Paweł Kowal Paweł Kowal
1879
BLOG

Lech Kaczyński pragmatyczny w stosunkach z Litwą

Paweł Kowal Paweł Kowal Polityka Obserwuj notkę 32

Litwa sama mocno nad tym pracuje — nad polską mniejszością — by dostarczać Europie argumentów przeciw sobie.

To prawda. Litwini mają obsesję na punkcie Polaków, najoględniej mówiąc. To nie ulega wątpliwości, że kwestia pisowni nazwisk — to wymysł jeszcze z czasów sowieckich. Przed drugą wojną światową nie zwracano na to tak wielkiej uwagi, litewskie znaki nie były istotą rzeczy. By zrozumieć litewską obsesję na punkcie języka, trzeba się odwołać do faktu, że język litewski jest znacznie słabszy od polskiego, któremu nie grozi wyparcie przez inne języki. Po polsku mówi na świecie czterdzieści pięć milionów ludzi i nasz język należy do liczniejszych, a po litewsku mówią tylko trzy miliony. Ale nie da się uczciwie opisać sytuacji polskiej mniejszości, jeśli rację przyznaje się wyłącznie Litwinom walczącym z językiem polskim, a nie uwzględnia się racji Polaków na Litwie.

Pytanie jest takie — jak racjonalnie definiować i skutecznie chronić interes mniejszości polskiej na Litwie, a nie — komu przyznawać rację.

Z mniejszością polską na Litwie jest tak, że ona jest... duża.

Na samej Wileńszczyźnie ta mniejszość jest nawet większością.

Powinniśmy więc czasem sobie wyobrazić, że mamy półtora miliona Rosjan na Mazowszu. I co wtedy robimy? Ta sytuacja nie jest psychologicznie łatwa dla Litwinów. Oni mają obsesję na punkcie Polaków. To prawda. Zawsze ją mieli.

Ale w ostatnich latach bywały chwile, że umieli wznieść się ponad to. I bywali na Litwie politycy, którzy faktycznie chcieli z Polską mieć dobre stosunki. Taką, chyba niedocenianą, postacią był Valdas Adamkus.

W kluczowych momentach prezydent Adamkus bardzo pomógł Kaczyńskiemu. Ale rzeczywiście dziś już się o tym nie pamięta, temat wydaje się niewygodny dla różnych stron politycznego sporu, bo sojusz z Adamkusem jest przykładem kontynuacji w polityce wschodniej — dobry kontakt z nim został niejako odziedziczony po Kwaśniewskim. Tak jak Adamkus kiedyś wy- mógł wspólnie z Kwaśniewskim na Javierze Solanie wsparcie dla Ukrainy, tak ten sam Adamkus był potem przy Kaczyńskim podczas szczytu krakowskiego zwołanego w maju 2007 roku dla skoordynowania wspólnej polityki energetycznej. I pojawił się znowu przy okazji wydarzeń w Gruzji (o czym jeszcze będzie mowa). Można wręcz powiedzieć, że okazał się dobrym duchem polskiej polityki wschodniej. Dlatego kiedy teraz słyszę, że Lit- wa nie jest nam do niczego potrzebna, to stukam się w czoło, bo te najlepsze momenty polityki wschodniej wiążą się właśnie z Adamkusem.

I teraz trochę za nim tęsknimy, tak samo jak za tamtą, chyba jednak skuteczniejszą, polityką w regionie.

Brak prezydenta Adamkusa piastującego swój urząd odczuwamy bardzo boleśnie, bo pani Dalia Grybauskaitė nie traktuje Polski jako politycznego partnera w regionie. Gdyby ktoś mógł odsłuchać rozmowy, jakie toczyli Kaczyński i Adamkus, zrozumiałby, jak byli z sobą blisko, jakie łączyło ich zaufanie i jaki z tego wynikał kapitał.

Szkoda, że nie przekładało się to zbytnio na nasze wzajemne relacje.

W sprawach mniejszościowych udało się chociażby tyle, że nie pogarszała się sytuacja Polaków na Litwie, choć istotnie, nic więcej nie dało się wynegocjować. Dyplomacja polega czasami na takim surwiwalu cierpliwości. Ale dziś jest gorsza sytuacja, a relacje z Litwą są i tak wyjątkowo chłodne. Adamkus dawał wsparcie najważniejszym projektom politycznym Polski, jeśli chodzi o politykę wschodnią, energetykę, i dawał to wsparcie na forum unijnym, gdzie tak naprawdę nie mamy tego komfortu, że możemy przebierać w sojusznikach jak w ulęgałkach.

Trudno jednak w kontekście tego, jakie były relacje obu prezydentów, wytłumaczyć upokorzenie, jakiego doświadczył Lech Kaczyński w Wilnie, kiedy tamtejszy parlament dokładnie podczas jego wizyty uchwalał prawo niekorzystne dla polskiej mniejszości.

I to jest właśnie nasza słabość, że my takie sytuacje nazywamy upokorzeniem. Po prostu nie dostał tego, na co — skądinąd słusznie — liczył i nalegał. Taka jest polityka. Ale zaraz upokorzenie!? To jest rozumowanie w kategoriach polskiego szlacheckiego dworu, a nie poważnej dyplomacji. Gdyby linia Kaczyńskiego wobec Litwy była kontynuowana, jak przy każ- dym wytrwałym działaniu w końcu przyszłyby i efekty, także w innych obszarach polityki.

W dyplomacji pewne gesty też mają znaczenie. Nie mówmy o upokorzeniu, powiedzmy o afroncie. Celowym. Powstaje zatem pytanie, dlaczego zdecydowano się na taki gest wobec Polski?

Moim zdaniem Lecha Kaczyńskiego cechował w relacjach z Litwą wręcz wzorowy pragmatyzm. Robił to, co było w ówczesnych warunkach możliwe, i nie dawał się sprowokować. Zda- wał sobie sprawę, że taka polityka musi dużo kosztować. Wtedy kosztowała. Ale jako państwowa inwestycja taka polityka jest bezcenna — zawsze się zwróci. Kaczyński pokazywał, co znaczy być partnerem odpowiedzialnym, zdawał sobie sprawę z tego, że Litwini ze swego punktu widzenia traktują Polskę jako partnera, który w trudnych momentach się cofa i zachowuje egoistycznie — starał się to myślenie przełamać konkretnym działaniem.

Skoro mówimy o kosztach, były też koszty bardzo wymierne, takie jak zakup rafinerii w Możejkach. Miał być wspólny sukces polsko-litewski, a skończyło się wielkimi kłopotami i wzajemnymi pretensjami.

W tej sprawie był poważny spór…

Zapraszam na http://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/2434/Miedzy-Majdanem-a-Smolenskiem---Pawel-Kowal

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka