Ach jakże źli ludzie są w Prawie i Sprawiedliwości! Ci żadnej okazji nie przepuszczą, by pani Ewie Kopacz sypać piach w tryby, zamiast sypać go do betoniarek i pracowicie uwijać się na placu budowy, w jaki – jeżeli wierzyć mediom głównego nurtu – nasz kraj zamieniła partia niemiłościwie nam panująca. I jeszcze, jakby tego było mało, członkowie PiS mają czelność kontestować niepodważalny fakt, że „Polska rośnie w siłę, a ludziom pracy żyje się dostatniej.” Na szczęście wrażym pisowscom dało odpór zdrowe jądro narodu, które w Internecie zorganizowało akcję wyszydzającą twierdzenia, że Polska jakoby jest w ruinie. Inna sprawa, że nie mogę znaleźć żadnej wypowiedzi Dudy, Szydło, czy Kaczyńskiego, w której twierdziliby oni, że Polska faktycznie znajduje się w tej całej „ruinie”. Owszem, naprawa państwa, odbudowa przemysłu, walka o polskie interesy – czyli to wszystko, co zaniedbała partia obecnie rządząca – przewija się tam często, ale o „ruinach” nie ma ani słowa. No, ale może niedokładnie słuchałem i taka wypowiedź gdzieś jest. Szkoda tylko, że krytycy PiS nie zacytują tych słów.
Cała afera z „Polską w ruinie” zaczęła się od tego, że na początku czerwca b.r. pan aktor Mateusz Damięcki napisał na FB tak: „Jadę obrzydliwym pociągiem, o zgrozo! jest bezczelnie nowoczesny, chamsko czysty, mam żenująco dużo miejsca na nogi, co powoduje mą konfuzję i wywołuje lęk egzystencjalny.” Bardzo możliwe, że Damięcki po prostu kupił sobie „Słownik Wyrazów Obcych” i chciał się koniecznie pochwalić tym, że opanował już wszystkie hasła na „e” i na „k”. Ale cóż z tego, skoro nie wszyscy zrozumieli intencje aktora. „Sieć, a za nią media zaczęły kontestować pisowską narrację. Pojawiły się konkrety. Statystyki i twarde dane, przeczące upadkowi kraju.” – napisała w „Wyborczej” wyraźnie tym wszystkim podekscytowana Agnieszka Kublik. Prócz tych „twardych”,jak granit z mauzoleum Lenina „danych” (pani Agnieszka poskąpiła swoim czytelnikom nawet jednego przykładu, ciekawe dlaczego?) oraz „statystyk” („Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki.” M. Twain) w czerwcu pojawił się na FB profil „Polska w ruinie”, na którym publikowano zdjęcia nowych, lub odnowionych obiektów z jajcarskimi podpisami. Umieszczono tam m. in. zdjęcie z pełnego ludzi centrum handlowego z podpisem „Głodujący Polacy w galeriach handlowych + niedożywiona polska młodzież”. Wspominam akurat o tym, bo mam nadzieję, że ten mędrzec, który to spłodził zapoznał się już z danymi GUS nt. niedożywienia wśród polskich dzieci. Nawiasem mówiąc, ten cały portal, to podobno twór PR-owski, w co chętnie wierzę, a nawet dopatruję się tu ręki ulubionego Misia pani premier („Proszę państwa o to Miś, Miś na fejsie siedzi dziś”).
I oto, kiedy już wydawało się, że nic nie zagrozi władzy partii niemiłościwie nam panującej i że obywatele bez problemu powierzą jej rządy nad krajem przez kolejną kadencję (w końcu kto nie chce, by mu kraj piękniał z dnia na dzień?) nad Polskę będącą w budowie nadciągnęły czterdziestostopniowe upały. To z pewnością złowrogi Jarosław Kaczyński, który nie cofnie się przed niczym, byle zaszkodzić rządowi Ewy Kopacz, sobie tylko znanym sposobem sprowadził nad nasz kraj tę falę gorąca. Ale też – abstrahując już od winy Prezesa PiS, która jest oczywiście niepodważalna i woła o pomstę do WSI – nie da się ukryć, że wystarczyło kilka dni wysokich temperatur, a Polska w budowie rozłazi się w rękach, jak stare ineksprymable uprane w proszku „od ruskich”. Asfalt się na topi, beton pęka, szyny się wyginają. A do tego następują przerwy w dostawie elektryczności, zupełne jak za komuny (za Gierka Polska też była „w budowie”). Oczywiście, przerwy w dostawach prądu Polakom nie straszne, bo wystarczy im prąd w Wiśle (i innych rzekach), a poza tym natężenie propagandy sukcesu jest tak wielkie, że prowadzi do napięć i wywołuje w ludziach coraz większy opór (możliwe, że obowiązuje tu jakiś socjologiczny odpowiednik prawa Ohma), więc po co jeszcze jakaś elektryczność? Światło też nie potrzebne, bo Polskę oświetla swym blaskiem Gwiazda Szydłowca.
„Nie potrzeba Bundeswehry, nam wystarczy minus cztery.” mawiano za komuny. Polaków straszono wówczas „odwetowcami z Bonn”, chcącymi niecnie napaść na miłującą pokój PRL. Tymczasem wystarczyło, żeby przyszło parę dni ostrzejszego mrozu i następował kompletny paraliż kraju, który z ludowej ojczyzny, zamieniał się w ojczyznę lodową. Dziś straszy się nas złowrogim Państwem Islamskim, ale co nam tam jakieś ISIS, skoro kilka dni wysokich temperatur skutecznie rozłożyło zieloną wyspę na łopatki, bez konieczności fatygowania dżihadystów.
Inne tematy w dziale Polityka