Stanisław Janecki porozmawiał z rozczarowanymi facetami z PO, innych, już wcześniej rozczarowanych, trochę poczytał i ukręcił całkiem zgrabną opowieść o tym, jak zmieniały się formy funkcjonowania kancelarii premiera za rządów Platformy i jak ewoluował styl panowania Donalda Tuska…
Można o tym poczytać w bieżącym numerze „wSieci”, więc nie będę tu szczegółowo przedstawiał, jak początkowo merytoryczne, interesujące i swobodne spotkania premiera ze współpracownikami zmieniły się najpierw w paraliżujące pracę wielogodzinne audiencje, a potem w coraz większym tempie przeistaczały się w suche odprawy, stawanie do raportu czy swoiste przesłuchania, wreszcie w „masakry” lub „rzeźnie”. Rozmówcy Janeckiego różnie nazywali to pastwienie się srogiego władcy nad poddanymi.
Dom wariatów? Tak, ale powiem szczerze, że mnie to specjalnie nawet nie zdziwiło, bo akurat pamiętam, jaki typ zawodowego doświadczenia zdobywał u progu swej kariery Igor Ostachowicz, wedle upowszechnionej w kraju wiedzy, główny kreator wizerunku medialnego i sposobu, w jaki Donald Tusk od sześciu lat zwykł przejawiać się narodowi i współpracownikom.
(Ci, którzy mieli sposobność zajrzeć na skrzydełko prozatorskiego debiutu Ostachowicza, pod znamiennym skądinąd tytułem „Noc żywych Żydów”, dowiadywali się przy okazji, że swe wstępne szlify zawodowe późniejszy polityczny marketingowiec Igor O. zdobywał jako pielęgniarz w zakładzie psychiatrycznym).
Sprawujący osobiste i apodyktyczne rządy Donald Tusk jest oczywiście cesarzem wyłącznie symbolicznym. Więc i „masakry” czy „rzezie” urządza swoim ludziom jedynie symbolicznie. Jest niemiło, owszem, nawet bardzo nieprzyjemnie, ale głowy przecież nie lecą… Choć przewiny, niedokonania i kompromitacje tego gabinetu zwykle są przecież całkiem realne, więc może i byłoby za co.
Huśtawka nastrojów, jaka od pewnego czasu targa premierem z PO, powoduje jednak, że łatwo można taki OPR dostać za bezdurno. Jeśli więc coś mnie dziwi, to fakt, że jak dotąd żadna z niesłusznie karconych osób po prostu z gabinetu rozeźlonego zwierzchnika nie wyszła i w trybie natychmiastowym, podczas ad hoc zwołanej konferencji prasowej, sama nie złożyła dymisji, wyjaśniając powody rezygnacji z dalszej współpracy.
Ale jak widać dzielnych mężów, z tak zwanymi z hiszpańska cojones, w partii Tuska prawie nie uświadczysz. Dlatego trzeba jednak docenić postawę i Johna Godsona, i Jacka Żalka, i last not least Jarosława Gowina. Warto pamiętać, że oni mieli odwagę już teraz powiedzieć głośno, że „król jest nagi”. Bo kiedy się wreszcie formacja ostatniego tenora posypie na całego – niepokornych ujawni się nagle cały legion. Wtedy tak.
Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre”
w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015
Kategoria - Poezja
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka