paweł solski paweł solski
333
BLOG

O wolności słowa - czyli jej braku w Europie

paweł solski paweł solski Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

Ostatnio w Polsce na nowo rozgorzała wojna o wolność słowa, czyli prymarny filar państwa demokratycznego. Od razu należy stwierdzić, że w Europie na przestrzeni dziejów, wolność słowa nigdy nie miała miejsca. Należy pamiętać, że wszelkie ograniczenia wolności słowa w rzeczywistości tę wolność likwidują. Z wolnością słowa jest tak jak z ciążą: albo jest, albo jej nie ma. Dlatego, że wszelkie ograniczenia wolności słowa są arbitralne, woluntarystyczne, a więc celem tych ograniczeń zawsze jest ochrona i promowanie określonych rozwiązań ideologicznych, czyli politycznych. Nie istnieją stany pośrednie wobec wolności słowa. Oczywiście, różne reżimy europejskie, o różnorakim zabarwieniu ideologicznym, powoływały się na wolność słowa, a nawet ją wpisywały do ustawy zasadniczej, ale w rzeczywistości owa wolność słowa nigdy nie mała miejsca. Nawet umowy międzynarodowe dotyczące wolności człowieka i obywatela są w istocie szyderstwem z wolności słowa, gdyż dopuszczają różnego rodzaju ograniczenia wolności słowa, które w rzeczywistości likwidują tę wolność. Sytuacja ta zazwyczaj wynika z dążenia międzynarodowej biurokracji do podpisania danego dokumentu prawnego przez jak najwięcej państw i stąd zgniły kompromis, powodujący, że podstawa każdej demokracji – wolność słowa, jest w większości współczesnych krajów absolutną fikcją, gdyż dla reżimów - wolność słowa jest zawsze śmiertelnym zagrożeniem ich istnienia.
Największymi wrogami wolności słowa są dwie orientacje ideologiczne, które za wszelką cenę starały się i starają tę wolność zniszczyć. Obie te formacje oczywiście nienawidzą jednostki i za wszelką cenę usiłują jej prawa zniweczyć.
Pierwszą grupę wrogów wolności słowa stanowią religie. Religie wykształciły się w czasach starożytnych, z braku możliwości intelektualnych ówczesnych społeczeństw oraz braku odpowiednich możliwości technologicznych w zakresie instrumentalizacji socjotechnik. Były więc substytutem, elementem zastępczym wobec ideologii. Podstawą każdej religii jest szczera i niczym nie ograniczona nienawiść do jednostki. Wynika to z faktu, iż religia zawsze jest narzędziem represji danej społeczności wobec indywidualnego bytu. Swoboda jednostki jest zawsze zagrożeniem dla interesów kliki, która włada danym społeczeństwem, religia zabezpiecza ową klikę przed utratą władzy. Siłę fizyczną można skutecznie stosować tylko wówczas, gdy poddamy ją obróbce sakralnej. Sacrum zaś to nic innego jak emocjonalne, a nie racjonalne, postrzeganie otaczającej nas rzeczywistości. Oczywiście, wolność słowa w takim wypadku zawsze obnaża niecne zamiary kliki i w żadnym wypadku owa sitwa nie może dopuścić, aby wolność słowa istniała, gdyż wolność słowa, pozbawia sitwę materialnych wartości, które w istocie są jedynym celem władzy band. Władza daje pewność rabowania innych obywateli bez ponoszenia jakiejkolwiek odpowiedzialności za ów rabunek. Wolność słowa zawsze prędzej niż później obnaży rabunkową, czyli trywialną, istotę danego reżimu i tym samym go desakralizuje.
Drugą grupę śmiertelnych wrogów wolności słowa stanowią ideologie negatywne, które wyewoluowały z religii w związku z rozwojem technologicznym socjotechniki. Ideologie owe nie są ideologiami sensu stricte, lecz religiami, w których technologia poddała kastracji Absolut wprowadzając na jego miejsce bardziej strawne z punktu widzenia zmodernizowanego człowieka artefakty poddane obróbce sakralnej – klasa, naród, „matka ziemia”, etc.
Istnieją też ideologie, które są efektem intelektualnego i etycznego rozwoju ludzkości. Ideologie owe unieważniają religię, jako narzędzie opresji wobec jednostki. Ideologie pozytywne szczególnie rozwinęły się na obszarach, na których trwale zadomowił się kapitalizm. Przykładem pozytywnej ideologii jest - liberalizm angielski, nie mylić z fałszywką amerykańską, za którą ukrywa się komunizm. Inną, nowocześniejszą ideologią, która rozwinęła się z liberalizmu, jest obiektywizm uformowany przez najwybitniejszego filozofa amerykańskiego - Ayn Rand. Obiektywizm jest ideologią najpełniej i najwszechstronniej wyjaśniającą kapitalizm oraz dającą nam współczesnym dokładny obraz istoty przeszłości, teraźniejszości i przyszłości świata. Obiektywizm jest ideologicznym fundamentem polityki gospodarczej i społecznej współczesnej Ameryki.
Natomiast ideologia negatywna, dominująca od końca XVIII wieku, to socjalizm, z którego narodziły się: socjaldemokracja, socjalizm ludowy, faszyzm, narodowy socjalizm, komunizm, komunitaryzm i różnego rodzaju azjatyckie, afrykańskie i południowo amerykańskie satrapie socjalistyczne. Socjalizm jest właśnie taką religią w rozwoju, w której Absolut jest usunięty na rzecz bardziej „racjonalnych” urojeń. Socjalizm XIX wieczny, który obecnie dominuje w Polsce, akceptuje bóstwo i kościół, jako skuteczne narzędzia opresji wobec jednostki i tym samym wobec społeczeństwa. Ten XIX wieczny socjalizm jest typowy dla społeczeństw trwale upośledzonych intelektualnie w swoim rozwoju.
Wszystkie odmiany socjalizmu wydobyły się z truchła religii, zmiażdżonej przez rozwój technologiczny i intelektualny człowieka. Ideologie owe, tak jak religie, nienawidzą jednostki oraz zawsze sromają się o daną warstwę społeczną, która w systemach politycznych opartych na wyborach jest ich bazą mentalną i egzystencyjną. Dlatego ideologie będące bękartem religii, nienawidzą jednostki i w efekcie wolności słowa, choć deklaratywnie, obłudnie, opowiadają się za wolnością słowa, zawsze dodając – ale… W owym „ale”, w istocie mieści się całkowite zanegowanie wolności słowa. Szczególnie wymowne jest tu pojęcie wolności w marksizmie – jako uświadomionej konieczności. Co implikuje do likwidacji wolności słowa w imię tej sławetnej – uświadomionej konieczności. 
Z liberalizmu angielskiego narodziła się ideologia, która stworzyła Unię Państw Amerykańskich, w Ameryce Północnej. Ideą założycieli USA jest podmiotowość jednostki w stosunku do zbiorowości. Jest to zasadnicza różnica wyodrębniająca USA od innych państwa świata. Od początku stwarzano z USA oazę wolności jednostki w kosmosie bezprawia, fundowanym jednostkom przez inne państwa. Ideą główną liberalizmu amerykańskiego jest prawo jednostki, a nie danej grupy społecznej - co jest filarem nośnym amerykańskości - do szczęścia. Z tego powodu w centrum uwagi Ojców Założycieli USA jest jednostka, a nie ogół. Prawa jednostki w USA, zabezpiecza ustawa zasadnicza. Konstytucja USA jest uzupełniona o tak zwane poprawki. Poprawka I gwarantuje jednostce:  iż państwo nie narzuci obywatelom danej religii lub jej nie zabroni. Ta regulacja wywodzi się wprost z praw rzymskich i w rzeczywistości chroni świeckość Unii. Następnie I poprawka gwarantuje: wolność słowa, zgromadzeń oraz możliwość składania petycji do władz. Gwarancja wolności słowa jest rozumiana, jako ochrona każdej ekspresji w zakresie wyrażania swoich poglądów. Cała I poprawka jest powtórzeniem założeń, które legły u podstaw rzymskiej republiki, a zostały zdewastowane przez dyktaturę cezarów. W toku rozwoju społecznego USA, coraz silniej fenomen podmiotowości jednostki, a co zatem idzie wolności słowa, kształtował byt ideowy i społeczny USA. Przykładem owego rozwoju jest słynna sprawa ze słonecznego stanu, gdy w pewnym miasteczku na Florydzie zamieszkałym w 80% przez wyznawców religii mojżeszowej neonaziści amerykańscy postanowili sobie urządzić paradę z okazji urodzin A. Hitlera. Władze gminy opanowane przez Żydów odmówiły neonazistom zgody na paradę i sprawa trafiła do Sądu Najwyższego USA. Sędziowie orzekli, że gmina zabraniając parady naruszyła I poprawkę. W uzasadnieniu dodano, że przeciwnicy parady mogli zorganizować kontrparadę, ale w żadnym wypadku nie mogą ograniczać praw obywateli, bo im się nie podobają ich poglądy. Podobnie było, gdy wydawca pewnego periodyku pornograficznego wyszydził konserwatywnego senatora, publikując artykuł, w którym twierdzono, że ów senator spółkuje z własną matką w wychodku. Senator pobiegł do sądu o ściganie wydawcy, a Sąd Najwyższy USA uznał, że wydawca miał, w ramach wolności słowa, oprawo do własnej ekspresji wobec funkcjonariusza państwowego.
W ostatnim okresie, za sprawą komunistów amerykańskich, powstały narzędzia do terroru medialnego, zwane: „poprawnością polityczną” oraz „mową nienawiści”. Komuniści amerykańscy po swoich dniach chwały, gdy prawie sprzedali USA Moskwie w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku, musieli przysiąść na zadach, zwłaszcza, że Amerykanie przestali się z agentami Moskwy patyczkować i małżeństwo pachołków sowieckich usmażyli na krześle elektrycznym. W celu zamaskowania się, realizując wytyczne Moskwy, komuniści amerykańscy przejęli partię demokratyczną, i tak jak członkowie PiS w Polsce będąc socjalistami nazwali siebie - prawicowcami, tak komuniści amerykańscy ukryli się, nazywając siebie – liberałami.
Ich sensu stricte komunistyczny program przetrawiony przez drobnomieszczańską mentalność sformułował w 1971 roku - określany w USA, jako marksista dla ubogich intelektem – John Rawls w „Teorii Sprawiedliwości”. Brednie zwarte w owej pozycji są próbą podważenia amerykańskich ideałów wolności jednostki poprzez werbalną manipulację, zgodnie z zaleceniem W. Lenina o zmienianiu znaczenia słow. Przykładowo: ów amerykański komunista sformułował definicję „pozytywnej dyskryminacji”. W gruncie rzeczy ową „pozytywną dyskryminację” opisał już na przełomie XIX i XX wieku laureat nagrody Nobla - Henryk Sienkiewicz, w powieści dla dzieci „W pustyni i w puszczy” w wykładzie etyki Murzyna – „Kali ukraść krowę, dobrze. Kalemu ukraść krowę, źle”. Jest to oczywiście etyka sytuacyjna dobrze znana z każdej religii (Patrz „Księga Powtórzonego Prawa”, w której miłościwy Bóg nakazuje Żydom ludobójstwo) oraz komunitarnych systemów politycznych (konieczność wymordowania wszystkich poza Niemcami u Nazistów) czy totalitarnych (obowiązek wymordowania burżuazji u komunistów). W ślad za tą indoktrynacją komunistyczną, w USA komuniści przystąpili do ataku na wolność słowa formułując dwa, wspomniane wcześniej, narzędzia terroru intelektualnego: „poprawność polityczną” oraz „mowę nienawiści”.
W pierwszym wypadku chodzi o zanegowanie prawa jednostki do własnej ekspresji w przestrzeni publicznej i o terrorystyczne narzucenie jednostce sposobu opowiadania o otaczającym jednostkę świecie. Opowiadanie to ma być komunitarne, z gwałtowną negacją prawa jednostki do własnego opisu świata. Przykładowo: na Murzyna nie wolno mówić Murzyn, należy go określać dziwolągiem słownym – Afroamerykanin. Cygana należy nazywać Romem, etc. Oczywiście nie chodzi tu o Murzynów, czy Cyganów, ale o sterroryzowanie jednostki w sposób maksymalny, tak by wykastrować ją z wszelkiej indywidualności i własnego oglądu świata oraz wdrukować do jej podświadomości konotację ideologiczną wygodną określonej politycznej bandzie.
Innym narzędziem terroru intelektualnego jest „mowa nienawiści”. Chodzi o to, by o socjalistach, komunistach i ich pachołkach nie mówić prawdy. Przykładowo: jeżeli złodzieja nazwiemy złodziejem ( a pamiętajmy, że złodziej, to młodszy brat socjalisty, jak uczył W. Lenin), ma to o wiele większe znaczenie, niż jeżeli powiemy o złodzieju, że prawdopodobnie przywłaszczył sobie określone dobra. Ludobójcę z Bliskiego Wschodu określa się mianem pozytywnym – bojownik, mimo, iż jest on nośnikiem bardziej antyludzkiego systemu niż komunizm, czy nazizm. Tymczasem Europejczyka, czy Amerykanina walczącego z najeźdźcą reprezentującym właśnie ludobójczy system, określa się mianem ekstremisty, na ogół prawicowego, gdyż socjaliści/komuniści sądzą, że prawicowość jest postrzegana negatywnie, bo oni ją postrzegają negatywnie. Używanie eufemizmów jest zawsze dowodem słabości lub zakłamanej relacji, jeżeli wypowiedź dotyczy czynów, czy sytuacji naruszających dobrostan jednostki lub grupy. W wymiarze jednostkowym dyscyplinuje się poprzez rugowanie rzeczowników na rzecz groteskowych, znamionujących głębokie urazy intelektualne, określeń. Przykładowo: o karle, lilipucie mamy mówić - nisko wzrostowy. O debilu - odmiennie intelektualny, itp. Nie należy ujawniać, że większość zabójstw i rozbojów w USA popełniają kolorowi, bo to - rasizm. Nie należy stosować jednakowych kryteriów oceniających do kolorowych i białych, bo to - rasizm. W tym wypadku, jak widzimy prawda jest rasizmem.
Nazywanie więc rzeczywistości w sposób adekwatny i właściwy dla ekspresji danej jednostki, znacząco likwiduje pole kontroli jednostki przez agresywną mniejszość i tym samym ogranicza możliwości przechwycenia władzy przez mniejszość, a w konsekwencji zawłaszczenia dóbr przez tę mniejszość. Oczywiście, I poprawka miesza komunistom szyki i dlatego ostatnio zaczęli oni wprost wrzeszczeć o konieczności likwidacji wolności słowa. W ten sposób USA zainfekowane ludobójczą ideologią socjalizmu, konsekwentnie zmierza do porzucenia ideałów, które dały siłę i moc Republice, i stacza się do europejskiego rynsztoka nienawiści do jednostki, od której Ojcowie Założyciele wyzwolili Amerykanów. Historia zatacza koło.
W Europie, wszystkie państwa kształtowały się w opozycji, agresji i opresji w stosunku do jednostki. Wyglądało to następująco.
Początkowo, po wygnaniu z Rzymu ostatniego satrapy – Tarkwiniusza Pysznego, wydawało się, że Republika będzie oazą wolności i dobrobytu jednostki w bezmiarze otaczającego Rzymian barbarzyństwa. Jednakowoż konieczność obrony Rzymu przed barbarzyńcami spowodowała, że Lucjusz Brutus ustanawiając wolny ustrój (republikański) stworzył też, z przyczyn militarnych, funkcję dyktatora, który początkowo był powoływany na okres walk, ale nie dłużej niż na dwa lata. W wyniku knowań, w zasadzie jednej rodziny (jak to przypomina obecną Polskę), funkcja dyktatora, przerodziła się w urząd Cezara, czyli faktycznego władcy Rzymu. Obłudnie zachowywano senat, jako atrapę władzy republikańskiej, a Cesarze bredzili, iż są pierwszymi wśród równych, wśród senatorów. Co było całkowitym pustosłowiem. Jednak zarówno za Juliusza Cezara, jak i Augusta, wolność słowa nie była kwestionowana. Przykładowo: o Juliuszu Cezarze, który początki swojej kariery w dużej mierze zawdzięczał temu, że się prostytuował, głownie z wpływowymi senatorami, śpiewano całkiem jawnie, wyszydzające go kuplety na temat jego prowadzenia się. W Rzymie było prawo, które mówiło, że rudy nie może być świadkiem. Wzięło się to stąd, że często wynajmowano germańskich wyzwoleńców do świadczenia za pieniądze w procesach cywilnych. W tej sytuacji, owi świadkowie za pieniądze, golili sobie głowy całkowicie na łyso. Spowodowało to, że ludzi łysych uważano za godnych pogardy. Ponieważ Juliusz Cezar łysiał, również jego wyśmiewano, jako krzywoprzysięzcę. Z tego powodu chodził w wieńcu laurowym, by zakryć hańbiącą go łysinę. Również za Augusta w zasadzie, wolność słowa nie była naruszana. Dopiero Tyberiusz, jako paranoik ciągle obawiający się utraty władzy, a jednocześnie osobnik patologicznie rozwiązły oraz psychopata, postanowił w jakiś sposób skutecznie zniszczyć wolność słowa w Rzymie, w swoim interesie. Do tego celu posłużyło mu prawo majestatu (crimen laesae maiestatis), które w istocie obejmowało czyny, co należy podkreślić, a nie słowa, szkodzące Republice zarówno w okresie pokoju, jak i wojny. Czyny owe były określane zbiorczym terminem prawnym – perduellio i dotyczyły: szpiegostwa, zdrady stanu, dezercji, sabotażu, etc. W żadnym wypadku słowa nie podlegały prawu o majestacie. Pierwszy August wykorzystał ustawę crimen laesae maiestatis przeciw Kasjuszowi Sewerowi, gdyż ten pisał i rozpowszechniał pisma, które godziły w patrycjuszy. Jednak dopiero Tyberiusz bardzo sprytnie zabrał się za likwidację wolności słowa, tak jak to czynią wszyscy wrogowie demokracji.
Otóż oskarżono dwóch rycerzy rzymskich: Falaniusza i Rubriusza o działanie na szkodę majestatu. Pierwszy miał dokonać tego zatrudniając w szeregi czcicieli Augusta - stowarzyszenie modlitewne utrzymywane przez Rzymian w domach – mima, trudniącego się prostytucją męską, zwanego Kasjuszem. Oraz, że sprzedając część swoich ogrodów wyzbył się posągu Augusta, niczym rzeczy. Co do Rubriusza, zarzucono mu krzywoprzysięstwo, czyli znieważenie Augusta, bo na niego przysięgał. Tyberiusz badał w ten sposób, czy Rzymianie przyjmą tak szerokie i sprzeczne z logiką rozszerzenie prawa majestatu, czyli działania na szkodę państwa. Celowo zarzuty sformułowano tak pokrętnie, by ukryć, że satrapa chce ograniczyć wolność słowa szeroko rozumianą. Oczywiście obu rycerzy nie skazano, gdyż Tyberiusz, który wcześniej obłudnie mówił, iż ustaw (prawa) należy przestrzegać - tekst każdego łotra przy władzy, ogłosił, że nie dopatrzył się w działaniu oskarżonych znamion przestępstwa. Tyberiuszowi chodziło o stworzenie precedensu, że określone prawo może sobie dowolnie wykorzystać Cesarz dla swojego widzimisię.  W rzeczywistości sam fakt, że w sposób nieuprawniony zmieniono zakres ustawy o majestacie, implementował w świadomość ogółu, że wolność słowa może być naruszana w dowolny sposób przez władzę. Niedługo po opisanym procesie, Cepion Kryspinus i Romanus Hispona oskarżyli Graniusza Marcellusa, pretora Bitynii, o obrazę majestatu. Ów Romanus Hispona jest uznawany za pierwszego znanego z imienia i nazwiska delatora, konfidenta, w historii Europy, ponieważ z tego typu donosów uczynił sobie intratne i bardzo dochodowe zajęcie. Pretor Bitynii został pomówiony przez dwóch donosicieli, że wyraża się w sposób dosadny (mowa nienawiści) o obyczajności Tyberiusza, a ponieważ rozwiązłość Cesarza była powszechnie znana, zarzut wydawał się zasadny. Poza tym Hispona dodawał, że posąg Marcellusa jest wyższy od posągów Cezarów, a z jednego z posągów Augusta zdjęto głowę i wymieniono ją na głowę Tyberiusza.
Jak widzimy, jest tu typowy zestaw zarzutów, jakie przeciw obywatelom zawsze wysuwają wrogowie wolności słowa – mowa nienawiści, bezczeszczenie symboli, podawanie do publicznej wiadomości prywatnych spraw (tak, jakby administrujący państwem, czyli żyjący na koszt obywateli, mogli mieć prywatne sprawy), itp. Tyberiusz chcąc przymusić senatorów do poparcia oskarżenia, zerwał się ze swojego miejsca i wrzasnął, że będzie głosował za uznaniem oskarżenia za słuszne. Na szczęście dla oskarżonego senatorzy cenili sobie jeszcze wolność słowa, więc jeden z nich - Gnejusz Pizon, przymilnie zapytał: „W jakiej kolejności będziesz głosował, Cezarze? Jeżeli jako pierwszy - będę wiedział za jakim mam pójść zdaniem, ale jeżeli po wszystkich - boję się, abym się z tobą nie różnił”. Tyberiusz widząc, że senat zrozumiał istotę jego knowań, głosował, aby oskarżonego od zarzutu obrazu majestatu państwa uwolnić. Jednak naruszenie wolności słowa, poprzez samo podniesienie oskarżenia, przy kompletnym braku działań o znamionach przestępstwa, już się dokonało i w późniejszych latach Tyberiusz i jego następcy nie krępowali się tę wolność likwidować, tak, że wkrótce życie w Rzymie stało się udręką. Brak wolności słowa skutkował potrzebą znalezienia substytutu. Wobec tego wolność słowa Rzymianie odnaleźli w… teatrze, a więc przez sztukę, a szczególnie za sprawą farsy, zwanej oskijską, która ukazywała w satyrycznym obrazie rzeczywistość. Spektakle farsy oskijskiej powodowały, że w trakcie przedstawień interweniowały kohorty pretoriańskie mające czuwać, by prawda nie była ukazywana publicznie. W takich incydentach, pachołków władzy publiczność biła lub zabijała, co uatrakcyjniało spektakl, gdyż nic nie było bardziej sympatyczne, niż pobicie lub zabicie pachołka tyrańskiego reżimu. Tyberiusz postanowił zlikwidować tę jedyną oazę wolności słowa. Ponieważ August zabronił dokonywania kar cielesnych na aktorach, Tyberiusz nie mógł tych praw naruszyć, wobec tego doprowadził do wygnania aktorów nie tylko z Rzymu, ale całej Italii. Następcy Tyberiusza już się nie przejmowali wolnością słowa i Rzym został poddany całkowitej opresji w tym zakresie.
Po obaleniu Rzymu przez zwleczone do Europy z Afryki chrześcijaństwo, państwa europejskie poczęły się kształtować, jako opresyjne religijne zbiorowiska, w których, tak jak w judaizmie, ludność była całkowicie zniewolona przez nadzór wyznaniowy, w każdym, nawet najbardziej błahym, aspekcie egzystencji. W związku z tym, wolność jednostki w jakimkolwiek wymiarze nie istniała i wobec tego, wolność słowa nie była możliwa. Osoby, które nie podporządkowywały się temu terrorowi były zabijane na masową skalę. Wykształcona wówczas i całkowicie sprzeczna z duchem Europy, co należy podkreślać na każdym kroku, zamknięta mentalność talmudyczną odcisnęła się trwale w świadomości Europejczyków i wszystkie zwycięstwa ludobójczego socjalizmu są efektem tej narzuconej Europejczykom ideologii afrykańskiej, a właściwie egipskiej. W Egipcie, odwrotnie niż w kolebce Europy - Grecji, jednostka była tylko elementem zbiorowości. Wykształcenie się dyktatury w Rzymie też było efektem promieniowania Egiptu na Europę. W sytuacji, gdy Absolut był omnipotentny wobec jednostki, wolność słowa była całkowitą abstrakcją i aktem obrazoburczym wobec danego Idola.
Rewolucja francuska, wbrew pozorom, mimo buńczucznych zapowiedzi, nic w tej sprawie nie zmieniła. Najlepszym tego przykładem jest sytuacja markiza de Sade, który za swoją zabójczą dla ówczesnej obyczajowości twórczość, był prześladowany przez rewolucyjną sprawiedliwość i ostatecznie uwięziony w szpitalu wariatów. Wiek XIX w zakresie wolności słowa niewiele zmienił w Europie, choć poziom opresji był różny w różnych krajach. Jednak idea wolności słowa, która powiewała na sztandarach Rewolucji Francuskiej, w rzeczywistości była tylko deklaratywna. Powstające państwa narodowe dążyły za wszelką cenę do maksymalnego nadzoru nad jednostką i jej praktycznego ubezwłasnowolnienia w interesie ogółu, narodu, w rzeczywistości w interesie bandy, która przechwyciła środki państwowego terroru. Jedynie w USA uznano, że wolność słowa jest głównym filarem nowoczesnego, demokratycznego państwa. Kraje europejskie w XX wieku, z dużymi oporami i bardzo iluzorycznie, podążyły w sprawie wolności słowa za USA po II Wojnie Światowej, ale w praktyce do dziś owa wolność jest iluzją w Europie.
Nigdy nie zapomnę bilbordów, którymi w latach 90 XX wieku upstrzono Londyn. Głosiły one „Słyszałeś rasistowską rozmowę - zadzwoń, donieś pod numer…” i tu następowała seria cyfr. Pomyśleć, że Wielka Brytania szczyciła się kiedyś, iż jest państwem wolności słowa, ale przecież powieść „1984” opisującą wszechpotęgę państwa i absolutną pogardę dla wolności słowa, napisał właśnie Brytyjczyk, socjalista, który doskonale wiedział, w jakim kierunku zmierzają jego polityczne kumotry. Obecnie widzimy, że reżimy, pod pretekstem bezpieczeństwa państwa, likwidują całkowicie wolność słowa. Oligarchie, które faktycznie rządzą Europą przerzucają się tylko wzajemnymi oskarżeniami o braku wolności słowa, a tak naprawdę boją się tej wolności, jak diabeł święconej wody - wszyscy oni. Ci bardziej obłudni, mówią o potrzebie ograniczenia wolności słowa, powołując się na biedne dziatki, które mogą zbyt wcześnie poznać rzeczywistość, jaka je otacza. Ci tępi, bredzą o bezpieczeństwie państwa, a ci całkiem zdeprawowani, socjaliści, gulgoczą o „mowie nienawiści”.
W USA, mimo I poprawki, dzisiejszy stan wolności słowa uzyskano bardzo żmudą i wieloletnią walką, przede wszystkim Sądu Najwyższego. Nie była to walka łatwa, ani - jak pokazują dzisiejsze ejakulacje komunistów amerykańskich - zakończona. W pierwszej połowie XX wieku szczególnie ortodoksja protestancka usiłowała zniwelować I poprawkę do ornamentu politycznego, nie mającego żadnego wpływu na życie obywateli. Posługiwano się, a to bezpieczeństwem państwa, a to dziewictwem dziatek, a to obyczajnością. Typowymi, już od czasów rzymskich, kłamstwami. Sprawę ułatwiała sytuacja prawna, która uznawała książki, filmy, dzieła sztuki - za towary, a więc podlegające rygorom produktów konsumpcyjnych. Najsilniej zaatakowano produkcję filmów. Tym bardziej, że ten przemysł budowali Polacy, którzy byli emigrantami, albo Amerykanami w pierwszym pokoleniu. Nie dość, że byli pogardzanymi „Polaczkami”, to jeszcze gudłajami, jak ich nazywano, czyli Żydami, a więc stanowili kwintesencję tego, czego nienawidzili Anglosasi. W związku z huraganowym ogniem przypuszczonym na przemysł filmowy, producenci bardzo sprytnie powołali komisję, która baczyła, aby filmy produkowane oraz emitowane w USA nie były nieobyczajne dla drobnomieszczańskiej kołtunerii. Większych hipokrytów w zakresie obyczajowości niż protestanci, prawdopodobnie nie ma na tym świecie. Nawet opowiada się o nich taki dowcip: Żydzi nie widzą w Jezusie Chrystusie Syna Bożego, protestanci w papieżu nie widzą następcy Jezusa, a metodyści (jedna z sekt protestanckich) nie widzą się nawzajem w sklepie monopolowym. Pruderia protestancka zaowocowała powołaniem w Szwecji pierwszego urzędu cenzorskiego w 1911 roku. W USA, Komisja powstała w 1922 roku. Nazwano ją - Komisją Williama Harrisona Haysa. Hays był Głównym Poczmistrzem USA i kompulsywnym łapówkarzem. Jako dobrze osadzony w ówczesnym establishmencie, za horrendalne, jak na owe czasy, wynagrodzenie 100 tysięcy dolarów rocznie, podjął się cenzurowania filmów. Złodziej ten, obłudnie biadolił, że podjął się ograniczania wolności innym obywatelom, z powodu swoich synów. Gdy na nich patrzy, to łza mu się trzęsie na rzęsie, bo wie jak film może spaczyć młodych ludzi. Dodawał, że filmy produkuje się nie dla elity, tylko dla robotników, farmerów, kowbojów, i maluczkich nie trzeba wprowadzać w dysonans poznawczy. Komisja Haysa działała w zasadzie, do 1966 roku. Nie tylko więc wyznaczała reguły dla piktografii, a więc zatwierdzała bezpośrednie ujęcia, z których zbudowany był film, ale również jego fabułę. Dlatego w latach 30 i 40 XX wieku, amerykańscy gangsterzy oglądali filmy, które miały niby być ponurymi dramatami filmowymi o nich, jako wyjątkowo zabawne komedie. Kiedy pokazywano małżeńską sypialnię, to zawsze musiały być w niej dwa łóżka przedzielone jakimś meblem. Dokładnie mierzono szerokość i wysokość damskiego uda, które znajduje się w filmie. Również „poprawność polityczna” była przestrzegana - Meksykanów, w żadnym wypadku nie wolno było ukazywać negatywnie. Pierwszego naruszenia kajdan dokonano w sitcomie emitowanym w telewizji w NY. Od 1955 roku w lokalnej telewizji w NY para komików realizowała, na żywo, audycję telewizyjną, która była połączeniem wodewilu, reklam i skeczy. Z czasem formułę tę nazwano sitcomem.  W tym pierwszym sitcomie, komicy byli świeżo po ślubie i aktorka zaszła w ciążę. W USA w tym czasie, kobieta ciężarna pokazująca się publicznie, bez względu na to, czy była mężatką, czy nie, była uznawana za wyjątkowo narażającą na szwank moralność publiczną. Tymczasem aktorzy sitcomu, który zdobył sobie bardzo dużą oglądalność, nie przejmowali się kołtunerią i aktorka grała w zasadzie do dnia rozwiązania. Był to wyłom w działalności Komisji, gdyż nie bardzo wiedziano, jak zaklasyfikować konkretny przekaz realizowany w telewizji. Dopiero po 10 latach, między innymi pod wpływem świadomości młodego pokolenia, Komisja Haysa zeszła ze sceny, a wolność słowa w USA nabrała kształtu, jaki ma dziś.
W Polsce, przed wojną, tak jak w innych krajach europejskich, istniała cenzura, która likwidowała wolność słowa. W czasie okupacji sowieckiej wolność słowa w ogóle nie istniała mimo, że była wpisana w konstytucję. Po wyzwoleniu, kombinowano, aby zachować cenzurę, szczególnie w kuluarach polityki w tej sprawie uwijał się T. Mazowiecki. Funkcję głównego cenzora proponował L. Kaczyńskiemu. Jednak dynamika społeczna ówczesnej Polski uniemożliwiła te zabiegi. W ustawie zasadniczej w art. 54 w punkcie 1 mamy zapisaną wolność słowa, ale już w kodeksie karnym, ta wolność jest sprytnie odbierana. Przykładowo rozdział XVII kk w artykułach 133, 135, 136 knebluje każdego, kto próbowałby krytykować Naród, RP, urzędników państwowych lub przedstawicieli innych państw. Dlatego uważajcie Państwo nie tylko na to, co piszecie o Polakach, historii RP, ale również z przezorności procesowej unikajcie wypowiadania się o polskich lub obcych urzędnikach. Najniższą karę za skorzystanie z wolności słowa, wielce mądrzy z ulicy Wiejskiej w Warszawie określili na grzywnę, a najwyższą do lat 5. Jak więc widzicie Państwo, władza ustawodawcza w RP ignoruje całkowicie artykuł 54 ustawy zasadniczej. Oczywiście, podane kneble nie wyczerpują tematu. Są całe rozdziały: XXIV, XXVII kk oraz uregulowania poza kodeksowe, w których pięknie pokazano, co władza ustawodawcza myśli o artykule 54 Konstytucji i w którym miejscu ma go dokładnie.
W RP wszyscy uczestnicy życia publicznego uważają art. 54 ustawy zasadniczej za sympatyczny ornament polityczny, który ma mącić Polakom w głowach, ale który w istocie powinien być martwy. Zarówno pobożna lewica, jak i bezbożna lewica pragnęłyby Polakom uniemożliwić samodzielne myślenie i ocenianie rzeczywistości. Pobożna lewica przy każdej nadarzającej się, według niej, okazji, wykorzystuje rozdział XXIV kk, zaś lewica bezbożna również chętnie sięga po te uregulowania, jak i regulacje poza kodeksowe. Dla obu tych lewic wolność słowa winna tylko i wyłącznie dotyczyć ich prawa do głoszenia własnych głupot. Głupoty te oraz kłamstwa, winni Polacy przyjmować z entuzjazmem i ekstazą. Im się ciągle marzy Moskwa i rok 1932, gdy był tylko aplauz i uznanie, albo strzał w potylicę.  Obie lewice bardzo chętnie, można powiedzieć, że wręcz kompulsywnie, uwielbiają posługiwać się terrorem państwowym, aby uniemożliwić Polakom korzystanie z wolności słowa. Dlatego lewica bezbożna walczy o wprowadzenie do kodeksu karnego pojęcia „mowy nienawiści”, aby raz na zawsze ubezwłasnowolnić nas Polaków i uczynić nas niemymi. Natomiast lewica pobożna chciałaby zakazać jakiejkolwiek krytyki kościoła, państwa i tego wszystkiego, co im się tam jeszcze wylęgnie w łebku. Na szczęście dla nas, obie zgraje nie mogą wypracować konsensusu i cień wolności słowa rachitycznie kolebie się w przestrzeni publicznej.
Dlatego w każdych wyborach winniśmy pytać pretendentów, jaki mają stosunek do wolności słowa - jeżeli zaczną coś bredzić o „politycznej poprawności”, „mowie nienawiści”, poszanowaniu uczuć religijnych, o mniejszościach, o szacunku dla uczuć narodowych oraz, że trzęsie im się łza na rzęsie z powodu niewinności dziatek – winniśmy takiego pretendenta natychmiast odrzucić, bo oczywistym jest, że mamy przed sobą przyszłego inkwizytora, sierotę po Leninie, Hitlerze, Stalinie, czy innym ludobójcy, który gdy tylko będzie miał możliwość, natychmiast zlikwiduje nam wolności. Pamiętajmy, że prawdziwa cnota, krytyki się nie lęka, a bez wolności słowa, demokracja jest tylko pustym dźwiękiem. Zaś państwo zostaje wydane na pastwę łotrów wszelkiej proweniencji.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo