Spotyka się tu i ówdzie w różnych naukowych publikacjach, i nie tylko, wzmiankowanie ciekawego rozróżnienia. Rozróżnia się, mianowicie, obiekty "abstrakcyjne", "matematyczne", od "rzeczywistych", "fizycznych". Szczególnie modne są te rozróżnienia w dyskusjach dotyczących interpretacji Teorii Względności oraz Mechaniki Kwantowej. Czy przekształcenia Lorentza są rzeczywiste czy to tylko matematyczna proteza? Czy funkcje falowe obiektów opisują rzeczywiste fale czy też jakieś abstrakcyjne fale prawdopodobieństwa? I tak dalej.
Ale o co chodzi?
Powiedzcież mi jednak, dobrzy ludzie, co to jest właściwie obiekt fizyczny. Ktoś powie, że to po prostu obiekt, który istnieje fizycznie, jest realny. W porządku, zgoda. A teraz proszę podać przykład takiego obiektu. Tu niektórzy się pewnie zasępią, inni zaraz coś wymyślą i podrzucą. Być może znajdą się tacy, którzy bez wahania wymienią atom. Atom... Trudno jest zaprzeczyc, ze atomy istnieją. Ale czym on jest? Tu zaczynają się schody. Okazuje się bowiem, że opisy atomu pełne są często pokrętnej i krytykowanej przez tych i owych matematyki i różnych "abstrakcyjnych" bytów. Czy zatem atom jest fizycznym obiektem? Jest nim na takiej samej zasadzie, na jakiej jest nim cały świat. Bo świat istnieje realnie, to jest fakt. Z tym, że stwierdzenie to nic nie wnosi do fizyki jako takiej, gdyż stawia ona sobie za cel właśnie opisanie tego świata. A opisuje go, ni mniej, ni więcej, tylko matematyką. Czyli abstrakcyjnie.
Wiem, jak cię opisać, ale chciałbym wiedzieć, czym jesteś...
Wielu przejawia takie właśnie podejście do badanych przez siebie kawałków świata. Wiedzą, jak opisać ten kawałek, ich model się jakoś tam sprawdza, ale oni chcą znaleźć "pierwotną substancję materii". Innymi słowy, poszukują ostatecznego opisu. Tak to więc wygląda - poszukiwanie "fizycznego" sensu obiektu, jest w gruncie rzeczy poszukiwaniem teorii ostatecznej. Czy to ma sens? W poprzedniej notce wyraziłem się w tej sprawie negatywnie i załączyłem uzasadnienie. Jeżeli więc nigdy nie dokopiemy się do tej "podstawowej substancji świata", której poznanie udzieliłoby odpowiedzi na wszystkie pytania, to każdy - powtarzam - każdy odkryty przez nas obiekt, będzie w gruncie rzeczy bytem abstrakcyjnym, a każda kolejna teoria fizyczna - kolejnym przybliżeniem w opisie świata. Niczym więcej. Nie ma sensu snuć filozoficznych rozważań, czy dany obiekt jest obiektem fizycznym czy tylko wynikiem opisania przez nas tak, a nie inaczej, szeregu "oddzielnych" obiektów. W gruncie rzeczy, wszystko jest opisem. Wszystko to jest tylko abstrakcyjną matematyką, a czy nazwiemy daną rzecz atomem, elektronem, cząstką, falą, czy jak tam się nam podoba - będzie to tylko i wyłącznie umowna, nadana przez nas nazwa.
Skąd zatem...?
Jest kilka powodów, które zachęcają do stosowania omawianych rozróżnień. Pierwsza, to nasza wyobraźnia. Na co dzień, patrząc na świat, widzimy kolory, czujemy zapachy, słyszymy dźwieki etc. Gdy jednak zagłębimy się w jego opis, może się okazać, że tkwimy po uszy w matematycznych wzorach, które nam się kojarzą co najwyżej z zapachem papieru i bólem oczu. Drugim powodem mogą być... matematycy, a dokładnie fizycy - teoretycy, którzy czasami przedkładają "elegancję i poprawność matematyczną" ponad to, co podpowiada nam intuicja, lub nawet to, co wynikałoby z eksperymentów. Bywają "zwodniczy", jak to określił milo Wolff, potrafią onieśmielać swoją wprawą w całkowaniu i różniczkowaniu, tudzież innych przekształceniach. W ramach obrony, niektórzy mogą im zarzucać oderwanie od rzeczywistego świata.
Ale...
Ale nie ulega dla mnie wątpliwości, że rola wyobraźni w tworzeniu kolejnych "przybliżeń" rzeczywistości, jest ogromna. Tworząc opis matematyczny, zakładamy, że świat będzie przynajmniej częściowo go respektował. I faktycznie, czasami przekształcając równania, dochodzimy do jakiejś ciekawej zależności (jak, np Einstein doszedł do swojego E = mc²). Tym niemniej, opis ten poprawny będzie tylko do pewnego momentu. Potem, jeśli chce się odkryć coś więcej, trzeba uruchomić wyobraźnię, oraz nierzadko wykazać się intuicją. A dotychczasowy sposób opisu świata może tego nie ułatwiać. Wystarczy popatrzeć, jak powszechnie tłumaczy się młodzieży budowę atomu... Nikomu nie muszę chyba tłumaczyć, że model Bohra daleki jest od ułatwienia zrozumienia, czym jest atom... tzn, czym się charakteryzuje i dlaczego tak, a nie inaczej. W pierwszych dekadach XX w praktyka pokazała, że znacznie lepiej się sprawdza opis atomu jako struktury falowej. Co prawda, z jakiegoś powodu odstąpiono od tego opisu, wymyślając jakąś zakręconą probabilistykę... ale to już innym razem.
W kazdym razie, wracając do tematu - dla mnie nie ma najmniejszego sensu dyskusja nad tym, czym faktycznie jest atom. Zamiast tego, mogę podyskutować o tym, jak na obecnym poziomie wiedzy, najwygodniej go opisać. I mając jeszcze na uwadze, czemu przede wszytkim służą dyskusje o fizyce (patrz: pirogronian.salon24.pl/390836,co-wy-chcecie-ze-sie-zrecie).
A teraz przewrotnie przeciw probabilistyce...
Skoro o wyobraźni mowa - trudno sobie wyobrazić coś, czego się na oczy nie widziało. Dlatego też, zapewne, łatwiej nam sobie wyobrazić atom jako układ planetarny, trochę trudniej jako zespół rezonacyjny w "czymś" (np w eterze, który z kolei można sobie wyobrazić jako rodzaj ściśliwego płynu), zaś bodaj najtrudniej przychodzi nam pojąć atom wg interpretacji kopenhaskiej. I, jeżeli przychylę się do interpretacji falowej, to nie dlatego, że uważam to za opis "poprawny rzeczywistego, fizycznego obiektu". Po prostu wg mnie ten opis najlepiej sprawę... opisuje. I w ogóle bardziej mi się podoba. I już. :-)
Skoro już mowa o nielubieniu probabilistyki... jest jeszcze jedna przesłanka przeciwko niej, wynikająca właśnie z trudnościami w odniesieniu tej interpretacji do tego, co znamy w swoim otoczeniu. Opis probabilistyczno - korpuskularny (a korpuskuły te, z tego, co wiem, oficjalnie nie podlegają już oficjalnie żadnej interpretacji - są "z definicji abstrakcyjne"), zamyka drogę naprzód. Nie można zadać pytania "Dlaczego to działa tak, a nie inaczej?", bo brakuje punktu zaczepienia. Zostaliśmy z tym, czego tak nie lubimy - z abstrakcyjnym opisem, raczej mniej niż średnio przemawiającym do wyobraźni. W takiej sytuacji, jedyne, co nam pozostaje, to zdać się na wielkich uczonych i ich jeszcze większe akceleratory. Nie lubimy tego, oj nie lubimy. Natomiast "interpretacja" falowa odwołuje się do czegoś, co znamy. Fale umiemy sobie wyobrazić, podobnie eter. Może trącić to trochę radykalnością, ale mój pogląd jest taki, że Bóg celowo tak stworzył świat, żebyśmy na każdym etapie jego poznawania mieli jakiś element zaczepienia. Coś, co możemy sobie wyobrazić, i o naturę czego możemy spytać, dając tym samym początek kolejnemu etapowi poszukiwań... Coś, co wielu obecnie nazywa "interpretacją".
Drogi czytelniku. Nie chcę, żeby dochodziło miedzy nami do nieporozumień. Nie publikuję tutaj wiedzy objawionej. Jedyne, co robię, to mieszam w informacyjnym tyglu i wyławiam co ciekawsze moim zdaniem kawałki. Nawet, jeśli wykazuję się przy ich prezentacji dużym zaangażowaniem, to pamiętaj, że jestem w większości dziedzin tylko amatorem. Dlatego, mimo, że celowo nie wprowadzam nikogo w błąd, to pamiętaj, że... ...jesteś ciekaw, czy mam rację, to sam sprawdzaj informacje. Pozdrowionka :-P
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie