Poetyckie opus Czesława Miłosza jest ogromne, a jego znaczna część pozostaje dowodem artyzmu naprawdę wysokiej próby. Podobnie zresztą jak spore fragmenty jego eseistyki. Ale na wzorzec osobowy autor „Traktatu moralnego” słabo się nadaje. Bo o ile przedwojenne lewicowanie poety, a nawet jego okupacyjną „wstrzemięźliwość” można by jeszcze tłumaczyć jakimś młodzieńczym rozwichrzeniem ideowym, to przecież powojennego akcesu do komunistycznej dyplomacji naiwnością zbyć się już nie da...
Motywy różnych późniejszych wyborów życiowych Miłosza, także po jego osiedleniu się w Krakowie, mogą budzić zastanowienie. Nic więc dziwnego, że ekscentryczny pomysł, żeby w krypcie zasłużonych Polaków na Skałce pochować owszem, wybitnego twórcę, który wszakże na katolicko-narodowy fenomen polszczyzny nieraz zżymał się i sarkał (pozostańmy przy delikatnych archaizmach), wzbudził zrozumiałe zdziwienie i protesty, przez możnych III RP całkowicie zresztą zlekceważone.
Po wielu latach spędzonych w USA Miłosz jednak dostrzegał i trafnie oceniał zagrożenia, jakimi dla intelektualnej i duchowej sfery człowieka mogą być postmodernizm oraz moralny relatywizm. Noblista apelował o rozsądek i selekcję nowinek, o niewpuszczanie kontrkulturowych śmieci do krajów naszej części Europy, dostatecznie wypatroszonych już duchowo przez komunizm. Namawiał, by nie dawać przyzwolenia na demontaż tradycyjnej moralności. Ale Krakówek i Warszawka, które przecież z Miłoszowych ust każde słowo nabożnie spijały, tego właśnie przesłania jakoś nie zauważyły. Przypadek?
W przyszłym roku w sierpniu minie 10 lat od śmierci Czesława Miłosza. Czy poeta, gdyby żył dzisiaj, nadal wspierałby swoim autorytetem tęczowe marsze w mieście pod Wawelem? Wielki pochód relatywy, nie tylko w Polsce, mocno przyśpieszył. Czy zwolennicy szybkiego tworzenia cywilizacji-na-opak zdają sobie sprawę z jej możliwych następstw?
***
Pojutrze. Niezamierzone konsekwencje współczesności
– Następny.
– Dzień dobry. Chcemy dostać licencję na zawarcie małżeństwa.
– Nazwiska?
– Tim i Jim Jones.
– Jones i Jones?? Jesteście spokrewnieni? Bo widzę jakieś podobieństwo...
– Tak, jesteśmy braćmi.
– Braćmi? To nie możecie zawrzeć związku małżeńskiego.
– Dlaczego? Nie udzielacie zgody parom tej samej płci?
– Owszem, udzielamy jej wręcz nagminnie. Ale nie w przypadku rodzeństwa, to oznaczałoby kazirodztwo.
– Kazirodztwo? Skąd, my wcale nie jesteśmy gejami.
– Nie jesteście? To dlaczego chcecie się pobrać?
– Dla korzyści materialnych, oczywiście. No i kochamy się. A poza tym, nie mamy żadnych innych perspektyw.
– Ale my wydajemy tylko pozwolenia na małżeństwo parom gejowskim i lesbijskim, którym odmówiono równego traktowania wobec prawa. Jeśli nie jesteście gejami, możecie przecież poślubić kobiety.
– Zaraz, zaraz. Homoseksualny mężczyzna ma takie samo prawo poślubienia kobiety jak ja. Ale z tego, że jestem normalny wcale nie wynika, że chcę poślubić kobietę. Ja chcę wyjść za Jima.
– A ja chcę poślubić Tima. Zamierzacie dyskryminować nas tylko dlatego, że nie jesteśmy gejami?
– Dobrze, już dobrze. Dostaniecie tę swoją licencję. Następny, proszę przechodzić...
– Cześć, przyszliśmy tu po zgodę na zawarcie małżeństwa.
– Nazwiska?
– John Smith, Jane James, Robert Green i June Johnson.
– Kto kogo zamierza poślubić?
– Wszyscy chcemy wziąć ślub.
– Ale was tu jest czworo.
– Zgoda. Rzecz w tym, że wszyscy jesteśmy biseksualni. Ja kocham Jane i Roberta. Jane kocha mnie i June. June kocha Roberta i Jane, a Robert kocha June i mnie. Tylko zaślubiny całej czwórki pozwolą nam wyrazić swe preferencje seksualne w formie usankcjonowanej związkiem małżeńskim.
– Ale my licencji na małżeństwo udzielamy tylko parom gejowskim i lesbijskim.
– To znaczy, że dyskryminujecie osoby biseksualne!
– To nie tak, idzie o to, że tradycyjne małżeństwo zawsze zawierały dwie osoby.
– Od kiedy to tradycja stała się dla was taka ważna?
– No, mam na myśli to, że gdzieś trzeba postawić granicę.
– Kto tak powiedział? Nie ma żadnego logicznego uzasadnienia, żeby małżeństwo ograniczać jedynie dwóch osób. Im więcej, tym lepiej. Poza tym, domagamy się tylko uznania naszych praw! Premier mówi, że konstytucja zapewnia wszystkim równość wobec prawa. Dawaj pan, zaraz tę licencję!!
– No, już dobra... Następny proszę.
– Sie ma, występuję o zgodę na małżeństwo.
– W czyim imieniu?
– David Deets.
– A ten drugi jak się nazywa?
– Nie ma żadnego drugiego. Chcę poślubić siebie samego.
– Poślubić siebie? Co pan ma na myśli?
– Psychiatra twierdzi, że mam dwoistą osobowość, więc chciałbym złączyć jej obie części węzłem małżeńskim. Może wtedy mógłbym się wspólnie rozliczać i otrzymać większy zwrot nadpłaconego podatku?
(znalezione w sieci, z angielskiego przełożył – wż)
Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre”
w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015
Kategoria - Poezja
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka