payssauvage payssauvage
980
BLOG

Dr Ewa Kopacz-Frankenstein walczy z „bakcylem nienawiści”

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 24

Zawsze z uwagą wsłuchuję się w słowa Michała Kamińskiego, ponieważ uważam go za intelektualną podporę Platformy Obywatelskiej. Nie jedyną oczywiście, bo drugą jest pani „ministra” Joanna Mucha, powszechnie znana z wiekopomnych dokonań w dziedzinie urządzania meczów piłki wodnej na Stadionie Narodowym. Pani Joanna niestety coś nam ostatnio zamilkła, a szkoda, bo może uraczyłaby nas kolejnymi swymi przemyśleniami w rodzaju tych, że starsi ludzie często chodzą do lekarza, bo im się nudzi, z czego można wnioskować, że w kolejkach do specjalisty kwitnie bujne życie towarzyskie w wykonaniu emerytów i rencistów. Może i tak. A może jednak chodzi o to, że nie wszyscy mogą się cieszyć takim standardem opieki medycznej, jak mama pani Beaty Małeckiej-Libery posłanki Platformy Obywatelskiej i pełnomocniczki rządu ds. ustawy o zdrowiu publicznym. (Ewa Kopacz, po tym jak  została premierem, napowoływała tych całych „pełnomocniczek”, jak sądzę, po to, by psiapsiółki się nie nudziły – w końcu  ile można pić kawę i oglądać seriale?) Kiedy mama pani psiapsiółki …, pardon – mama pani „pełnomocnik” wylądowała w szpitalu, to z sześcioosobowej sali usunięto innych chorych, żeby zrobić dla niej miejsce, gdyż – jak tłumaczył dyrektor placówki – „Pacjentka ma prawo do intymności oraz prywatności i dlatego leży sama na sali.” Ten incydent rzuca przy okazji snop jaskrawego światła na przyczyny, dla których politycy PO tak stręczą Polakom emigrację, prawo do której uważają widocznie za największą zdobycz ludu pracującego miast i wsi. Po prostu – sądzą, że mają prawo do intymności i prywatności i nie chcą, żeby jacyś obcy kręcili im się po ulicach. „Bo między Bugiem, a Odrą-Nysą, to najważniejsze ze wszystkich my są” – myślą sobie zapewne działacze PO w rodzaju pani Małeckiej-Libery.  

Ale wracam do Misia, na miarę możliwości Ewy Kopacz. W ramach zimnej wojny, jaka od pewnego czasu trwa w łonie partii obywatelskiej Kamiński stwierdził: „Ze smutkiem przyjmuję fakt, że Paweł Zalewski ten bakcyl nienawiści, bakcyl plucia na innych przeniósł z PiS do Platformy Obywatelskiej. Najwyraźniej te wiele lat kiedy był wiceprezesem tej partii odłożyło strasznie piętno na jego psychice.”Była to odpowiedz na zarzuty P. Zalewskiego, który żalił się, że Miś szkodzi Platformie swoimi pomysłami piarowskimi. Przyznam, że zaimponowała mi intelektualna brawura, jaką odznacza się przytoczona wyżej wypowiedz Kamińskiego. Zarzucać komuś, że należał do PiS i to jeszcze w sytuacji, kiedy samemu było się prominentnym działaczem tego ugrupowania, to ekwilibrystyka umysłowa, której nie powstydziłby się najbardziej nawet doświadczony akrobata. Zastanawiające jest jednak co innego. Otóż wskutek pobytu w Prawie i Sprawiedliwości Zalewski zaraził się „bakcylem nienawiści”, a Miś Kamiński nie. Dlaczego? Czy osłonił go przed tym ryngraf, który woził do Pinoczeta? A może wieloletnia przynależność do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego uodporniła Kamińskiego na szkodliwe miazmaty „nienawiści”. Z drugiej strony, nie da się ukryć, że Kamiński, w czasie kiedy należał do PiS, utył i całkiem stracił owłosienie na głowie (czego z kolei nie można powiedzieć o Zalewskim). Tu również rodzi się pytanie o przyczyny. Czyżby złowrogi Jarosław Kaczyński dosypywał Misiowi czegoś do jedzenia? A może rzucił na niego urok, którego nie zdążyła w porę odczynić baba zielna? Tajemnica to wielka, a jednocześnie wołająca o natychmiastowe wyjaśnienie. Gdyby się bowiem okazało, że utrata owłosienia i nadwaga to efekt machinacji złowrogiego Prezesa, to Kamiński mógłby przypiąć sobie kolejny liść do wieńca męczeństwa i z automatu przysługiwałoby mu lepsze miejsce na liście wyborczej, jak za komuny w czasie rekrutacji na studia punkty za odpowiednie pochodzenie klasowe.

W sprawie konfliktu Zalewski – Kamiński głos zabrała Ewa Kopacz, która z zawodu jest lekarzem, więc na bakcylach się zna. Kopacz kazała panu Pawłowi mniej biegać po telewizjach i narzekać na jej decyzje kadrowe, a więcej czasu spędzać „na robocie i przekonywaniu Polaków o dorobku tych ośmiu lat”. Na miejscu Pawła Zalewskiego bym się zastanowił, bo jeszcze dr Ewa zechce ostatecznie wyplenić „bakcyl nienawiści”, złapie za skalpel i utnie Platformie Zalewskiego. Tymczasem jednak Ewa Kopacz poszła w ślady swego kolegi po fachu, czyli dra Frankensteina i z politycznych nieboszczyków zszywa potwora, któremu na imię Platforma Obywatelska, a.k.a. „front jedności przeciw PiS”. W tym celu pani Ewa naprzyjmowała na listy PO politycznych umarlaków, ledwie powłóczących nogami. Z jednej strony jest to wspomniany „Miś” Kamiński którego obecność na listach nie stanowi niespodzianki, a z drugiej – co już jest pewnym zaskoczeniem – Ludwik Dorn i Grzegorz Napieralski. Ludwik Dorn, którego rozdęte ego spowodowało, że Jarosław Kaczyński w pewnym momencie podziękował mu za współpracę, od dawna próbował podpiąć się pod jakąś partię, która zapewni mu kolejne cztery lata dolce vita. W tym celu czynił podchody nawet pod Polskie Stronnictwo Ludowe, czyli był gotów zostać zawodowym chłopem. Zamiast jednak walczyć o poprawę doli chłopa (czyli swojej, wszak pan Ludwik nie jest chyba babą) w „peezelu”, Dorn zasilił szeregi Platformy i dostał dwójkę w Radomiu. Jakby dostał w szkole, to by było źle, ale dwójka na radomskiej liście PO daje mu szanse na wejście do Sejmu. Z kolei do Senatu będzie startował Grzegorz Napieralski, który dotąd wsławił się głównie tym, że w kampanii prezydenckiej w 2010 r. rozdawał jabłka, i że potem, jak dziecko dał się ograć Millerowi, który zabrał mu stołek przewodniczącego SLD. Niedawno Napieralski wraz z zastępcą Urbana, Rozenkiem stworzył partię Biało-Czerwoni. Było to o tyle dziwne, że i Rozenek, i Napieralski są wyłącznie czerwoni, więc nie bardzo było wiadomo skąd ta biel w nazwie. Może miała ona przywodzić na myśl białą flagę, jako symbol uległości nowej partii wobec żądań obcych stolic, z czego postkomunistyczna lewica zawsze była znana. To zresztą nie ważne, bo polityczne drogi Rozenka i Napieralskiego się rozeszły i ten ostatni wylądował u Ewy Kopacz na liście.

Czym kierowała się Ewa Kopacz nadając listom wyborczym PO taki, a nie inny kształt? W przypadku Michała Kamińskiego odpowiedz nie nastręcza specjalnych kłopotów. Po prostu – „Miś” nader umiejętnie łechce ego pani premier, np. mówiąc o niej : „zdolność czynienia cudów przez panią premier jest podobna do Davida Copperfielda”. Jest to zresztą komplement dość dwuznaczny, bo wszak Copperfield to iluzjonista. Czyżby więc wiekopomne sukcesy PO i ta cała „Polska w budowie”, to było tylko sztucznie wywołane złudzenie? O ile więc obecność na listach wyborczych Kamińskiego jest jasna, to większym problemem jest pytanie o przyczyny przygarnięcia Napieralskiego i Dorna. Wprawdzie Napieralski zwierzył się, że poszedł do PO, by się „pięknie różnić”, a Dorn wyznał, że partia Ewy Kopacz uwiodła go tym, że jest „związana jest z ziemią, z rzeczywistością, czasami tak bardzo, że aż do niej za bardzo przylega”, ale można to między bajki włożyć. Nawiasem mówiąc z wypowiedzi Dorna wynika, że PO nieraz pełza po ziemi („aż do niej za bardzo przylega”), co, biorąc pod uwagę stosunek tej partii do Niemiec i Rosji, nie jest takie znowu odległe od prawdy.

Najprostsze i najbliższe prawdy wyjaśnienie postępowania Ewy Kopacz jest takie, że chodzi po prostu o przyciągnięcie do PO części wyborców lewicowych i prawicowych, co, jak sądzę, nie uda się albo wcale, albo w ograniczonym zakresie, bo przy obecnej ordynacji bardziej głosuje się na partie, niż na nazwiska. Poza tym przyjęcie na listy ludzi takich, jak Dorn, czy Napieralski może zniechęcić do PO część jej elektoratu (świadczą o tym choćby komentarze, które można poczytać na na gazeta.pl) i per saldo okazać się błędem. Nie pierwszym zresztą na koncie Ewy Kopacz.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (24)

Inne tematy w dziale Polityka