Witaj morze, jestem. Zbierałem się z wyjazdem jak przysłowiowa sójka rozważając za i przeciw. Co do sójek - to odwiedzają mój ogród i las grupowo - trzy, cztery to minimum. Znaczy zaczęły sięjużnaradzać w kwestii wyprawy za morze. Ja musiałem sam siebie przekonać do wyjazdu. Jakaś odmiana jest wskazana, więc jestem tu.
Brzeg morza - początek wody, koniec lądu - dalej nie pojedziesz. Jeżeli jest port to można popłynąć, tu gdzie jestem to koniec podróży.
Brzeg morza - źródło tęsknoty i ograniczenia. Ograniczenia - bo dalej pójść się nie da, tęsknoty - za czymś dalekim, obiecującym, co skryte jest za horyzontem. Wolna, wielka przestrzeń uzmysławia mi, że bez skrzydeł trudno ją przemierzyć. A ja nie mam skrzydeł, gdzieś mi odpadły.
Siedzę więc na pograniczu dwóch żywiołów, trzeci wokół mnie delikatnie się przemieszcza studząc działanie czwartego. Sytuacja sprzyja rozmyślaniom.
Monotonny ruch fal ma coś w sobie uspokajającego, ale i dołującego. Ich szum jest melodią snu i zapomnienia. Natomiast działanie to destrukcja - każdy dołek wykopany przez dziecko zostanie zakopany, każda górka zrównana.
Działanie fal przypomina działanie czasu - powolne, acz nieustające. Spinasz się, robisz co się da i nie da, prężysz muskuły, a przyjdzie czas i po twoich staraniach, jak po zamkach z piasku. Jedynie czego szybko nie zniszczy to Sztuka i Nauka. Dzieła i dokonania dały ich twórcom nieśmiertelność - rozumianą w skali istnienia ludzkości oczywiście. Cała reszta to odcisk stopy na mokrym piasku ...
I w pewnym momencie, z głębokiego zamyślenia, z analiz nad sensem życia wyrwał mnie donośny męski głos:
"Jadzia! Idź brzegiem po mokrym to se pięty odmoczysz".
Inne tematy w dziale Rozmaitości