Dzisiejszy poranek przyniósł bardzo smutną wiadomość. Potwierdza się, że na szczytach naszej władzy zasiadają amatorzy i tak właśnie wygląda ich praca.
<< Prezydent i premier przy winie rozmawiają o tarczy.>>
Prezydent zamyka Sikorskiego w dźwiękoszczelnej klatce, rozmowy są tajne. Profesjonalne służby prezydenckie zapewniają poufność toczących się rozmów, a roztropny prezydent wszystko nagrywa, bo jego marzeniem jest postawienie Sikorskiego przed trybunał stanu. Nagrywanie to zresztą takie hobby formacji politycznej z której się wywodzi, i takie drugie hobby, że każdy tajny materiał trzeba gdzieś spuścić... może sprzedać, w każdym razie jakoś do swoich prywatnych celów wykorzystać.
<<Obaj politycy i tym razem siedzieli przy butelce wina.>>>
Tak się zastanawiam po przeczytaniu tych kilku fragmentów, które bez wątpienia zresztą otoczone były merytoryczną dyskusją.
Po cholerę Kaczyński wzywał Sikorskiego, skoro wyraźnie widać, że nie ma w nich woli porozumienia a jedynie przypieprzenie ministrowi i próba znalezienia na niego haków (tzw. gwoździa)?
Czy tak zawsze wyglądają rozmowy prezydenta z innymi ludźmi?
Czy PREZYDENT PROFESOR Kaczyński zachowując się w ten sposób ma prawo oczekiwać szacunku do siebie?
<<Było wino, które czasem towarzyszy spotkaniom obu polityków.>>
Jako kto - prezydent, profesor czy Lech Kaczyński.
I ostatnie pytanie - czy o sprawach ważnych dla naszego narodu prezydent z premierem nie mogli by porozmawiać na trzeźwo?
Polacy to jednak naród tragiczny...
Inne tematy w dziale Polityka