Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz
1170
BLOG

O kobietach, tragediach z nimi związanymi oraz o George'u Clooney'u

Adam Pietrasiewicz Adam Pietrasiewicz Społeczeństwo Obserwuj notkę 3

(Uwaga! O George'u Clooney'u będzie najmniej!)

Kobiety nas (mężczyzn) rzucają i robią to ciągle. O wiele częściej niż mężczyźni rzucają kobiety. Wiem o tym z własnego doświadczenia - nie rzuciłem żadnej dziewczyny w moim życiu, a mnie porzuciły 3. Liczba trzy jest nieskończenie większa od liczby zero, więc moja teza jest prawdziwa, gdyż nieskończoność to bardzo dużo. Wiem to również z obserwacji świata, który mnie otacza, a obserwuję go na tyle długo, że już mogę się wypowiadać.

Pytanie ""dlaczego ona mnie rzuciła?" zadają sobie codziennie tysiące mężczyzn na świecie. Znajdują czasami odpowiedzi, ale najczęściej tego nie rozumieją. No bo jak na przykład pojąć, że w momencie samego szczytu kryzysu kobieta opuszczająca mężczyznę mówi mu: "Wiem, że nigdy nikt mnie nie będzie bardziej kochał niż ty" (autentyk!). Nie da się tego zrozumieć, jeśli nie zrozumie się pewnych mechanizmów.

To wcale nie jest tak, że kobiety w swoich działaniach kierują się jakimiś absurdalnymi przesłankami. Kobiety, w stosunkach męsko damskich zachowują praktycznie zawsze w sposób racjonalny AŻ DO BÓLU! Najczęściej o wiele bardziej racjonalny od mężczyzn, którzy zazwyczaj nic nie rozumieją, kochają do szaleństwa i wyobrażają sobie, że to wystarczy! 

Jest kilka prostych, zrozumiałych, powszechnie obowiązujących i okrutnie bezwzględnych reguł, które kierują kobietami w ich stosunkach z mężczyznami. Opowiem o nich. 

Czytelniku - jeśli jesteś facetem, to od razu zapomnij o miłosnych uniesieniach, o przysięgach w świetle Księżyca i motylkach latających w brzuchu. Tak, to istnieje oczywiście, ale to ma swoją wartość jedynie krótko. Podstawowa prawda jest taka, że

KOBIETA JEST Z TOBĄ TAK DŁUGO, I TYLKO TAK DŁUGO, JAK DŁUGO JESTEŚ JEJ NAJLEPSZĄ OPCJĄ ŻYCIOWĄ.

Kobiety mają instynkt hipergamii. Oznacza to, że cały czas poszukują wokół siebie mężczyzny, który będzie stał od nich wyżej w hierarchii - fizycznie, finansowo, socjalnie, pod dowolnym względem, a najlepiej pod każdym. To nie jest wynik wychowania, to jest instynktowne, to element kobiecej psychiki od momentu poczęcia. Kobieta szuka bezpieczeństwa, fizycznego, socjalnego, finansowego, które może zapewnić jej i jej potomstwu mężczyzna silny, ważny, bogaty. Oczywiście zdarzają się przypadki, gdy kobiety o bardzo męskich cechach charakteru, dominujące, znajdują sobie mężczyznę uległego, ale nie jest to sytuacja standardowa.

Kobieto - puchu marny!

Należy mieć świadomość tego, że kobieta jest słaba. Tak po prostu. A kobieta w ciąży jest jeszcze słabsza. I ta słabość trwa długo, wiele miesięcy, a nawet lat, bo nie ogranicza się do samej ciąży, ale obejmuje połóg i opiekę nad niemowlęciem. I dlatego kobieta potrzebuje opieki, ochrony, bezpieczeństwa. Kobieta w ciąży i w połogu potrzebuje mnóstwo jedzenia, którego sama nie jest w stanie sobie zapewnić. Nie jest też w stanie uciec przed dzikim zwierzęciem. Kobieta potrzebuje ochrony, poczucia bezpieczeństwa. Tak było ZAWSZE. To jest zapisane w genach!

Hiergamia działa i się sprawdza!

To, że jesteśmy tu, na Ziemi, teraz, w tym momencie jest wynikiem instynktu, który popychał kobiety do szukania mężczyzn mogących je chronić i zapewnić bezpieczeństwo. Mężczyzn silniejszych, sprawniejszych, skuteczniejszych od nich - oczywiście zawsze spośród tych, których kobieta mogła wokół siebie znaleźć. Dzięki swemu instynktowi znajdowała opiekę podczas ciąży, miała co jeść i mogła nakarmić swoje dzieci. I tak przez tysiące pokoleń. Mężczyzna szedł polować, i walczył, by ją bronić, a kobieta bezpiecznie wychowywała dzieci. To naznacza! Naznacza geny przede wszystkim!

Dziś poszukiwanie bezpieczeństwa przekłada się na kwestie pozycji społecznej, możliwości finansowych, choć i wygląd, czyli w ostateczności oznaki dobrego zdrowia fizycznego, też może być istotny, choć zazwyczaj według kobiet nie jest najważniejszy.

Poszukiwacz miłości.

Na Facebooku, gdzie nie udzielam się w ogóle publicznie poza ściśle profesjonalnymi grupami, przewijają mi się na osi czasu różne, niezwykłe informacje. Często świerzbi mnie, by zareagować, ale nie robię tego, bo otwartą, publiczną część tego portalu opuściłem definitywnie.

Niedawno pojawiło mi się tam zdjęcie młodej, miłej buźki Azjatki, opublikowane przez jednego z moich facebookowych "znajomych" z komentarzem zapowiadającym rychłe zawarcie przez nich związku małżeńskiego. Dziewczyna ma przyjechać lada dzień do Polski. On ją kocha.

Młoda kobieta o azjatyckich rysach i długich, brązowych włosach

Facebookowy "znajomy", mężczyzna po czterdziestce, czyli w wieku "drugiej młodości" zasypał swój album profilowy zdjęciami dziewczyny z Filipin, o miłej, choć stosunkowo przeciętnej jak na tamte standardy urodzie. Na jej profilu FB nie ma ani jednego jego zdjęcia, co samo w sobie jest wymowne. Każde jej zdjęcie na jego profilu opatrzone jest komentarzem świadczącym o kompletnym zauroczeniu dziewczyną, ale na takim dziecinnym poziomie kilkunastolatka. Na jej profilu NIC. Nawet śladu informacji o nim.

Znajomi mężczyzny próbują mu tłumaczyć absurdalność całej tej sytuacji, jednak jedyną jego reakcją jest w takich przypadkach złość i przekonanie, że inni mu zazdroszczą. Posuwa się wręcz do tego, że usuwa wszystkie komentarze, które nie wyrażają wystarczającego zachwytu dziewczyną.

Historii takich są tysiące. W Polsce może mniej niż w Europie Zachodniej, ale dziś różnice zaczynają się powoli zacierać, i Polska staje się coraz bardziej atrakcyjnym miejscem dla ludzi z dalekich krajów, gdzie podstawowym, codziennym problemem nie są jakieś wydumane kwestie "zakochania", "miłości", "pięknych oczu", tylko codzienne kwestie zapewnienia jedzenia na kolejny dzień. Zderzenie takich dwóch światów prowadzi zazwyczaj do niezwykłych i smutnych efektów.

Poczytałem trochę wpisy na tablicy tego "znajomego", którego oczywiście nigdy w życiu na oczy nie widziałem, nigdy o nim nie słyszałem i zupełnie nie wiem kim jest, i znalazłem tam człowieka złamanego niedawnym rozwodem, który utracił kontakt ze swoim dzieckiem, człowieka nieszczęśliwego. Czterdziestoletni, porzucony mężczyzna, który najwyraźniej ma dodatkowo wyraźny problem z kobietami, gdyż jak sam o tym pisze "kobiety nazywały go cipą".

Mogłoby się wydawać, że nie ma już o czym dalej pisać - sprawa jest chyba jasna dla każdego. Ale ja napiszę, bo sytuacja tego znajomego jest niestety znamienna i jest symptomem dość powszechnego zjawiska.

Co będzie?

Otóż śliczna Azjatka przyjedzie do Polski, jeśli ów zakochany człowiek jej na to pozwoli. Być może obieca, że wyjdzie za niego za mąż, ale zapewne nie będzie musiała. Kartę pobytu on jej załatwi, już teraz pisze na Facebooku, że wie co trzeba zrobić. Jeśli założymy, że dziewczyna nie jest wyrachowana (w co nie wierzę, ale załóżmy), to jej zachłyśnięcie się Europą minie po pół roku. Jest młoda i ładna więc bardzo szybko wzbudzi zainteresowanie polskich samców alfa (o których piszę dalej). Mój facebookowy "znajomy" nie ma szans na nacieszenie się jej towarzystwem dłużej niż przez 9 miesięcy. Raczej nie dociągnie do roku. A to dlatego, że należy do 80% społeczności męskiej, a zasada Pareta jest nie do pokonania.

O zasadzie Pareta usłyszałem pierwszy raz w kontekście zarządzania sklepem. Powiedział mi o tym magazynier, bardzo zdziwiony, że w ogóle o tym wcześniej nie słyszałem. Byłem wówczas informatykiem, więc natychmiast to sprawdziłem. A potem w całej swojej karierze zawodowej sprawdzałem to wielokrotnie i właściwie zawsze to działało.

Co mi powiedział ów magazynier? Ano, że ZAWSZE 20% towarów w sklepie generuje 80% obrotów. Cokolwiek będzie się działo, jakkolwiek będzie się liczyło, prawo Pareta działa w sklepie. Sprawdziłem w kilku sklepach, a nawet sieciach sklepów, włącznie z tymi największymi! Działa to też w ubezpieczeniach - dwadzieścia procent klientów generuje osiemdziesiąt procent wysokości wypłat ubezpieczeń, ale też dwadzieścia procent klientów generuje osiemdziesiąt procent dochodów. Prawo Pareta zdaje się być uniwersalne, nieomalże jak prawo boskie. Każdy może to sprawdzić na swoim podwórku i ze zdumieniem to potwierdzić.

To może być 19/81, albo 22/78, ale zazwyczaj kręci się to wokół magicznego stosunku 20/80.

Dotyczy to również stosunków międzyludzkich, a gdy mówię o stosunkach, to mam na myśli stosunki!

Dwadzieścia procent mężczyzn ma dostęp do osiemdziesięciu procent kobiet. To znaczy sypia z nimi, wykorzystuje je, choć wcale niekoniecznie się z nimi żeni czy zakłada rodziny! Osiemdziesiąt procent mężczyzn ma dostęp do dwudziestu pozostałych procent kobiet, ale to wcale nie jest takie ewidentne. Dlatego wejścia do klubów nocnych są darmowe dla kobiet i płatne dla mężczyzn - kobieta jest w takim miejscu "dobrem" rzadkim, natomiast wygłodniałych samców jest zawsze mnóstwo. Podobnie jest w portalach randkowych i innych podobnych miejscach - stosunek liczby mężczyzn do kobiet to zawsze mniej więcej 20/80.

Tych dwadzieścia procent "szczęśliwców" to "samce alfa". Najprzystojniejsi, najbogatsi, mający największą władzę, czyli cechy, które w sposób całkowicie nieświadomy kobiety preferują i będą preferowały u mężczyzn po prostu dlatego, że taka jest ich natura. Cokolwiek chciałyby nam wmówić feministki i inni mądrale od genderu, nasze mózgi są zaprogramowane od milionów lat, a regułą, na której ten program się opiera, jest zapewnienie najlepszego przekazania swoich genów.

Samce alfa, których w męskiej społeczności jest około dwudziestu procent, blokują reszcie mężczyzn dostęp do osiemdziesięciu procent kobiet! I to wcale nie odbywa się tak, że każdy z tych dwudziestu procent ma wokół siebie cztery kobiety! To same kobiety tracą całkowicie zainteresowanie mężczyznami innymi niż samce alfa, bo stare, patriarchalne reguły, którymi rządziły się społeczności zawaliły się całkowicie.

Tak jak i u innych gatunków, tak i u ludzi są samce alfa, urodzeni przywódcy, i samce beta, czyli mężczyźni, którzy najprościej rzecz ujmując przywódcami nie są. W odróżnieniu od innych gatunków, u ludzi bycie samcem alfa nie musi się łączyć z koniecznie siłą fizyczną. Oczywiście lepiej jest, gdy mężczyzna jest wysportowany i silny, ale nie zawsze akurat to będzie świadczyło o jego pozycji, o obrazie, jaki powstanie w oczach większości kobiet, które napotka w swoim życiu. U ludzi samiec alfa to przede wszystkim mężczyzna dobrze zarabiający, dysponujący zestawem atrybutów zastępujących bicepsy: mieszkaniem, pozycją zawodową i społeczną, samochodem, drogimi ubraniami itp.

Można by pomyśleć, że obejmuje to również wiek, gdyż wielu samców beta skarży się, że nie mogą sobie znaleźć kobiety, gdyż są "zbyt starzy". Takie tłumaczenie przyczyn samotności jest dość powszechne szczególnie u mężczyzn po czterdziestce, jak mój "znajomy" z FB. Wydaje im się, że to PESEL jest przyczyną samotnych końców nocy w klubach i ogólnie braku zainteresowania nimi u płci przeciwnej. Wszystko staje się proste, gdy można zwalić sprawę na wiek.

Wiek oczywiście nie ma ŻADNEGO znaczenia, co łatwo udowodnić. Wyobraźmy sobie tylko, że o godzinie pierwszej w nocy do klubu wchodzi George Clooney, który ma ponad 60 lat! Jak myślicie, ile obecnych przy barze i na parkiecie dwudziestoletnich dziewczyn odwróciłoby się się od niego stwierdzając "eee, za stary!"?

George Clooney

To nie wiek decyduje o tym, czy kobieta się interesuje mężczyzną, czy nie. To jego pozycja, jego sytuacja! Bo INSTYNKTOWNYM celem, do którego dążą kobiety - WSZYSTKIE i ZAWSZE - jest znalezienie takiej sytuacji, w której będą mogły zapewnić sobie i swojemu potomstwu najlepsze warunki życia i rozwoju. W sytuacji braku społecznych hamulców kobieta będzie bez wahania przechodziła od mężczyzny do mężczyzny, aż wreszcie znajdzie tego, który zapewni jej optymalne warunki. Ale i z nim będzie tak długo, jak długo nie znajdzie lepszego układu. To jest jeden z fundamentalnych elementów kobiecej natury.

Kobiety z naszego świata.

Należy mieć na uwadze, że jedynym "skutecznym" punktem odniesienia dla każdego jest przede wszystkim on sam! Współczesne kobiety z naszego kręgu kulturowego często zadają pytanie w stylu "GDZIE CI MĘŻCZYŹNI?", a przecież oni wciąż są w tym samym miejscu, gdzie zawsze byli! Problemem jest to, że dziś kobiety w swej masie są doskonale wykształcone, zarabiają na życie, robią kariery, prowadzą firmy i coraz trudniej jest im znaleźć samców, którzy je w tym wszystkim przewyższają. Ci najbogatsi zazwyczaj mają zaspokojone swoje potrzeby przez otaczające ich kobiety młodsze i ładniejsze, które zamiast robić kariery dbały o znalezienie sobie samca, a "samce beta" tych wykjształconych i bogatych już nie interesują, gdyż nie są w stanie dać im niczego, czego one same już nie mają, albo czego nie mogą sobie kupić za zarobione pieniądze. One ich nie widzą, nie zauważają, nie wiedzą nawet, że tacy istnieją! I w ten sposób powstaje mit o zniknięciu mężczyzn.

Jest mnóstwo facetów na portalach randkowych, jest mnóstwo facetów w klubach nocnych... tylko nie są to faceci, którymi interesują się kobiety mające jakąś pozycję społeczną. Bo one szukają kogoś będącego wyraźnie wyżej od nich. To instynkt, to silniejsze od nich samych!

Kobieta zarabiająca 5000 PLN miesięcznie do ręki nie zainteresuje się ochroniarzem pracującym z 13 zł za godzinę, czy kierowcą autobusu, który ją dowozi do pracy. Z pola jej zainteresowań znika znaczny procent mężczyzn, a okazuje się, że ci, którzy by ją mogli interesować są już zajęci przez kobiety bardziej od niej atrakcyjne. Między innymi takie Azjatki sprowadzone do Polski.

Mężczyźni z naszego świata.

Oczywiście pojawia się automatycznie i równolegle zjawisko samotnych mężczyzn nie znających w ogóle kobiet. Trzydziesto, a nawet czterdziestoletnich prawiczków, którzy zazwyczaj nie przyznają się do swojej sytuacji, a jeśli nawet, to zapewniają kłamliwie, że to ich własny wybór, a nie dopust boży. To są ci wszyscy konsumenci pornografii, którzy w piątkowe wieczory zasilają rzesze niewpuszczonych, zestresowanych klientów klubów nocnych. To są tacy ludzie, jak mój "znajomy" z FB.

Na zachodzie, bo tam jest to szczególnie widoczne, otwarcie mówi się o "seksualnej biedzie" setek tysięcy mężczyzn, którzy nie mogą znaleźć żadnej kobiety na stałe, którzy co najwyżej mogą skorzystać z usług prostytutki, jeśli ich na to stać. Wśród tych mężczyzn jest mnóstwo takich, których rzuciły żony, gdy znalazły innego mężczyznę zapewniającego im większe poczucie bezpieczeństwa. Mężczyznę stojącego jeszcze wyżej w hierarchii.

Gdy te niewyżyte samce beta wracają do siebie po nieudanym wieczorze spędzonym na poszukiwaniu litościwego bramkarza, który ich wpuści do klubu nocnego, decydują się masowo zapisać do portali randkowych. Tam próbują upolować którąś z przedstawicielek dwudziestu procent kobiet, które pozostały do dyspozycji. Nic dziwnego, że jest ich tam bardzo mało, a każda z nich, nawet najgorszy baleron, znajduje cały wianuszek adoratorów.

A jak było kiedyś?

Religie, które narzucają monogamię próbują zaradzić temu problemowi. Kobieta, która w dawnym, "patriarchalnym" społeczeństwie wychodziła za mąż, przestawała zasadniczo być "dostępna" dla innych mężczyzn, a jednocześnie jej mąż, nawet jeśli należał do dwudziestu procent samców alfa, nie blokował reszcie samców, w tym samcom beta, innych kobiet. W ten sposób szanse wszystkich wyrównywały się nieco, dając również tym słabszym możliwość przekazania genów. Dlatego właśnie powstało przykazanie "nie cudzołóż", dlatego zdrada małżeńska była przez wieki jednoznacznie piętnowana. Warto zwrócić uwagę, że islam starał się być bliższy realiom. Koran dopuścił wielożeństwo dopuszczając ostatecznie do posiadania 4 żon. Warto zauważyć, że gdyby wszyscy, którzy mogli sobie na to pozwolić, mieli 4 żony, oznaczałoby to przejęcie przez dwadzieścia procent mężczyzn osiemdziesięciu procent kobiet. Niezwykłe, co?

Dotychczas, jeszcze dwa, trzy pokolenia temu, hamulce narzucone przez kulturę i religię utrzymywały w ryzach naturalne dążenie kobiet do ciągłego poszukiwania lepszego samca, a mężczyzn do zapłodnienia jak największej liczby kobiet. Instytucja małżeństwa temu właśnie służyła, jednak najwyraźniej zaczyna ona być już przeszłością, co powoduje, że zaczynają dominować naturalne, INSTYNKTOWNE zachowania. Jest to widoczne w liczbie rozwodów. Każdy dziś zna kogoś, kto się rozwiódł. I każdy bez trudu zauważy, że w ogromnej większości przypadków rozwodów to kobieta porzuca mężczyznę i to mężczyzna jest ofiarą rozwodu (za wyjątkiem jakichś przypadków patologicznych).

Przyszłość miłości z FB. Czyli co? Śmierć frajerom?

Czy mój facebookowy "znajomy" nie ma szans na budowę szczęśliwego życia ze swoją nową, filipińską miłością? Być może mamy tutaj do czynienia z prawdziwą, wielką miłością aż do grobowej deski, która zaprzeczy naturalnym zasadom ludzkiej natury. Być może! Gdy jednak się chwilę zastanowić, gdy przypomnę sobie kilka znanych mi, podobnych sytuacji, to mogę z wielką dozą pewności założyć, że ta dziewczyna szuka ZUPEŁNIE czegoś innego niż ten facebookowy "znajomy". Ona pochodzi z całkowicie innego świata. Jeśli, tak jak on to zapowiada, sprowadzi ją do Polski, to ona albo zostawi go natychmiast, gdy się zorientuje, że dzięki swojej młodości i urodzie może bez trudnu znaleźć sobie samca alfa, albo zostawi go gdy już uzyska prawo pobytu i pewność, że nie musi się obawiać deportacji. To będzie zależne od jej sprytu.

Takich "miłości" jest dziś mnóstwo na świecie i praktycznie wszystkie kończą się tak samo.

Facebookowy znajomy jest samcem beta, albo nawet samcem omega - przynajmniej tak można go ocenić na podstawie jego wpisów na FB. Jest ofiarą nowoczesności, która realnie blokuje mu dostęp do kobiet. Praktycznie do JAKICHKOLWIEK kobiet, poza prostytutkami, gdyż nastały czasy, w których odrzucono stare, głupie zasady. Efektem jest powrót do podstawowych praw natury, tyle, że w nieco zmienionym kontekście. Prawa natury są wciąż takie same, jak 50 tysięcy lat temu, tylko nosiciele tych praw (a właściwie nosicielki) widzą wszystko inaczej, bo mają całkiem inną pozycję.

Młodziutka Azjatka sprowadzona do Polski natychmiast zacznie się rozglądać. Nie musi to być świadome - będzie to robić instynktownie. I natychmiast zauważy, że mój "znajomy" z FB samcem alfa nie jest. I w tym momencie jego miesiąc miodowy się zakończy. Definitywnie.

Czy mężczyźni i kobiety są tacy sami?

Fundamentalną różnicą pomiędzy kobietą, a mężczyzną w kwestiach, o których tu piszę jest to, że mężczyzna nie ma żadnych ograniczeń i jest w stanie zapłodnić dowolną liczbę kobiet w dowolnym czasie, natomiast kobieta jest ograniczona czasowo - jest w stanie przekazywać swoje geny maksymalnie raz w roku. To powoduje różnice w stosowanych strategiach życiowych. Mężczyzna oczywiście będzie najchętniej szukał najpiękniejszej, czyli najzdrowszej kobiety o najszerszych biodrach, ale nie wzgardzi i innymi, bo nic go nie ogranicza i nic go to nie kosztuje, natomiast kobieta będzie starała się zawsze znaleźć najsilniejszego, dominującego mężczyznę, aby swojemu dziecku zapewnić jak najlepsze warunki rozwoju. Wydaje się to oczywiste, i prowadzi ostatecznie do sytuacji pojawienia się tajemniczego stosunku 20/80.

Czyli co? Nie da się?

Oczywiście, że się da! Mam znajomego Belga, który jest szczęśliwym mężem (i ojcem ślicznej córeczki) uroczej mieszkanki Malezji, skądinąd bardzo podobnej do dziewczyny z tablicy facebookowiej mojego "znajomego". Wiodą oni naprawdę szczęśliwe życie, tyle, że w Kuala Lumpur. Bo mój znajomy Belg doskonale zrozumiał, że o ile w Brukseli jego pozycja, jest pozycją całkowitego przeciętniaka, którego atrakcyjna kobieta natychmiast pozostawi dla pierwszego lepszego brukselskiego samca alfa, o tyle z tą samą pozycją i zarobkami w Kuala Lumpur to ON będzie prawdziwym samcem alfa, co pozwoli mu zachować bezpieczeństwo swojej rodziny. I rzeczywiście wiedzie tam szczęśliwe życie, którego z dużą dozą pewności nie mógłby wieść w Europie.

Trudno jest się oprzeć prześlicznym, czarnym oczom, szczupłym sylwetkom i gorącym temperamentom kobiet z antypodów. Jeśli więc drogi czytelniku podczas wakacyjnych wojaży, w Tajlandii czy w innych Indiach natrafisz na miłość swojego życia, nie rezygnuj z niej od razu. Jeśli naprawdę wierzysz, że najważniejsze jest uczucie (o wiele więcej mężczyzn niż kobiet w to tak naprawdę wierzy), to przenieś się tam, do niej! Będziesz miał wówczas wszystkie atuty w ręku! Jeśli przywieziesz ją tutaj, to bądź pewny, że szybko zostaniesz sam.

Chyba, że jesteś George'm Clooney'em.


Powroty - co by było, gdyby Polska nie powiedziała NIE Hitlerowi?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo