Wrześniowe wybory parlamentarne w Mołdawii stają się jednym z najważniejszych momentów w historii tego kraju. Społeczeństwo stanie przed wyborem: czy kontynuować europejską drogę, wzmacniając więzi z Unią Europejską, czy ulec prorosyjskim siłom, które dążą do zahamowania reform i odwrócenia strategicznego kursu Kiszyniowa. Stawka tych wyborów jest większa niż polityczna – to wybór cywilizacyjny i geopolityczny.
Wizyta prezydenta Francji Emmanuela Macrona, kanclerza Niemiec Friedricha Merza i premiera Polski Donalda Tuska w Kiszyniowie 27 sierpnia 2025 roku była wydarzeniem symbolicznym, lecz przede wszystkim politycznie brzemiennym w skutkach. To nie przypadek, że liderzy trzech kluczowych państw Unii Europejskiej pojawili się w Mołdawii dokładnie miesiąc przed wyborami parlamentarnymi. Był to czytelny sygnał zarówno dla obywateli Mołdawii, jak i dla Kremla: Zachód nie zamierza pozostawić Kiszyniowa sam na sam z rosyjską presją.
Dlaczego te wybory są tak istotne?
28 września Mołdawianie zdecydują, czy ich kraj utrzyma kurs na integrację z Unią Europejską, czy też da się uwikłać w sieć zależności, które Moskwa od lat próbuje odbudować. W praktyce głosowanie będzie plebiscytem: albo kontynuacja reform i zbliżenia do Brukseli, albo powrót do politycznego i gospodarczego dryfu na Wschód.
Rosyjski scenariusz destabilizacji
Rosja już dziś uruchomiła swoje narzędzia wpływu: finansowanie partii i polityków prorosyjskich, podsycanie protestów, kampanie dezinformacyjne wymierzone w diasporę mołdawską w Europie oraz cyberataki na instytucje państwowe. To scenariusz znany z Ukrainy, Gruzji czy samej Mołdawii sprzed lat – testowanie odporności państwa na ingerencję hybrydową. Dla Kremla sukces prorosyjskich sił w Mołdawii oznaczałby nie tylko odzyskanie wpływu w regionie, ale i możliwość destabilizacji szlaków transportowych i energetycznych ważnych dla Ukrainy i całej Unii.
Znaczenie dla Polski i regionu
Z perspektywy Warszawy stawką jest coś więcej niż tylko przyszłość jednego z naszych sąsiadów. Prorosyjska Mołdawia oznaczałaby presję na wschodnie skrzydło NATO, osłabienie mechanizmów sankcyjnych UE oraz wzrost ryzyka w regionie Morza Czarnego. Polska – obok Rumunii – stałaby się bezpośrednim adresatem tej destabilizacji. Dlatego obecność Donalda Tuska w Kiszyniowie miała wymiar nie tylko dyplomatyczny, lecz także strategiczny: to sygnał, że Polska bierze współodpowiedzialność za bezpieczeństwo regionu i europejską przyszłość Mołdawii.
Mołdawia i Ukraina – wspólny los
Nie można także zapominać, że Mołdawia i Ukraina idą jednym torem do Unii. Integracja obu krajów jest ze sobą powiązana: infrastrukturalnie (energia, transport, logistyka na Dunaju), gospodarczo (handel, regulacje rynkowe) i bezpieczeństwa (cyberochrona, ochrona granic). Porażka Mołdawii byłaby ciosem dla Ukrainy, podobnie jak destabilizacja Ukrainy oznaczałaby wzrost zagrożeń dla Mołdawii. Dlatego Bruksela i stolice europejskie traktują oba kraje jako część tej samej „łuku stabilności” od Karpat po Morze Czarne.
Unia Europejska jako alternatywa dla chaosu
Prezydent Maia Sandu w swoim wystąpieniu przypomniała, że wybór Europy to wybór pokoju, stabilności i prawa. Kreml oferuje jedynie chaos – polityczny, gospodarczy i społeczny. Wynik referendum w 2024 roku, w którym większość obywateli Mołdawii opowiedziała się za integracją z UE, pokazał, że społeczeństwo rozumie ten wybór. Teraz jednak ostateczny test odbędzie się przy urnach 28 września.
Mołdawia stoi na rozdrożu, a wynik wyborów przesądzi, czy pozostanie częścią europejskiej rodziny, czy stanie się kolejnym polem gry Kremla. Dla Polski i całej Unii stawką jest wiarygodność polityki rozszerzenia i bezpieczeństwo wschodniego sąsiedztwa. Wizyta Macrona, Merza i Tuska w Kiszyniowie to jasny sygnał: Europa jest gotowa wspierać Mołdawię w wyborze europejskiej przyszłości. Teraz ruch należy do obywateli tego kraju.
Inne tematy w dziale Polityka