#prawo cytatu
#prawo cytatu
Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz
337
BLOG

Łuskanie cebuli. Pięciolatka neopandemii

Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Wirus odzwierzęcy-naturalny czy sfabrykowany? Gdzie i od kogo się zaczęło? Jakie jest rzeczywiste upowszechnienie SARS-CoV-2 wśród ludzi? Albo jego stopień zakaźności? Ile wynosi faktyczna śmiertelność? I jak doszło do światowej proliferacji wirusa? Czy kreowana przez rok panika jest wyłącznie akcją marketingową dla globalnej dystrybucji eksperymentu medycznego pod fałszywą flagą antywirusowej szczepionki?

Zaskakująco mało wiemy po półtora roku fermentu, zaaplikowanego zwłaszcza zachodniemu światu pod nazwą pandemii CoViD-19.  I zdumiewająco sprzeczne pozostają opinie fachowców: jedni zaklinają się, że wirus zmutował samorzutnie, inni wskazują na optymalizację sekwencji białkowej umożliwiającej dobre spasowanie z receptorem ACE-2. Ci pierwsi, z uporem obwiniają nietoperze i łuskowce, drudzy zauważają, że taki proces w naturze wymagałby, bagatela, 600-800 lat. I wskazują raczej na wyspecjalizowane laboratoria zdolne umiejętnie „podkręcić” zaraźliwość oraz gatunkowy zasięg tych różnych retro- i koronowirusów, tak by nie poprzestawały jedynie na świecie zwierzęcym, lecz potrafiły również działać jako efektywne patogeny w organizmach ludzkich.

Dziwić też musi ogromny kontrast między dynamiką i skutecznością, z jaką Chińczycy rozprawili się ze swoją, podobno najbardziej jadowitą eksplozją tej infekcji, a gnuśnością Światowej Organizacji Zdrowia, która wbrew swej nazwie w zasadzie mocno przyczyniła się do rozprowadzenia lokalnego podobno wirusa po całym globie. Zdjęcia filmowe z brutalnego sposobu realizacji lockdownu w Wuhan (w styczniu 2020 roku) mocno kontrastują z procesem „rozwożenia samolotami” po świecie jeszcze przez kilka tygodni możliwych nosicieli tak śmiertelnej ponoć zarazy. Rażący brak konsekwencji? Niezborność działań? Czy jednak jakaś premedytacja?  

Tłumienie debaty: ideologiczne czy lękowe?  

Niejednomyślności wirusologów, epidemiologów czy analityków informacji w zasadzie można by się nie dziwić, lecz potraktować ją jako naturalną właściwość poznania naukowego, które jest procesem nieustającym, zbiorowym, pełnym meandrów, błędów, ślepych uliczek oraz ponownych rozpoznań, gdyby nie... całkowity brak krytycznej debaty, publicznego sporu, argumentacyjnych potyczek. Tak, tego właśnie od przeszło roku nie ma. Pandemia uzyskała status ideologicznego sacrum, a jej prorocy żądają niekwestionowanego posłuchu. Nie tylko w Polsce, lecz w całym zachodnim świecie też. Nawet najwybitniejsze autorytety w swojej dziedzinie są trwale ignorowane na rzecz grona – nazwijmy to po imieniu! – specjalistów przyreżymowych. Idzie, oczywiście, o tzw. reżymy sanitarne.

Żadnych wątpliwości! Zwolennicy niekrytycznych deklaracji o naturalności wirusa oraz grozie kowidowej zarazy wymiatającej ze świata całe pokolenia zdominowali media głównego nurtu. Tylko ci mantrujący o braku dostatecznej liczby łóżek i respiratorów oraz głoszący nieuchronność kolejnych lockdownów lub pożytki płynące z maskowania twarzy mają do dyspozycji rozgłośnie radiowe i stacje telewizyjne. Lekarze-praktycy, którzy widzą krótką, niespinającą się kołdrę pandemicznych zarządzeń, są dyscyplinowani, upominani, wzywani przed komisje, straszeni utratą prawa wykonywania zawodu. Jak np. doktor Martynowska czy członkowie powstałego niedawno w kraju Stowarzyszenia Niezależnych Lekarzy i Naukowców.

Nie wdraża się w ogóle wypraktykowanych już, skutecznych metod leczenia tej infekcji. Casus amantadyny i dr. Bodnara z Przemyśla jest tu wystarczająco wymowny. Znany program „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego, który właśnie takim głosom z drugiej strony chciał umożliwić kontakt z opinią publiczną, zniknął z anteny TVP, po jednym ekspresyjnym wykrzyknięciu posłanki Lichockiej. Wypada jej to zapamiętać. Ale jeszcze wyraziściej niż u nas zideologizowanie mediów oraz brutalne tłumienie głosów odmiennych przejawia się w podobno bardziej liberalnych od Polski państwach Zachodu, w tych byłych „ostojach swobód demokratycznych”. Z całą bezwzględnością cenzurujących teraz katolików, konserwatystów, prourodzeniowców i... Donalda Trumpa.

Ciekawe, że do sprawy tej neopandemii – neo, bo o bardzo przez WHO zliberalizowanych parametrach! – opartej rzekomo na twardych, laboratoryjnie i naukowo potwierdzonych faktach, tyle niepokoju wnoszą wszelkie głosy odrębne. Nie tylko wypowiedzi kontestujące oficjalnie głoszony stopień zagrożenia konkretnym konstru-koronowirusem, ale nawet takie, które w sposób oczywisty mają swe źródło w racjonalnym sceptycyzmie metodologicznym. Cóż, walka klasowa, ups... okołokowidowa nasila się zwłaszcza przy wątpliwościach co do pożytków mających płynąć z masowego „wyszczepiania” ludności naszego globu.

Szczepionki groźniejsze od wirusa?   

I nie są to bynajmniej wątpliwości błahe, które można zlekceważyć wzruszeniem ramion. Po pierwsze, szczepionki pojawiły się zbyt szybko, a część z nich (Moderna i Pfizer-BioNTech) to „szczepionki” tylko z nazwy, a w istocie eksperymentalne preparaty medyczne. Po drugie, wszystkie stosowane dotąd produkty antykowidowe zostały dopuszczone warunkowo, gdyż nie zdążyły jeszcze przejść pełnej trójetapowej serii testowania. Nad tym, że nikt – ani producenci, ani państwa – nie biorą na siebie odpowiedzialności za negatywne skutki ich zastosowania, ludzie zmęczeni sinusoidą obostrzeń i poluzowań, przeszli jakoś do porządku dziennego. Ale, co już powinno dziwić, informacja o tym, że szczepionki nie chronią nikogo ani przed zachorowaniem, ani przed dalszą transmisją wirusa, też nie zrobiła większego wrażenia. Może dlatego, że puściły ją w obieg, choć bez specjalnego halo, media głównego nurtu.

Myślę jednak, że decydującą rolę w sposobie odnoszenia się opinii publicznej do propozycji szczepień antykowidowych odgrywają coraz częstsze, więc bulwersujące wiadomości o niepożądanych odczynach poszczepiennych, tzw. NOP-ach. Płyną one zarówno ze świata, jak i z własnych krajowych kręgów środowiskowo-rodzinnych. Problemy z krzepliwością krwi, zapalenia mięśnia sercowego u coraz młodszych ludzi, którzy w zasadzie w ogóle nie są zagrożeni tą infekcją lub przechodzą ją bardzo lekko. Zdarzają się zaburzenia neurologiczne, to tak na bieżąco... Ale specjaliści nie od dziś ostrzegają, że preparat z messengerem RNA (mRNA) może doprowadzić do rozstroju układu odpornościowego człowieka, a konsekwencji do groźnych schorzeń autoimmunologicznych. Część fachowców-mikrobiologów ostrzega też przed możliwością ubezpłodnienia, to nie są błahe sprawy. Tym bardziej że nie wiedzieć czemu, nasz kraj postanowił wziąć udział w eksperymencie testowania preparatu Pfizera na maleńkich dzieciach.

Nie można pomijać aspektu ostatecznego: coraz częściej dochodzą, choć niekolportowane, lecz raczej dementowane przez oficjalne media wiadomości o NOP-ach definitywnych. Niemałą rolę odegrała tu wiadomość sprzed kilkunastu tygodni o swoistym osiągnięciu greckiej służby zdrowia, która pewnego wiekowego Hellena zdążyła zaszczepić na osiem minut przed śmiercią. Inne przypadki szczepienia starszych, schorowanych osób też okazywały się ulgą dla systemów zabezpieczenia społecznego. Ale sam wiek o niczym nie przesądza: z dwóch (29 i 39 lat) zaszczepionych zaraz po dyżurze pielęgniarek austriackich udało się uratować tylko młodszą.

Przypadek dwóch polskich VIP-ów też mocno daje do myślenia. Owszem, ten starszy i schorowany przez rok żył ostrożnie i unikał kontaktów, prowadząc wszakże dość niezdrowy tryb życia, ale już drugi – mężczyzna w sile wieku, wysportowany, aktywny, pełen wigoru, otoczony gromadą przyjaciół... I obaj, tak przecież różni, nie zdążyli osiągnąć pełnej odporności po drugiej dawce szczepionki. Wprawdzie minister Niedzielski stale przekonuje, że szczepienia są bezpieczne, a korzyści z nich wciąż przewyższają ryzyko, ale tym dwóm już tego powiedzieć nie zdoła.  

Ruletka z patogenem
Świat zaczyna się oswajać z tezą, że SARS-CoV-2 to laboratoryjny konstrukt, ale to jeszcze nic. Trzeba będzie przełknąć info, że wirus jest koprodukcją amerykańsko-chińską. Chiński aport białka kolca (Spike) i wykonanie w Instytucie Wirusologii w Wuhan (Wuhan Institute od Virology – WIV), natomiast technologia zasadniczo ze Stanów (Chapel Hill), podobnie jak finansowanie federalne (via EcoHealth Alliance Petera Daszaka) oraz prywatne (z fundacji B&M Gatesów). Ale i to jeszcze nic takiego, następna łuska cebuli wiąże się z odpowiedzią na pytanie, czy wirus uciekł z laboratorium, czy też niekoniecznie. I tu już przyjdzie uronić parę łez...

W międzynarodowej komisji badającej działania chińskich władz po stwierdzeniu problemów z wirusem ważną rolę odgrywał pewien Walijczyk o ukraińskim nazwisku. Tak, ten sam Peter Daszak, który przepompował do Wuhan sporo środków z kieszeni amerykańskich podatników. A mógł to robić, bo był w dobrej komitywie z Anthonim Faucim oraz Billem Gatesem. Tym Gatesem, który poza kupowaniem ziemi uprawnej w USA oraz ludycznymi przelotami z Jeffreyem Epsteinem, od pewnego czasu sporo inwestował w przemysł farmaceutyczny. Bo szczepionki – sam się tak kiedyś wyraził – dają znakomite przebicie finansowe.

Zbyt fantastyczna teoria spiskowa? Czy ja wiem... Wbrew pozorom, części amerykańskich plutokratów, takich jak Gates czy Zuckerberg, może być blisko do totalizujących władz Pekinu, a całkiem dobrym łącznikiem między nimi może okazać się zaktualizowana do obecnego stulecia wersja ideologii komunistycznej, która znalazła sobie w świecie przyczółki dość dziś od Kremla odmienne. Jak widać, krąg zainteresowanych się zacieśnia, może więc warto zastanowić się nad dalszym forsowaniem planu powiększania ogromnych już zasobów nieszczerego Billa G. i pomyśleć o dalekosiężnych konsekwencjach „wyszczepienia” niesprawdzonymi preparatami wszystkich Polaków.

Dziś leżą na stole dwie hipotezy, obie zakładające, że mamy do czynienia z bronią biologiczną. Według jednej, tylko zaszczepieni przetrwają uderzenie wzmocnionym wariantem konstru-wirusa. Hipoteza druga głosi, że tej nowej poprawionej czy zremasterowanej wersji patogenu nie przetrwają właśnie osoby zaszczepione, którym mRNA zdemoluje układ odpornościowy. Gdyby któraś z tych hipotez miała okazać się prawdą, to optymalna pozostaje strategia pół-na-pół.  
 
Waldemar Żyszkiewicz 
   
(27 czerwca 2021)


pierwodruk: Obywatelska. Gazeta im. Kornela Morawieckiego nr 248, 2 – 15 lipca 2021

Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015 Kategoria - Poezja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości