Nie będę się tu pastwił nad koszmarną analogią Tuska do jednego z największych zbrodniarzy w dziejach świata Hernán Cortésa, choć analogia ta jest równie oczywista co przerażająca (ale o tym na koniec). W pierwszej kolejności chciałbym napisać kilka zdań o dwójce przyszłych ministrów których nominacje właśnie Tusk ogłosił.
Pierwszy to sędzia Waldemar Żurek. Postać wyjątkowo paskudna, ale oczywiście przyjęta z nieskrywanym entuzjazmem przez giertychmanów - redaktorów i widzów nazistowsko-esbeckich patokanałów takich jak "Jan Piński" i "Rebeliant". Ta nominacja, a jeszcze bardziej ta reakcja mówią same za siebie. Donald Tusk stwierdził, że skoro pompowanie nazistowskiej agendy anihilacji opozycji pod atrapą "rozliczania nieuczciwości" nie przyniosła skutku w postaci przemiany ponad połowy polskiego społeczeństwa w nazistowską dzicz, to trzeba wbrew woli społeczeństwa dać tych nazistowskich igrzysk jeszcze więcej i wtedy dzikusów będzie więcej. Myślę że to jest poważny błąd. Niemiecka połowa tej groźnej hybrydy tym razem wzięła górę, dlatego Tusk nie wykorzystał tego, czym wcześniej tak sprawnie wykorzystywała polska połowa tej hybrydy: fanatyczne zafiksowanie Polaków na punkcie wolności. Jeśli ktoś nie zrozumiał poprzedniego zdania, to wytłumaczę je punkt po punkcie. Błędem jest traktowanie Tuska jak Niemca. Dlaczego odstrzeliwuje się psowilki, czyli krzyżówki wilków z psami? Oficjalnie dla ochrony genetycznej populacji wilków, co jest kłamstwem, bo hybrydy międzygatunkowe najczęściej są bezpłodne. Nieoficjalnie dlatego, że ta hybryda jest wyjątkowo niebezpieczna. Wilk jest drapieżnikiem, czyli zabójcą. Ale wilk boi się człowieka. Pies nie ma instynktu zabójcy, ale nie boi się człowieka. Psowilk? Niech każdy odpowie sobie sam - masakruje zwierzęta gospodarcze i stanowi zagrożenie dla życia ludzi, bo ma instynkt zabójcy i nie boi się człowieka, bo wie jak go podejść. Tak samo było z Tuskiem. Rozpieszczanie przez matkę Niemkę i bicie przez ojca Polaka - Kaszuba wyzwoliło w nim miłość do Niemiec i nienawiść do Polski. Ale w przeciwieństwie do Niemców Tusk wiedział jak podejść Polaków: krzyknąć, że ci drudzy zabierają (lub choćby chcą zabrać) im WOLNOŚĆ, a Polacy pobiegną z kosami na tych drugich. Strategia kontynuacji represji i krwawych igrzysk pokazuje, że Tusk tę zdolność zatracił - stał się prawdziwym, butnym Niemcem, bezdusznym naziolem który już nie troszczy się o "wolnościową" fasadę. Stąd nominacja sędziego Żurka, aby on mógł przenieść swoją nienawiść z obszaru retoryki na obszar działań. Te działania zaprowadzą Żurka za kratki... lub na dożywotnią banicję... ewentualnie do publicznego linczu, jeśli Tusk z Żurkiem za wszelką cenę nie będą chcieli oddać władzy i bardzo ostro przegną.
Druga z ciekawych nominacji, to Jolanta Sobierańska-Grenda, czyli przyszła Minister Zdrowia. Przypomina to manewr z nominacją na to samo stanowisko Mariana Zembali - wybitnego kardiochirurga, wieloletniego współpracownika i przyjaciela prof. Zbigniewa Religi, a także człowieka o silnych zasadach, lubianego i szanowanego. Przypomnę, że prof. Marian Zembala został mianowany już w 2015 roku, kiedy poprzedni rząd PO już się sypał - nominacja ta miała być mocnym plusem wizerunkowym dla rządu. Przypomnę też jak skończył ów profesor: śp. Marian Zembala zakończył życie śmiercią samobójczą wskutek zaszczucia Jego rodziny (zwłaszcza Syna - również wybitnego lekarza) i Niego samego przez środowisko PO po tym, jak odważył się publicznie pochwalić postawę i działania pisowskiego Ministra Zdrowia Łukasza Szumowskiego. No to jak przeczytałem dziś artykuł o tym, jak środowisko rozpływa się nad nową Panią Minister, to moje skojarzenie było oczywiste "szkoda Kobiety, pewnie skończy śmiercią samobójczą" jak jej poprzednik. Nota bene taki los był pisany każdej osobie kompetentnej, merytorycznej i sympatycznej, która wdepnęła w to środowisko - czyż nie należy współczuć merytorycznej i przesympatycznej ekspertce ś.p. Monice Zbrojewskiej, która po kilku latach współpracy z peowską bandą zakończyła życie mieszając końską dawkę alkoholu z równie potężną dawką środków uspokajających? Biedna Pani Jolanta!
No to na koniec wróćmy do "spalonych statków", "spalonych mostów" i innych analogii Donalda Tuska do tego w jaki sposób hiszpański konkwistador Hernán Cortés zgładził cywilizację Azteków podbijając terytorium dzisiejszego Meksyku. Z jednej strony to dobrze, że Tusk już teraz nie cytuje Heinricha Himmlera ("robić porządki żelazną miotłą") tylko przerzucił się na Cortésa - z dwojga złego lepszy typ, co zabijał mieczem od tego, co wybudował komory gazowe (bo po rozkazie "robienia porządków żelazną miotłą" żołnierze mordujący strzałem kobiety i dzieci pili na umór, rzygali i mieli koszmary nocne - więcej na ten temat w książce Richarda Rhodesa "Mistrzowie śmierci: Einsatzgruppen"). Ale z drugiej strony to przestroga: Cortés podbił Meksyk, bo skłócił miejscową ludność. Praktycznie cała ta "rekonkwista" była wznieconą przez Cortésa wojną domową pomiędzy różnymi grupami Indian, w której tysiąc żołnierzy Cortésa miało marginalne znaczenie bojowe... za to ogromne propagandowe, jako przywódcy rebelii, która zniszczyła potężną cywilizację. Jak się damy Tuskowi dalej skłócać, to skończymy jak Aztekowie. A i los tych "zwycięzców" co się przyłączą do "nowego Cortésa" będzie równie przykry, jak los ludności reżimów latynoamerykańskich rzucających się ze skrajności w skrajność od najbardziej krwiożerczego kapitalizmu, po komunizm, aby wreszcie w skończyć w łapach militarnej junty, co mistrzowskim piórem opisał Marcin Wolski w jednym z rozdziałów książki "Agent Dołu" przedstawiającym losy fikcyjnego państwa Cortezji - gorąco polecam! Dla leniwych poniżej załączam audiobook.
Inne tematy w dziale Polityka