Jerzy Kossak - Pogoń ułanów
Jerzy Kossak - Pogoń ułanów
Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz
241
BLOG

Kleszczyński: Literatura z lancą (6)

Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

15 lipca 1920

Byliśmy na komisji. My – to znaczy ochotnicy! Jezusie Nazareński… Co za komika (…) Ale miny – jak u pierwszych chrześcijan.

Publika, niczym w tramwaju: pół kopy studentów, trochę sztubaków, drżących, czy ich jeszcze czasem rodziciele nie wytaszczą z wojska za wichry; trzech czy czterech bankowców… Ziemian kilku, bardzo zadzierzystych… Aż dwóch fornali! Widać dziedzice swoich murzynów zaagitowali… Prócz tego giser jeden, morowy bardzo, jakiś murarz, notoryczny alkoholik, szewczyk… No i Antków kilku. – I ja.

 

 

Wymaszerowaliśmy z kadry z okrutnym fasonem. Z Ułańskiej, koło pomnika „niepraktycznego” króla, stromo pod górę*, w Aleje, potem Nowowiejską. Niektórzy kokardki mieli. Na piersi. A jakże! Żeby wszyscy widzieli, że idą się bić z dobrej woli… Że za kwadrans gotowi są spłynąć krwią za tę skołataną, niemrawą społeczność…

– Paradne!

Rej wodził między nami jakiś gazeciarz znad Wisły, frant nad franty. Sienkiewiczowski Rzędzian nie wart by mu butów ściągać: bo to spryt szatański, przy tym werwa!

Osiodłał w pięć minut dwu hrabiów, którzy się też zaciągnęli do szwoleżerów (tak, proszę państwa!) – osiodłał studenterię – i tę literaturę od siedmiu boleści, też.

– Prrawa! – Lewa! Prrawa! – Lewa!

Szedł z nami wachmistrz jakiś i dwóch plutonowych, dla porządku, bo przecież kupa była duża; ale co tam wachmistrz i w ogóle, szarże. Zbledli wszyscy wobec tego andrusa warszawskiego!

– Panowie, towarzisze… Do cholery ciężkiej! Albo jezd wojsko, albo ni ma? Jak się panowie w nogie nie mogą zgodzić, to może by lepiej wrócić do ty kochany kadry? O, rany…

Było gorąco. Pot nam spływał z czół. Bo też nikt nie był zwyczajny walić takim wielkim krokiem po bruku... A swoją drogą, coś w tym jest, w maszerowaniu. Kiedy się roztrzęsione, dowolne, niezręczne ruchy masy zwiążą – kiedy ludzi w pewnej chwili ogarnia i porwie rytm pochodu, ustala się nagle w szeregach jakaś płynność, potoczystość, najczystsza radość ruchu! Pierś oddycha szybciej, mięśnie się prężą, głowa mimo woli idzie do góry, oko błyszczy – co tam błyszczy: wyzywa!

Chciałoby się iść tak gromadą, nic a nic nie zwlekając, prosto na wroga – i bić weń taranem woli, krusząc wszystkie przeszkody.

 – To rozkosz marszu.

Cóż dopiero – kawaleryjski cwał?

 

* czyli ulicą Agrykola (przyp. wż)

 

cdn.

 

Zdzisław Kleszczyński: Czerwony teatr. Literatura z lancą. Wydawnictwo Biblioteki Dzieł Wyborowych, Warszawa 1927

Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015 Kategoria - Poezja

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura