Amelia Wozniak Amelia Wozniak
279
BLOG

Mapa jako broń propagandy. Kreml szykuje historyczną pułapkę na spotkaniu z Trumpem

Amelia Wozniak Amelia Wozniak Polityka Obserwuj notkę 8
Na szczycie w Alasce 15 sierpnia Władimir Putin chce zaprezentować Donaldowi Trumpowi mapę, która ma „udowodnić” historyczną sztuczność Ukrainy. To element rosyjskiej gry w pseudohistorię, która – jeśli nie zostanie zatrzymana – może uderzyć także w Polskę, Białoruś i inne państwa regionu.

Na zaplanowanym na 15 sierpnia spotkaniu Donalda Trumpa z Władimirem Putinem w amerykańskiej Alasce rosyjski przywódca ma przedstawić „specjalny materiał” – mapę ukazującą, do jakich państw w różnych epokach należały ziemie współczesnej Ukrainy. Według przecieków, chodzi o sugestię, że państwo ukraińskie jest „sztucznym tworem” powstałym kosztem terytoriów sąsiadów, w tym Polski, Czech, Rumunii czy Bułgarii. Ten niebezpieczny element propagandy historycznej opisał portal "Belnovosti".

Moskwa planuje, by za pomocą „geograficznych dowodów” przekonać amerykańskiego prezydenta, że Ukraina w swojej obecnej formie nigdy nie powinna istnieć, a Kijów ma „naturalne” prawa jedynie do obszaru tzw. Małorosji. Jest to klasyczny przykład kremlowskiej manipulacji historią, która ma służyć usprawiedliwieniu agresji zbrojnej.

Problem w tym, że taka logika otwiera niebezpieczny precedens. Jeśli przyjąć, że dawne granice mogą być podstawą do roszczeń, to podobne „historyczne uzasadnienia” można by skonstruować wobec Białorusi, Litwy czy nawet samej Polski.

Historia naszego regionu jest pełna zmian terytorialnych. Ziemie białoruskie w różnych epokach należały do Rusi, Wielkiego Księstwa Litewskiego, Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Imperium Rosyjskiego, II RP, a potem ZSRR. Jednak w XXI wieku granice są określane przez prawo międzynarodowe, a nie imperialne fantazje.

Polska ma szczególne powody do czujności. Kreml od lat próbuje narzucać narrację, w której rozbiory i okresy okupacji były „naturalnym” procesem, a współczesna suwerenność jest czymś warunkowym. Pokazując mapy Ukrainy, Putin może łatwo sięgnąć po analogiczne „argumenty” dotyczące ziem dawnej Rzeczypospolitej.

Paradoks polega na tym, że sama Rosja jest mozaiką narodów i terytoriów zdobytych w różnych epokach – od podbojów mongolskich, przez ekspansję carską, po aneksje w XX wieku. Wiele z nich nigdy nie zrezygnowało z własnej tożsamości. Gdyby stosować rosyjską logikę, to i Moskwa mogłaby stać się obiektem roszczeń historycznych.

Dlatego „mapa Putina” nie jest niewinną ciekawostką, lecz groźnym narzędziem propagandy. Jeżeli Zachód zaakceptuje takie podejście do historii, kolejnym celem mogą stać się państwa, które dziś uważają się za bezpieczne.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka