fot. Paweł Rakowski
fot. Paweł Rakowski
PawelRakowski1985 PawelRakowski1985
1486
BLOG

Tunel do politycznej śmierci - Hezbollah, Izrael i Saudowie

PawelRakowski1985 PawelRakowski1985 Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

W ostatnim tygodniu międzynarodową opinię publiczną zaniepokoił tumult na granicy libańsko-izraelskiej. Armia izraelska zlokalizowała i zburzyła tunel łączący szyicką wioskę Kfar Kila z izraelskim miasteczkiem Metula. Nie jest to granica z Libanem lecz z Iranem – wskazywali izraelscy wojskowi zagranicznym dziennikarzom płot graniczny i powiewające po jego drugiej stronie żółte flagi największej izraelskiej zmory strategicznej.

Taka sama żółta chorągiewka z odręczną dedykacją napisaną po hebrajsku została przesłana do telawiwskiej siedziby izraelskiego wywiadu wojskowego AMMAN-u. Jeden ze znacznych oficerów z departamentu libańskiego przechodził na emeryturę, a więc Hezbollah postanowił wysłać skromny upominek. W końcu w tym świecie każdy zna każdego i wie wszystko o wszystkim. Izrael otwarcie przyznaje, że nie stanowi tajemnicy dla szyickiej Partii Boga, która dysponuje potężną siatką wywiadowczą w kraju Syjonu, jak i informacje, które trafią do Libanu są profesjonalnie analizowane i bardzo umiejętnie wykorzystywane. Hezbollah wie wszystko o Izraelu, a ten pomimo najlepszego wywiadu wydaję się być całkowicie bezradny wobec reguł gry, którą narzucili szyici. 12 lat po wojnie z 2006 roku, w której Hezbollah zdaniem wielu ekspertów wygrał, szyici poszerzyli, wzmocnili i udoskonali swój arsenał rakietowy (osiągając ponad 140 tys. pocisków rakietowych zasięgiem pokrywając całą przestrzeń Izraela), jak i laur pogromców ISIS i Jabatt Al Nusry w Syrii uplasował żołnierzy Partii Boga w czołówce jednostek bojowych na świecie. Natomiast armia izraelska przez te 12 lat nie rozegrała żadnej znaczącej kampanii z wymagającym przeciwnikiem, albowiem za takowych nie można uznać dwukrotnej pacyfikacji Hamasu i Islamskiego Dżihadu w Gazie oraz rozbijanie demonstracji palestyńskich wyrostków na Zachodnim Brzegu. Czasy izraelskiej dominacji dawno się skończyły, o ile kiedykolwiek na froncie libańskim istniały – zaświadczają o tym zgliszcza izraelskiej bazy w biblijnym Tyrze, fragmenty czołgów Merkava pozostawionych w 2006 roku czy wspomnienie po dwóch zamachach w Buenos Aires z 1992 i 1993 roku – przekonują szyici, a przywódca Partii Boga charyzmatyczny Sayyed Hassan Nasrallah w kolejnej pogadance przypominał, o tym, że to Żydzi żyją w strachu przed kolejną wojną, a nie Libańczycy z południa, którzy tyle razy widzieli słabość Izraela i bezradność jego armii.

Zaledwie dwie doby przed rozpoczęciem izraelskiej operacji „Północna Tarcza”, libańska telewizją Al.-Manar nalężąca do szyickiej Partii Boga wyemitowała półtoraminutowy spot, na którym oprócz tradycyjnej demonstracji arsenału Hezbollahu oraz fragmentów wypowiedzi jej lidera znajdują się zdjęcia satelitarne izraelskich obiektów wojskowych i strategicznych umieszczonych w ośrodkach miejskich oraz na pustyni. Cały Izrael znajduje się w zasięgu rakiet naszego ugrupowania i wiemy gdzie was szukać – informowali twórcy izraelską opinię publiczną, która jest w szoku po tym jak premier Beniamin Netnajhu zamiast wybić zęby Hamasowi za 5 godzinny ostrzał rakietowy, w którym na Izrael spadło prawie 500 pocisków poszedł na kompromis. Netanjahu najwidoczniej nie chcę iść śladami swojego poprzednika Ehuda Olmerta, który nie dość, że wojnę 2006 roku przegrał to jeszcze za korupcję poszedł do więzienia. Kolejna wojna z Hamasem w Stefie Gazy i tak nie przysporzyłaby izraelskiemu premierowi zaszczytów. Hamas jest zagrożeniem strategicznym natomiast Hezbollah i stojący za nim Iranem egzystencjonalnym. Netanjahu musi podjąć jakieś działania, które mogłyby zapewnić mu reelekcję w przyspieszonych wyborach oraz ochronić jego i jego małżonkę Sarę przed Temidą. Czas izraelskiego premiera nagli. Jerozolima jest świadom tego, że Nasrallah najchętniej biłby się z nimi nie w Libanie lecz w Syrii. Nie po to Partia Boga wygrywa majowe wybory, aby wieść Liban do samozagłady. Hezbollah przyszłą wojnę z Izraelem może wygrać ale nie musi. Pewne jest to, że cały Liban zostanie wtedy zniszczony. Niemniej równowaga sił na granicy izraelsko-libańskiej jest nie do zaakceptowania dla Izraela. W razie radykalnej rozprawy z Iranem, Hezbollah wypełni swoje zobowiązania wobec swojego mocodawcy. Najpierw trzeba zniszczyć Partię Boga, dopiero wtedy można zająć się ajatollahami z Teheranu. Na ten wypadek Hezbollah opracowany ma konkretny plan działania – ostrzał rakietowy składu Azotów w Hajfie oraz inwazja ponad 30 tys. bojowników szyickich na północny Izrael. Armia izraelska, wedle własnych szacunków odbiłaby z wysiłkiem utracone terytorium i zmuszona by była ruszyć w pościg za nieprzyjacielem do południowego Libanu, w którym przewidywany jest ten sam scenariusz co w 2006 roku – a więc wojna na wyniszczenie izraelskich zasobów ludzkich i upokorzenie żydowskich sił zbrojnych. To wszystko miałoby się odbywać przy obustronnej wojnie na wyniszczenie za pośrednictwem rakiet. Z tym, że filozofia Hezbollahu wpajana od „żłobka do nagrobka” libańskim szyitom zakłada, że najważniejszy jest honor, a dom zniszczony przez wroga i tak partia pomoże odbudować. Netanjahu pomny tego, że przez Liban fotel premiera stracił Menachem Begin, Szymon Peres i Ehud Olmert musi ostrożnie grać pod publiczkę. Likwidacja dobrze znanego przemytnikom tunelu pod przygraniczną Metula ma wykazać determinację izraelskiego premiera. „Bibi” jak nazywany jest Netanjahu nie boi się konfrontacji z przeciwnikiem na którym tylu izraelskich polityków złamało swoje kariery. Należy tylko wspomnieć Ariela Szarona, który w trakcie swojego premierostwa unikał swojego nazwiska ze słowem Liban w nagłówkach prasowych. Co więcej, Netanjahu chociaż przez kompromis z Hamasem utracił głosy na południu kraju, może je uzyskać na północy, jak i normalizacja oraz ujawnienie przyjaznych relacji Izraela z „pewnymi” państwami Półwyspu Arabskiego i Zatoki Perskiej może być uznane w Izraelu za sukces na miarę Camp Dawid i pokoju z Egiptem z 1978 roku.

 

Chociaż administracja Donalda Trumpa wydaję się dawać zielone światło dla wszelkich działań wymierzonych w Teheran to na Bliskim Wschodzie pojawił się nowy suweren – Moskwa, bez której nie można podjąć jakichkolwiek działań na wielką skalę w regionie. To rosyjskie systemy rakietowe S-300 i S-400 bronią irańskiej montowni rakiet Fahdr położonej przy syryjskim mieście Tarsus. Co z tego, że izraelskie lotnictwo zlokalizuje i wyeliminuje znaczną część arsenału Hezbollahu w trakcie przyszłej wojny, skoro ubytki zostaną szybko uzupełnione? Co więcej, niepewny wydaję się być los saudyjskiego następcy tronu – gorącego zwolennika walnej rozprawy z Hezbollahem Mohammeda ibn Salmana. Rosnąca opozycja wobec 33-letniego syna wewnątrz rodziny królewskiej, która po zamordowaniu dziennikarza Jamala Chaszadzdziego w Turcji, wydaję się ostatecznie straciła cierpliwość do awanturniczych poczynań ibn Salmana. Gra o tron, a w rezultacie o kurs saudyjskiej polityki zagranicznej nie musi ułożyć się z korzyścią dla Jerozolimy, która w pospiechu zamierza nawiązać jakąś formę jawnych relacji z Saudami, których łączy obopólny strach przed irańskimi ambicjami regionalnymi. Z tym, że Arabia Saudyjska nie jest uzależniona od egzystencjonalnej wrogości do Iranu. Wszak po śmierci ajatollaha Chomeiniego w 1989 roku, przez ponad 25 lat stosunki pomiędzy Rijadem a Teheranem układały się ozięble ale stabilnie. Chęć pośredniczenia pomiędzy Arabią Saudyjską a Iranem wyraża Rosja, a Władimir Putin nie unika okazji aby pozować do zdjęć w uściskach raz z ibn Salmanem a to z kolei z ajatollahem Rouhanim.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka