paweł solski paweł solski
3129
BLOG

Zwyczajny zdrajca, czyli żałosne życie Ernesta Hemingwaya

paweł solski paweł solski Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

Ludowo – Demokratyczna Republika Hollywood przyzwyczaiła szerokie rzesze odbiorców do melodramatycznych historyjek na temat osób, których życie upłynęło w luksusie i dobrobycie, mimo że osoby te często, choć nie zawsze, były na bakier z etyką lub pędziły żywot zwykłego łajdaka i cała ich kariera polegała na wspomaganiu oraz propagowaniu zła. Zwykle różnego rodzaju biografie są pisywane wedle owej hollywoodzkiej receptury.  Dowiadujemy się z nich, że dany bohater cierpiał i sromał się przez cały swój żywot, acz za grube miliony. Najwyższa więc pora zerwać z tą żałosną poetyką. Oczywiście w tym szkicu nie roszczę sobie prawa do stworzenia biografii bohatera, chcę tylko uwypuklić pewne elementy tejże biografii. Elementy, jak sądzę, dużej rzeszy czytelników nieznane.
Ernest Hemingway, bo to on jest naszym bohaterem, już w trakcie swojego wyjątkowo podłego życia był przez prawych ludzi rozszyfrowany i właściwie oceniony. Raymond Chandler w swoich powieściach, które są kanonem „czarnego kryminału amerykańskiego” nazywa osiłków, charakteryzujących się wyjątkową tępotą i skłonnością do maksymalizowania przemocy – „Hemingwayem”.
W zasadzie można by na tej charakterystyce zakończyć, ale przypadek twórcy „Pożegnania z bronią” jest zbyt ciekawy dla analizy XX wieku, jako wieku mega hipokryzji i zakłamania prowadzących wprost do ludobójstwa na niespotykaną skalę w dotychczasowej historii świata.Należy pamiętać, że Ernest Hemingway zdradził trzy razy.
Zdradził swoją ojczyznę – USA.
Zdradził swoich przyjaciół, którym ogromnie wiele zawdzięczał.
Zdradził też w swoim życiu rzecz najważniejszą, powołanie każdego artysty – prawdę.
Zdrad tych dokonywał dla największych ludobójców w historii świata i czerpał z owych przeniewierstw krocie, które pozwalały mu opływać w dostatki oraz hulaszcze życie. Pieniądze, które pobierał ze swoich zdrad, w dużej mierze były rabowane uciemiężonym, żyjącym w niewoli sowieckiego imperium, narodom. 
Jednocześnie Hemingway jest typowym przedstawicielem swojej epoki i swojego środowiska, które - konsumując pełnym ryjem dobrobyt demokracji i kapitalizmu - szczuło przeciw demokracji oraz kapitalizmowi, jak i popierało najbardziej wynaturzony i ludobójczy system polityczny - komunizm. Zarówno w Europie, Rosji, jak i w Chinach oraz Ameryce Południowej i na Kubie. Przyjrzyjmy się jak to wszystko, w tym parszywym XX wieku, wieku tryumfującego socjalizmu, wyglądało.
Ernest Hemingway urodził się w USA, w rodzinie usytuowanej w średniej klasie społecznej. Jego ojciec był lekarzem, a matka muzykiem. Matka należała do tych rozkapryszonych Amerykanek, które wiecznie nie wiedzą, o co im w życiu chodzi. W efekcie doprowadziła swojego nieszczęśliwego męża do samobójstwa. Przyszły sowiecki szpieg przyszedł na świat 21 lipca 1899 roku w miasteczku Oak Park, które wówczas nie było jeszcze zintegrowane z Chicago, w stanie Illinois. To, co zadecydowało o jego losie, to była matka przyszłego propagandzisty socjalistycznego. Jako typowa Amerykanka ze swojej klasy, była rozkapryszona i jak się wówczas nazywało stan wiecznego niedosytu – rozparzona. To ona zadecydowała, że da chłopcu imię po bohaterze sztuki genialnego dramatopisarza anglosaskiego Oskara Wilde: „Bądźmy poważni na serio” - Ernest.
Hemingway nienawidził swego imienia, gdyż kojarzyło się ono nieodłącznie z wyklętym wówczas biseksualnym geniuszem - Oskarem Wilde. Jednocześnie uważał, że nasuwa ono niebezpieczne skojarzenia z … homoseksualizmem. 
Sprawie stosunku do homoseksualizmu w XX wieku należy poświęcić kilka słów. Dziś uważa się, że w świecie establishmentu XX wieku, a zwłaszcza establishmentu artystycznego, homoseksualizm był niekonfliktowym elementem. Nic bardziej mylnego. W każdym kraju ówczesnej cywilizacji euroatlantyckiej był inny sposób traktowania mniejszości seksualnej. Do czasu objęcia władzy przez NSDAP w Niemczech rozwijał się bardzo silny ruch emancypacji owej inwersji. Oceniano, że w Niemczech było 38% homoseksualistów w wieku od 12 do 65 lat. Po przechwyceniu Niemiec przez nazistów, tak zwanych homoseksualistów „zmanierowanych” poddano eksterminacji, zaś ci „nierzucający się w oczy”, w dużej ilości zasilili struktury siłowe narodowych socjalistów, czyli ukryli się przed wrogami w ich szeregach. To samo zrobili homoseksualiści w sowietach.
W stosunku do samego Hitlera istnieją przekazy wskazujące, że był „homoseksualistą sytuacyjnym” w młodości. We Francji homoseksualiści byli traktowani pobłażliwie. Przykładowo, „papież” tego środowiska w Paryżu - Andre Gide, cieszył się ogromną popularnością, zwłaszcza po otrzymaniu nagrody Nobla, a jego inwersja do 12 – 15 letnich chłopców nie wywoływała żadnych skutków prawnych, co dziś na pewno zaprowadziłoby go za kraty. Zupełnie inaczej przedstawiała się sytuacja w krajach o przewadze protestantów. Homoseksualizm, w ówczesnej doktrynie protestanckiej - gdy w rzymskim katolicyzmie jest uważany za nawyk, a więc nie grzech, tylko przypadłość - był napiętnowany, jako grzech śmiertelny. Protestanci poszli tu tropem swoich korzeni, czyli judaizmu. Społeczeństwa protestanckie doskonale pamiętały dintojrę, jaką establishment brytyjski wykonał na genialnym Irlandczyku - Oskarze Wilde. W nomenklaturze społecznej określano autora genialnych paradoksów, jako „zabłąkanego geniusza” lub „zbrukanego”. Jeszcze w PRL, Jan Parandowski w swojej „Alchemii Słowa” obłudnie użala się nad „fatalnym zboczeniem” Wilde.
W USA, w którym społeczeństwo na przełomie XIX i XX wieku było pogrążone w kwakrowskim pojmowaniu jednostki, opresja wobec wszelkiej inwersji była nakazana i zabójcza. Po I Wojnie Światowej ten stosunek się w rzeczywistości nie zmienił. Dalej mężczyzna nie heteroseksualny był traktowany, jako istota godna szyderstwa i pogardy. Kobietom, które pojmowano, jako pasywne i w zasadzie aseksualne, trybadyzm wybaczano, jako nieistotny w prokreacji. Zawsze można było je zgwałcić.
Dla naszego bohatera, homoseksualizm był rzeczywistym ciosem. Ernest podświadomie uważał się za homoseksualistę i kompulsywnie usiłował wytwarzać wokół siebie mikroświat „twardziela”. Przez archetyp „twardziela” rozumiał on prawdziwego mężczyznę. Główną przyczyną homoseksualizmu Hemingwaya było wychowywanie go do 8 roku życia przez kobiety. Matka Ernesta, do 8 roku życia ubierała go jak dziewczynkę. Mówiła do niego Ernestyna i na wszelkie sposoby starała się emocjonalnie kastrować syna. W owym czasie matki dość często wywierały podświadomie zemstę na swoich synach starając się zaburzyć ich seksualne postrzeganie siebie. Przykładem może być tu sowiecki minister spraw zagranicznych - Gieorgij Cziczerin, który również, poprzez takie wychowanie, stał się homoseksualistą. W przypadku Ernesta Hemingwaya skryty homoseksualizm nie był przez naszego bohatera sublimowany, jak to działo się u Marcela Prousta, ale owa „inność” była przez niego zaganiana do lochu podświadomości, w którym autor „Starego człowieka i morza” walczył ze swoją prawdziwą seksualnością. Hemingway tę walkę oczywiście przegrywał, pogrążając się w bagnie rozpadu osobowości. Pogłębienie poczucia inwersji u Hemingwaya nastąpiło za sprawą naszej rodaczki- Agnieszki Kurowskiej, która pisała się Agnes von Kurowska, z którą młody Amerykanin poznał się w trakcie służby w „Czerwonym Krzyżu” podczas I Wojny Światowej, we Włoszech. Ernest oświadczył się Agnes i został przyjęty. Jednak, gdy wrócił do USA, aby przygotować ślub, otrzymał od narzeczonej list informujący go, że wychodzi za mąż za bardziej intratną, według niej, partię. Uraz romansu z Kurowską spowodował, że Hemingway permanentnie się rozwodził i nie potrafił lub nie chciał utrzymać żadnego związku w dalszym życiu. Doświadczenia udziału w I Wojnie Światowej oraz nieudanego związku z Agnes zaowocowały dwiema wybitnymi pozycjami w dorobku literackim Hemingwaya. Były to: powieść „Słońce też wschodzi” wydana w 1926 roku oraz powieść reportażowa „Pożegnanie z bronią” wydana w 1929 roku. „Słońce też wschodzi” to wybitna powieść w stylistyce modernistycznej. Przy czym Hemingway tym różni się od innych modernistów, że jako główną poetykę obrał tak zwaną narrację behawioralną, czyli autor koncentruje się na zewnętrznym opisie działań bohaterów i poprzez te działania komentuje oraz tworzy fabułę. Metodę tę, jako swój znak firmowy, wypracował Ernest za poradą „papieżycy” ówczesnej awangardy, paryskiej Amerykanki, wspaniałej Gertrudy Stein. Gertruda dostrzegła w Hemingwayu duży potencjał, ale rozumiała, że ten potencjał wymaga oszlifowania. W zasadzie powieść „Słońce też wschodzi” jest rodzajem pracy zbiorowej autorki „Three Lives” oraz przyszłego autora „Zabójców”.  Zresztą po pewnym czasie nastąpiło oziębienie, aż do zerwania stosunków między autorką „Tender Buttons”, a twórcą „Mieć i nic nie mieć”. Ernest Hemingway nie mógł się pogodzić z przewagą intelektualną „papieżycy” ówczesnej awangardy. Przyszły szpieg sowiecki miał niezbyt rozbudowany potencjał intelektualny i raczej nie grzeszył rozbuchaną inteligencją, w odwrotności do swojego przyjaciela Johna Dos Passosa, który był wszechstronnie wykształconym erudytą i w ostateczności został zaliczony do grona najwybitniejszych pisarzy XX wieku. Przypatrując się losom twórcy „1919” zobaczymy, jak wybitny intelektualista pod wpływem analizy wydarzeń umiał się wydobyć z bagna ludobójczego socjalizmu i z uczestnika Pierwszego Kongresu Amerykańskich Pisarzy, opłaconego przez GPU (poprzedniczka KGB), potrafił przeistoczyć się w gorącego propagatora konserwatywnego republikanina Barrego Goldwatera. To John Dos Passos pokazał Hemingwayowi uroki Key West. Magiczne miasto, wówczas rybaków i przemytników, nieskażone turystyką, stało się arkadią szpiega sowieckiego na resztę jego życia. Charakter Hemingwaya najlepiej pokazuje przyczyna, dla której obaj przyjaciele zerwali ze sobą. Hemingway - odwrotnie niż Dos Passos, który kierował się naiwnością - udał się do Hiszpanii, już jako agent wpływu sowietów, w trakcie trwania wojny agentury sowieckiej przeciw Hiszpanom, którą to walkę Hiszpanów o narodową niepodległość, socjaliści/komuniści nazywają „Wojną Domową”. Ernest już wtedy zazdrościł sławy Dos Passosowi. Zwłaszcza tego, że autor „Manhattan Transfer” był uważany za genialnego pisarza – intelektualistę, a Hemingwaya oceniano, jako całkowicie komercyjnego autora, którym oczywiście był. Początkowo Ernest nie ujawniał swojej niechęci do Johna, aż do momentu, gdy na jaw wyszła sprawa zamordowania hiszpańsko – amerykańskiego arystokraty, który w swej głupocie zaplątał się w ludobójcze rozgrywki policji politycznej Stalina, jako tłumacz sowieckiego zbrodniarza - J. Berzina. Ów Berzin popadł w konflikt z niejakim A. Orłowem, który realizował specjalne dyrektywy Stalina w zakresie przejęcia Hiszpanii. Ponieważ przyjaciel Dos Passosa, był mimowolnym świadkiem tych ambicjonalnych gierek, które całkowicie obnażały imperialistyczny charakter sowietów, postanowiono Jose Rablesa, bo tak nazywał się ów pożyteczny idiota, zabić. Zabójstwo usprawiedliwiano „szpiegostwem” J. Rablesa na rzecz patrioty hiszpańskiego, generała Franco. Oczywiście było to kłamstwo, gdyż J. Rables był zbyt głupi, aby rozumieć myśl polityczną wielkiego Hiszpana, a co dopiero pracować dla niego. Dos Passos szybko dowiedział się, jak plugawa była przyczyna zabójstwa jego tłumacza i serdecznego przyjaciela - J. Rablesa. Nie ukrywał więc, że po powrocie do USA ujawni cały plugawy charakter walki sowietów w Hiszpanii. Tymczasem Hemingway w tym infernum sowieckim czuł się, jak świnia w chlewie. Zaprzyjaźnił się ze wszystkimi zbrodniarzami z NKWD, a nawet napisał cztery opowiadania wysławiające plugawe i ludobójcze metody sowieckiej policji politycznej. Jednocześnie publicznie szydził ze swojego byłego przyjaciela, że jego tłumacz i przyjaciel okazał się szpiegiem generała Franco. Do ostatecznego zerwania doszło na dworcu kolejowym w Barcelonie, gdy Hemingway zagroził Dos Passosowi, że jeżeli ujawni prawdę o śmierci J. Rablesa w USA, to on - Hemingway i jego rosyjscy przyjaciele postarają się zabić Dos Passosa. Wypowiadając tę groźbę nawet zamierzył się pięścią na genialnego pisarza, ale ostatecznie powstrzymał się od ciosu. Ernest lubił bić słabszych od siebie. Kiedy widział, że może oberwać, wycofywał się. Ta scysja starych przyjaciół była uważnie obserwowana przez policję polityczną sowietów, gdyż owa prowokacja wobec Dos Passosa była zlecona, jako test lojalności Hemingwaya wobec sowietów. Test Ernest przeszedł pomyślnie i w Moskwie podjęto decyzję, że twórca „Pożegnania z bronią” nadaje się już do przewerbowania z agenta wpływu, na regularnego szpiega. Hemingway, nim został agentem wpływu sowietów, został poddany dokładnej selekcji. Rosjanie zwracali baczną uwagę na młodzież literacką „okupującą” Paryż, a zwłaszcza na Amerykanów. Wiadomo było, że ci rozwydrzeni przez I Wojnę Światową besserwisserzy, którzy przez fakt uczestnictwa w walkach na froncie uważali, że pożarli wszystkie rozumy świata, są łatwym kąskiem dla tak prostackiej ideologii, jak marksizm – leninizm. Zwłaszcza, że większość z nich miała przypadłość każdego lewicowca - problemy ze swoimi rodzicami. Przykładowo, John Dos Passos był w konflikcie z ojcem milionerem, który początkowo nie uznawał go jako syna i dopiero po śmierci swojej oficjalnej żony ożenił się z jego matką oraz uznał swoje ojcostwo. Przypadłości Hemingwaya znamy. Był to skryty homoseksualizm. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że owych rozpuszczonych bachorów amerykańskiego establishmentu wystawiały sowietom Rosjanki, które obficie, jako wyzute z dóbr arystokratki, w wielkiej masie zasiliły Paryż i penetrowały dla policji politycznej sowietów świat awangardy europejskiej. Rosjanie od czasów cara Piotra I wiedzieli, że najbardziej liczy się w polityce międzynarodowej umiejętność rozsiewania kłamstw oraz manipulowania, zazwyczaj głupawą, opinią publiczną świata cywilizowanego. Sowieci szczególną uwagę zwracali na narzędzia tej manipulacji, czyli dziennikarzy, artystów i naukowców. Do kontrolowania międzynarodowego rynku literatów został oddelegowany Michał Kolcow. Pełnił on w agenturze policji politycznej sowietów, czyli w Związku Pisarzy Sowieckich, bo tym był ten związek, funkcję szefa działu międzynarodowego. Kolcow podpisywał wszystkie broszury polityczne na temat czołowych propagandzistów sowieckich działających w tak zwanym świecie literackim. Takich jak: Georg Bernard Show, M. Gorki, czy bardzo reklamowana w owym czasie francuska tuba sowietów, niejaki H. Barbarossa. Na Hemingwaya zwrócono uwagę już w roku 1926, gdy wydał swoją pierwszą powieść. Później był obserwowany uważnie przez agenturę sowiecką, czyli Komunistyczną Partię USA, do której zadań należało, między innymi, dostarczanie sylwetek Amerykanów, którzy mogliby zdradzić swoją ojczyznę. Należy podkreślić, że Hemingway czuł się niedowartościowany przez krytykę literacką, która słusznie upatrywała w nim modnego dostarczyciela literatury komercyjnej. Zamieszkawszy w rajskim ogrodzie Key West w roku 1924, Ernest łowił ryby, nurkował w przejrzystych wodach magicznego klucza i utyskiwał na małe zainteresowanie nim intelektualnej publiczności. Dziewiętnastego sierpnia 1935 roku do atrakcyjnego domu, usytuowanego w niedużej odległości od wód oceanu, przy ulicy Whitehead Street w mieście Key West, czyli do domu Hemingwaya, przyszła dość pokaźna paczka ze Związku Sowieckiego. W paczce był zbiór opowiadań Ernesta Hemingwaya przełożonych na rosyjski oraz list od tłumacza, Iwana Kaszkina, w którym autor zachwycał się rezydentem Key West oraz informował literata, że jest on bardzo ceniony przez członków rządu sowieckiego. Najistotniejsze było to, że informowano go, iż otrzyma niebotyczną gratyfikację za swoje opowiadania. Stalin wiedząc, że nikt tak nie jest do kupienia, jak artyści, stosował bardzo sprytną metodę dotowania swoich pachołków. Sowiety nie honorowały międzynarodowych umów o prawach autorskich. Ale tych, których uważano za wartych pozyskania, honorowano i sowicie wynagradzano. Przelicznik był: pięćdziesiąt kopiejek równa się jeden dolar. Hemingway, który dobrze zarabiał, ale jeszcze lepiej wydawał, potrzebował pieniędzy, więc podskoczył zapewne z radości, że ludobójca z Kremla zwrócił ku niemu swoje oblicze. Oczywiście wór ze złotem nie dotarł do Ernesta za darmo. Nakazano mu, aby napisał do wydawanego przez OGPU w USA pisma - „New Masses”.  I tak powstał artykuł piętnujący administrację FDR za jej niewłaściwy stosunek do kombatantów I W. Ś., pod tytułem – „Kto zamordował weteranów”. Chodziło o huragan, który uderzył w klucz, a szczególnie w wyspy: Middle i Upper, pierwszego maja 1935 roku. Artykuł był mieszanką sowieckiej propagandy - jak demokratyczna administracja lekceważy prosty lud, oraz opisem - jakim wspaniałym i zapobiegliwym żeglarzem jest Ernest Hemingway. Po tym chrzcie bojowym, kontrolę na Hemingwayem przejął sam Michał Orłow, któremu pseudonim operacyjny nadał Stalin, gdyż w rzeczywistości pochodził z żydowskiej rodziny, nazywał się Lejba Feldbin i był krewnym głównego księgowego policji politycznej sowietów - Zinaija Kacnelsona. Przez jakiś czas, gdy Stalin umacniał się na Kremlu, był kadrowym na Kremlu. On też nadzorował pięciu zdrajców z Cambridge. Pozyskał najważniejszego szpiega atomowego dla Moskwy - Moryca Cohena. Feldbin nadzorował też rabunek 510 ton złota hiszpańskiego dla sowietów. To on zlikwidował kanał informacyjny między Trockim, a jego stronnikami w sowietach, w ten sposób, że w tak zwaną „miodową pułapkę” złowił Jakowa Blumkina, zabójcę ambasadora Niemiec w sowietach, a następnie rezydenta GPU na Bliskim Wschodzie, który jako stronnik Trockiego unikał „zabójczego” klimatu Moskwy. Jednak Jelizawieta Górska uwiodła Blumkina, wydobyła w łóżku od niego, wszystkie kontakty z Trockim, a następnie zwabiła go do Moskwy, gdzie został odstrzelony. Górska z powodu swojej bezwzględności była zwana „Lizą – Jędzą”. Później wyszła za mąż za niejakiego Zarubina, pod którym, jako rezydentem wywiadu OGPU, pracował Hemingway w New Yorku. Hemingway został przekadrowiony z agenta wpływu, na agenta operacyjnego w 1940 roku i otrzymał pseudonim „Argo”. Już wcześniej pracował dla sowieckiego wywiadu wojskowego, pod niewyszukanym pseudonimem „Hem”. Jako agent operacyjny, oddawał sowietom ogromne usługi, dzięki swojemu swobodnemu przemieszczaniu się po całym świecie. Był przykładowo łącznikiem między sowietami a człowiekiem numer 2 w Chinach, czyli Czou En-lajem. Pod koniec II W. Ś. rozpracowywał dowódców amerykańskich w Europie i zajmował się komunikacją między agenturą sowiecką w Europie a Moskwą. Pod koniec lat pięćdziesiątych jego aktywność bardzo wzrosła, gdyż stał się głównym łącznikiem między rodziną Castro a Rosjanami oraz penetrował wybrzeże Kuby dla Castro. Po przechwyceniu przez rodzinę Castro władzy, pracował nad utrwaleniem ich dyktatury oraz nad stworzeniem im pozytywnej kampanii w USA i świecie.
Z naszych polskich spraw należy podkreślić, że „całym sercem” opowiadał się za rozbiorem Polski przez Stalina i Hitlera. W czasie podwójnej okupacji Polski został (1940) operacyjnym szpiegiem obu wywiadów sowieckich (cywilnego i wojskowego).
Napisał najbardziej obrzydliwą socrealistyczną powieść na zamówienie osobiste Stalina – „Komu bije dzwon”, wydaną w 1940 roku, w której sławił Orłowa, Mołojca i innych stalinistów, oczywiście nadając im łatwo rozpoznawalne pseudonimy. Nobla dostał za bezczelny plagiat powieści Hermana Melville „Moby Dick”, czyli „Stary człowiek i morze”.
Natomiast ciekawe jest - jak Centralna Agencja Wywiadowcza pozyskała wiedzę o agenturalnej działalności noblisty, bo nie Federalne Biuro Śledcze, które prawie, do końca działalności Hemingwaya było przekonane o jego lojalności względem własnego państwa.
Aby zakończyć historię szpiega sowieckiego z Key West znów musimy wrócić do postaci Lejba Feldbina (pseudonim operacyjny, między innymi - Orłow). Stalin już na początku lat trzydziestych dwudziestego wieku orientował się, że w dającej się przewidzieć przyszłości powstanie państwo Izrael. W związku z tym faktem wiadomym gensekowi było, że - z powodu nasycenia najwrażliwszych struktur sowietów osobami o korzeniach judaistycznych - sowiety i on sam mogą znaleźć się w wielce niezręcznej sytuacji, gdy jego ludzie będą musieli rozstrzygać, komu służyć. Sowietom, czy Izraelowi. Polaków Stalin już się pozbył lub pozbywał, a w drugiej kolejności byli ci wszyscy, których Rosjanie nazywają „Jewrejami”, czyli zasymilowani ludzie z rodzin o religii mojżeszowej. Dlatego „chorąży pokoju” rozpoczął wyrzynanie osób, które zaklasyfikowano, jako obce. Oczywiście Orłow również znalazł się na liście do odstrzału. Jednak Lejb nie był, jak to się mówi, w ciemię bity, jako dzieciątko, wiec na wezwanie powrotu do Moskwy zareagował w jeden właściwy sposób. Razem z żoną i córką - na paszport, który zachomikował z operacji amerykańskich - uciekł do USA. Zabrał ze sobą wszystkie papiery, jakie nagromadził z operacji w UK, Francji, Hiszpanii, Niemczech oraz innych operacji o szerszym zasięgu międzynarodowym. Zabrał również ze sobą wszystkie pieniądze agentury sowieckiej, jakie były w jego dyspozycji, a było tego około 68 tysięcy dolarów - jak na owe czasy mała fortuna. Poza tym nie zapominajmy, że zajmował się rabowaniem hiszpańskiego złota, więc na pewno coś sobie wygospodarował. Napisał dwa listy, pierwszy do swojego bezpośredniego szefa, drugi do Stalina, że jak go zostawią w spokoju, to on nie sprzeda swojej wiedzy Amerykanom, a jeżeli przyjdą im głupie pomysły do głowy, to on się zabezpieczył. Od 1937 do 1953 roku żył sobie Lejba w USA, jak u Pana Boga za piecem, z fałszywą tożsamością. W 1953 zagrożeni towarzysze zabili Stalina. I wówczas wybuchła bomba. W tygodniku „Life” zaczęły ukazywać się artykuły podpisane nazwiskiem - Orłow, opisujące działalność Orłowa, jako rezydenta OGPU i NKWD w Europie i USA. Lejb po śmierci Stalina porozumiał się z Agencją i się ujawnił, a Agencja - chcąc utrzeć nosa FBI - ujawniła Lejba w ten pokrętny sposób. Pokazując Amerykanom, że Biuro (FBI) mając nawet pod nosem szpiega, nie potrafi go złapać. Wielokrotne przesłuchania Orłowa, poza wiedzą ogólną nic nie dały FBI konkretnego. Lejb dotrzymywał słowa i nie poinformował kontrwywiadu o piątce angielskiej, ani o innych szpiegach działających na szkodę USA i NATO. Poza tym spotykał się z rezydentami KGB i w latach sześćdziesiątych, i siedemdziesiątych w USA. Wiele jednak wskazuje na to, że jednak coś sprzedał nie Biuru, ale Agencji, bo oto, w drugiej połowie lat pięćdziesiątych, wokół Ernesta zaczyna się zaciskać pętla. Hemingway coraz głośniej wrzeszczy, że nie jest „pieprzonym zdrajcą”. Zaczyna się publicznie tłumaczyć ze swoich komunistycznych działań i wypowiedzi. Prywatnie twierdzi, że już nie długo dobierze się do niego FBI i aby temu zaradzić zaczyna się intensywnie leczyć psychiatrycznie oraz neurologicznie. Rozpuszcza wieści o próbach samobójczych. Jednak Agencja depcze mu po piętach, a Rosjanie żądają, żeby w pracy szpiegowskiej się nie lenił, zwłaszcza, że jego majątek na Kubie jest odpowiednio zabezpieczony, a nawet przyrasta.

W poniedziałek 3 lipca 1961 roku światowe agencje informacyjne podały, że 2 lipca zastrzelił się amerykański laureat Nagrody Nobla z roku 1954, Ernest Hemingway. Tymczasem w międzynarodowej wspólnocie wywiadowczej zawrzało. Z usta do ust poszła informacja, że Biuro (FBI) zatrzymało w sobotę wieczorem 2 lipca Hemingwaya i jego krewnych, gdy wracali z restauracji w centrum miasta oraz próbowało przewieźć literata do lokalu operacyjnego helikopterem, ale ten wyrwał się im, i w wyniku szamotaniny został śmiertelnie ugodzony śmigłem maszyny. To, co potwierdzałoby wersję plotki, to fakt, że wbrew prawu pogrzeb odbył się błyskawicznie, bo 5 lipca, bez śledztwa i innych formalności, jakie podejmuje się w sytuacji śmierci samobójczej.

Ciekawie zachowali się Amerykanie w stosunku do zdrajcy Hemingwaya. Do dziś jest podtrzymywana wersja samobójczej śmierci szpiega. Przez cały okres istnienia sowietów, USA udawały, że nic nie wiedzą o zdradzie Ernesta Hemingwaya. Jeszcze w 1987 ukazała się w Stanach typowa pseudobiografia pióra Kenneth S. Lynna, w której nie ma ani słowa o tym, iż ten amerykański socrealista oraz stalinowiec, popierający układ Stalin – Hitler, był pachołkiem Kremla. Jak zwykle w takim wypadku, pomocny okazał się Fidel Castro, który postanowił ujawnić prawdę o tym sowieckim szpiegu. Co nim kierowało, trudno powiedzieć. Może chciał dać odpór żonie Hemingwaya, która - gdy poczta Kuby planowała w 1964 roku wypuścić znaczki z podobizną laureata Nobla z 1954 roku - napisała obłudny list do Dyrektora Biura (FBI), jakim to miłośnikiem USA był jej małżonek. Z listu można było odnieść wrażenie, że Hemingway nigdy nawet nie słyszał słowa komunizm lub socjalizm.  Sprawa dla rodziny była poważana, bo gdyby uznano Ernesta Hemingwaya, zgodnie z prawdą, za szpiega, to cały „kurewski” majątek stalinowskiego szpicla przeszedłby na skarb republiki. Jednak Fidel nie sromał się sprawami rodziny zmarłego szpiega i kazał opublikować dwutomową biografię swojego pomocnika w zakresie utrwalenia dyktatury rodziny Castro, w której oczywiście wyjaśniono, kim naprawdę był Ernest Hemingway. W tej sytuacji Amerykanie opublikowali kolejną pseudobiografię stalinowskiego szpiega, napisaną przez byłego oficera Biura, pod nazwiskiem - Nicholas Reynolds. Publikacja ta podaje w miarę prawdziwe informacje o szpiegowskiej robocie dla sowietów i Stalina - acz nie do końca - i stara się, na ile to możliwe, wybielić postać owego obrzydliwego pachołka sowietów, przybierając ton ckliwego melodramatu, a z trzykrotnego zdrajcy czyniąc lekko nierozgarniętego, romantycznego neurastenika. Czemu Amerykanie tak się zachowują? Wyjaśnił to W. Bukowskiemu właściciel największego wydawnictwa w USA – „Nie możemy pokazać przeciętnemu Amerykaninowi, że nasze gwiazdy czasami tak mocno cuchną”…                                             

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura