payssauvage payssauvage
968
BLOG

Polski rząd nie odpuszcza w sporze z Brukselą

payssauvage payssauvage Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

Słynny aktor Roman Wilhelmi znany był również z tego, że miał w zwyczaju zapisywać na marginesie scenariusza litery „p” i „o”. Oznaczały one kolejno: "przy... ehem... dolić" i "odpuścić". Pan premier Morawiecki zapewne nie kieruje się tym samym zwyczajem i na przedstawionych mu dokumentach nie pisze komentarzy w postaci wspomnianych liter, ale strategia polskiego rządu w sporze z Brukselą trochę przypomina metodę twórczą Wilhelmiego, bo - o czym doniosły wczoraj media - po okresie odprężenia w stosunkach z Unią polskie władze postanowiły utwardzić swoje stanowisko. Krótko mówiąc: Warszawa próbowała iść Brukseli na rękę - nic z tego nie wyszło, no więc teraz będziemy nadeptywać unijnym biurokratom na odcisk. *


Zresztą nie tylko unijnym biurokratom. W sporze Brukseli z Polską z sobie tylko wiadomych przyczyn uaktywnił się bowiem ostatnio premier Holandii, Mark Rutte. Czy Królestwo Niderlandów naprawdę nie ma większych zmartwień, że szef rządu tego kraju ma czas, by osobiście pochylać się z troską nad praworządnością w Polsce? A może pan premier Rutte po prostu postanowił podać pomocną dłoń rodakowi, Fransowi Timmermansowi? Tak, czy inaczej troska za troskę, bo z kolei polski rząd postanowił przyjrzeć się interesom Holendrów w Polsce, słusznie rozumując, że jak dostaną po kieszeni, to odechce im się wściubiać nos w nieswoje sprawy. 


I teraz pytanie za sto punktów: czy nie można tak było od razu? Czy rzeczywiście trzeba było bawić się w odprężenie w relacjach z unijną biurokracją? Może należało po prostu od początku iść "na ostro", nie tracąc czasu na żadne ustępstwa w sporze z Brukselą. Skoro i tak teraz mamy zamiar to zrobić, to przynajmniej zaoszczędzilibyśmy cenne pół roku. Otóż sprawa tylko pozornie prezentuje się tak prosto. Nawet nie mam zamiaru przypominać, co na ten temat pisali i piszą publicyści sympatyzujący z opozycją, bo szkoda czasu oraz nerwów - Czytelników i moich. Skupmy się raczej na opiniach, które można było przeczytać wśród analityków bynajmniej nie niechętnych obecnemu rządowi. Który z polityków był (i jest) przedstawiany za wzór obecnym polskim władzom? Któżby, jeżeli nie Viktor Orban? A dlaczego - a z uwagi na swoją legendarną elastyczność. Tu pójść na ostro, tam odpuścić; gdzie indziej wybiec do przodu dwa kroki, by cofnąć się o jeden, ale mimo to coś ugrać, itd. No to w Prawie i Sprawiedliwości pomyślano zapewne: może rzeczywiście coś w tym jest, spróbujmy. Spróbowano więc i nie za bardzo to wyszło. 


Pytanie: dlaczego? Ktoś może powie, że strategię Orbana stosowano nieumiejętnie, ograniczając się wyłącznie do miłych miłych słów i uśmiechów, a tymczasem, jak pouczał prezydent Stanów Zjednoczonych Teodor Roosevelt, w polityce trzeba się uśmiechać i przemawiać uprzejmie, ale za plecami trzymać tęgi kij. Obecnie więc Polska chce pokazać, że w razie czego ma czym przyłożyć. Moim zdaniem przyczyny leżą jednak dużo głębiej i są dwie. Po pierwsze pozycja polityczna Prawa i Sprawiedliwości jest słabsza, niż Fideszu (w tym roku Orban po raz trzeci zdobył 2/3 głosów w parlamencie), a na dodatek musi się ono użerać z opozycją totalną, która gotowa ojca i matkę sprzedać byle tylko dorwać się do koryta. Przeciwnicy Orbana w porównaniu z naszą piątą kolumną, to w sumie sympatyczni goście, z którymi można nawet zjeść gulasz i napić się wina. Po drugie i najważniejsze Polska, z całym szacunkiem dla Węgier i ich mieszkańców, jest dużo ważniejsza i o ile w Budapeszcie może sobie rządzić "dyktator", to w Warszawie ma panować porządek, a właściwie Ordnung. Żadne umizgi i żadne uśmiechy tego nie zmienią, bo gdy Warszawa wybije się na niepodległość i jeszcze na dodatek zjednoczy wokół siebie państwa Europy Środkowej oznaczać to będzie definitywny koniec mocarstwowej pozycji Niemiec. A na to trzęsący Unią Europejską Berlin z oczywistych względów nie może sobie pozwolić i użyje wszelkich narzędzi, jakimi tylko dysponuje (z powolną sobie Komisją Europejską na czele), by temu zapobiec. 


Warto o tym pamiętać choćby po to, by uświadomić sobie, że to, co sprawdza się w przypadku jednego kraju (np. Węgier), wcale nie musi przynieść sukcesu innemu państwu (np. Polsce). Czy to znaczy, że mamy z wszystkim chadzać na udry i w każdej sprawie prezentować nieprzejednaną postawę? Bynajmniej. Po prostu, sięgając do przywołanej wyżej metafory, musimy mieć za placami dużo większy i grubszy kij, niż taki np. Orban, bo częściej będziemy musieli po niego sięgać - tylko tyle. I aż tyle. 


* http://fakty.interia.pl/prasa/news-dziennik-gazeta-prawna-warszawa-postanowila-zrobic-wolte,nId,2593843




payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka