Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz
512
BLOG

Thatcher, Kaczyński, Mazowiecki, inni: Niczego oprócz prawdy

Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz Kultura Obserwuj notkę 15

 

De mortuis nil nisi bene, czyli o zmarłych tylko dobrze albo wcale! Często przyjmuje się to zalecenie za istotę postawy chrześcijańskiej. Niesłusznie.

W rozpowszechnionym współcześnie przekonaniu znana z łacińskiej formuły maksyma „de mortuis nil nisi bene” (w innej wersji „de mortuis aut nihil aut bene”), której sens sprowadza się do postulatu, aby w obliczu śmierci litościwie przemilczeć złe postępki zmarłego, to kwintesencja miłosiernej postawy wobec bliźnich, których ziemska wędrówka właśnie dobiegła kresu. I zarazem moralny wymóg wiążący sumienia wyznawców Chrystusa. Ale to nie całkiem tak.

Przede wszystkim, szlachetnie brzmiąca rada, aby nie powtarzać złych rzeczy o zmarłych jest wcześniejsza niż chrześcijaństwo i pochodzi od któregoś z greckich mędrców z tzw. okresu przedfilozoficznego. Diogenes Laertios przypisuje ją Chilonowi ze Sparty (VI wiek przed Chrystusem), podczas gdy Plutarch upatruje jej autora w Solonie-ateńczyku (przełom VII i VI wieku p.n.e.). Takie pochodzenie maksymy nasuwa też inny sposób jej rozumienia. W starożytności kult przodków łączył się nieodmiennie z obawą przed duchami. Demonologia była mocno rozbudowana, a rozmaitym „larwom” i „upiorom” przypisywano spore możliwości szkodzenia ludziom. Zalecenie, by nie mówić źle o umarłych, mogło mieć zatem zwykły praktyczny i zdroworozsądkowy charakter.

W domu i na agorze

Cywilizacja łacińska - wsparta na racjonalizmie greckiej filozofii oraz rzymskim prawie i przeniknięta duchem chrześcijaństwa – inaczej uzasadnia powściągnięcie ludzkich języków w obliczu majestatu śmierci. Uważa się, że kres doczesnego życia niejako w naturalny sposób „przedawnia” spory i konflikty. Nie warto zatem zapamiętywać się w pretensjach, choćby i najbardziej zasadnych, bo żywienie złych emocji nikomu nie służy. A ostateczny bilans ludzkiej egzystencji, czyli decyzja: piekło/czyściec/niebo i tak pozostaje w gestii Najwyższego Sędziego.

Ważny jest też wzgląd na najbliższych, którzy opłakują zmarłego. Nawet nasi krzywdziciele mają swe rodziny. Najbardziej cyniczni oprawcy okazywali nieraz ludzkie uczucia, a politycznym zbrodniarzom zdarzało się również przeprowadzać przez ulicę staruszki z sąsiedztwa. Dlatego wypominanie nagannych występków zmarłego czy formułowanie rygorystycznych ocen jego osoby jest, przynajmniej w czasie żałoby, po prostu niestosowne. I tak właśnie – jako kurtuazyjne przemilczenie niepochlebnej części prawdy o zmarłym – jest dziś rozumiana rada starych greckich mędrców. Demonstrowanie swych pretensji czy napraszanie się ze straszną niekiedy wiedzą wobec pogrążonej w żalu rodziny nie wchodzi raczej w grę. Wszakże z zastrzeżeniem, że zmarły jest osobą prywatną i mówimy o przestrzeni czy środowisku lokalnym.

 W przypadku osób publicznych – szczególnie tych, które pozostawiają po sobie mroczne dziedzictwo ludzkiej krzywdy – jest trochę inaczej. Jeśli rodzina Anatola Fejgina ma prawo w drukowanym w Gazecie Wyborczej nekrologu nazwać go „kochanym Mężem, Ojcem, Dziadkiem i Pradziadkiem”, to trudno odebrać publicystom czy historykom prawo do przypomnienia pełniejszego obrazu tej okrutnej postaci (nawet zaraz po jej śmierci)…

 

czytaj dalej:

http://waldemar-zyszkiewicz.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=329&Itemid=45

 

Przypominam tekst napisany przed prawie dekadą, bo zawarte w nim uwagi ani się nie zdezaktualizowały, ani nie upowszechniły. 

Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015 Kategoria - Poezja

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Kultura