Ach, jakże smutny był wczorajszy dzień dla wszystkich „mądrych i przyzwoitych”. Te nosy pozwieszane na kwintę, te westchnienia, te łzy ronione ukradkiem… Atmosfera, jaka zapanowała wczoraj w „fajnej Polsce” miała w sobie coś z żałoby. Podobno we wszystkich klubach dla „gejów” tęczowe flagi pospuszczano do połowy masztu, „U Sowy” podawano platformersom tylko czarny chleb i czarną kawę (słusznie – niech się przyzwyczajają), miast ukochanych ośmiorniczek, a najlepsi synowie III RP, czyli Kiszczak z Urbanem topili smutki w „stolicznej” puszczając sobie na starym Grundigu „Padmaskownyje wiecziera”. Z kolei tęcza na Placu Zbawiciela mało sama się nie spaliła ze wstydu, że oto wraca IV RP w straszliwej postaci, więc co o nas powiedzą w Paryżu! Tak, nie da się ukryć, że dla „fajnej Polski” zaprzysiężenie Andrzej Dudy na Prezydenta RP było przeżyciem traumatycznym – tak traumatycznym, że w jego następstwie Waldemar Kuczyński by osiwiał, a Adam Michnik zacząłby się jąkać, gdyby nie to, że jeden już jest siwy, a drugi na wspomnianą przypadłość cierpi od lat.
A skoro mowa o Adamie Michniku, to były naczelny „Wyborczej” zwierzył się w komentarzu opublikowanym na gazeta.pl, że wybór Andrzeja Dudy przyjął „ze smutkiem i niepokojem”. Ten jaskółczy niepokój spotęgował jeszcze list Prezydenta Dudy do czytelników gazety. Autor napisał w nim m.in., że „musimy lepiej zabezpieczyć naszą suwerenność, zadbać o zachowanie tożsamości kulturowej, a także naszych interesów ekonomicznych”. Na to pan redaktor Michnik wypalił – „Wiemy, jak zabezpiecza suwerenność Federacji Rosyjskiej Władimir Putin,a węgierskiego państwa - Viktor Orbán, mamy powody się obawiać, że sformułowania prezydenta Dudy mogą zapowiadać zwrot w stronę rozwiązań antydemokratycznych oraz wybór ideologii narodowej megalomanii i nietolerancji”. Ach, jakież to proste! Zestawić nielubianego przez siebie polityka z Putinem, wysnuć na tej podstawie jakieś księżycowe teorie, a następnie przedstawić je, jako twarde fakty i voilà! – straszak na lemingi gotowy. Przyznam, że trochę się rozczarowałem, bo pan redaktor Michnik wyraźnie nam pierniczeje na starość. Ja się spodziewałem, że Michnik nie będzie się obcyndalał, tylko wywali kawę na ławę i napisze wprost, że z chwilą objęcia urzędu przez Andrzeja Dudę Polska zamieni się w drugą Koreę Północną, ludzi pozamyka się w obozach i każe im jeść trawę, popijaną wywarem z lebiody – a tu co? Putin? Cieniutko panie redaktorze, cieniutko… A propos, czy chodzi o tego samego Putnia, który pana karmił i poił na posiedzeniach Klubu Wałdajskiego? Zresztą mniejsza z tym, bo Michnikowi najlepiej odpowiedział „czytelnik Gazety Wyborczej” – sześcioletni pionier z Moskwy… Ach co ja piszę, nie żaden „pionier z Moskwy”, tylko „przedsiębiorca z Warszawy”, niejaki Bartosz Stodulski. Ten cały Stodulski napisał do Andrzeja Dudy list otwarty, który na swej stronie opublikowała gazeta.pl. Stodulski napisał swój list do Dudy, a powinien raczej do Michnika, bo czytamy w nim między innymi zachętę „Abyśmy stali się społeczeństwem opartym na wiedzy, a nie na domniemaniach.” Słyszał Adam Michnik? Skoro słyszał, to niech już nie fantazjuje i nie przyprawia gęby nowemu Prezydentowi RP! Nawiasem mówiąc – to jest jednak karygodna obsuwa, będąca zapewne wynikiem braku koordynacji. Może niech następnym razem pan redaktor uważniej pisze swoje komentarze, albo niech „pionierzy” lepiej przykładają się do swoich listów.
Ale wracam do zaprzysiężenia. To już nawet nie tyle chodzi o samo zaprzysiężenie, choć oczywiście ono również sporo krwi napsuło „fajno-Polakom”, ale o to, że urzędowanie zakończył jasny idol „ludzi na pewnym poziomie”, czyli Bronisław Komorowski. Tu dochodzimy do sedna, czyli do faktu, że zakończenie urzędowania było oczywiście następstwem przegranych wyborów, zaś wyborcza klęska była efektem… No oczywiście, że nagonki ze strony strasznych pisowców, którzy szczuli i tryskali jadem nienawiści pod adresem Bronisława Komorowskiego, skutkiem czego ten miły, kulturalny, dobrze wychowany doktor habilitowany nauk humanistycznych, władający kilkunastoma językami obcymi zmienił się nagle w agresywnego safandułę, wygrażającego pięścią „specjalistom od kur” i nie potrafiącego sklecić trzech słów, żeby nie zrobić dziesięciu błędów. Ktoś może myśli, że przesadzam. Jeżeli tak, to radzę takiemu komuś poczytać duszoszczypatielne teksty blogerów i komentatorów reprezentujących „fajną Polskę”, a będzie mógł tam np. przeczytać, że Komorowski był „niszczony niegodnymi metodami” (autentyk!) i dlatego przegrał. Oczywiście można tym ludziom tłumaczyć, że kampania wyborcza to był nieustanny festiwal Bronisława Komorowskiego w mediach, w których kandydat PO miał tyle czasu antenowego, że jego konkurenci mogli o tym tylko pomarzyć. Można zwracać uwage na to, iż Komorowskiego zgubiła pycha i przekonanie, że druga kadencja mu się po prostu należy. Można wytykać błędy sztabu byłego prezydenta, z których największym było obwożenie Bronisława Komorowskiego po Polsce, zupełnie, jakby to była jakaś atrakcja, podczas gdy kandydat PO do wystąpień po publicznych po prostu się nie nadawał, a podczas bezpośrednich kontaktów z wyborcami wyłaził z niego chłopek-roztropek (którym w istocie jest), nie mający kwalifikacji nawet do objęcia stanowiska sołtysa Budy Ruskiej, a co dopiero Prezydenta RP. Można przypominać, że to głównie zwolennicy J. Korwina-Mikke i Ruchu Narodowego zakłócali spotkania z udziałem Komorowskiego skandując wrogie walczącemu o reelekcje prezydentowi hasła. No więc – można robić te i tysiąc innych rzeczy, ale nic to nie da. Zaszczuli nam Bronka! „Pisowska nagonka” – koniec i kropka!
Żeby byłemu prezydentowi jakoś osłodzić gorycz porażki odprawiono w jego intencji mszę świętą, w której, jak informuje portal Lisa, wziął udział „tłum wiernych”. Po mszy ludzie ci skandowali „Dziękujemy” i „Już tęsknimy”. To ciekawe, że ci wszyscy „fajni Polacy”, co to Prezydentowi Dudzie wytkną każdą deklarację wiary i hostię podniesioną z ziemi, nasładzają się tym „tłumem wiernych”, a i w samej mszy nie widzą jakoś przejawów „klerykalizmu”. Ale już mniejsza z tym, bo oto podczas wspomnianej mszy doszło do dosyć kuriozalnego zdarzenia. Otóż odprawiający ją księża zabrali się za przepraszanie byłego prezydenta za „wiele niesprawiedliwości, także bardzo podłych”, które „w ostatnim czasie” spotkały jakoby B. Komorowskiego ze strony „ludzi, których nazywamy ludźmi Kościoła”. Jeden z celebransów, najprzewielebniejszy ksiądz Aleksander Seniuk, stwierdził – „My, tzn. Andrzej Luter, Staszek Opiela, Kazik Sowa i jeszcze inni (...), nie jesteśmy episcopoi (z gr. biskupi), my jesteśmy presbyteroi - kapłani (...) przepraszamy was, prosimy o wybaczenie nam i także tym wszystkim, którzy nie wiedzą, co czynią.” Ci, którzy „nie wiedza, co czynią” to oczywiście Episkopat Polski, który zdecydowanie zareagował na podpisanie przez Komorowskiego ustawy o in vitro. Prezydentowi Komorowskiemu przypomniano przy tej okazji, że popierając ustawę o „zapłodnieniu pozaustrojowym” dopuścił się publicznie ciężkiego grzechu, w związku z czym nie powinien przystępować do Komunii św. Nawiasem mówiąc, portal Tomasza Lisa napisał o tym tak – „Podobne szykany miały spotkać innych polityków, dzięki którym ustawa przeszła przez głosowanie.” Jak widać, niektórym się wydaje, że komunia po prostu się należy każdemu, kto chce do niej przystąpić, a odmowa jej udzielenia, to przejaw jakiejś niczym nie umotywowanej złośliwości. Moim zdaniem bardzo dobrze się stało, że te przeprosiny ze strony księży, powiedzmy – "patriotów", w ogóle padły, bo dzięki temu ziarno zostało oddzielone od plew, a światło od ciemności. Czegóż chcieć więcej? Może tylko tego, żeby najprzewielebniejszy ksiądz Aleksander Seniuk wraz ze „Staszkiem Opielą, Kazikiem Sową i jeszcze innymi” założyli własny kościół i najlepiej od razu uczynili Bronisława Komorowskiego świętym. W końcu któż lepiej nadaje się do tego celu, niż były prezydent – męczennik, którego spotkało tak „wiele niesprawiedliwości”?
Inne tematy w dziale Polityka