, a zamieszki etniczno-religijne staną się powszechnym chlebem. Pisałem o tym tutaj i tutaj.

Co więcej Niemcy są kompletnie zależne od UE i euro, inaczej ich gospodarka oparta na eksporcie po prostu nie funkcjonuje. Jej przewagi konkurencyjne są zabudowane na trzymaniu konkurencji pod butem, nie zaś na prawdziwej merytokracji (tak naprawdę nie wiadomo, jak konkurencyjne są Niemcy, bo manipulują zasadami rynku na swoją korzyść). Większość produktów tej gospodarki jest eksportowana na rynki europejskie, dlatego Niemcom zależy na utrzymaniu wolnego handlu - choć na swoich warunkach - w UE. Od tego zależy stabilność ich państwa i zdolność przetrwania bardzo ciężkich lat, jakie ich czekają.

Co ważniejsze jednak, los gospodarki Niemiec jest zależny od Polski i innych krajów grupy Wyszehradzkiej. Niemcy wyprowadziły tam swoje łańcuchy logistyczne, i mocno na tym zyskały. Bez operowania w naszych krajach Niemcy nie byłyby w stanie utrzymać swojego państwa. Często słychać narzekania że Polska jest  ”montownią” Niemiec - nie jest to jednak czymś samy w sobie złym. Problemem bowiem nie jest fakt, że składamy produkty Niemieckie, ale że nie doczekaliśmy się również własnych, o co postarały się nieudolne rządy ostatnich 28 lat, co skwapliwie wykorzystały na przykład właśnie Niemcy, upewniając się że konkurencja tu szybko nie powstanie. Sami się wystawiliśmy.

Ale i Polska jest zależna od losu Niemiec podobnie jak reszta krajów V4. I z tego względu nam również zależy na utrzymaniu wspólnego rynku UE. Bez napływu Niemieckiego kapitału nasze kraje nie będą w stanie tak szybko się modernizować (to, co robimy z tym napływem to już insza inszość). Odblokowuje on bowiem zasoby, które możemy przeznaczyć na innowacyjność. Konkurowanie na płaszczyznach, które dopiero się tworzą jest znacznie łatwiejsze, tam jesteśmy w stanie zbudować przewagi konkurencyjne od zera i walczyć z największymi jak równy z równym. Dość wspomnieć jak wielki udział Polskama w rynku druku trójwymiarowego.

Co ciekawe, zarówno Polska jak i Niemcy swoją gospodarczą przyszłość wiążą z wschodnia Europą. Geopolitycznie i ekonomicznie to dla nich najlepszy kierunek ekspansji. Niemcy jednak próbowały to  robić poprzez wejście na rynek rosyjski i próbę sterowania tym krajem za pomocą swojego kapitału i mediów, co w erze putinizmu niespecjalnie jest możliwe (w istocie wydaje się że odwrotna zależność powstała-to Moskwa steruje Berlinem), i co tylko doprowadziło do onieśmielenia Moskwy i rozpoczęcia agresywnej polityki terytorialnego podboju. To zaś zagroziło bliższym rynkom zbytu Niemiec oraz ich rosnącej strefie wpływu.  Przede wszystkim – Polsce, ich „montowni”. Miesiąc miodowy z Rosja więc się skończył, i Berlin zaczął się łapać za łby z Moskwą, gdyż skończyła się możliwość podziału Europy środkowo - wschodniej. Nic nie zostało już do wzięcia. A gdy to się dzieje, kraje te zawsze biorą się za łby.

Jednocześnie Polska też ma wizję ekspansji na wschód, ale uznawała zawsze że najpierw powinna ona skupić się na sąsiadach Rosji, i przez wciągnięcie ich do struktur zachodnich wymuszenie na Rosji ustępstw. Gdyby Rosja nie mogła operować w tzw. „bliskiej zagranicy”, tedy musiałaby się „ucywilizować” albo zginąć - wchłonięta przez wpływy chińskie. Również i my widzieliśmy wschodnie rynki jako swoją przyszłość. I tutaj konkurowaliśmy z Niemcami o los tego regionu. My widzieliśmy go jako cześć naszego projektu Intermarium, zbudowanego w kontrze do Rosji i Niemiec, emancypującego jego kraje, tak silnego razem, że jest w stanie balansować nawet kooperujące Niemcy i Rosję. Zaś Niemcy widziały to jako część „Mitteleuropy” - również podobnie starego jak Intermarium projektu geopolitycznego, którego celem jest gospodarczo-polityczne związanie sąsiadów Niemiec z nimi, tworząc potężne jądro w środku Europy, zdolne nią zarządzać.

Obydwa nasze kraje też mają problem z pamięcią geopolityczną - inercja myśli geopolitycznej. Polacy wciąż myślą w kategoriach „polityki jagiellońskiej” nie zauważając, że nasze państwo przesunęło się radykalnie na Zachód i jest tam, gdzie było tysiąc lat temu. Dlatego pewne rzeczy nie są już możliwe, nasz region działa nieco inaczej niż 500 lat temu. Podobnie Niemcy - zanurzone w geopolitycznej tradycji Prus, zachowują się tak jakby nie utraciły terytoriów wschodnich, całej swojej ekspansji i nie zostały wyzerowane do stanu sprzed tysiąca lat. Nie dotarło jeszcze do nich, że to w przypadku „pruso-niemiec” był sens w kooperowaniu z  Rosją by dzielić region i działać przeciw Polsce. W momencie radykalnego przesunięcia ciężkości Niemiec na Zachód ta strategia nie ma już tak wielkiego sensu jak kiedyś.

Odpady tego prusackiego myślenia są obecnie widoczne po lewej stronie niemieckiej sceny politycznej. To ona również upiera się przy federacyjnej wizji integracji Europy, której celem jest tak naprawdę utrzymanie dominacji państwa niemieckiego jako nadającego ton polityce UE. Prawa strona wydaje się lepiej rozumieć, że świat poszedł naprzód.

Niemniej jednak Polska i Niemcy są w unikatowej sytuacji, gdyż nasze wektory ekspansji politycznej są bardzo zbieżne, i mamy największy poziom realnej współpracy od lat-gospodarczej, militarnej ale i politycznej. To, z czym mamy problem i o co się sprzeczamy to wizja przyszłości-kto kogo, kto ma tym rządzić, kto jest ważniejszy ergo-kto ma większą swobodę działania i decyduje bardziej o sobie. Nie jest to wiele różne od sytuacji, jaka doprowadziła do powstania franko-niemieckiego sojuszu/silnika integracji europejskiej.

To się da wykorzystać. Nie było to możliwe przed Brexitem, ale teraz zaczyna być. Polska powinna usiąść z Niemcami do stołu i powiedzieć coś takiego:

„Słuchajcie chłopaki, to nie ma sensu. Wam jest potrzebny wspólny rynek i nam. Wam zagraża agresywna Rosja i nam. Wam się nie podoba marazm europejski i nam. Jesteśmy od siebie zależni. Trudno. Ale nie musimy ze sobą się sprzeczać. Wam zależy na Ukrainie, nam zależy na Ukrainie. Nam zależy na waszej stabilności i wam-na naszej, bo bez niej nasze gospodarki padają. Nasza przyszłość jest na wschodzie. Wasza też. Ale wschód jest duży. Pomieścimy się tam oboje, to ogromna przestrzeń, ogromne rynki. Tymczasem UE, która umożliwia te nasze plany - się sypie. Nie oszukujmy się - wy jesteście w UE najważniejsi, ale nie jesteście w stanie nad nią zapanować. Jesteście za słabi. Potrzebujecie sojuszników. Francja na was się wypięła, też to wiecie. Jeszcze was niby wspiera, ale dogadać się z nimi nie idzie. Mają niestabilne rządy, Francuzi odrzucają UE coraz bardziej. Wybory mogą wygrać tam siły nie tyle eurosceptyczne, co anty-europejskie. Co zrobicie, jak Francja wyjdzie z UE? Co zrobicie, jak jeszcze i Holandia wyjdzie z UE? Jak zapanujecie nad tym wszystkim, jeśli jeszcze my się dołączymy i będziemy stawiać większe żądania? Do tego jeszcze ten Brexit na głowie i Trump, który niekoniecznie będzie chciał widzieć UE całą bo wasz eksport i euro zaszły mu za skórę. Peryferia UE też mają dość waszej dominacji. Może czas na przygotowanie planu B. Nam nie zależy na rozpadzie UE, tylko na tym byśmy mieli więcej w niej do powiedzenia, by bardziej uznawano nasze zastrzeżenia i interesy. Wy się boicie co będzie z waszym eksportem. Nawet jak Francja nie odpadnie, to przecież oni mają zupełnie inną wizję wspólnego rynku, to samo Włosi. Całe południe ma dość waszego eksportu i euro, to się może dla was źle skończyć. A jak dla was to i dla nas. A pomyślcie o tym tak - że razem możemy zawiązać współpracę, przedstawić pakiet reform, przechwycić dynamikę integracji tak, by w razie czego, gdyby UE sie posypała - to jej wschodnia część ocaleje. I będzie połączona z Niemcami. Całe wasze łańcuchy logistyczne tu nadal będą, nadal będziecie konkurencyjni. Ba, będziecie jeszcze bardziej, bo będzie można wejść na Ukrainę. Nawet jeśli UE się nie posypie, to jeśli uwzględnicie nasze interesy i się dogadamy, to będziecie mieli w nas sojuszników w budowie tego Nowego Porządku. Francja będzie miała gorszą pozycję negocjacyjna. A Włochy? Włochy się zgodzą, bo co mają robić, skoro po waszej stronie będą Bałkany? Nie jesteście w stanie rozwiązać ich problemów sami - zwłaszcza z migracją, potrzebujecie pomocy.  A jeśli nas zantagonizujecie, to nie oczekujcie, że będziemy was bronić, raczej dołączymy się do Południa, bo tylko to nam zostanie. Peryferia kontra centrum. Nie ma między nami sprzeczności interesów tak naprawdę, to się da połączyć. Zamiast przeszkadzać sobie - współpracujmy. Osiągniemy to samo, ale więcej, niż gdybyśmy działali sami, a znacznie więcej aniżeli gdybyśmy sobie przeszkadzali. Jedziemy na tym samym wózku czy nam się to podoba czy nie. To jak? Intermarium plus Mitteleuropa, czy wygłupiacie się dalej?”

Ta alternatywa nie jest do końca w smak Niemcom, i podjęli już kroki by jej zaradzić, zanim ktokolwiek w  Polsce pomyślał, że ona istnieje. Bo lepiej dominować, aniżeli dzielić z kimś dominację. Dlatego nastąpiło zbliżenie Niemiec do Włoch ( a retoryka Włoch raz jest za reformą UE, by zaraz potem być za „twardym jądrem”). Bo w takiej rozgrywce o przyszłość UE, negocjacje jej kształtu, wrogiem dla Polski nie są Niemcy, ale Francja. Niemcy mają zostać przyciśnięte kolanem do muru tak, by nie mogły wybrać inaczej niż Mitteleuropa+Intermarium. Żeby to było możliwe, Peryferia (Południe i Wschód) muszą być po stronie zmian, a Francja musi być ich przeciwnikiem. Żeby była przeciwnikiem, Franca musi utracić zdolność manewru i zostać sam na sam z Niemcami, które wtedy będą mogły poprzez zmiany po to, by skontrować opór Francji. Dlatego nie mogą mieć przy sobie Włoch. Niemcy zaś wolą utrzymać status quo, bo mają w nim przewagę (groźby o federacji są właśnie tym-groźbami. ”Nie podskakujcie z reformą traktatów, bo jak tak, to my robimy twarde jądro”). Więc zbliżyły się do Włoch, by uniemożliwić taki manewr „przyciskania kolanem” ze strony niezadowolonych peryferii. Wewnątrz tego planu jest zaś manewr Polski -„Widzicie, że ujechać nie możecie, zostaliście sami, to może przejdziecie do naszego obozu. Damy wam koronę jego lidera, nadal będziecie dominować, a my – Polska - będziemy waszą prawa ręką.”

Polska zdaje się liczyć na V4, ale chyba nasi decydenci nie rozumieją, że w obecnej sytuacji V4 i reszta peryferii nie jest w stanie organizować zwartego oporu przeciwko Rdzeniowi UE. By peryferia mogły działać, Rdzeń musi zostać rozbity. Trzeszczy w szwach, ale to jeszcze nie to. A naszym obowiązkiem nie jest dbać o przyszłość UE, ale naszą przyszłość. V4 więc to narzędzie taktyczne. Byłoby inaczej, gdyby poprzedni rząd nie zmarnował 8 lat w tym względzie - bo nie wytworzył realnych sił przyciągania V4 do Polski, nie było konkretnych inicjatyw gospodarczych, legislacyjnych, integracyjnych. Więc kraje te podążają swoją drogą, o czym pisałem tutaj. Jednak są pod tą samą presją wewnątrz UE, co my i to można wykorzystać. Ostatecznie jednak to Niemcy rozdają karty. To nie problem, to szansa.

Natomiast jeśli Niemcy będą głupie i wybiorą budowę „twardego jądra UE”, to wtedy dopiero rola V4 potencjalnie ogromnie wzrośnie, bo wtedy Polska winna z tymi krajami stworzyć swoje własne jądro integracji (dlatego potrzeba nam realnych projektów spajających nasze kraje już teraz, by takie Czechy nie zostały przez Niemcy wyłuskane obietnicą przynależności do ich jądra). I tym należy postraszyć Niemców, i do tego jest nam potrzebne zbliżenie z V4.

 

Sulfur


PS. Póki S24 nie zmieni systemu komentarzy nie będę mógł uczestniczyć w dyskusji. Czytam jednak wszystkie komentarze. Nie mam jednak zamiaru zakładać konta na Facebooku. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka