Z inspiracji Siukuma i jego drużyny
Część I - Poranek
Świt rozpoznawalny tylko po rysujących się niewyraźnie konturach namiotów. Cały obóz, za sprawą porannej mgły i oparów z pobliskich bagien, sprawia wrażenie jakby unosił się nad ziemią, płynął.
Dziwna, niepokojąca cisza przerywana z rzadka krzykiem budzącego się ptactwa i nawoływaniem czujnych straży, zwiastuje grozę nadchodzącego dnia. To dzień decydującej bitwy, albo my albo oni - nasz odwieczny wróg - nie ma innej opcji.
Jeden z namiotów wyraźnie odcina się o pozostałych swoim rozmiarem i poświatą, jaką roztacza wokół. W świetle lamp o niespokojnym blasku, ostro rysuje się charakterystyczna twarz z orlim nosem i przenikliwymi oczami, wnikliwie badającymi zza okularów mapy i zestawy rozkazów dla poszczególnych pododdziałów.
Nagle, dotychczas zgięta sylwetka prostuje się rzucając solidny cień na ściany namiotu. Słychać westchnienie ulgi - plan bitwy został przygotowany w najdrobniejszych szczegółach.
Szarość nieba zaczęła zabarwiać się delikatnym różem, z namiotów zaczęły dochodzić odgłosy, jakie wojsko wydaje o świcie.
Postanowił wyjść. Niedbale narzucił famous blue raincoat, kształtną, łysą czaszkę przykrył czarnym kapeluszem z szerokim rondem. Całość dopełnił czarny szal, charakterystycznie zawinięty wokół postawionego na sztorc kołnierza.
Rześkość poranka powoli zaczęła usuwać zmęczenie jakie było jego udziałem po całonocnych przygotowaniach. Poczucie dobrze wypełnionego zadania wywołało lekki uśmiech na twarzy.
Gdy przecierał okulary, co mgłą poranną mu zaszły, z namiotu dobiegł go zaspany, zmysłowy kobiecy głos:
- Janeczku, kochanie, czy założyłeś ciepłe skarpetki i gacie, bo ziąb jakiś tego poranka.
Część II - Odprawa
Formacje ustawione w równych szykach, chorągwie powiewają na wietrze wydając złowieszczy łopot. Dowódcy dokonują ostatniego przeglądu swoich oddziałów.
A On stoi jak posąg greckiego wojownika, niewzruszony, samotny. I tylko szal łopocze i wiruje wokół jego głowy jak czarna chorągiew śmierci i zniszczenia.
Zimnym okiem wytrawnego stratega ocenia zdolność bojową podwładnych, widzi już przebieg bitwy, swoją chwałę, klęskę wrogów.
Przyjmuje meldunki od dowódców, uważając je za formalność niepotrzebnie zajmującą mu czas. Chciałby ruszyć już na wroga i okryć się chwałą zwycięscy a tu szef intendentury jakieś papiery do podpisania podsuwa.
Z niechęcią rzuca okiem na karty. Jego twarz z każdym przeczytanym słowem zaczyna się zmieniać, kamienny spokój znika, zastępuje go wściekłość przechodząca w furię.
Nie tak się umawiał w sprawie tego Traktatu!!!
Dowódcy i wojsko widząc Jana Marię zamarli w bezruchu oczekując z napięciem, co się zdarzy, gotowi na wszystko.
A on spiął konia ostrogami tak, że ten stanął dęba i z nieludzkim okrzykiem: NICEA O MUERTE, porwał oddziały za sobą do nierównej walki z barbarzyńcami z UE.
W obozie została tylko Nelly z oczami pełnymi łez. Nie zdążyła się pożegnać, ani tym bardziej wręczyć tobołka, który przygotowała swojemu panu.
A były tam oprócz kanapek, ogórków kiszonych, zapasowej bielizny, rozmówki polsko-niemieckie za które na pewno byłby wdzięczny dozgonnie.
Część III - Rozłąka
Nelly okres rozłąki z mężem dłużył się niemiłosiernie. Pierwszy tydzień jakoś przetrwała krzątając się bez większego celu po obozie i wypatrując posłańca. Samotność umilała sobie przymierzając wszystkie kapelusze jakie miała.
W kolejnych dniach czas jej upływał na kłótniach z dziewkami obozowymi. Brak wojska powodował u nich duże rozdrażnienie, więc swarom, pyskówkom nie było końca. Dochodziło nawet do rękoczynów, po których musiała spędzać długie godziny na układaniu loków i przyklejaniu plastrów.
Niepokój i tęsknotę za ukochanym powoli spowijała szarość i rutyna dnia codziennego. Już z rzadka spoglądała na gościniec, gdzie dawniej z drżeniem serca wypatrywała umyślnego z wiadomościami.
Pewnego słonecznego przedpołudnia w przerwie pomiędzy układaniem loków a tłumaczeniem kolejnej dziewce, że Jan Maria z takim wycieruchem na pewno się nie zadawał, zobaczyła szary punkt na widnokręgu, który powiększał się z każdą chwilą. To musiał być posłaniec.
Gdy tuman kurzu opadł, jej oczom ukazał się osobnik, na którym zwisały strzępy galowego munduru. Całość pokryta była kurzem i plamami - zapewne krwi. Obok leżał na wznak zapieniony, dogorywając rumak z kopytami tragicznie wyciągniętymi ku niebu. W żołnierzu poznała adiutanta męża. Charakterystycznych, namiętnych ust i wąsów - nawet teraz pokrytych kurzem i glutami - nigdy nie zapomni. Oficer bez słowa, ostatkiem sił podał kopertę z listem i padł u jej stóp.
Uskoczyła w ostatniej chwili unikając zabrudzenia ciżemek i w pośpiechu udała się do namiotu przyciskając list do wzburzonego serca.
Część IV – W niewoli
Nelly usiadła na brzegu szezlonga. Emocje nie pozwalały na jasność myśli, całe ciało przeszywały dreszcze niepokoju i nadziei. Zamknęła oczy - raz kozie śmierć, pomyślała - wyjęła mały sztylecik z porcelanową rączką ukryty w gorsecie, który opinał jej jędrne piersi i drżącymi rękami otworzyła list.
...............
Odłożyła list. Targały nią sprzeczne uczucia. Ulgi - bo żyje i jest cały, tylko lekko poturbowany. Z drugiej strony smutek, złość i bezsilność. Wielki Wódz i Wojownik uległ. Nie wróci w chwale na białym koniu, nie będzie mu towarzyszył orszak tryumfalny, jeńcy i łupy.
I najgorsze, to świadomość, że został pojmany, obezwładniony i skuty przez jakąś obsługę lotniska. I za co - za lekką niesubordynację i bałaganiarstwo. Zawsze mu mówiła, by nie rozrzucał ubrań po krzesłach. Od tego jest szafa i wieszaki!
I chyba już zawsze będzie miała w uszach ten krzyk rozpaczy Janka:
Ratujcie mnie, biją mnie Niemcy!!!!
Inne tematy w dziale Kultura