payssauvage payssauvage
3921
BLOG

CziP-y i „naziści” (plus imigranci w tle)

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 85

Ewa Kopacz robiła marsowe miny i dawała do zrozumienia, że nie pozwoli nam wcisnąć tylu uchodźców, ilu się Unii podoba, ale wystarczyło, że przewodniczący Komisji Europejskiej, Juncker zmarszczył brwi i napomknął o „20 mln potomków Polaków”, a z szefowej polskiego rządu zeszło powietrze i zaczęła śpiewać  z całkiem innego klucza.  Problem uchodźców to nie tylko problem rządu, ale to test na przyzwoitość – stwierdziła Kopacz na Forum Ekonomicznym w Krynicy. „Korzystaliśmy, i to bardzo mocno, z solidarności naszych kolegów, partnerów z Europy, kiedy mieliśmy swoich uchodźców. Dzisiaj nie możemy o tym zapomnieć. Nie możemy być nieczuli na to nieszczęście, które każdego dnia pokazują media" – opowiadała dalej trzęsącym się głosikiem Ewa Kopacz, osoba czuła i przyzwoita (w skrócie CziP). To, że Ewa Kopacz jest czuła, wiadomo od dawna. Nie wiadomo, tylko czy jest czuła na dobro Polaków i polskiego państwa, czy też może bardziej jest czuła na punkcie swojego wizerunku, od którego zależeć będzie, czy – podobnie jak Donek – wyląduje na ciepłej posadce w Brukseli. Z przyzwoitością, też pani premier nigdy nie miała problemu, podobnie zresztą, jak wszyscy członkowie PO, bo przecież w tej partii nie można splunąć, żeby nie trafić w jakiegoś „przyzwoitego”. Na czym konkretnie polega ta przyzwoitość mogliśmy się przekonać na podsłuchanych przez „kelnerów” taśmach od „Sowy i Przyjaciół”, a najnowszym pokazem przyzwoitości było ustawianie konkursów w  NIK, o co prokuratura oskarżyła przyzwoitego Krzysztofa Kwiatkowskiego.

W ogóle – czipów ci u nas dostatek. Kolejny „czuły i przyzwoity” to oczywiście Ireneusz Krzemiński, który w Gazecie Wyborczej pohukiwał, że jak Polska nie chce uchodźców, to nie powinna też wyciągać ręki po unijne dotacje. Krzemiński nigdy rozumem nie grzeszył, więc godzi się czipowi wytłumaczyć, że dotacje nie rosną na drzewach, nie spadają z nieba, ani nie przywozi ich starą skodą Jożin z Bażin. Dotacje, drogi panie Krzemiński, pochodzą z naszych podatków, które – w formie składki – wpłacane są do unijnej kasy, a potem redystrybuowane. Obecnie Polska jest „beneficjentem netto” – więcej z kasy dostaje, niż sama wpłaca, ale już od następnej „perspektywy budżetowej” skończy się babce … Skończy się El Dorado i Polska będzie więcej wpłacać, niż otrzyma. Niech więc sobie Unia weźmie te dotacje (to znaczy tę nadwyżkę nad naszą składką, której płacenie wstrzymamy) razem z uchodźcami, ale niech przy okazji zabierze też zachodnie (w tym niemieckie) koncerny, drenujące nasz kraj z pieniędzy, niech weźmie prawa „gejów” i dżender-ściemę, którą próbuje ogłupiać polskie dzieci, a także swoje durne regulacje wg których marchewka to owoc, ślimak to ryba, a Krzemiński to intelektualista. Acha – o odsetkach od pożyczonych Polsce kredytów zachodnie banki też chyba będą musiały zapomnieć. Nie mamy z czego płacić, boście nam zabrali dotacje. Sorry. Pan Ireneusz Krzemiński przy okazji strasznie się nasładzał tym, że „w Polsce mamy takie regiony, np. zachodnia część kraju, gdzie doprawdy przypływ ludzi, i to ludzi wykształconych, mających cenne zasoby, przyczynić się może do rozwoju tych ziem. I całej Polski.”Poważnie? Czy Krzemińskiemu chodzi o te regiony, z których sami Polacy uciekają – jedni do większych miast, inni za granicę – w poszukiwaniu pracy i lepszego życia? Czyli co – mamy na powrót otworzyć pegieery, żeby imigranci mieli gdzie pracować? Albo nie – mam lepszy pomysł. Najlepiej pójdźmy w ślady Konrada Mazowieckiego i dajmy tym ludziom ziemię chełmińską, żeby, w razie czego, bronili nas przed atakiem Putina z Okręgu Królewieckiego, tak samo, jak bronili swoich ojczyzn.

Następna „czuła i przyzwoita” (czip), to rzecz jasna Renata Kim z Newsweeka. "Gdyby moja parafia wzięła pod opiekę syryjską rodzinę, to mogę gotować dla nich posiłki, uczyć polskiego. To umiem" –zwierzyła się radiu Tok FM pani Kim. Zadumałem się nad tymi słowami, bo wyobraziłem sobie panią dziennikarkę, jak, odziana w markowe ciuchy, w jakimś domu parafialnym przygotowuje sushi, które następnie podsuwa uchodźcom na takich malutkich łódeczkach (jak w prawdziwym barze z japońskim żarciem), a potem uczy syryjskie dzieci języka polskiego z czytanki o dwóch tatusiach pingwinach wspólnie wysiadujących jajo, albo o transpłciowym ślimaku. Bo chyba mi nikt nie powie, że taka postępowa matrona, jak Renata Kim w podomce pichciłaby Syryjczykom leniwe ze skwarami, a potem czytałaby im o Ali i o Asie. To oczywiście świetna wiadomość, że pani Renta udzieliłaby w pielęgnowaniu uchodźców i dobrze by było, żeby inni „czuli i przyzwoici” ją naśladowali. Tomasz Lis uczyłby imigrantów jak składać ręce w piramidkę i robić minę zatroskaną o Polskę (przyda się, gdy pójdą do pośredniaka bezskutecznie szukać pracy, albo do MOPS-u po zasiłek); Bronisław Komorowski uczyłby Syryjczyków polskiej ortografii, gotowania bigosu i opowiadałby pasjonująco o zwyczajach godowych kaszalotów; Ewa Kopacz zaś fachowo objaśniłaby jakie połączenie kolejowe wybrać, żeby najszybciej i najtaniej z miejscowości A dostać się do miejscowości B, łącząc w ten sposób lekcje matematyki z nauką geografii.

Nagłe zainteresowanie Renaty Kim życiem swojej wspólnoty parafialnej to oczywiście następstwo słów papieża Franciszka, który stwierdził, że europejskie parafie powinny otworzyć się przed uchodźcami i dobrze by było, gdyby każda przyjęła jedną rodzinę. To oświadczenie sprawiło, że mejnstrimowe media, które jeszcze niedawno przedstawiały Kościół katolicki jako zbiorowisko oderwanych od rzeczywistości chciwców i obłudników, ochoczo podchwyciły apel papieża, a Renata Kim poczuła w sobie kucharkę skrzyżowaną z panią od polskiego. Bardzo zresztą możliwe, że pani Kim faktycznie ugotowałaby tym imigrantom garnek ziemniaków i usmażyłaby kilka schabowych, a potem uczyła dzieci literek „a” i „b”. Pytanie tylko, na jak długo starczyłoby jej entuzjazmu?

Zresztą, czym kończą się szkodliwe złudzenia polskich katolików przekonali się mieszkańcy Śremu w Wielkopolsce, o czym informuje niezalezna.pl,  powołując się na jeden z lokalnych portali. Od lipca pod opieką parafii Najświętszego Serca Jezusa w Śremie (województwo wielkopolskie) przebywała 5-osobowa rodzina uchodźców z Syrii: ojciec, matka i trzech synów. Rodzina uchodźców miała zapewnione bardzo dobre warunki życia (mieszkanie w jednym z nowszych bloków Spółdzielni Mieszkaniowej), przysłowiowy „wikt i opierunek” oraz zapewnioną edukację  w szkole katolickiej dla swoich dzieci. Syryjczycy dzięki staraniom parafii i parafian dostali także telewizję, Internet i rowery. Rzecz jasna wszystko to za darmo”.Ale wystarczyło, że Niemcy ogłosili, iż przyjmą tysiące uchodźców, a imigranci z Syrii wiele myśląc dali nogę za granicę. "W poniedziałek (07.09) w nocy, bez słowa pożegnania i podziękowania, uciekli do Niemiec – szukając tam (jeszcze) lepszego życia". Nawiasem mówiąc, ciekawe ilu ubogich Polaków może liczyć na darmowe mieszkanie, wyżywienie, edukację dzieci, telewizję, Internet…

Ale oprócz postępowego plemienia czipów ziemie między Odrą, a Bugiem zasiedla plemię straszliwych „nazistów”. „Nazistę” poznasz po tym, że chce skorzystać z prawa do zgromadzeń i głosić poglądy niemiłe czipom,  które w bezpłatnej gazetce Agory pt. „Metro” napisały: „Ratusz nie pozwolił na sobotnią manifestację nazistów przeciw uchodźcom.”A tymczasem „naziści” chcieli przede wszystkim upamiętnić przypadającą w sobotę rocznicę wiedeńskiej wiktorii króla Jana III Sobieskiego. No ale wiadomo przecież, że ten cały Jan III Sobieski to też był „nazista”, który zamiast odstąpić hordom Kara Mustafy pałac w Wilanowie i dorzucić każdemu zasiłek w wysokości 100 talarów na twarz, to sprał im tyłki i nie pozwolił na islamizację Europy. Na szczęście – co się odwlecze, to nie uciecze i jest duża szansa, że misja Kara Mustafy zostanie zrealizowana po trzystu trzydziestu dwóch latach. Zadbają o to czipy.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (85)

Inne tematy w dziale Polityka