payssauvage payssauvage
3535
BLOG

Mejnstrim przykrywa aferę w NIK „wpadkami” prezydenta Dudy

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 58

Jak nie idzie, to nie idzie. Najpierw nie poszło Bronkowi Racjonalnemu, który spodziewał się koronacji na króla Polski, a będzie chyba musiał kontentować się posadą zastępcy sołtysa Budy Ruskiej, a potem lawina ruszyła. Poparcie dla partii obywatelskiej (tak samo „obywatelskiej” , jak kiedyś milicja) zaczęło spadać na łeb na szyję, więc pani Ewa Kopacz wsiadła z „Misiem” Kamińskim do Pendolino, żeby gonić uciekające szanse na zwycięstwo w jesiennych wyborach. Nazywa się to oficjalnie „wyjazdowymi posiedzeniami” rządu, bo jeszcze ktoś gotów pomyśleć, że Kopacz bezczelnie łamie prawo i za pieniądze podatników robi Platformie kampanię wyborczą. Tak oczywiście nie jest, bo pani Ewa jest powszechnie znana (zwłaszcza na Jamajce) z uczciwości  i prawdomówności. No, ale cóż z tego, skoro – jak nie idzie, to nie idzie. Właśnie jesteśmy świadkami kolejnej afery  z udziałem członków milicji obywatelskiej… Pardon – nie żadnej „milicji”, tylko „partii”. No więc jesteśmy świadkami kolejnej afery, której głównymi bohaterami są: szef NIK i zarazem prominentny działacz Platformy Krzysztof Kwiatkowski (w związku z całym zamieszaniem pojawiają się również nazwiska innych osób związanych z PO, np. Iwony Sulik, byłej rzecznik E. Kopacz) oraz poseł PSL i szef klubu parlamentarnego tej partii, Jan Bury. Jak pamiętamy, prokuratura Apelacyjna w Katowicach wystąpiła z wnioskiem o uchylenie immunitetu obu dżentelmenom, bowiem chce im postawić zarzuty dotyczące  „nieprawidłowości związanych z konkursami na obejmowanie funkcji przez dyrektorów, wicedyrektorów delegatur NIK oraz wicedyrektora centrali NIK.”

Tę niewygodną (wybory za pasem) dla PO i dla rządu aferę trzeba było jakoś przykryć, więc podejrzewam, że postanowiono do tego celu wykorzystać nieistniejące „wpadki” prezydenta Dudy, tak samo, jak dziurawą pamięć B. Komorowskiego, który zeznając w sprawie W. Sumlińskiego niczego „nie pamiętał”, przykryto sałatką, którą pani prof. Pawłowicz jadła w Sejmie. W ten sposób można przecież upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – zamieść pod dywan aferę z udziałem działaczy partii obywatelskiej i uderzyć  w Andrzeja Dudę (a pośrednio w PiS), który śmiał wygrać z „naszym Bronkiem”. To zresztą bardzo częste, by nie rzec – rutynowe, postępowanie w III RP. Gigantyczne afery z udziałem władzy prezentuje się jako błędy, wypaczenia i bolączki, a zwyczajne zachowania polityków PiS, jako zbrodnie, przy których bledną dokonania Iwana Groźnego i Czyngis Chana razem wziętych. Jako potwierdzenie moich podejrzeń odbieram słowa Bronisława Komorowskiego, który, obuty w trampki i rozwalony na fotelu, straszy z okładki najnowszego „Tygodnika Powszechnego”. Były prezydent wszystkich ube… pardon – wszystkich Polaków stwierdził w wywiadzie dla tej „gazety dla niewierzących katolików” (autorem tego określenia jest chyba Rafał Ziemkiewicz): „Dziś łatwiej uruchamiać mechanizmy nienawiści i wykorzystywać je”. No, powiedzmy sobie otwarcie, że i wczoraj nie było z tym jakichś większych problemów, o czym osobiście przekonał się śp. prezydent Lech Kaczyński, a Jego Brat przekonuje do dziś.  Ale skoro były prezydent Komorowski twierdzi, że „dziś jest łatwiej”, to nie wypada mu nie wierzyć. Pytanie tylko – komu jest łatwiej? Moim zdaniem tym, którzy dysponują aparatem państwowym i życzliwością największych mediów.

Tak więc, ponieważ trzeba było jakoś przykryć aferę w NIK, to podejrzewam, że w tym celu nakręcono sprawę z „donosem na własny kraj”, jaki wg mejnstrimu złożył prezydent Duda. Poszło o to, że w czasie swej berlińskiej wizyty pan prezydent, pytany przez niemieckiego kolegę o poziom zadowolenia Polaków z przemian po ’89 r. powiedział: „jest w Polsce wielu ludzi, bardzo wielu, którzy tego powiewu wolności, nowoczesności, zasobności poprawy jakości życia, tak oczekiwanej, nie odczuli w takim stopniu jak się spodziewali, albo w takim stopniu jak się udało niektórym, niestety nielicznym”. Każdy normalny człowiek przyzna, że są to bardzo oględne i dyplomatyczne słowa. Tymczasem na wieść o nich Ewa Kopacz zawrzała oburzeniem, poleciała do mediów i zaczęła rozpowiadać na prawo i lewo, jaka to ona jest „zażenowana” wypowiedzią prezydenta. To jest już taka hucpa, że żeby jakoś to ogarnąć myślowo i spuentować, odwołam się do dokonań kinematografii.

Dla mnie słowa pani Kopacz, to trochę tak, jakby inspektor Jacques Clouseau z Sûreté powiedział, że jest „zażenowany” dokonaniami Sherlocka Holmesa i tą jego całą dedukcją, bo przecież wiadomo, że tak się śledztw nie prowadzi. A jak się je prowadzi, panie Clouseau? A tak: w filmie „Strzał w ciemności” jest następująca scena. Inspektor Clouseau przyjeżdża do willi, w którym popełniono morderstwo, by przesłuchać domowników. Wchodzi na piętro, idzie korytarzem, aż tu nagle słyszy, że zza zamkniętych drzwi, prowadzących do jednego z pokoi, dobiega czyjś krzyk. Sądząc, że dochodzi tam do aktu przemocy próbuje wejść do środka, ale drzwi są zamknięte. Postawia je więc wyważyć. Bierze rozpęd i w momencie, gdy już ma z całej siły walnąć w drzwi, otwierają się one same, a rozpędzony Clouseau przebiega przez pokój wprost na balkon, z którego – nie mogąc już wyhamować – wypada i ląduje w sadzawce. Krzyk, który usłyszał dzielny inspektor, był to bowiem głos śpiewaczki operowej (w pokoju odbywała się impreza artystyczna), a drzwi otworzył inspektorowi lokaj, który widząc, że ktoś się mocuje z zamkiem, postanowił tę osobę wpuścić do środka. Ta scena staje mi przed oczami, ilekroć próbuję jakoś spuentować „dokonania” lekarki z Szydłowca, którą uszczęśliwił nas kochający polskość Donald Tusk, umieszczając ją w fotelu premiera naszego nieszczęsnego kraju. Właśnie inspektora Clouseau przywodzi mi na myśl Ewa Kopacz, której nieporadność i safandulstwo są wprost nieprawdopodobne.

Na niwie dyplomatycznej (skoro już o tym mowa) świetnym tego przykładem jest wizyta pani Kopacz w Berlinie, gdzie szefowa rządu zabłądziła na czerwonym dywanie, czym zresztą wprawiła w konfuzję towarzyszącą jej Angelę Merkel, której mina mówiła: „Mein Gott! Kogo oni nam tu przysłali?”. Jakiż kontrast między zachowaniem pani Kopacz, a niedawną wizytą Andrzeja Dudy w stolicy Niemiec. Z jednej strony prezydent Duda, reprezentujący nasz kraj godnie i dostojnie, a z drugiej pani Kopacz, zachowująca się, jak Jaś Fasola („Nadciąga totalny kataklizm”) na wakacjach w USA. Nawiasem mówiąc, podejrzewam panią Kopacz o to, że jest cudownym dzieckiem wychowanym w związku partnerskim Fasoli i Clouseau, ale na razie nie mam na to jeszcze twardych dowodów. I teraz pani Ewa „Nadciąga totalny kataklizm” ma tyle tupetu, by rozpowiadać, że czuje się „zażenowana” zachowaniem pana prezydenta, który stwierdził (w prywatnej rozmowie!), że w Polsce poprawę warunków życia odczuli nieliczni. Ale to przecież oczywistość! Którzy to są ci nieliczni, to niech już pani Kopaczowa zapyta swego kolegę Kwiatkowskiego z NIK, który (wedle relacji Radia Zet) podpowiadał pytania egzaminacyjne mężowi koleżanki Iwony Sulik (byłej rzecznik rządu Kopacz). Jak, rozumiem, tym faktem szefowa rządu nie jest „zażenowana”.

Drugi wykwit przemysłu przykrywkowego, to wiadomość, że prezydent Duda jakoby „nie przywitał się” z panią Kopacz na Westerplatte. Na filmie dostępnym w serwisie niezalezna.pl widać, że prezydent dwukrotnie odwracał się w stronę Ewy Kopacz, aby się z nią przywitać. Niestety pani Kopacz nie reagowała, bo zbyt była zajęta obściskiwaniem dłoni każdego, kto się jej nawinął pod rękę, wyjąwszy A. Dudę, którego od szefowej rządu oddzielał wianuszek jej przydu… Pardon, akolitów. Tu przypomina się sławna scena z serialu „Kariera Nikodema Dyzmy”, kiedy to odchodzący z funkcji prezesa Banku Zbożowego Dyzma (genialna kreacja Romana Wilhelmiego), obściskuje dłonie współpracowników, wygłaszając do każdego tę samą, nieśmiertelną kwestię: „Rząd zrobił jak chciał, a co z tego będzie – zobaczycie.” Podobno panią Kopacz, której porażającego safandulstwa Tusk ma już serdecznie dość, ma wkrótce wysiudać ze stołka pan Siemoniak. Czy pani Ewa, pogodzona z nieuchronnym, tłumaczyła współpracownikom: „Tusk zrobił jak chciał, a co z tego będzie – zobaczycie.”? Nie  można tego wykluczyć. Tak, czy siak zachowanie pani Kopacz stanowiło dla mnie jawną prowokację, obliczoną na wyprowadzenie prezydenta Dudy z równowagi. To ostatnie się nie udało (prezydent, skoro uniemożliwiono mu podanie ręki szefowej rządu, po prostu skinął jej głową i usiadł na miejscu), ale mejnstrim i tak cały dzień grzał temat pt „Prezydent nie przywitał się z E. Kopacz”.

Moim zdaniem jedyne, co w obliczu przemysłu przykrywkowego można uczynić, to nie dawać się wpuszczać w tematy zastępcze i mówić nie o głupotach, ale o rzeczach istotnych, np. o dokonaniach członków „partii obywatelskiej”, którymi tak bardzo interesują się prokuratorzy z Katowic.

 

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (58)

Inne tematy w dziale Polityka